|
ŚWIATOWID czyli ... obserwator różnych stron życia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 22:34, 22 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Nigdy nie lubiłem Ziemkiewicza ale .....
Siebie samych nienawidzicie!
Środa, 20 października (12:12)
W giewu i innych prorządowych mediach mniej więcej tyle samo refleksji po wczorajszej zbrodni, co w endeckiej prasie po zamordowaniu Gabriela Narutowicza. Wystarczy sam dobór nazwisk: TVN 24 zaprosił do skomentowania sprawy Niesiołowskiego, gazeta m.in. Kuczyńskiego i niezawodnego specjalistę od mowy nienawiści (niestety, od dawna już nie jako jej badacza) Głowińskiego. Spór istnieje między stanowiskiem "wszystko to wina Kaczyńskiego", a nieco bardziej softowym "obie strony nie są bez winy, ale oczywiście Kaczyński bardziej".
Porzućcie wszelkie nadzieje, którzy w to wdepnęliście, jak by to ujął Dante, gdyby żył w III RP.
Cytat
Obie strony nie są bez winy, ale to rządząca Platforma i jej medialne zaplecze świadomie i cynicznie czynią osią debaty publicznej wojnę, obliczoną na całkowitą eksterminację nie tyle nawet Kaczyńskiego, co znienawidzonego "polskiego ciemnogrodu", którego stał się on symbolem i ucieleśnieniem...
Prawda jest inna. Obie strony nie są bez winy, ale to rządząca Platforma i jej medialne zaplecze świadomie i cynicznie czynią osią debaty publicznej wojnę, obliczoną na całkowitą eksterminację nie tyle nawet Kaczyńskiego, co znienawidzonego "polskiego ciemnogrodu", którego stał się on symbolem i ucieleśnieniem - tak, jak w zamierzchłych początkach tej wojny byli nimi "cham z siekierą" Wałęsa i "endecki fanatyk" Niesiołowski.
Współwina lidera PiS polega tylko na tym, że ten podział przyjął, wchodząc w rolę Emanuela Goldsteina III RP ("młodym wykształconym z dużych miast" doradzam: guglać "1984, Orwell"). Zrobił to z zamiarem zebrania na sobie całej nienawiści establishmentu, w nadziei, że w pewnym momencie obróci się ona przeciwko niemu, skutkując czymś w rodzaju "drugiego Sierpnia", czyli przełomem na miarę węgierskiego zwycięstwa gnojonego we wszystkich mediach przez 8 lat Wiktora Orbana. Wyważenie, na ile ta współwina jest ciężka, zależy od odpowiedzi na pytanie, czy PiS miał inne wyjście; tutaj tej kwestii rozwijał nie będę.
Sądzę, w każdym razie, że władza (rozumiana szeroko: i ta zarządzająca "bazą", i ta od "nadbudowy" - guglać "marksizm") uważa ten scenariusz za prawdopodobny i stąd między innymi jej narastająca frustracja. Użyto już wszystkich możliwych armat, a "Polska ciemna" nadal istnieje, nie idzie w rozsypkę, Kaczyński zaś wydaje się niezatapialny.
PO trzyma już całą władzę, "dorzyna watahę" w państwowych mediach, opanowuje kolejne instytucje, rząd próbuje nawet "na rympał", w sposób godny Łukaszenki, zrenacjonalizować "Rzeczpospolitą", nie dbając o szkodę wizerunkową na Zachodzie i możliwe ogromne odszkodowania, jakie po takim kroku zasądziłyby sądy europejskie.
Logika wskazywałaby, że to raczej zwolennicy PiS powinni z frustracji wariować, a ostatnie sympatyzujące z nim media dawać upust rosnącej furii - a jest odwrotnie. Realizuje się stalinowskie wskazanie, że "walka klas zaostrza się w miarę postępów socjalizmu". Im bardziej Platforma zwycięża, tym bardziej zaostrza się atak na coraz bardziej zepchniętą do okopów Świętej Trójcy opozycję (guglać "Krasiński").
Proszę, spróbujmy wziąć sprawę na zdrowy, chłopski rozum. To jedyne, co nam zostaje.
Na przykład: grupa ludzi nie chce odejść spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu, modlą się tam, palą znicze, nie chcą zakończyć żałoby. Uważacie ich za wariatów? No dobrze, to niech tam sobie wariaci stoją. Drobna niewygoda, ale w sumie, cóż za problem ich omijać. W końcu zaczną się mrozy, to sobie pójdą.
Tymczasem okazuje się, że ten krzyż to największy problem państwa! Pierwsza i najważniejsza kwestia, jaką ma się zająć nowy prezydent. Fakt, że on tam wciąż stoi, to dowód kryzysu państwa, słabości władzy, którą trzeba wreszcie przemóc. Dopóki stoi krzyż, nie ma mowy o żadnych reformach, nie ma mowy o skutecznym rządzeniu; wszystkie ośrodki władzy są wprawdzie w jednym ręku, ale grupka dewotek pod krzyżem przeszkadza.
Albo, proszę się zastanowić: "Kaczyński, radykalizując ton, sam skazuje się na marginalizację". Tak to diagnozują jednogłośnie wszyscy przywoływani w mediach politolodzy czy socjolodzy, z Markiem Migalskim włącznie. Kaczyński podważa demokratyczną legitymację władz państwa, podważa w ogóle demokrację? No to przecież - z punktu widzenia rządzących - świetnie! Polacy są zdecydowanie za demokracją, odrzucają radykałów, więc radykalny antypaństwowy Kaczyński to po prostu spełnienie marzeń władzy. Niech się marginalizuje, świetnie, można już przestać się nim zajmować, pomyśleć wreszcie o reformach, o poprawie swojego losu, zapytać władzę, gdzie te cuda. Prawda?
Więc dlaczego - no proszę, niech mi ktoś z tamtej strony spróbuje odpowiedzieć - dlaczego im Kaczyński się bardziej marginalizuje, tym jest groźniejszy? Dlaczego, zamiast oddychać z ulgą, darzycie go z tego powodu jeszcze większą nienawiścią i tym bardziej uważacie, że zanim go władza nie zniszczy, nie wypali po nim ostatniego śladu, to nic się nie da dobrego z Polską i dla Polski zrobić?
Nie wiecie? Oczywiście, że nie wiecie. A ja wiem. Nie jest mi wcale z tą wiedzą dobrze, bo nie umiem jej przekuć na jakiś konkretny czyn. Ale mogę się nią podzielić. Przynajmniej tyle zrobię, żeby w przyszłości mieć coś na usprawiedliwienie przed swoimi dziećmi.
Raz jeszcze przywołam to badanie Eurostatu sprzed kilku lat, na które często się powołuję, bo stanowi ono klucz do zrozumienia polskiego nieszczęścia. We wszystkich krajach Europy proszono badanych o przyporządkowanie 10 cech, ich zdaniem, najbardziej typowych dla danego narodu. Polacy byli jedynymi, którzy sobie samym przypisali wyłącznie cechy negatywne. Nawet Niemcy i Austriacy zobaczyli w nas coś dobrego. My sami - nic. Typowy Polak, zdaniem Polaka, jest głupi, leniwy, brudny, fanatyczny, zawistny i tak dalej. Klinicznie zaniżona samoocena, właściwie - nienawiść do samego siebie.
Każdy lekarz, mając pacjenta z takimi objawami, natychmiast wsadziłby go w kaftan, bo facet zaraz sobie zrobi krzywdę.
A tymczasem u nas wpływowe media jeszcze pracują nad pogłębieniem tej choroby.
Polak otwarty na media walony jest stale w łeb "pedagogiką wstydu", stale jest pouczany, żeby się nie nadymał narodową godnością, bo nie należy mu się żadna godność, przeciwnie, jest dziwolągiem, kompromitacją, jego historia to stek wykwitów idiotyzmu, jego kraj to smród, wiocha i absurd, a wszystko, co robi, to kompromitacja przed światem. Dlaczego? Bo takim trawionym kompleksem frustratem łatwo manipulować.
Wystarczy mu podsunąć psychiatryczną tratwę.
Ofertę, by obiekt tej nienawiści wyrzucił z siebie i uosobił w drugim Polaku. Tym "ciemnym", "moherowym", "Polaku-katoliku". To on cię kompromituje, on ci się przeszkadza ucywilizować i zintegrować z Europą. Nienawidząc jego, sam siebie oczyszczasz, odreagowujesz ten żrący cię wstyd, że w sumie wszak i ty sam jesteś po ojcu wsiórem (kto w Polsce po Katyniu i Palmirach nie jest?), a twoja babka, a może i matka jeszcze, zawodzi modły przed Matką Boską Częstochowską.
