Forum ŚWIATOWID Strona Główna ŚWIATOWID
czyli ... obserwator różnych stron życia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Polityczne ... marne charaktery

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> A co tam Panie ... w polityce???
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 20:45, 14 Lis 2007    Temat postu: Polityczne ... marne charaktery

Pan poseł Paweł Zalewski z PiSu otrzymał kolejnego kopniaka od swojej egzekutywy. Po represjach wewnątrzpartyjnych za zbytnią dociekliwość wobec polityki zagranicznej Fatygi, kolejny raz złożył na ołtarzu godność własną odrzucając propozycję PO objęcia funkcji przewodniczącego komisji spraw zagranicznych Sejmu.
I stało się dobrze, bo jakże człowiek, który nie umie zadbać o własny honor może mieć tak wielki wpływ na kształtowanie naszej polityki w wymiarze międzynarodowym.

"Istnieją pewne granice dyspozycyjności, których przekroczenie zwie sie po prostu ... prostytucją" Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 13:03, 13 Sty 2008    Temat postu:

Zemsta ministrów na doktorze G.

Dwie na jednego z Markiem Durlikiem2008-01-13, ostatnia aktualizacja

Sprawa dr. G. została wykorzystana przez polityków. Jeden chciał się odegrać za ojca, drugi chciał pokazać zasadność powołania CBA, trzeci - miał dużo osobistej niechęci do Garlickiego - mówi doc. dr. hab. Marek Durlik, chirurg, do 16 lutego 2007 r. dyrektor szpitala MSWiA w Warszawie



Marek Durlik: Tak, rano przed moim gabinetem czekali panowie z CBA. Weszli ze mną do gabinetu i powiedzieli, że został zatrzymany ordynator oddziału kardiochirurgii i dwóch lekarzy.

Garlickiego zabrano przed 7 rano. To zresztą bardzo ciekawe, bo jaki lekarz o w pół do siódmej przychodzi do pracy? Tylko Garlicki. On zawsze przychodził chwilę po godzinie 6. Bo przed 8 miał operację, a chciał wcześniej zobaczyć pacjentów.
Prokuratorzy od razu powiedzieli mi, żebym sobie szukał nowego ordynatora, bo ten już na pewno nie wróci. Ciekawe, prawda?

CBA od razu zabrało kilka tysięcy kart pacjentów ze szpitalnego oddziału ratunkowego, a mnie i moją zastępczynię wzięli na przesłuchanie. Trwało kilka godzin. W ogóle nie pytali o Garlickiego, ale o oddział ratunkowy i jednodniowe hospitalizacje. Mieliśmy zresztą wrażenie, że jest zrozumienie i życzliwość ze strony przesłuchujących nas w CBA prokuratorów.

Pierwszy sygnał o zainteresowaniu naszym szpitalem był dwa miesiące wcześniej, w grudniu 2006 r. Przyjechał wtedy prokurator z policją i zarekwirowali wszystkie historie choroby pacjentów po przeszczepie serca. Zawiadomiłem wiceszefa MSWiA Jarosława Brysiewicza, któremu podlegałem, ale o niczym nie wiedział.

Co dr Garlicki na to?

- Powiedział, że nie wie, o co chodzi, i nie ma sobie nic do zarzucenia. Poprosiłem kardiologiczną sławę prof. Antoniego Dziatkowiaka, który był naszym konsultantem do spraw kardiochirurgii, o audyt. Dostałem bardzo pozytywną opinię.

Pamiętam, że wtedy, w grudniu, pytałem prokuratora, czy mamy wstrzymać przeszczepy serca. Odparł, że należy je prowadzić dalej.

A 14 lutego, dwa dni po zatrzymaniu Garlickiego, była słynna konferencja szefa CBA Mariusza Kamińskiego i ministra Zbigniewa Ziobry. Kamiński mówił o dr. Garlickim, że to "bezwzględny, cyniczny łapówkarz". A Ziobro: "Motywem przestępczych działań kardiochirurga G. była żądza zysku" i "nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". "Informacje, jakie mamy, są makabryczne, chodzi o zabójstwo". Oglądał pan to?

- To był dla mnie szok. Zaprosiłem na spotkanie kolegów, którzy pracowali w tym oddziale, anestezjologów, którzy tam znieczulali, i wiceministra Brysiewicza. Wszyscy byli "porażeni" zarzutem zabójstwa. Wszyscy wiedzieliśmy, że decyzja odłączenia pacjenta, o którego zabójstwo Kamiński i Ziobro oskarżyli Garlickiego, nie była jego samodzielną decyzją. Garlickiego zresztą wtedy nie było w Warszawie, był w Krakowie. Konsultowano tę decyzję z nim przez telefon, ale podjął ją zespół lekarzy obecnych wtedy w szpitalu, w tym anestezjolog.

Padło oskarżenie, że telefonicznie wydał polecenie odłączenia pacjenta od aparatury.

- Nikt nie może wydać telefonicznie polecenia, żeby odłączyć pacjenta od aparatury podtrzymującej życie. Żaden z lekarzy podejmujących tę decyzję nie miał wątpliwości. Dalsze podtrzymywanie terapii byłoby błędem.

Każdego pacjenta można długo utrzymywać przy życiu za pomocą urządzeń, ale są sytuacje, że terapia już do niczego nie prowadzi, to tylko przedłużanie agonii. Taki właśnie był ten przypadek. Wszyscy lekarze wiedzą, że prowadzenie uporczywej terapii nieprowadzącej do wyleczenia jest nieetyczne.

Ziobro i Kamiński oskarżyli Garlickiego, że kazał odłączyć pacjenta, bo rodzina nie chciała sprzedać krowy, by zdobyć pieniądze na łapówkę.

- Każdy chirurg idzie na salę operacyjną, żeby odnieść sukces. To jest wpisane w nasz zawód, w naszą psychikę. Nikt nie lubi porażek, zwłaszcza tak ambitny człowiek jak Garlicki. On podejmował się najtrudniejszych operacji, żeby odnosić sukces, żeby pokazać, że gdzie indziej zdyskwalifikowany pacjent może u niego znaleźć ratunek. Wielokrotnie dawał do zrozumienia innym lekarzom, nawet tym bardziej utytułowanym, że jest po prostu świetny...

...że jest Bogiem...

- Nie, że jest lepszy od nich.

Ma syndrom Boga?

- Ma, jak wielu wybitnych kardiochirurgów.


Pan też jest chirurgiem. Ma pan syndrom Boga?