Z podkreśleniem, że różne zupełnie są metody, ale mechanizm ten sam: tak, jak Hitler sfrustrowanym przegraną wojną i kryzysem Niemcom podsunął, jako przyczynę wszystkiego zła, Żyda - tak Michnik z Tuskiem podsuwają trawionemu frustracją Polakowi "pisowca".
Przyłącz się do pogardy, krzycz razem z innymi na "godzinie nienawiści" (wyguglaliście już tego Orwella?), a wtedy, niczym poczwarka w motyla, przeistoczysz się cudownie w "młodego, wykształconego" i wielkomiejskiego przedstawiciela "Polski jasnej".
Tak jest, zrozumcie to - parafrazując sławne słowa Gogola (guglać: "rewizor") - siebie samych nienawidzicie! Dlatego ta nienawiść, oczywiście, troskliwie pielęgnowana przez "specjalistów od śpiewu i mas", irracjonalnie, wzmaga się tym bardziej, im mniej jest dla niej logicznego uzasadnienia.
W 2007 roku Tusk wygrał miażdżąco dzięki wybuchowi nadziei. Ale tych nadziei spełnić nie mógł i coraz bardziej nie może. Optymizm tamtej kampanii wyparował bez śladu, nikt już nie wierzy w "drugą Irlandię" (chyba że Północną).
Rząd, coraz bardziej widać, mamy do bani, sparaliżowany przez interesy grupowe, przez sitwy i koterie. Jego szerokie zaplecze intelektualne - wyjałowione z jakiegokolwiek pomysłu. Przez lata ćwiczyło się tylko w tresowaniu Polaków w poczuciu niższości i chęci imitowania Europy, a Europa się niepostrzeżenie skichała i już nie wielkie wyzwania cywilizacyjne, nawet nie zbilansowanie bieżącego budżetu, ale stu Cyganów pod Paryżem jest dla niej problemem nierozwiązywalnym.
Proszę zerknąć w wywiad z Aleksandrem Smolarem w "Newsweeku". Najtęższy mózg michnikowszczyzny co ma do powiedzenia? Nic! Jest źle, no, ale może nie tak bardzo źle. Może się znajdzie rada. Ale gdzie jej szukać? Następne pytanie proszę. Czego się spodziewać po pomniejszych?
Nie widać perspektywy uniknięcia wciąż odsuwanej tylko na później budżetowej katastrofy. Perspektywy gospodarcze - złe. Już nawet główny etatysta światowej ekonomii Joseph Stiglitz ogłasza, że "Obama zagrał va bank i przegrał", więc "idzie druga fala kryzysu". A światowy kryzys - wiadomo, kiedy bogate kraje mają katar, biedne konają w konwulsjach.
Koniunktura międzynarodowa dla Polski też tylko się pogarsza. W przyszłym roku Niemcy zniosą bariery zatrudnienia i wtedy opuszczą Polskę dziesiątki tysięcy inżynierów, lekarzy i specjalistów, już dziś kuszonych kontraktami za niedaleką granicą... Szkoda czasu na wyliczanie czekających nas plag.
Widmo Orbana straszy w Kancelarii Premiera i na Czerskiej. Rada? Prewencyjnie zniszczyć opozycję, zanim dojdzie do załamania nastrojów. I wykreować własną, tak, jak Jelcyn wykreował Żyrinowskiego, a Miller "Samoobronę".
W tym celu, prawdopodobnie, trzeba będzie złamać demokrację. Ażeby to zrobić, trzeba, jak przed stanem wojennym, przygotować taką operację propagandowo. Urobić społeczeństwo, by zaakceptowało nadzwyczajne środki, zastosowane dla ocalenia demokracji. A znowu żeby to zrobić, trzeba panować nad całością przekazu, zlikwidować szczeliny - oto źródło determinacji w przejmowaniu mediów.
Zbrodnia, popełniona przez emerytowanego ubeka jest wypadkiem przy pracy. Na pewno nie była ukartowana. Gdyby była, ofiarą padłby ktoś z PO, najlepiej ktoś z jej niepotrzebnego dziś, konserwatywnego skrzydła; to by dostarczyło władzy idealnego pretekstu do rozpoczęcia specjalnej operacji "ratowania demokracji". Ale, nawet jeśli się nie mylę i taka operacja jest brana pod uwagę jako jeden z wariantów na przyszłość, to jeszcze nie teraz.
Po prostu, jak to bywa, znalazł się nadgorliwy. Trochę narobił władzy i jej medialnym siłom pijarowskiego kłopotu. Ale władza sobie z tym naruszeniem wizerunku poradzi. Już sobie radzi: wariat to wariat, nikt za wariata nie może odpowiadać, zamordowany był w gruncie rzeczy sam sobie winny, że uczestniczył w czymś takim jak PiS, a wszystko zło, jak zwykle, to skutek faktu, że polski, katolicki ciemnogród mimo wszelkich działań wychowawczych wciąż jeszcze istnieje.
Rafał Ziemkiewicz
[link widoczny dla zalogowanych]
Trochę się chłopzagalopował z tym łamaniem demokracji, ale w sumie racja !!!!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Wto 20:04, 26 Paź 2010 Temat postu: |
|
|
Jerzy Domański "Przegląd"
Show zamiast rozumu
Bezradność, znużenie, bezsilność. Tak swój stan ducha opisują czytelnicy "Przeglądu" w listach do redakcji czy do mnie.
Skarżą się na coraz większy bezsens tego, co słyszą w telewizji z ust polityków, którzy w szybkich, parozdaniowych komentarzach, bo czas antenowy kosztuje, opisują trudne sprawy metodą show. Nie musi być mądrze. Ale musi być wyraziście, z przytupem, tak by skupić uwagę na mówcy. Po tym jakiś banał wygłoszony przez dziennikarza, który na tę chwilę przyjmuje minę odkrywcy Ameryki i dalej. Kolejny polityk i kolejny Kolumb. I tak przez cały dzień. Widowisko musi trwać. Show wyparł debatę.
A showmani przegonili specjalistów i ekspertów.
Nikt już nie może mieć złudzeń, że polityczni kuglarze i jastrzębie idą ręka w rękę z tymi mediami, które żywią się ich barwnymi, choć rzadko sensownymi wypowiedziami. Politycy wyciągnięci z anonimowego tłumu i wykreowani ponad miarę kompetencji i talentu weszli na orbitę dyżurnych autorytetów. Są stałymi gośćmi programów prowadzonych przez tych samych dziennikarzy, którzy z upodobaniem moralizują, jak to zepsuta jest nasza klasa polityczna.
Rozdzierają szaty na różnych łamach, a do siebie zapraszają ciągle tych samych zombi polityki. Wiadomo zresztą dlaczego. Dla oglądalności. Czyli kasy. Swojej i mediów.
Zapraszają, bo takie zombi zawsze komuś przywali, kogoś obrazi, a przynajmniej staranuje. Zombi pracuje z zespołem, który mu wymyśla grepsy, zaczepki i epitety. Obie strony, czyli i politycy, i dziennikarze, świetnie o tym wiedzą.
Czy te seanse mają jeszcze coś wspólnego z tradycyjnymi mediami, obiegiem informacji i rzetelnością dziennikarską? Wątpię. Trzeba więc poszukać jakiegoś sposobu na opisanie tych zjawisk, by odbiorca nie był tak bezczelnie oszukiwany. Niech każdy wie, na co patrzy. Sądzę zresztą, że wielu taki jawny show się spodoba. Tak jak jedzenie gąsienic na ekranie czy opowiadanie małżonków, kto kogo więcej razy zdradził.
Piszę o tym manipulowaniu widzami pod szyldem obiektywnego dziennikarstwa, bo nawet teraz, po zamachu w Łodzi, niezwykle zatroskana agresją polityków czołówka najpopularniejszych dziennikarzy pozapraszała do swoich programów tych, co zwykle. Czyli najagresywniejszych.
Logiki w tym nie ma. Jest hipokryzja i bardzo wąziutkie, przyziemne interesy. Puste gesty, fałszywa troska na pokaz i podgrzewanie atmosfery. Podpuszczanie i napuszczanie jednych na drugich.
Ciekaw jestem tylko, ilu z tych politycznych i medialnych statystów wie, o co toczy się najważniejsza gra. Ci, którzy uprawiają takie dziennikarstwo, świadomie czy nie, wpisują się w logikę polityki lidera PiS. Jest to logika bezpardonowej walki z państwem i jego instytucjami. Dla niego dzisiejsze państwo polskie jest do rozwalenia. A wszyscy, którzy chcą je podpierać, usprawniać czy modernizować, nie zasługują na miano patriotów, ludzi uczciwych i partnerów do rozmów. Jeśli taki program i praktyka rządów z lat 2005-2007 nie są wystarczające, by ogłosić alarm, to co jeszcze musi się stać, by zapaliło się czerwone światło. PiS w marszu po władzę trzeba zatrzymać. Szkopuł w tym, że trzeba to zrobić zgodnie z demokratycznymi regułami.
[link widoczny dla zalogowanych]
Ogląd sprawy jak najbardziej do przyjęcia.
Natomiast wniosek całkiem do d.....
Moim zdaniem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 9:50, 19 Cze 2011 Temat postu: |
|
|
Komedia sytuacyjna
Ziemkiewicz - sob., 18/06/2011 - 09:04
Subotnik Ziemkiewicza
Nawet oddana Salonowi duszą i ciałem „Polityka” uznała, że te słowa nadają się nie do newsów i komentarzy, ale raczej na ostatnią stronę, gdzie redakcja gromadzi rozmaite absurdy i kurioza.
Fakt, „Polityka” czasem umieszcza tam wypowiedzi jak najbardziej sensowne, by kogoś takim kontekstem wyszydzić albo ośmieszyć. Ale nie sposób jej o takie intencje podejrzewać w wypadku wypowiedzi Andrzeja Wajdy na temat jego filmu o Wałęsie. Filmu, który wciąż nie ma „ostatecznej wersji scenariusza”, choć zdjęcia zaczynać się mają lada dzień. Cóż, trudno się dziwić, że rodzenie biografii świętego patrona postępuje z trudem.
Proces konsultowania i uzgadniania scenariusza takiego dzieła przypominać musi powstawanie niegdysiejszych superprodukcji w rodzaju „Zwycięstwa”, „Blokady” czy „Bitwy o Moskwę”.
Zapowiedź Wajdy, że film pokazywać będzie Wałęsę „tak, jak go widzi świat”, a nie Polacy, co tu gadać, rzeczywiście jest kuriozalna. „Bo tutaj go uplątali, umoczyli w jakieś sytuacje, które naprawdę nie mają żadnego znaczenia. Tym bardziej, że on się z tego wytłumaczył. I wszystko wskazuje na to, że to, co powiedział, jest prawdą” – powiada Wajda. Zwroty „uplątali, umoczyli” sugerują, że owych „sytuacji” w sumie nie było, że tylko jacyś „oni” je wyssali z brudnych paluchów; ale skoro nie było, to jak to − się wytłumaczył? Toż to logika z cytowanego niedawno przez kolegę Świetlika kawału „po pierwsze, nigdy cię nie zdradziłem, a po drugie, ona nic dla mnie nie znaczy” − skądinąd bardzo często przez salon stosowana.
Ale jeszcze lepsze jest to orzeczenie, że „wszystko wskazuje, że to, co powiedział, jest prawdą”. O którą z licznych rzeczy, które Wałęsa na temat „sytuacji” powiedział, może tu chodzić? Czy prawdą jest dla Wajdy to, że Wałęsa nigdy nic nie podpisał, może podpisał, ale tylko „sznurówki”, czy jednak podpisał zobowiązanie do współpracy, „ale ich oszukał”? Czy to, że nigdy nie było żadnego „Bolka”, czy że „Bolków” było czterdziestu? A może to, że biedny Wałęsa naprawdę nie wie, jak to się stało, że po tym, jak kazał sobie przynieść do gabinetu papiery „Bolka” i jako ostatni je przestudiował, a następnie − tak przecież mówi − wsadził wszystko do koperty, zalepił, napisał, żeby nie otwierać, to jak otworzyli, to się okazało, że tych papierów tam w środku nie ma. Sztuczka godna Copperfielda!
Odpowiedź, jakiej by na to Wajda udzielił, brzmiałaby zapewne: prawdą jest wszystko. Wszystko, co w danej chwili Wałęsa mówi. Bo coś jest prawdą, albo nie jest nią, nie dlatego, że takie albo inne są fakty, ale dlatego, że to mówi, Ten, Który Zawsze Mówi Prawdę, a nie Ten, Który Nigdy Nie Mówi prawdy. Wałęsa zresztą kiedyś był tym drugim i nie przypominam sobie, żeby wtedy Wajda protestował przeciwko wyszydzaniu „przyśpieszacza z siekierą”, obleśnym żartom z jego braku wykształcenia czy złośliwemu cytowaniu przez jedynie słuszną gazetę jego wypowiedzi słowo w słowo, by całemu światu pokazać, jaki to nie potrafiący się wyjęzyczyć głąb ośmielił się rzucić wyzwanie Mazowieckiemu i stojącym za nim jasnie oświeconym. Nie mówiąc już, żeby wtedy pokornie nazywał Wajda siebie samego „szoferem Wałęsy” i opowiadał, jaką dumą go napełnia, że tak wielkiego człowieka wiózł kiedyś swoim samochodem. No, ale cóż, są jakieś powody, dla których jedni potrafią zrobić karierę, a inni nie.
W tej samej „Polityce”, która cytuje Wajdę, parę stron wcześniej, Jacek „Jaś Fasola” Żakowski drze szaty z powodu wyboru na prezesa IPN człowieka, który ma na sumieniu „bezpodstawne insynuacje dotyczące Lecha Wałęsy”. Jakież insynuacje? Chodzi zapewne o stwierdzenie Łukasza Kamińskiego, że prawdziwości faktów zawartych w książce Cenckiewicza i Gontarczyka nikt nigdy nie podważył.
Oto jest dwój-myślenie III RP w całej krasie. Stwierdzenie, że prawda jest prawdą, nazywana jest przez bezczelnego lizusa bezpodstawną insynuacją, bo nawet jeśli „sytuacje” były faktem, to nie mają znaczenia. A skoro nie mają znaczenia, to my nie chcemy o tym nic wiedzieć. A skoro nic nie wiemy, to skąd wiemy, że nie mają znaczenia? Od Autorytetów. A dlaczego są one autorytetami? Bo też nie wiedzą, nie chcą wiedzieć i są z tego dumne. I właśnie dzięki temu mogą autorytatywnie orzekać, że wszystko wskazuje, iż prawdą jest to, co prawdą być musi. Żeby wyznawcy jedynie słusznej prawdy nie mieli poczucia psychicznego dyskomfortu, że są zwykłymi kłamcami.
Inny intelektualista, nie mniej wybitny od Andrzeja Wajdy, literat Pilch, ujął to w publicystycznej ekstazie wyznaniem: wolę nie mieć racji z Michnikiem, niż mieć ją z kim innym.
Może ja za często wracam do kwestii „Bolka”, ale jest ona przecież papierkiem lakmusowym całego załgania, całego zaplątania się w łgarstwie i małości tutejszego Salonu. Kto się z ludzi związanych z szeroko rozumianą władzą zdobył w tej sprawie na elementarną uczciwość? Bodaj jeden Czuma. Całą reszta wyszła jeśli nie na wyzutych z wszelkiej przyzwoitości kłamców, to na co najmniej − Norwidem lecąc − „milczących faryzeuszy” (A, tak przy okazji − serdecznie dziękuję, Dominiko, za odpowiedź na mój list sprzed tygodnia. Dawno nie słyszałem tak wymownego milczenia).
Za wzór historycznej błagonadiożnosti w kwestii mitu założycielskiego III RP podaje Salon książkę Jana Skórzyńskiego „Zadra”. Jest to realizacja wzorca historiografii z czasów PRL. Tak właśnie w czasach mojej młodości pisano, na przykład, o bitwie pod Lenino − pomijając milczeniem takie nieistotne sprawy, jak to, skąd się w ogóle Polacy w głębi Rosji wzięli, i co tam robili, zanim się znaleźli w Sielcach nad Oką, kto dowodził jednym z pułków dywizji i co się z nim stało, i tak dalej. Tylko to, co chwalebne − reszta przecież „naprawdę nie miała żadnego znaczenia”. Dzisiaj takich rzeczy, które nie mają znaczenia, jest bodaj jeszcze więcej. III RP ma wielkich założycieli, ale owi założyciele mają w życiorysach jeszcze większe dziury.
Profesor Friszke latami zbierał materiały do biografii Kuronia, i okazało się w końcu, że może napisać tylko o drobnym jej fragmencie. A przecież Kuroń akurat niczego o sobie nie ukrywał. Cóż by dopiero marzyć o biografii Geremka? Albo o monografii strajku sierpniowego, która cała rozbija się o ten cholerny płot czy mur, przez który miał się do stoczni dostać Wałęsa, a którego nigdzie nie można znaleźć.