- Chyba nie mam, bo radzę się osób, z których zdaniem się liczę. Ale jednocześnie wiem, że trzeba czasami podjąć decyzję w poprzek wszystkim innym. A to często decyzja o życiu albo o śmierci.

Garlicki był lubiany przez lekarzy?

- Nie był. Nikt taki nie jest lubiany.

Musiał być wręcz znienawidzony, bo do CBA doniósł na niego kolega z pracy.

- Garlicki to typ samotnika. Samotnie wyjeżdżał na wakacje z plecakiem, aparatem i robił piękne zdjęcia. To indywidualista, który źle współgra z zespołem i nie potrafi go stworzyć.

Miałem tego świadomość i wielokrotnie rozmawiałem o tym zarówno z nim, jak i z prof. Dziatkowiakiem. Mówiliśmy mu, że nie mamy żadnych zastrzeżeń do jego fachowości, wyników operacji, kwalifikowania pacjentów, natomiast stosunki w zespole są nie najlepsze. Prof. Dziatkowiak, rekomendując mi Garlickiego, mówił, że do małżeństwa on się nie nadaje, ale do operowania chyba najlepiej w Polsce.

Po aresztowaniu koledzy anonimowo mówili mediom o nim różne nieprzyjemne rzeczy, że jest wybuchowy, apodyktyczny, choleryk, szorstki, obcesowy, ma gwałtowny charakter, nie znosi sprzeciwu, wymusza dyscyplinę, za swoje niepowodzenia zrzuca odpowiedzialność na innych, jest cyniczny, bezwzględny, narcyz, zarozumiały. Podobno raz przypiął jednemu z asystentów do palca imadło używane przy operacjach, a raz przeciął kabel, gdy zastał w dyżurce lekarzy oglądających telewizję.

- Widziałem różne szpitale na świecie i nigdzie nie było telewizorów w dyżurkach na oddziałach. To jest polska specyfika, że są również tacy lekarze, którzy zajmują się oglądaniem telewizji zamiast leczeniem chorych i pogłębianiem wiedzy.

Garlicki miał pretensje do zespołu, że koledzy nie podnoszą kwalifikacji, ale grają na komputerze albo oglądają telewizję. I w końcu zabronił na swoim oddziale oglądania telewizji w czasie pracy.

Można koledze podczas operacji przypiąć imadło?

- Wielokrotnie się zdarza, że można ukłuć kolegę w czasie operacji, i to nie jest złośliwość. Nie wiem, jak było w tym przypadku, ale i w naszym szpitalu, i w innych szpitalach pracują chirurdzy, którzy mają trudne charaktery. Mamy u nas chirurga, samodzielnego pracownika nauki, który krzyczy na personel w sposób straszny. Tak rozładowuje napięcie. Ale po operacji umie podejść, przeprosić, i to jest jeden z najbardziej lubianych kolegów.

Zabieg operacyjny, zwłaszcza kardiochirurgiczny, to często dramatyczna walka o życie. Wynik operacji zależy od współdziałania zespołu. Są różne metody motywowania ludzi. Niektórzy robią to presją, pokrzykiwaniem. Sam nigdy tego nie robię.

Czy przed aresztowaniem Garlickiego lekarze skarżyli się panu na niego?

- Zgłaszali mi, że każe im przyjeżdżać wieczorem do szpitala albo w sobotę czy w niedzielę, że każe zostawać po godzinach i opiekować się chorymi, że wymaga dyscypliny.

Za dużo wymagał?

- Za dużo? W tym niedowładzie organizacyjnym, jaki panuje w polskiej służbie zdrowia, nie ma za dużo!

Jeden z prokuratorów, który przebywał na oddziale Garlickiego jako pacjent, powiedział mi, że tak dobrego oddziału, czystego, gdzie czułby się tak bezpiecznie, to jeszcze nie widział. Taka jest prawda o Garlickim.

To było przed konferencją Kamińskiego i Ziobry?

- Po.


Odważny prokurator. Ale pan nie wyrzucił telewizorów z dyżurek w całym szpitalu.

- Nie, bo byłby bunt. Zresztą korzystanie z telewizji w pracy zależy od etyki każdego lekarza.

Co Garlicki mówił na zarzuty w sprawie trudnego charakteru?

- Rozmawialiśmy wiele razy. Nie to jest problem, czy kogoś kopnął w kostkę, czy komuś specjalnie albo niespecjalnie zapiął narzędzie na palcu. Problem w tym, że ordynator powinien zespół integrować wokół siebie. Garlicki powinien robić wszystko, by zespół mu ufał, a nie go nienawidził. Niestety, tego nie potrafił.

Pielęgniarki skarżyły się mediom, że Garlicki kazał im nosić białe bawełniane skarpety.

- Tak, bo wtedy widać brud. Wszystko musiało być nieskazitelnie czyste.
Dlatego poziom zakażeń na oddziale Garlickiego był najniższy w całym szpitalu. Ale to prokuratury nie interesuje.

Jako dyrektor nie miałem kłopotów w kontaktach z Garlickim. Na Garlickiego nie skarżyli się też moi zastępcy ani inni ordynatorzy. Ani pacjenci. Garlicki po prostu wymuszał na zespole bezwzględne posłuszeństwo. I przede wszystkim to oni się na niego skarżyli.

Prof. Dziatkowiak mówi, że Garlicki obejmował oddział w stanie "lenistwa i nieróbstwa". Przed Garlickim oddziałem szefował prof. Zbigniew Religa. Było tam aż tak źle?

- Prof. Dziatkowiak ma wiedzę, by to ocenić, bo on z tymi kolegami operował i spotykał się jako konsultant. Ja powiem tylko o liczbach: po przyjściu Garlickiego liczba trudnych operacji kardiochirurgicznych wzrosła trzykrotnie. Prof. Religa był lubiany przez asystentów, bo często go po prostu nie było w szpitalu, np. w związku z jego działalnością polityczną.

To prawda, że Garlicki zastał po Relidze rozpity zespół lekarzy?

- Nie jest tajemnicą, że w wielu zespołach było normą okazyjne picie alkoholu dostarczanego przez pacjentów. Te butelki były w szpitalach wszędzie.


Garlicki skończył z piciem?

- Tak, jest abstynentem i fanatycznym wrogiem alkoholu.


Religa miał do pana żal, że przyjął pan Garlickiego?