Białym krukiem i kolejną bibułą III RP stała się książka Justyny Błażejowskiej o drugim obiegu wydawniczym. Cóż, napisała po prostu młoda absolwentka historii o ważnym a dotąd nie wiadomo czemu (no, teraz już wiadomo) zupełnie nie opisanym fragmencie dziejów najnowszych, jej praca wzbudziła uznanie historyków, wygrała konkurs, którego nagrodą była publikacja… Jakieś pół roku leżała sobie spokojnie na pólkach, aż została odkryta przez Salon − no i zaczęło się. Nie żeby przyłapano autorkę na jakiejś nierzetelności, nie, ale po prostu, tak jak ci piszący o Wałęsie − nie zachowała proporcji! Nie ulukrowała prawdy należycie, nie obudowała peanami, nie przemilczała tego, co na bieżącym etapie jest jeszcze dla ogółu czytelników za trudne, eksponując w zamian przekaz pozytywny… Hańba, pisać o takich rzeczach na podstawie źródeł, zamiast spytać autorytetów, czy to w ogóle dobry temat, a jeśli dobry, to o których „sytuacjach” należy pisać, a o których nie.
Wiem, że to gruby przykład, ale próbuję sobie wyobrazić, jakby się pisało historię w powojennych Niemczech, gdyby ich nie zdenazyfikowano, gdyby byli naziści, przechrzczeni na liberałów i demokratów, albo chodzący w glorii opozycjonistów od Stauffenberga nadal zwartą grupą panowali nad uniwersytetami, mediami i aparatem państwowym. Pewnie by także żądano od historyków zachowania proporcji. O zbrodniach Hitlera wspomnieć, owszem, można, ale poświęcając odpowiednio wiele uwagi faktom niewątpliwym, że zbudował autostrady, że zlikwidował bezrobocie, dał Niemcom prosperity i gospodarczy sukces, i wprowadził najbardziej humanitarną w Europie, do dziś świecącą przykładem ustawę o ochronie zwierząt przed okrucieństwem. Nie można być w ocenie historii jednostronnym. A gdyby ktoś opublikował jakąś jednostronną książkę, kto wie, może jakiś sędzia, wychowany w starej, dobrej szkole prawa III Rzeszy, wydałby wyrok nakazujący autorowi dopisanie do swego dzieła elementów przywracających historii odpowiednie, wyważone proporcje? Tak, jak ku hańbie III RP sąd działający w jej imieniu nakazał Pawłowi Zyzakowi dopisanie do książki, dla jej zrównoważenia, panegiryku na część Wałęsy?
Może za często do tego wracam, ale jak tu traktować poważnie elity, które żyją w kłamstwie i kłamstwo uwiarygodniają. Powtarza się często sławne słowa, że naród, który nie ma historii, nie może mieć i przyszłości. Tak samo rzec można − i trzeba − że intelektualiści, elity, które kłamią o historii, kłamią i będą kłamać także w każdej innej sprawie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Halina
Dołączył: 29 Maj 2011
Posty: 271
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdynia
|
Wysłany: Pon 18:02, 04 Lip 2011 PRZENIESIONY Pon 18:20, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Kozy na drodze PiS.Macierewicz nie groził nożem .
Wszyscy witali się serdecznie i nie była to tylko grzeczność. Widać było, że znają się dobrze. Jak to na wsi, można by powiedzieć, gdyby nie fakt, że Kozy liczą prawie 12 tys. mieszkańców.
Gość spóźnił się kwadrans i otrzymał gromkie brawa na stojąco. Rozdano obrazki z wizerunkiem świętej pamięci pary prezydenckiej, na których po spotkaniu poseł będzie składać autografy.
Nie ujawniłam się, że jestem z "Gazety Wyborczej". W roli dziennikarzy wystąpili oficjalnie przedstawiciele "Gazety Polskiej", portalu Pomnik Smoleńsk i fotoreporter, prawdopodobnie lokalny. Włączyłam dyktafon.
Kto go tu przysłał?! Do domu!
Spotkanie miało dotyczyć programu PiS, a skupiło się na opublikowanym dopiero co przez kierowany przez Macierewicza zespół raporcie o tragedii smoleńskiej. Poseł przemawiał godzinę jak kaznodzieja, bez mikrofonu i kartki, wyszedłszy przed stół do zgromadzonych, donośnie i z emocjami. Zapewniał, że nie stawia ostatniej kropki. - Dopuszczam zarówno awarię, jak i zamach. Ale nie ukrywam, że przychylam się do tego, że było to działanie intencjonalne. Celem miała być eliminacja prezydenta Lecha Kaczyńskiego z polityki międzynarodowej za obronę Gruzji, niezgodę na rosyjski gaz oraz dążenie do prawdy o ludobójstwie w Katyniu. Dalej o ludziach, którzy zginęli w katastrofie z ust posła padło już wprost: - Zostali złapani w śmiertelną pułapkę na rozkaz centrali moskiewskiej, wystawieni na strzał, wisiał nad nimi miecz Damoklesa.
Macierewicz wyliczał podstawy swojego wniosku: niesprawny samolot, nagła mgła na lotnisku, brak funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu...
- Czy mógłbym, panie pośle, sprostować? - w pierwszym rzędzie wstał postawny, dość młody mężczyzna, ale Macierewicz nie pozwolił mu skończyć: - Jak pan będzie mówił, to ja nie będę panu przerywał - pouczył. - Ale ja tylko chciałem odnieść się...
Macierewicz: - Niech się pan spyta zebranych, jeśli panu pozwolą...
- Chciałem powiedzieć, jako były żołnierz...
- Uuuuuuu! - zawył tłum i klaszcząc, zagłuszył żołnierza. Słychać było okrzyki: - Kto go tu przysłał?! Do domu, do domu! Idź i spytaj Tuska!
Macierewicz: - Bardzo państwu dziękuję, na tym polega demokracja.
Czwarty rozbiór i modyfikacja
Po przemówieniu przyszedł czas na pytania i żołnierzowi pozwolono wyjawić, o co mu chodzi - że BOR-owcy byli w samolocie i na miejscu. - Pan minister wprowadza nas w błąd - powiedział.
- To pan się myli, przykro mi, proponuję, żeby się pan zapoznał z dokumentami. I minimum kultury, tak nie będziemy rozmawiać - uciął Macierewicz. Kolejne pytania nazwał normalnymi.
Dziennikarz z portalu: - Na filmie w internecie słychać strzały, może ktoś ocalał i dobijano rannych? Trzeba przeprowadzić ekshumację! Wywiad rosyjski dysponuje danymi genetycznymi rodzin polskich elit. To szalenie niebezpieczne! Czy ktoś domagał się zwrotu?
Staruszek w brązowym garniturze: - Czy jest nadzieja, że czarne skrzynki dotrą kiedyś do Polski?
Wysoki mężczyzna w jasnym podkoszulku: - Premierem Polski nie jest człowiek, który ma rdzenne polskie korzenie, on po prostu nie kocha Polski.
Ogrodnik: - Czuję się pożytecznym idiotą. Walczyłem w "Solidarności", byłem internowany przez pół roku. Czy PiS postawi na gospodarstwa rodzinne?
Nauczyciel z Kęt: - Mówi się, że jesteśmy oszołomami! Przepraszam za emocje, może już skończę.
Mąż stanu: - Co zrobić, żeby w wyborach nie doszło do sfałszowania wyników?
Staruszek: - Ja się zapytuję w imieniu wszystkich Polaków zdrowo myślących, czy pan premier będzie odpowiadał za zlikwidowane stocznie, za tysiące ludzi wypędzonych za granicę za chlebem?
Dziennikarz: - Panie ministrze, jak zostanie pan ministrem obrony narodowej, czy wystąpi pan z oskarżeniem przeciwko rządowi?
Macierewicz: - Mogę państwu obiecać, że premiera postawię przed trybunałem w Hadze, a obecnego ministra oddam w ręce NATO.
Wątki dotyczące ochrony przeciwpowodziowej czy rolnictwa zginęły w atakach na Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego i polityków z PO, którzy oglądają telewizję, piją-coca colę i grają w piłkę, ale nie umieją rządzić. Kozianie dowiedzieli się, że Polsce grozi imperializm rosyjski, czwarty rozbiór, latyfundia i modyfikacja genetyczna, jeśli nie ochronią urn, bo to, że zagłosują na PiS, było oczywiste.
- Nóż się w kieszeni otwiera - rzucił na koniec Macierewicz. I zaraz dodał: - Tylko bardzo proszę korespondentów "Gazety Wyborczej", żeby nie pisali, że ja tu grożę nożem.