- Tak. Religa rywalizował z Dziatkowiakiem, więc i z Garlickim. Bo z ośrodkiem Religi w Zabrzu nagle zaczął konkurować ośrodek krakowski Dziatkowiaka. Okazało się, że jest tam taki młody doktor Garlicki, niezwykle sprawny technicznie, dyspozycyjny, może w każdej chwili wsiąść do samolotu i pobrać serce, przeszczepić, a pacjenci przeżywają. Całe środowisko wiedziało o tej rywalizacji.


W tej całej sprawie od początku do końca chodzi o ambicje, o ludzką zawiść. Ja od początku mówiłem, że nie można niszczyć szpitala, Garlickiego, bo cała sprawa polega na ludzkiej zawiści.

Pamięta pan komentarz Religi po konferencji CBA o Garlickim?

- Tak. Powiedział, że "są świnie i ludzie". Wystąpił bardzo zdecydowanie przeciw Garlickiemu. Byłem bardzo zaskoczony.

Ale też Religa publicznie powiedział, że nie ma mowy o zabójstwie, i potwierdził to w ekspertyzie dla prokuratury.

- Nie wyobrażam sobie, aby mógł wydać inną opinię. Wiele miesięcy później niemiecki ekspert światowej sławy kardiochirurg prof. Roland Hetzer to potwierdził.

Czy gdyby przed laty wiedział pan o charakterze Garlickiego to co teraz, zrobiłby pan z niego ordynatora?

- Zrobiłbym go szefem programu transplantacji serca i postawił go na bloku operacyjnym. Tu jest jego miejsce, nie w więzieniu, nie w domu.

Jak pan zobaczył taśmy nagrane z ukrycia w gabinecie Garlickiego, na których było widać, jak dostaje w prezencie od pacjentki książkę i wyjmuje z niej pieniądze, to co pan pomyślał?

- Nie zdziwiłem się. Każdy lekarz ma do czynienia z takimi sytuacjami. Pacjenci przychodzą z różnego rodzaju dowodami wdzięczności. Część przynosi kwiaty, część czekoladki, część - koperty. A inni, jak rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski, drobiazg, który lekarzowi może sprawić przyjemność.

To etyczne?

- Trudno mi się na ten temat wypowiadać. Proszę przeczytać "Czarodziejską górę" Tomasza Manna. Tam pacjenci sanatorium rozważają, jakie prezenty swojemu lekarzowi kupić na Boże Narodzenie. Jeden proponował płaszcz futrzany, inny szezlong. To jest przyjęte, usankcjonowane w wielu kulturach, że lekarzowi można podziękować po operacji. To potrzeba pacjentów zresztą, nie lekarzy, którzy czasem nie wiedzą, co zrobić z tymi prezentami i je rozdają rodzinie czy znajomym.

Skąd pan wie, że te pieniądze Garlicki dostał po operacji? Może przed?

- To jest zadanie dla prokuratury.

To zasadnicza różnica.

- Nie. Ważne, czy lekarz uzależni wykonanie zabiegu od otrzymania pieniędzy.

Może płacąc, chce załatwić jakąś przychylność, np. szybciej dostać nowe serce?

- Jaką przychylność? Nie ma w medycynie dziedziny tak dobrze kontrolowanej jak transplantologia. W szpitalu nie wiemy, jaki pacjent trafi na przeszczep, bo oni są do nas wysyłani z centralnej listy biorców. Nie mamy na to wpływu.

Nigdy ani do mnie, ani do rzecznika praw pacjenta w szpitalu nie trafiło żadne pismo, żaden anonim nawet, że Garlicki żądał jakichś korzyści finansowych od kogokolwiek. Zarzuty o korupcję były dla nas ogromnym zaskoczeniem.

Tłum pacjentów i rodzin czekających pod gabinetem Garlickiego był normalnością. Tak jest na całym świecie. Wybitni lekarze, którzy wykonują ciężkie zabiegi, którzy ratują życie, mają obowiązek spotkać się z rodzinami, przekazać informacje na temat stanu pacjenta, sposobu leczenia, rokowań.

A podziękowania pacjentów są przyjęte na całym świecie. Różnica jest taka, że we Francji nie daje się lekarzowi butelki wina, bo to nie wypada, tylko całą skrzynkę. Pracowałem kilka lat we Francji i nikt tego nie uważał za łapówkę.

Najlepszym dowodem na to są sytuacje z prywatnych lecznic, gdzie pacjenci płacą, a jednak mimo to część z nich przynosi lekarzom kwiaty, perfumy, żeby podziękować.

Kiedyś chirurdzy nie byli traktowani jak lekarze, należeli do cechu cyrulików i balwierzy. Byli traktowani jak dzisiejsi fryzjerzy, którym daje się napiwek. To oczywiście żart, ale może tłumaczyć korzenie tych podziękowań.

Ale wie pan, że w Polsce jest korupcja w służbie zdrowia, za pieniądze załatwia się np. przyspieszenie operacji?

- Wiem. Ale myślę, że nie trzeba było ukrzyżować Garlickiego, by wyplenić korupcję wśród lekarzy. Należało stworzyć mechanizmy, które by zapobiegły tej korupcji, np. wydzielić - jak to jest w systemie francuskim czy niemieckim - łóżka ordynatorskie. Czyli w każdym oddziale jest pula łóżek, do których ma prawo ordynator. A pacjent ma prawo leczyć się prywatnie u ordynatora. Płaci za to w kasie szpitala. Część dostaje lekarz, część szpital. Taki system zapobiega korupcji, a wybitnych lekarzy zatrzymuje w publicznych placówkach.
Będą łóżka dla biednych i dla bogatych.

- Myślę, że już niedługo będziemy jedynym krajem w UE, gdzie pacjent nie współpłaci za leczenie. Teraz mamy do czynienia ze straszliwą hipokryzją. Mówi się, że jest równość w dostępie do ochrony zdrowia, a przecież nie ma żadnej równości. Przecież są oficjalnie działające prywatne lecznice, a polscy pacjenci wydają z własnej kieszeni miliardy złotych.


Mamy jeden z najwyższych wskaźników płacenia za leczenie z własnej kieszeni. To więcej niż np. w Czechach czy Niemczech. Do tego państwo wydaje trzy razy mniej na pacjenta niż średnio w Unii Europejskiej, żądając jednocześnie od lekarzy opieki medycznej na poziomie unijnym.

Trzeba zalegalizować to wszystko, co już ma miejsce. Jeśli ktoś chce, żeby leczył go ordynator, i do tego leżeć w pokoju z łazienką, telewizorem, telefonem i mieć prywatną opiekę pielęgniarską, powinien mieć możliwość płacenia za to w kasie szpitala. Wyeliminowałoby to większość przypadków korupcji.

Więc winny jest zły system, a lekarze na tym korzystający są w porządku?

- Nie usprawiedliwiam lekarzy, ale to są tylko ludzie. Mają swoje rodziny i potrzeby.

Pan brał koperty?

- Nie, oczywiście nie.

Nikt panu nie proponował?

- Oczywiście, że tak. Miałem wielokrotnie przykre rozmowy z pacjentami, kiedy nie chciałem przyjąć koperty. Obrażali się, bo uważali, że odmawiam, bo suma jest za mała albo że stan zdrowia jest tak zły, że nie chcę nawet przyjąć podziękowania.

Sam pan mówił, że w takich podziękowaniach nie ma nic złego.

- Proszę tych pacjentów, by wpłacili pieniądze na konto szpitala.

Pan oddawał koperty, a Garlicki nie.

- Nie oddawał. Może powinien odpowiedzieć za to, że nie zgłosił tego do urzędu skarbowego jako dodatkowego dochodu. Proszę zauważyć, że to, co pokazał Ziobro w telewizji, jak Garlicki wyjmuje pieniądze z książki, to nie był dowód na przyjmowanie łapówek. To był dowód na przyjmowanie wdzięczności od pacjenta. Łapówka - podkreślam - to jest uzależnienie wykonania czynności przez urzędnika państwowego od otrzymania pieniędzy. Garlicki twierdzi, że tego nie robił.

Przeciwnie, jak trzeba było przyjechać do szpitala w weekend, święta, w nocy czy zostać dłużej, Garlicki nie pytał, czy dostanie za nadgodziny, nigdy ich sobie nie liczył. Nie nadaje się do obecnego systemu, gdzie lekarz pracuje do 48 godzin.


Widział pan w jego gabinecie te wszystkie alkohole, pióra?

- Nie ma takiego lekarza, który by nie dostał alkoholu czy czekoladek, czy czegokolwiek od pacjentów. Leżał u nas wybitny prawnik. Zapytałem go, czy zamierza podziękować po operacji swoim lekarzom. On na to: - To jest moje prawo obywatelskie, nikt nie może mnie tego prawa pozbawić, oczywiście zamierzam podziękować.

Co pan robi z tymi prezentami, np. z alkoholem?

- Daję w prezencie. Raz dałem takiemu miłemu panu, który wpuszcza wchodzących do szpitala i miło się uśmiecha. Na Nowy Rok dostał ode mnie butelkę Martela. Nie wie, co to jest, i mówi: - Wie pan co, wolałbym czystą.

A ja czystej nie mam.

Pan powiedział, że ukrzyżowano Garlickiego. Ale chyba i szpital. Prasa, zwłaszcza kolorowa, pisała, że wasz anestezjolog miał brać udział w nielegalnej aborcji, że na neurochirurgii był gronkowiec, że handlowano organami, że rodziny pacjentów były wykorzystywane seksualnie, że dokumentacja medyczna była fałszowana, że szpital wyłudził 3 mln zł na oddział ratownictwa z NFZ, że gangsterzy dostawali u was fałszywe dokumenty i że Garlicki przekonywał pacjentów, by przepisywali na niego swoje majątki. Słowem - nie szpital, ale "mordowalnia".

- Bardzo to przeżyliśmy. Ale proszę sobie wyobrazić, że w prokuraturze powiedzieli mi tak: - Pan się nawet nie spodziewa, ile my zrobiliśmy, żeby zachować zdrowy rozsądek i umiar w tym całym szaleństwie, przy tych politycznych naciskach.

Media pisały o Garlickim: "Doktor śmierć?", "Kardiochirurg bez serca" (oba "Dziennik"), "Tajemnica śmierci w szpitalu MSWiA" ("Życie Warszawy"), "Autorytet na bruku" ("Trybuna"), "Operacja za seks", "Doktor zabijał w rządowym szpitalu", "Żądał seksu za leczenie" (wszystko "Fakt"), "Doskonały lekarz czy bezwzględny zabójca" ("Super Express").

- Pamiętam te podłe tytuły. Kto sterował tymi przeciekami? Dlaczego został w "Fakcie" opisany mój dom? Że kosztował 3 mln zł, zresztą akurat tyle, ile szpital miał wyłudzić z NFZ. Dom kosztował mnie 500 tys. - 300 tys. to 15-letni kredyt z banku. A sfotografowany samochód nie był mój, tylko mojej partnerki życiowej. Nie miałem jednak szansy tego wyjaśnić, nikt z "Faktu" mnie o to nie zapytał.

Atmosfera w szpitalu bardzo się pogorszyła. Musieliśmy zamknąć kardiochirurgię - jest zamknięta do dziś. Od 12 lutego ubiegłego roku nie zrobiliśmy żadnego przeszczepu. Nie jest łatwo znaleźć takich ludzi jak Garlicki. Takich operatorów jak on jest w Polsce najwyżej kilku. Garlicki operował około tysiąca chorych rocznie. W 2006 r. przeszczepił 37 serc, najwięcej w Polsce. Można policzyć, ilu ludziom nie miał szansy uratować zdrowia.

Ale czy ten pan ma jeszcze szansę komuś uratować życie?

- Mam nadzieję, że zostanie oficjalnie przeproszony przez wymiar sprawiedliwości. I że będzie miał szansę stworzyć ośrodek transplantacji w Gdańsku czy w Szczecinie, bo są plany, żeby tam powstały nowe ośrodki. Ministerstwo Zdrowia powinno mu to zaproponować, przecież nie ma zakazu wykonywania zawodu.

Czy będzie w stanie po tym wszystkim stanąć do operacji?

- Jego życie to jest kardiochirurgia. Rozmawiałem z jego żoną, nie skarżyła się na to, że była bita przez męża, jak donosiły media, tylko że była samotna, że mąż nie miał dla niej czasu, bo wszystko, co nie było związane z chorym, z operacją, było dla niego stratą czasu. Pójść na spacer, rodzinna wizyta to była strata czasu. Wolał pojechać operować.

Był miły dla pacjentów?

- Był wobec nich bardzo apodyktyczny, kazał im rygorystycznie przestrzegać zaleceń, ale oni dzięki temu czuli się w jego rękach bezpiecznie. Teraz sami się zorganizowali i założyli forum w jego obronie. Dla mnie to jest ogromnie ważne. Nikt, kto jest bezwzględnym zabójcą i kto wykorzystuje seksualnie rodziny pacjentów, każe przepisywać na siebie ich majątki, nie będzie miał takiego frontu zwolenników.