Aż mi się ciepło zrobiło.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 18:28, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Pomijam bzdety Macierewicza bo to oszołom, ale styl relacji ... poniżej krytyki. Charakterystyczny dla GW
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Pon 18:29, 04 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niezależny
Dołączył: 25 Gru 2010
Posty: 679
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:44, 04 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
Ach to nieznośne peło że też Macierewicz musi się denerwować.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 8:26, 15 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Od "afery Rywina" nie wziąłem do ręki tygodnika "NIE" nie mniej, słuchając i ogladając ostatnie wypowiedzi Włodzimierza Czarzastego trafiłem na jego blog a tym samym na link do jego wywiadu we wspomnianym tygodniku.
Numer: 24/2011
Autor: ANDRZEJ ROZENEK
Strona: 1
Duma komucha
O łajzostwie politycznym, nożach wbijanych w plecy i kolesiostwie
"NIE rozmawia z WŁODZIMIERZEM CZARZASTYM, przewodniczącym Stowarzyszenia Ordynacka.
Czarzasty równa się afera Rywina. Ciąży Ci to skojarzenie? ? W ogóle mi nie ciąży. Jak porównuję to do afery hazardowej, to raczej mnie śmieszy. Afera, której nie było, afera, w której dwóch podgrzanych wódką facetów ? jak to starzy przyjaciele ? się nagrywa, afera, w której nikt nikomu nie dał i nie chciał dać pieniędzy, nikt nie nagrał żadnego państwowego urzędnika ani go nie podsłuchał? ? Ale skończyła się zarzutami prokuratorskimi. ? Prokuratura w czasach Ziobry prowadziła śledztwo i ani razu mnie nie przesłuchała, to znaczy wiedziała, że sprawa jest od początku do końca dęta. A teraz afera hazardowa ? podsłuchani urzędnicy, są nagrania, są rozmowy prowadzone przez wysokich urzędników państwowych, obietnice, że wstrzymamy, zmienimy ustawę? ? Tylko że afera Rywina spowodowała rozpad rządu, a hazardowa wydaje się nie mieć w ogóle wpływu na notowania Platformy. ? Prawda, afera Rywina została wykorzystana do tego, żeby zmienić rząd, żeby upodlić lewicę. Notabene lewica zachowała się w tej sprawie w sposób debilny, to znaczy nie miała zaufania do własnych ludzi. Jak SLD po aferze Olina stanęło po stronie Oleksego, to notowania SLD poszły w górę. A w przypadku afery Rywina na lewicy rozpoczęły się walki frakcyjne i jedni drugim wbijali nóż w plecy ku uciesze "GazetyWyborczej?. W wyniku tego całe pokolenie 40-latkówzostało z lewicy wymiecione albo wycofało się z życia politycznego. Ordynacka, cała ta formacja, która miała wówczas ogromne wpływy, w jednej chwili przestała je mieć. Jak do tego dodać próby przypodobania się inteligencji postsolidarnościowej, mówię o Michniku, przez Millera i Kwaśniewskiego, to rzygać się chce. ? Ale to chyba nie wina Adama Michnika, iż osiągnął taką pozycję, że ciążyła ku niemu cała elita polityczna, w tym lewica? ? To absolutnie nie jest wina Michnika, tylko kompleks lewicowej elity władzy. Kompleks, którego ostatnim przejawem był LiD, konstrukcja sztuczna, niemająca szansy powodzenia, dlatego że nie ma takiej możliwości, żeby lewica postkomunistyczna dogadała się z lewicą postsolidarnościową. W kategoriach wizji przyszłości Polski ? tak, ale wkategoriach oceny przeszłości ? nie. Ja mogę z Lityńskim rozmawiać o tym, jak piękna jest Unia Europejska, ale nigdy nie będę z nim miał wspólnej oceny Okrągłego Stołu, stanu wojennego albo czasów PRL. ? Jak więc podsumować aferę Rywina? ? To był majstersztyk dla tych, dla których to się zakończyło dobrze, a tragedia dla tych, dla których zakończyło się źle. Tylko że z perspektywy czasu nie jest to takie oczywiste, kto w której grupie się znalazł, bo dzisiaj Ziobro w krzakach, Rokita w samolocie, aMichnik pod piedestałem? ? ?Nałęczw Pałacu Prezydenckim. ? To jest facet, który za to, żeby się zobaczyć dwa razy w telewizji, sprzedałby duszę nie tylko swoją, ale i wszystkich dookoła. Nieprzypadkowo chodzi o nim opinia, że z różnych formacji Nałęcz nie był tylko w Formacji Nieżywych Schabuff. ?
Wracając do strony postsolidarnościowej ? zWidackim chyba da się rozmawiać? ? Nie wiem, być może? Nie chodzi o konkretne osoby, lecz o ocenę historii. Należę do piewców wielu elementów, które wydarzyły się w PRL. Takiego kopa edukacyjnego, jaki był po wojnie, nikt inny by nie zrobił. Zrobili komuniści, zbudowali tysiąc szkół na tysiąclecie. Takiego czytelnictwa, jakie było, nie osiągniemy już nigdy. Bezpieczeństwo socjalne, jakie wtedy było, dziś jest nieosiągalne? ? Ale ten medal ma dwie strony. ? Nie twierdzę, że PRL była cudowną krainą marzeń, ale nigdy nie zezwolę, by obrażano mojego ojca i moją matkę tylko dlatego, że pracowali w PRL, a ojciec był w PZPR. Był chłopem z urodzenia. Jak "Tańczącyjastrząb?? Takich "jastrzębi? były tysiące ? przyszli ze wsi do miast, budowali Warszawę i żaden dupek nie będzie mu mówił, że jego młodość jest czasem straconym. Tym bardziej że PRL oceniają ostatnio ludzie, którzy mają po 25 lat! ? Jesteś obrzydliwym komuchem! ? Tak bym o sobie nie powiedział, ale do partii zdążyłem wstąpić, nie ukrywam tego. A wpływ przemożny na to miały słowa mojego ojca, które na zawsze wryły mi się w pamięć. Ojciec, który zawsze był uczciwym budowlańcem, wróciwszy z budowy, powiedział: Wiecie, wszystkie najgorsze lenie i pijusy na budowie zapisały się do "Solidarności?. ?