Ale Garlicki miał też tzw. ciężki dowcip. Raz przyszła do mnie zapłakana pacjentka i mówi: - Garlicki powiedział, że dostałam serce po Cyganie! I co ja teraz zrobię? Pytam Garlickiego, o co chodzi, a on mówi, że zadręczała go pytaniami, czyje serce dostała, to rzucił, że Cygana.

Innym razem, gdy wicekomendant Komendy Głównej Policji leczył u nas teścia, zapytał Garlickiego, jak może mu się odwdzięczyć. A Garlicki palnął: - Niech mi pan odda swoją najstarszą córkę!

Ale jakaś pacjentka poskarżyła się, że miała być przez niego molestowana seksualnie.

- Te informacje o wykorzystywaniu seksualnym są dla nas w szpitalu nieprawdopodobne.

Jak ta afera odbiła się na kondycji finansowej szpitala?

- Bardzo źle. Szpital zawsze był w dobrej kondycji, rok w rok wypracowywaliśmy zysk. W 2006 r. mieliśmy ponad 20 mln zysku, a w 2007 r.- 20 mln straty. Po raz pierwszy od wielu lat szpital ma dług.


Zamknięty jest oddział kardiochirurgii. Mamy też dziś bardzo kulejący oddział ratownictwa, po zastrzeżeniach, że szpital wyłudzał na ten oddział pieniądze z NFZ.

Przez rok agenci CBA chodzili po szpitalu, zabierali historie choroby, wzywali lekarzy. A lekarze, zamiast pracować, chodzili na przesłuchania. Trudno, by nie odbiło się to na wynikach szpitala.

Lekarze są zdemotywowani. Są przerażeni oskarżeniami, odczuli to jako cios w całe środowisko, a szczególnie jako cios w nasz szpital. Wielu prawie ma psychozę, nie wiedzą, czy na nich nie czekają panowie w kominiarkach, czy nie są podsłuchiwani. Wiadomo, że podsłuchy były w wielu gabinetach.

Jeden z wicedyrektorów szpitala powiedział mi, że kiedyś zostawał w pracy do 20. Teraz wychodzi, gdy wybija 15.30. Powiedział, że nikt już go nie zmusi do pracy po godzinach, bo nasze dzieło ktoś podeptał.


Pański szpital wygrywał w rankingach na najlepszy szpital Mazowsza.

- Zawsze zajmowaliśmy miejsca w pierwszej dziesiątce. Byliśmy szpitalem, który ściągał najlepszych specjalistów z całej Polski.


Miał pan na to pieniądze?

- Potrafiliśmy je wypracować. Wkurzam się, gdy słyszę, że w jakimś tam szpitalu znaleziono pieniądze. Jak to znaleziono? Dyrektor odkopał pieniądze? Nie, wydał wirtualne pieniądze lub zabrał z leczenia chorych i dał lekarzom.
A pan jak je wypracowywał?

- Stosowaliśmy to, co było dozwolone, a nie było zabronione prawem i było korzystne dla szpitala.

Współpracowaliśmy z prywatnymi lecznicami, mieliśmy z nimi umowy, że mogą do nas kierować bardziej skomplikowane przypadki, za które płacili. Zarabialiśmy na tym potężne pieniądze. Na sprzedaży usług diagnostycznych, transportu medycznego, zarabialiśmy ok. 20 mln rocznie. To było 10-15 proc. naszego budżetu.

Pielęgniarki, lekarze nie strajkowali, nie domagali się podwyżek?

- Za moich czasów nie.


Prof. Dziatkowiak mówi wprost, że akcja CBA i Ziobry przeciwko Garlickiemu "to była zemsta Ziobry na lekarzach za śmierć jego ojca". Jego ojciec miał zawał, zmarł po operacji.

- Wiem z konferencji prasowych ministra Ziobry, że jego zdaniem lekarze mogli przyczynić się do śmierci ojca.

Od początku byłem przekonany, że cała sprawa została wykorzystana przez polityków. Jeden chciał się odegrać za ojca, drugi chciał pokazać zasadność powołania CBA, trzeci - miał dużo osobistej niechęci do Garlickiego. Cała sprawa była wywołana przez ludzi, którzy mieli ogromnie dużo negatywnych emocji.

Panowie z rządu bardzo mnie zaskoczyli takim stosunkiem do szpitala i Garlickiego. Przez wiele lat korzystali bez żadnych zastrzeżeń z usług naszego szpitala, nawet przed tym, jak doszli do władzy, zawsze staraliśmy się im pomóc. My byliśmy na telefon, na każde życzenie.

Dawali lekarzom prezenty?

- Tak, jak wszyscy pacjenci. Np. do mojego przyjaciela, który jest profesorem, przyszła rodzina jednego z ministrów PiS i chciała mu wręczyć po operacji kopertę. On powiedział: - Nie chcę. Oni: - Niech się pan nie boi.


Wie pan, którzy lekarze donieśli na Garlickiego do CBA?

- Domyślam się.

Dlaczego to zrobili?

- Z zawiści. Jeden z lekarzy uważał, że nie mógł się przez Garlickiego rozwijać. A on po prostu nie zdał specjalizacji, bo się nie nauczył. Ludzie Garlickiemu przypisywali swoje osobiste niepowodzenia.

Garlicki mi zawsze mówił, że kardiochirurgia to jest jak loty kosmiczne - nie każdy się do tych lotów nadaje, a większość odpada w procesie selekcji.


*** Rozmawiały Kublik & Olejnik


Źródło: Gazeta Wyborcza


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 21:05, 18 Sty 2008    Temat postu:

Sąd: Jarucka nie dostanie 50 tys. zł za rzekomy mobbing

Anna Jarucka nie dostanie 50 tys. zł zadośćuczynienia od MSZ za rzekomy mobbing. Stołeczny sąd oddalił jej pozew wobec resortu, uznając, iż nie wykazała ona, by doszło tam wobec niej do zachowań uznawanych przez prawo za mobbing.


Dawna asystentka b. szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza zarzucała resortowi - którego pracownicą formalnie pozostaje - że ją szykanowano. Miało to polegać m.in. na obniżeniu stopnia służbowego, nieudzieleniu urlopu "dla poratowania zdrowia", zagubieniu pozytywnej opinii o jej pracy, zamieszczaniu na stronie internetowej resortu "szkalujących ją wiadomości".

Sąd: Nie było mobbingu

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia orzekł, że opisywane zdarzenia nie spełniają prawnych cech mobbingu.

Aby skutecznie dochodzić swych roszczeń, powód musi udowodnić rozstrój zdrowia oraz wykazać związek przyczynowy między nim a mobbingiem. Tego pani nie udowodniła" - mówił sędzia. Podkreślił, że rozstrój powinien był stwierdzić biegły sądowy, a powódka o to nie wnosiła ("Bo nie wiedziałam" - wtrąciła Jarucka). Sędzia dodał, że nie wiadomo, czy rozstrój, o którym mówiła Jarucka, był spowodowany działaniami pracodawcy, czy też np. poronieniem.

Sąd uznał, że mobbingiem nie była odmowa udzielenia urlopu, bo pracodawca - w sytuacji, gdy w 2005 r. wybuchła tzw. "sprawa Jaruckiej" - nie mógłby odwołać podejrzanego o przestępstwo pracownika, bo przebywa on na urlopie; taką niemożność sąd uznał za "absurdalną". Sędzia przyznał, że pracodawca być może powinien był powiedzieć, że są wątpliwości co do Jaruckiej po wybuchu jej sprawy, ale wtedy byłyby zapewne jej "inne roszczenia".

Według sądu, szykaną nie było też obniżenie stopnia służbowego, bo ustawa o służbie zagranicznej uzależniała nadawanie tych stopni od zajmowanego stanowiska i "tu była pewna dowolność, a od decyzji nie było odwołania".

Sąd podkreślił, że nie można mówić o mobbingu, bo by do niego doszło, "podobne sytuacje muszą się powtarzać przez dłuższy czas, a tu były sprawy jednorazowe i za każdym razem inne".

Jarcucka ma zwrócić koszty sprawy

Na mocy wyroku Jarucka ma także zwrócić MSZ 1,8 tys. zł kosztów sprawy.

W zeszłym roku b. wiceszef biura kadr MSZ Roman Kowalski zeznał, że od lata 2005 r. rozmawiał wiele razy z Jarucką, gdy przynosiła kolejne zwolnienia lekarskie, deklarując "koniec współpracy z resortem". Dodał, że rozmawiał przy świadkach - od czasu, gdy miała powiedzieć: "Jak by wyglądało, gdybym wychodząc od pana rozerwała sobie biustonosz?".

Wyrok jest nieprawomocny. Jarucka powiedziała, że się odwoła. Dodała, że wypowiedziała już wcześniej pełnomocnictwo adwokatowi, a nigdy nie mówił on jej, by dokonała badań lekarskich. "Sędzia powiedział co trzeba i ja to zrobię" - oświadczyła, zapowiadając apelację. Dodała, że obecnie jest na urlopie macierzyńskim.

Trwa proces karny Jaruckej. Działała z chęci zemsty?

Od początku 2007 r. trwa proces karny Jaruckiej (zawieszony na czas jej urlopu), w którym odpowiada m.in. za posługiwanie się podrobionym dokumentem, w którym Cimoszewicz miał ją rzekomo upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego.

O 38-letniej dziś Jaruckiej zrobiło się głośno, gdy w sierpniu 2005 r. oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że Cimoszewicz jako szef MSZ miał ją w 2002 r. upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. Na prośbę Cimoszewicza miała ona wtedy usunąć z jego pierwotnego oświadczenia informacje o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen.

Prokuratura uznała, że rzekome upoważnienie sfałszowano (sprawcy nie wykryto). Oskarżyła Jarucką o fałszywe zeznania przed komisją śledczą i o ukrywanie akt MSZ. Według prokuratury, motywem działania kobiety była chęć zemsty, bo wielokrotnie i bez skutku zwracała się do szefa MSZ, a później marszałka Sejmu, o załatwienie placówki dyplomatycznej we Włoszech.

Grozi jej do 5 lat więzienia. Nie przyznaje się do zarzutów. Mówi, że nie działała na niczyje zlecenie i że nie było jej celem "obciążanie kogokolwiek, ani branie udziału w kampanii prezydenckiej". Wywołała jednak zamieszanie na scenie politycznej w okresie wyborczym. We wrześniu 2005 r. Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania na prezydenta RP. "Zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek" - oświadczył.

Biedactwo ... nie dostała i q...wa słusznie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 21:40, 29 Sty 2009    Temat postu:

Gdy w przeszłości stawiano zarzuty kryminalne i zatrzymywano niektórych polityków SLD, prawica natychmiast, bez namysłu, niemal w trybie doraźnym skazywała ich na oczach opinii publicznej. Liderzy Sojuszu zgadzali się, że ci, którym zostanie udowodniona wina, powinni ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Protestowali jednak przeciw publicznym linczom. Przede wszystkim wszakże apelowali o stosowanie tych samych standardów i miar w stosunku do polityków wszystkich – bez wyjątku – opcji. Okazuje się, że w sprawie prezydenta Sopotu, o aresztowanie którego wystąpiła prokuratura, większość polityków PO zachowuje się nieporównywalnie bardziej wstrzemięźliwie i ostrożnie w ocenach. Linczu nie urządzają. Czyżby wychodzili z założenia, że PO więcej wolno?


Trybuna


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 11:13, 07 Mar 2009    Temat postu:

Nieletko już rządzić. Zaczęły się ... strome schody wybory już blisko a potencjalnych rywali do prezydentury też kilku.
Dlatego między innymi, Sikorski prewencyjnie do NATO a Cimoszko do Unii.
Moim zdaniem Tusk ... przekombinował, bo obaj przepadną, nie mniej moim zdaniem i paradoksalnie .... skorzysta na tym Cimoszewicz. Będzie o nim głośno.
I bardzo dobrze

Warto jednak przypomnieć kiedy pojawiły się zarzuty, że Cimoszko sfałszował on oświadczenie majątkowe, Tusk mówił wtedy, że ... "Cimoszewicz jest zobowiązany przed opinią publiczną do wyjaśnienia szczegółów tej przykrej i zawiłej sprawy. ...."

Jak się wydaje propozycja Tuska sprawę .... wyjaśniła do końca. Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 8:29, 05 Kwi 2009    Temat postu:

Paweł Rybicki | Sobota
Bierni, mierni, ale wierni. Tacy są polscy politycy?