Po aferze Rywina wycofałeś się z polityki? ? Skądże! Zostałem z niej usunięty. Jako politolog z wykształcenia żyję z wydawania książek, ale pasjonuję się polityką i nigdy nie zamierzałem się wycofywać. ? I polityka też nie zapomniała o Tobie. Pamiętam słynne wejście o szóstej rano. ? To było za rządów Ziobry. 6.00, 30 osób z bronią i w kominiarkach, psy tropiące, żona, córka i syn na podłodze? Szukali jakiegoś bandyty czy kolegi bandyty akurat u mnie! Co ciekawe, jak tym z ABW powiedziałem, panowie, ja mam jeszcze strych, może tam wejdziecie i sprawdzicie, czy się ktoś nie ukrywa, to odpowiedzieli, że im się nie chce po drabinie wchodzić. Jakiś absurd! Wywalili najpierw drzwi w mieszkaniu syna, chociaż tam nikt nie mieszkał, później wjechali do nas, wyprowadzili syna w kajdankach, którego po pół godzinie wypuścili. Oczywiście przez przypadek byli z kamerą, wszystko nagrywali. Oni tworzyli wtedy taki klimat, że ludzie popełniali samobójstwa, chociaż akurat w samobójstwo Barbary Blidy nie wierzę. ? Jak się skończyła sprawa tego najścia służb? ? Nikt się nie chce tą sprawą zająć. Naprawy kosztowały 7 tysięcy, nikt nie zwrócił do dziś ani złotówki, nikt nawet nie przeprosił. ? Ani Ty, ani nikt z rodziny nie miał postawionych zarzutów? ? Nie, absolutnie. Nie było żadnej sprawy. Cała intryga była tak zrobiona, że kilometr od domu, na stacji benzynowej zabili jakiegoś bandytę, którego kolega był podobno w klubie, w którym mój syn, student AWF, pracował dorywczo w barze. To przecież powinna być sprawa dla komisji sejmowej do spraw nacisków, tylko nikt nie chce tego podjąć, nawet lewica. ? Ale mimo to koalicja z PiS po wyborach nie jest wykluczona? ? Jest wykluczona. ? Czy to rozsądne przed wyborami ograniczać sobie możliwości koalicyjne? ? To, co mówisz, jest słuszne, prowadzę organizację bardzo pragmatyczną, mówię o Ordynackiej, która po prostu załatwia różne sprawy, realizuje różne projekty i dobiera do tego różnych partnerów. Jednak "rozjazd?między SLD a PiS wkategoriach myślenia o polityce jest niewyobrażalny. W uproszczeniu PiS to taka partia, która nie lubi ludzi, która wszędzie widzi spisek, formacja zaduchu? Jeziora gniją, jak jest przyducha, wściekłe komarzyce kąsają cię po łydkach, koszula lepi się do ciała ? to jest właśnie klimat PiS. A partie nowoczesne są zwrócone do ludzi, mówią, że nie każdy musi być taki sam, w różności tkwi siła, różnorodność tworzy postęp. ? Czyli koalicja z Platformą? ? O wiele bliżej jest nam do Platformy niż do PiS. Jeżeli zgadzamy się co do tego, jak Polska powinna wyglądać w perspektywie 10, 20 lat, to możemy wspólnie robić politykę. ? Prof. Czapiński w ostatnim wywiadzie dla "NIE?przewiduje wygraną PiS i samodzielne rządy tej partii. ? Stawianie takiej tezy oznacza sączenie ludziom informacji następującej: żeby PiS nie doszło do władzy, głosujcie na Platformę. Ja się z tym nie zgadzam. Dlatego, widząc, że SLD słabo odpiera zarzuty o możliwej koalicji z PiS, w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej?i na blogu ogłosiłem, że nie utworzymy z PiS żadnej koalicji, chcemy ją utworzyć z Platformą. Koledzy z Platformy, proszę, wypowiedzcie się. I co się stało? Schetyna zaczął się jąkać, że właściwie to tak, ale generalnie nie. Zaczęli o tej koalicji się wypowiadać jak o in vitro, to znaczy rano co innego, a w południe co innego. SLD powinien wyraźnie powiedzieć: tak, chcemy zwami powyborach rządzić. Co prawda pieprzycie sporo rzeczy w gospodarce, ale my mamy specjalistów, pomożemy wam w tym, w sensie europejskim jest nam światopoglądowo po drodze, a perspektywa europejska jest najważniejsza. Wyborcy powinni dostać czytelny przekaz: są 3 przewidywalne partie ? PO, SLD, PSL ? możecie decydować, macie wybór. ? Napieralski jest dobrym liderem? Sprawdzi się w tej sytuacji? ? To jest problem, który najczęściej roztrząsają polityczni nieudacznicy ? "jeździecbez głowy? Sierakowski, Nałęcz? A w ostatnich 3 latach żaden z tych facetów nie kandydował na prezydenta, nie zdobył 14 proc. głosów. Za to Nałęcz pobił rekord świata, będąc w jednych wyborach w dwóch sztabach dwóch kandydatów. To jest paranoja, to jest łajzostwo polityczne. Wracając do Napieralskiego, trzeba spojrzeć nie w kategoriach, kto z kim gada, z kim śpi i z kim pije, bo to jest nieważne. Trzeba popatrzeć na tendencje: ile SLD miał punktów 2 lata temu, a ile ma teraz, jaki był poziom zaufania doNapieralskiego kiedyś, a jaki jest w tej chwili. ? Mówi się ostatnio, że Napieralski stał się "niedecyzyjny?,że jest nieosiągalny, że ludzie zza jego pleców podejmują decyzje? ? Sądzę, że więcej w tym jest plotek niż prawdy. Ja oceniam Napieralskiego pozytywnie, chociaż każdy ma oczywiście swoje wady. ? Jaka jest dziś rola Ordynackiej? Think tank? Zaplecze intelektualne lewicy? ? Myślę, że rola Ordynackiej jest jak zwykle przeceniana. Ordynacka to stowarzyszenie absolwentów wyższych uczelni. ? Ordynackiej zarzuca się kolesiostwo. ? Jeżeli w jakimś konkursie wystartuje dwóch ludzi o tych samych kompetencjach, a jeden z nich będzie z Ordynackiej, to go zawsze wybiorę. Nazywasz to kolesiostwem? W porządku. Jeżeli gdziekolwiek w Polsce będę mógł pomóc w awansie komuś z Ordynackiej, to to zrobię. My jesteśmy po to, żeby sobie pomagać i nie robimy z tego tajemnicy. Jeżeli jesteś z nami, czuj się bezpiecznie, bo ci pomożemy; jeżeli jesteś w dołku albo zdarzy się nieszczęście i twoja żona zostanie sama z dziećmi, to pomożemy żonie i dzieciom. Jestem przewodniczącym struktury, w której ludzie sobie pomagają. ? A realny wpływ na politykę, na media? ? Oczywiście, jak się mówi o Ordynackiej, to zaraz wypomina się media publiczne. Zobaczmy, co się stało w mediach publicznych ? Platforma przegłosowała ustawę, według której do władz mediów publicznych mogą wchodzić wyłącznie osoby rekomendowane przez ciała kolegialne wyższych uczelni. Następnie posłanka Śledzińska-Katarasińska w akcie desperacji żali się, jakie te uczelnie są niepoważne, bo rekomendują ludzi związanych z Ordynacką. W związku z tym ? mówi posłanka ? wymyślimy taki patent, żeby następnym razem ludzie z Ordynackiej nie weszli. Czy ty to rozumiesz? A Dworak idzie jeszcze dalej imówi, że trzeba się zastanowić, czy w stosunku do członków rad nadzorczych radia i telewizji nie wprowadzić poza kryteriami merytorycznymi kryteriów ideologicznych! Lenin i Stalin w czystej postaci! ?
Czy listy wyborcze SLD są już zaklepane? Ordynacka już wie, czym dysponuje? ? Jeszcze nie, ostateczne rozmowy mają być w tym miesiącu. Zmiany w ordynacji wykluczyły z kampanii billboardy i media elektroniczne. I tu Platforma robi bardzo rozsądnie. Mając już ustalone listy wyborcze, daje swoim kandydatom więcej czasu na dotarcie do wyborców, które tym razem będzie trudniejsze. ? SLD zostaje w tyle? ? Wtym wypadku, moim zdaniem, tak, chyba że jest jakaś tajemna koncepcja przeprowadzenia kampanii wyborczej, o której nie wiem. ? Czy lewica jest przygotowana na dyskusję o Smoleńsku? Należy się spodziewać, że PiS będzie robiło z tego temat przewodni kampanii. ? A o czym tu dyskutować? Wystarczy stwierdzić, że Polska nie wyżywi obywateli smoleńską mgłą.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 21:43, 23 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Prosto z ..... Salonu 24
Grecy i ludzie
Cholerni Grecy znowu wyszli na ulice! Cała zjednoczona Europa przygląda się sytuacji w Grecji z niesmakiem przyprawionym domieszką pogardy. Ludzie nie są w stanie zrozumieć, jak społeczeństwo greckie mogło żyć ponad stan do tego stopnia, żeby dopuścić do ruiny własnego państwa! A przecież wystarczyło trzymać się sprawdzonych europejskich standardów, nie fałszować statystyk, nie wyłudzać pożyczek, mierzyć bankowe kredyty na siły, a nie na zamiary. I nie kłamać ludziom. Dziś Grecja byłaby tam, gdzie Portugalia, Włochy czy Hiszpania.
No, bo do czego to podobne, najpierw Grecy nakradli się od naszej europejskiej wspólnoty, a teraz rozrabiają. Jeszcze im mało! A bo to nie mogli patrzeć na ręce swoim rządom, jako i my patrzymy?! Tam w tej Grecji nie ma żadnej kontroli społecznej, nikomu się nie chciało wnikać w poczynania kolejnych ekip. Czy przeciętny Europejczyk o zdrowych zmysłach mógłby zaufać greckiemu ministrowi finansów, który celowo tak klasyfikuje kredyty, żeby obniżyć poziom długu finansów publicznych? Mało tego, w tym samym celu jeszcze kombinował wspólnie z Goldmanem Sachsem przy instrumentach walutowych.
Gdzie były te związki zawodowe, co teraz awanturują się na ulicach Aten, kiedy ich premier zaniżał wartość deficytu budżetowego? Gdzie byli obywatele greccy manifestujący dzisiaj swoje oburzenie, gdy rząd zataił informację o wysokości długu publicznego przy wchodzeniu do strefy euro? Co oni robili w tym czasie kiedy władza utajniała wydatki na armię i prowadziła kreatywną księgowość? Leżeli na plaży i ciągnęli tę swoją obrzydliwą anyżówkę albo inne frappe. No to teraz mają. Dobrze im tak.
Dlatego słusznie ludzie teraz piętnują Greków, bo sami na to zasłużyli, okazując zbrodniczą dezynwolturę wobec działań władzy. A przecież to żaden problem wymusić na władzy jawność, wystarczy poprosić o ujawnienie informacji publicznej, która nie jest tajna. Każdy Europejczyk wie, że może w każdej chwili zażądać - dajmy na to - ekspertyz czy stenogramów z pracy nad ustawami o finansach państwa. I natychmiast otrzyma odpowiedź. To standard zachodniej cywilizacji, którego ci Grecy nawet nie próbowali wdrożyć. No to niech się teraz kotłują na ulicach.
Poza tym u nich panowała wszechogarniająca korupcja, której my ludzie nie potrafimy sobie nawet wyobrazić. Grecy, zamiast płacić podatki państwu, dzielili się nimi z państwowymi inspektorami podatkowymi, co się po prostu w głowie nie mieści. Jak to biedne państwo miało przeżyć, skoro inspektorzy zapewne też musieli się z kimś dzielić. A ten ktoś z jeszcze innym ktosiem.
Ukrywali przed państwem nieopodatkowane baseny przy swoich domach. Państwo nic nie wiedziało, bo obywatele nieposiadający basenów nie wykazali ani krzty obywatelskiej czujności i nie kwapili się państwa poinformować o tych przekrętach. W prawdziwie obywatelskim państwie prawa taki jeden z drugim nie zdążyłby dołu pod fundamenty wykopać, a już miałby awizo od fiskusa.
My Polacy złote ptacy śpimy spokojnie w swoich gniazdkach, bo u nas to niemożliwe. U nas zanim ktoś dostanie pozwolenie na budowę basenu, to mija średnio trzysta jeden dni (wg najnowszego rankingu Doing Business). W tym czasie nawet najgłupszy urzędnik skarbowy dowie się, co delikwent zamierza budować. W naszej ojczyźnie nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy przez okrągły rok byczyć się nad prastarym słowiańskim Bałtykiem, a już na pewno nie przy anyżówce. A co by się dopiero działo, gdyby nasz rząd spróbował wprowadzić czternaste albo piętnaste pensje, jak u tych Greków mają! Ludzie wyszliby masowo na ulice w proteście przeciwko rujnowaniu budżetu państwa.
Dlatego dobrze, że nasze środki masowego przekazu (śromasy! - kto jeszcze pamięta ten skrót?) piętnują Greków paraliżujących swój kraj. Sami sobie winni. Teraz to protestują, ale kiedy lekkomyślnie wydawali czternastą pensję na greckie tańce przy anyżówce, to nikogo do protestu nie było. Nie potrafią pojąć oczywistej prawdy - ich rząd musi oddawać długi francuskim i niemieckim bankom, bo inaczej kraj zbankrutuje. A kiedy Grecja zbankrutuje, to zbankrutują francuskie i niemieckie banki, które kiedyś Grecji udzielały kredytów, żeby nie zbankrutowała. A kiedy zbankrutują francuskie i niemieckie banki, to zbankrutuje zjednoczona Europa, która się kiedyś zjednoczyła, żeby nie zbankrutowały francuskie i niemieckie banki. I tak dalej.
Ale swoją drogą, cywilizowani Europejczycy nie mogą wyjść z podziwu, jak oni to zrobili, ci greccy macherzy z kolejnych rządów? Bo to nie dość, że nabrali nas ludzi tą swoją kreatywną księgowością. To potrafi byle minister finansów w średnim europejskim kraju. Tymczasem oni całymi dziesięcioleciami zwodzili Komisję Europejską ze wszystkimi komisarzami razem i każdego z osobna. Pomyślcie tylko, nabrali także Bank Światowy, Bank Europejski, Fundusz Walutowy. Wszystkie te agencje ratingowe oraz instytucje rozliczeniowe. Ich szalbierstw nie były w stanie wykryć liczne audyty finansowe, okresowe remanenty unijne, lotne brygady kontrolne, niezależne komisje.
Wydoili banki francuskie, niemieckie i amerykańskie, które nie miały pojęcia, że finansują finansowych grandziarzy. Grecy wyprowadzili w pole politycznych wyjadaczy tej miary co prezydent Sarkozy, kanclerz Merkel, albo srogi premier Claude jakiś tam z Luksemburga, który teraz się okropnie rozsierdził na ten przeniewierczy naród. A także przez długie lata wodzili po manowcach ich poprzedników. Barroso, stary komunistyczny wycirus został zrobiony w konia niczym pijane dziecko we mgle. Nawet Balcerowicz, Zbawiciel Naszych Finansów nic nie podejrzewał. Parlament Europejski ze wszystkimi frakcjami i Rada Europy ze wszystkimi sekretarzami nie wiedzieli o greckich przekrętach. Nikt nic nie wiedział.
Ludzki rozum nie jest w stanie tego ogarnąć. I to jest prawdziwy cud gospodarczy. Na miarę zjednoczonej Europy.
**************************
A teraz dalej można flekować Greków i wyzywać ich od leni
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 13:12, 24 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
A teraz ... posłowie do powyższego wpisu tym razem autorstwa Rafała Ziemkiewicza z Salonu 24
Chirurgiczna precyzja
GUS policzył deficyt budżetu w roku 2010. Otóż wyniósł on nie mniej, nie więcej, tylko jak raz 54,9 proc. PKB. Jak wszyscy wiedzą, gdyby był o jedną dziesiątą procentu większy, zadziałałaby przewidziana konstytucją procedura i rząd musiałby albo przygotować następny budżet w ogóle bez deficytu, albo zmienić w tym punkcie konstytucję.
Trudno nie podziwiać chirurgicznej precyzji tego obliczenia. Oczywiście zasługa nie tyle po stronie GUS, ile prowadzonej przez ministra Jacka Rostowskiego księgowości. Tu uszczknął z rezerwy demograficznej, tu pożyczył sto paręnaście miliardów z OFE, by w przyszłości oddać im sto dwadzieścia parę, tu zainterweniowano na rynku walutowym w dniu, kiedy wedle ustawy przelicza się należności denominowane w obcej walucie, tam wreszcie długi państwa zamieniono w długi agencji, gwarantowane przez państwo, ale na razie do bilansu niewpisywane. Specjaliści z Enronu wiele by się mogli nauczyć.
W przyszłym roku, w najgorszym razie, deficyt wyniesie 54,95 proc. Albo nawet 54,99. W rezerwie mamy 100 pomysłów, można wszak jeszcze bardziej skubnąć OFE, można powołać jeszcze dziesięć samodzielnych agencji i jeszcze więcej zadań przekazać samorządom.
Przypomina to sławny dowód starożytnego filozofa Zenona z Elei, że Achilles nigdy nie dogoni żółwia, bo zanim dotrze do punktu, gdzie był żółw w chwili rozpoczęcia biegu, ten zawsze zdoła w tym czasie przesunąć się do nowego punktu, a zanim Achilles dobiegnie do tego kolejnego… Paradoks Zenona z Elei do dziś pozostaje nie do obalenia, pod jednym warunkiem oczywiście, że pozostajemy w sferze czystej teorii. Problem jedyny, że dług publiczny istnieje realnie, czy go wpiszemy w tę czy w tę rubrykę i czy się do niego przyznajemy czy nie. Ale czy o to można winić rząd?
*******
Pojmujecie ....analogię ?????????
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pro Rock
Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:21, 24 Paź 2011 Temat postu: * * * * * * * * * |
|
|
Po raz kolejny Rafal Ziemkiewicz udawadnia nam ze jego intelekt jest nieoPiSanie przyziemny........,
Ten PiSaty PiSak pomylil bowiem pewne pojecia..... To nie deficyt budzetowy w roki 2010, tylko dlug publiczny na koniec 2010 roku. NieoPiSanie mala roznica, zwlaszcza jak sie chce pluc na ten Rzad.
Ten PiSaty pajac pisze bowiem o sytuacji o ktorej mowa w art. 216 ust 5 konstytucji - Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto. Sposób obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto oraz państwowego długu publicznego określa ustawa.
Faktycznie w projekcie zapisano dochody budżetowe na poziomie 292,7 mld zł, zaś wydatki na poziomie 327,7 mld zł. deficyt wyniesie wiec tylko 35 mld zl, oczywiscie niebotyczna kwota, ale coz to jest w porownaniu z niebotyczna glupota Ziemkiewicza i innych mu wtorujacych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 18:13, 24 Paź 2011 Temat postu: |
|
|
Tytułem komentarza do powyższego ....wysiłku "intelektualnego"
"Jezeli ktoś jest ...durny, to lepiej aby był również ... leniwy" aby nie pisać ... banialuków
*****************************
A teraz gwoli wyjaśnienia posiłkując się PAP-em
Deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych wyniósł w 2010 r. 7,9 proc. PKB, a dług publiczny liczony według unijnej metodologii ESA'95 - 55 proc. PKB - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny.