Niektóre stwierdzenia na temat polskiej polityki brzmią banalnie, lecz warto stale je powtarzać.
Banalną, ale jakże trafną refleksją podzielił się z nami Tomasz Pompowski z "Polski":

Niestety wciąż trwa zapotrzebowanie na BMW - biernych, miernych, ale wiernych żołnierzy partii. To jest podstawowe kryterium doboru. Nie opłaca się więc znać języków, mieć obycia prawnego (choćby z pracy samorządowej, poczynając od rady osiedla) i być ekspertem w jakiejś dziedzinie. Najważniejsza jest opinia genseka - współcześnie prezesa. To on decyduje o awansie lub odsunięciu na bok posła.

Cóż, trudno się pod tym nie podpisać. Opisany przez Pompowskiego stan rzeczy możemy obserwować w naszym kraju od lat i nic nie zapowiada, by coś miało ulec zmianie. Zdaniem publicysty "Polski" marna kondycja intelektualna polskich polityków to wynik braku zaplecza w postaci think-tanków.

Być może rzeczywiście większa aktywność różnego rodzaju instytutów zajmujących się sprawami publicznymi mogłaby poprawić jakość krajowej polityki. Jednakże wydaje się, iż istota problemu leży w nieco innym miejscu, niż wskazuje Pompowski.

Rozwiązanie zagadki rządów BMW (biernych, miernych, ale wiernych) również jest banalne. Otóż, takich ludzi wybieramy my sami. Owszem, szefowie partii promują BMW, lecz ostateczna selekcja należy do obywateli. Listy kandydatów poszczególnych partii w każdych wyborach liczą wiele osób. Wyborcy mogą odrzucić najbardziej miernych działaczy, ale rzadko kiedy z tej szansy korzystają.

Niewykluczone, że szefowie partii dobrze wiedzą co robią, stawiając na niezbyt rozgarniętych działaczy. Polacy po prostu lubią BMW. Nie tylko na drogach.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 7:49, 10 Kwi 2009    Temat postu:

Order na Kurtyce TRYBUNA

Prezydent RP w obronie obecnego kierownictwa IPN

Prezes IPN Janusz Kurtyka, a także Piotr Gontarczyk, Jan Żaryn i kilkunastu innych ludzi IPN odznaczył wczoraj prezydent Lech Kaczyński ,,za zasługi w dokumentowaniu najnowszej historii Polski''. Kurtyka otrzymał Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, a pozostali Krzyże OOP niższej rangi oraz Złote i Srebrne Krzyże Zasługi. Przyboczny prezydenta, szef jego kancelarii Piotr Kownacki wprost mówi, że gest ten ,,należy rozumieć jako wsparcie dla IPN''. Nie kryje tego sam Lech Kaczyński.
o dokonaniu odznaczenia prezydent mówił o IPN w samych superlatywach. Nie wspomniał jednak ani słowem o szeregu skandalicznych posunięć tej państwowej instytucji, np. o błyskawicznym dostarczeniu posłowi PiS Arkadiuszowi Mularczykowi, tuż przed ogłoszeniem wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaskarżonej ustawy lustracyjnej, dokumentów rzekomo obciążających niektórych sędziów TK. Nie wspomniał też o tym, jak w 2006 r. z krakowskiego oddziału IPN, którym kierował wtedy Kurtyka, wyciekły dokumenty obciążające lustracyjnie Andrzeja Przewoźnika, kandydata na nowego szefa tej instytucji. Co prawda sąd uznał po czasie, że zarzuty pod adresem Przewoźnika nie potwierdziły się, ale utrącenie jego kandydatury utorowało Kurtyce drogę do fotela szefa instytutu.

Sądy swoje, prezes swoje

Ostatnim głośnym skandalicznym posunięciem Kurtyki było powtórzenie zarzutów wobec Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego, choć sąd lustracyjny jednoznacznie stwierdził, że obaj nie byli tajnymi współpracownikami służb specjalnych PRL.
– W wymiarze politycznym to prowokacja, a w wymiarze moralnym kompromitacja Polski, bo sam pan prezydent już bardziej skompromitować się nie może – powiedział ,,Trybunie'' wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski. – W tym gronie zabrakło Pawła Zyzaka, bo skoro, jak widać, są to odznaczenia za opluwanie Lecha Wałęsy, to ten młody człowiek przebił wszystkich, więc może powinien otrzymać za to order Orła Białego. Brakuje też do kompletu ojca Tadeusza Rydzyka i profesora Jerzego Roberta Nowaka. Innych opluwaczy Lecha Wałęsy, czyli panią Walentynowicz i pana Gwiazdę, już zdążył odznaczyć – mówi marszałek Niesiołowski.
Przewodniczący Klubu Parlamentarnego Lewicy Wojciech Olejniczak powiedział, że odznaczając Kurtykę prezydent ,,wpisał się w to, co najgorsze w działaniach IPN'', kampanię nienawiści, jaką prowadzi Kurtyka.
Lech Wałęsa skomentował odznaczenia stwierdzając, że Lech Kaczyński ,,będzie rozliczony ze swego panowania''.
Piotr Gontarczyk jest, wraz ze Sławomirem Cenckiewiczem, autorem książki ,,SB a Lech Wałęsa'', która latem 2008 r. wywołała polityczną burzę. Jan Żaryn jest szefem pionu naukowego IPN.
Tymczasem Lech Wałęsa zapowiedział, że nie będzie uczestniczył w obchodach 20-lecia wyborów 4 czerwca 1989 r., ,,chyba że Janusz Kurtyka utraci stanowisko szefa IPN''.