Dane te GUS zawarł w przesłanej do Komisji Europejskiej tzw. notyfikacji fiskalnej.
"Zgodnie z notyfikacją, deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych w 2010 roku ukształtował się na poziomie 111 mld 154 mln zł, co stanowi 7,9 proc. PKB, natomiast dług publiczny wyniósł 778 mld 212 mln zł, tj. 55 proc. PKB" - napisano w komunikacie GUS.
Gdyby przekroczył próg 55 proc. PKB, to rząd musiałby zmienić budżet na 2012 rok i ciąć wydatki. Nie obyłoby się bez m.in.: podnoszenia podatków.
Rząd przewidywał, że deficyt sektora finansów publicznych wyniósł w 2010 r. 7,9 proc.
GUS poinformował także, że w 2010 r. polski PKB osiągnął wartość 1 bln 415 mld 514 zł. Tzw. sektor instytucji rządowych na szczeblu centralnym był odpowiedzialny za deficyt w wysokości 83 mld 891 mln zł, co stanowi 5,9 proc. PKB. Deficyt podsektora instytucji samorządowych na szczeblu lokalnym wyniósł 16 mld 74 mln zł, co stanowi 1,1 proc. PKB, a deficyt podsektora funduszy ubezpieczeń społecznych wyniósł 11 mld 189 mln zł (0,8 proc. PKB).
.......
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pro Rock
Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:26, 24 Paź 2011 Temat postu: * * * * * * * * * |
|
|
He he he
Komu jeszcze chcesz zaimponowac??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 20:41, 24 Paź 2011 Temat postu: Re: * * * * * * * * * |
|
|
Pro Rock napisał: | He he he ........ |
Cosik mi przypomina ten śmiech
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pro Rock
Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 1:41, 25 Paź 2011 Temat postu: * * * * * * * * * |
|
|
Pojmujecie ....analogię ?????????
My pojmujemy wy nawet nie wiecie co to jest analogia. Ale jestem osobiscie przekonany ze nawet ta przerazajaca kompromitacja was niczego nie nauczy. Zawsze pisalem ze dno dna to dla Ziemkowskiego wyzyny nieomal nieosiagalne.
No aale mamy nowego tuza intelektualnego,.
Albina Siwaka bis
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 13:37, 05 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Korwinizacja Kaczyńskiego
05 lis 2011
Subotnik Ziemkiewicza
Mam duży problem, żeby napisać coś o Prawie i Sprawiedliwości oraz Jarosławie Kaczyńskim, bo wszystko już napisałem i to dawno temu. Nawet sięgnąłem sobie, na okoliczność ostatnich wydarzeń, po (ale ten czas zasuwa, jak mówił pijak z kawału patrząc melancholijnie na wentylator) wydany już cztery lata temu „Czas wrzeszczących staruszków”. Właściwie nic nie mam do dodania. Fakt, że już nawet Zbigniew Ziobro nie jest wystarczająco wiernym żołnierzem prezesa, aby go pozostawić w partii, nie jest bardziej zdumiewający, niż swego czasu fakt, że nie okazał się takowym nawet „trzeci bliźniak”, Dorn. Fakt, że PiS wyrzuca jednego z ostatnich rozpoznawalnych dla wyborców liderów za publiczne domaganie się, by partia ta wreszcie zaczęła być zdolna wygrywać, również.
Kto chce znać przyszłość PiS, niech prześledzi sobie historię Unii Polityki Realnej. Partii, która, w podobny sposób, została całkowicie zdominowana przez lidera o bardzo wyrazistej osobowości, niereformowalnego i traktującego ją jak prywatne biuro impresaryjne, służące wyłącznie własnej promocji. Pierwszym etapem uwiądu było stopniowe znikanie z UPR rozpoznawalnych dla publiczności działaczy − po pewnym czasie okazało się, że prezes z grupą sprawdzonych pod względem braku ambicji przywódczych współpracowników otoczony jest samymi nastolatkami. I to się właśnie dzieje w PiS. Jeden generał − i sami kaprale, bez sztabu, bez oficerów zdolnych zastąpić go choćby w najmniejszych potyczkach. Jeśli już nawet bardzo dla Jarosława Kaczyńskiego wyrozumiała Jadwiga Staniszkis wyrzuca mu, że otoczył się „miernotami” (a skoro czyni to publicznie, to znaczy, że nie ma możliwości dotarcia doń osobiście − z czego dedukuję, że „miernoty” zdołały prezesa skutecznie odciąć od świata, a raczej, że on sam się za nimi postanowił schować przed nękającymi z zewnętrz głosami rozsądku) to doprawdy powinien on uznać to za alarmowy dzwonek. Ale nie uzna. Mówiąc brutalnie, nie słyszałem jeszcze o wypadku, żeby ktoś po sześćdziesiątce zmienił się na lepsze.
Są oczywiście pewne różnice pomiędzy dawnym UPR a dzisiejszym PiS. UPR miał żelazny elektorat na poziomie 2 procent, PiS może być pewny poparcia dziesięciokrotnie większego. UPR nie miał dotacji budżetowych, a PiS ma. No i Korwin nie miał powszechnie znanej bratanicy, której wejście do polityki szykuje się na wizerunkową wunderwaffe. Ale nad różnicami przeważa osobowościowe podobieństwo obu przywódców. Korwin wierzy niezłomnie, że za którymś razem, kiedy po raz tysięczny wytłumaczy Polakom jak jest, w końcu ugną się oni przed nieodpartą logiką jego wywodu i zrozumieją, że jest tak i tylko tak. Kaczyński przez całe swe polityczne życie stosuje strategię gracza, który obstawia zero na ruletce i wierzy niezłomnie, że w końcu ono wypadnie; kwestią jest tylko do tego momentu dotrwać i być doń przygotowanym. Jak pisałem we wspomnianych „staruszkach”, kto raz w życiu przeżył cud, ten nigdy nie uwierzy, że cudów nie ma. A Jarosław Kaczyński przeżył cud dwukrotnie. Po raz pierwszy − gdy Polska odzyskała niepodległość, i po raz drugi, gdy on sam wraz z bratem wrócili z politycznego niebytu na same szczyty. Teraz czeka na trzeci, roboczo zwany „Budapesztem nad Wisłą”. Ten trzeci cud polegać ma na tym, że Polacy porażeni kryzysem i świadomością, do jakiego stopnia Tusk ich okłamał i zrujnował, uznają, iż nie ma lepszego sposobu ukarania go za to, niż powierzyć Kaczyńskiemu władzę tak potężną, jaką Węgrzy dali Orbanowi.
I tu jest pies pogrzebany. Wiara w wariant węgierski po ostatnich wyborach nie ma już sensu. Miałaby może, gdyby udało się zrealizować Kaczyńskiemu założony plan i podzielić Sejm na dwie części − PiS jako jedyną opozycję i trójkoalicję PO-PSL-SLD. Ale nie wyszło. Oprócz opozycji, umownie mówiąc, „prawicowej” wciąż jest także i „lewicowa”, czy wręcz lewicowo-liberalno-populistyczna. Głosy niezadowolonych rozstrzelą się, a obóz szeroko pojętej władzy zachowuje na wypadek kryzysu spore możliwości manewru: na przykład może poświęcić Tuska, odciąć się od jego „błędów i wypaczeń” i urządzić „odnowę”, otwierając się na SLD i Palikota. Dysponuje też w tej chwili wystarczającą potęgą medialną, żeby wykreować w szybkim czasie i podsunąć tzw. masom nowego lidera.
Natomiast Kaczyński stracił szansę zmiany i oczyszczenia wizerunku, jaką dała mu tragedia smoleńska. A raczej − spektakularnie odrzucił wszystko, co w tej kwestii osiągnął, po przegranych wyborach prezydenckich. Podjął decyzję bez odwrotu: nie będzie uczestniczył w debatach, koalicjach, normalnej politycznej grze, będzie dysydentem walczącym z całym systemem, mogącym objąć władzę tylko po jego całkowitej dyskredytacji. Wszystko albo nic. Kto tak stawia sprawę, zazwyczaj nie osiąga niczego. Wiem, że są inne przykłady historyczne − Kaczyński pewnie powtarza sobie słowa Piłsudskiego o byciu zwyciężonym i nie uleganiu, podobnie jak jego zwolennicy. Ale rozsądek nakazuje założyć, że limit cudów został już wyczerpany.
Nie ma sensu dyskusja, czy ten wizerunek prezesa, stanowiący dla PiS coraz trudniejsze do udźwignięcia obciążenie