Oręż ideologiczny radykalnej prawicy

Od blisko trzech lat, po objęciu funkcji szefa IPN przez Kurtykę, instytucja ta choć ,,narodowa'' z nazwy jest w rękach jednej, skrajnie prawicowej opcji politycznej o fundamentalistycznym podejściu do lustracji, wrogiej tej części elit opozycji politycznej z czasów PRL, która uczestniczyła w obradach Okrągłego Stołu, w tym w szczególności znienawidzonego przez braci Kaczyńskich Lecha Wałęsy. Po dojściu do władzy PiS – jak napisał wczoraj w obszernym tekście opublikowanym w ,,Gazecie Wyborczej'' były członek kolegium IPN prof. Andrzej Friszke – ,,szybko doszło do zacieśnienia więzów z nową koalicją''. Przeprowadzona została nowelizacja ustawy o IPN, na mocy której przejął on lustrację, która stała się główną domeną jego działalności.
Friszke stwierdził, że w działalności IPN ,,akcentuje się pryncypializm ideologiczny, prawicowość, antylewicowość, opozycję wobec historii socjologizującej, czy psychologizującej, a więc metodologii i trendów światowych'' i że ,,tak rozumiana historia jest natomiast dogodnym orężem w walce światopoglądowej i ideowej, częścią ideologii radykalnej prawicy''. ,,Tak nie powinno się stać w demokratycznym państwie'' – podkreślił prof. Friszke.
Prawicowa policja polityczna

Powołany do życia 10 lat temu IPN miał być placówką naukową powołaną do dokumentowania i upowszechniania wiedzy o najnowszej historii Polski. Stał się de facto ,,prawicową policją polityczną'' zwalczającą przeciwników politycznych PiS, rozsadnikiem niezgody, źródłem nienawiści publicznej, instrumentem opluwania ludzi, urzędem służącym jednej, bardzo ściśle określonej opcji politycznej. Odznaczenie wysokim orderem państwowym prezesa i najbardziej zasłużonych pracowników tej bardzo kontrowersyjnej instytucji jest skandalicznym aktem moralnej prowokacji i lekceważeniem opinii publicznej, której większość jest jednocześnie coraz bardziej zgorszona i coraz bardziej znużona niestrudzoną, pełną wrogości, a przy tym kosztowną finansowo aktywnością IPN.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 8:50, 22 Maj 2009    Temat postu:

Bugaj: Wałęsa to destrukcyjny megaloman

.....Mam osobiście z Lechem Wałęsą ogromny kłopot, związany z tym, że przez pewien czas z bliska obserwowałem, w jaki sposób działa, i myślę, że go poznałem. Budził on moją spontaniczną niechęć. Wydawał mi się straszliwym krętaczem, kabotynem i manipulatorem.

Jak poznał pan lidera „Solidarności”?
Pierwszy raz spotkałem Lecha Wałęsę pod koniec września 1980 r. Wtedy, w dobrym towarzystwie, bo z Geremkiem i Mazowieckim, pojechałem do Gdańska, był tam też Andrzej Celiński. Wówczas po raz pierwszy rozmawiałem z Wałęsą i muszę powiedzieć, że przeżyłem szok. Zobaczyłem tam straszliwego megalomana i człowieka niezwykle zarozumiałego.....
I dalej .... [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 11:14, 28 Kwi 2010    Temat postu:

Miller słucha o małych szansach Napieralskiego z niesmakiem. "Niektórzy nie dorośli do powagi sytuacji"

Zdaniem Leszka Millera, byłego premiera, Grzegorz Napieralski nie poniesie w wyborach prezydenckich bolesnej porażki. Gość Sygnałów Dnia przypomniał, że jest to kandydatura wysunięta w ostatniej chwili. Zaapelował do polityków Sojuszu, by wspierali swoje ugrupowanie, a przynajmniej mu nie przeszkadzali.

Leszek Miller przyznał, że z niesmakiem słucha swoich byłych i obecnych kolegów, którzy - jego zdaniem - nie dorośli do powagi sytuacji, a w ich wypowiedziach nie ma śladu poparcia dla Grzegorza Napieralskiego. - Zamiast tego widać drwiącą radość, że dla SLD i dla przewodniczącego przyszły trudne czasy - dodał polityk. Zwrócił się działaczy, którzy nie mają słów poparcia dla szefa Sojuszu, by w ogóle się nie wypowiadali.

http://www.swiatowid.fora.pl/posting.php?mode=reply&t=116&sid=6dfd24148aebff7d8c8b15d409230b16

Baaaaaaaardzo słusznie!!!!

Cimoszewicz, Olejniczak, Kalisz nie mówiąc o Nałęczu ...
Najwyższy czas aby ...wdrapali się na Platformę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 22:54, 29 Sty 2011    Temat postu:

W dzieciństwie Kaczyńscy "byli bici". - Może niesłusznie, może prowokowali ludzi do agresji i teraz się w pewien sposób odgrywają. Lech w dużo mniejszym stopniu, bo ułożył sobie życie rodzinne... - sobotnia "Rzeczpospolita" publikuje ostry wywiad ze znanym aktorem, Danielem Olbrychskim. Którego polityka PiS odtwórca roli Kmicica chciałby "publicznie bić po mordzie"?
W rozmowie z Robertem Mazurkiem w dodatku "Plus Minus" Olbrychski zapowiada, że będzie głosował na PO, bo ma zaufanie do tej partii, a "nie można dopuścić, żeby Polacy oddali władzę PiS".

- Ja nawet nie mogę powiedzieć, że nie lubię Jarosława Kaczyńskiego - mówi Olbrychski. - Przecież lubiłem jego brata, jego bratową. Natomiast w polityce mam zaufanie i uznanie do takich ludzi, jak: Tadeusz Mazowiecki, Jan Krzysztof Bielecki czy Hanna Suchocka, a z pewnością nie mam go do Kaczyńskiego, Leppera, Giertycha czy Macierewicza - powiedział

Ocenia, że politykiem, który budzi "podziw podobny do Mazowieckiego" jest Donald Tusk. - Od czasów Tadeusza Mazowieckiego nie było drugiej osoby bardziej nadającej się do pełnienia funkcji premiera. Bardzo bym żałował, gdyby zaszkodziło mu to, co się w tej chwili dzieje, choćby i dyskusje w łonie samej Platformy - mówi.

I mimo deklaracji o tym, że "nie nie lubi" Kaczyńskiego, wypowiada się o nim niezwykle ostro:
........

Pytany przez skąd "tak świetnie zna Kaczyńskiego" odpowiada: - Przez osoby trzecie znam go od dzieciństwa, bo znam ludzi, którzy z braćmi Kaczyńskimi brali udział przy kręceniu "O dwóch takich, co ukradli księżyc". (...) Patrząc na nich jak aktor starający się zrozumieć postać, którą zagra, widzę, że musieli być bici przez kolegów z klasy. Kolega z produkcji "O dwóch takich" opowiadał, że Kaczyńscy płakali wniebogłosy, że muszą wracać do szkoły, a tam to ich będą bili jeszcze bardziej niż wcześniej.(...) Byli bici. Może niesłusznie, może prowokowali ludzi do agresji - ocenia.......

[link widoczny dla zalogowanych]

I taki oto daje głos przedstawiciel "wysokiej kultury" ....., która również jak widać rusza do boju Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> A co tam Panie ... w polityce??? Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin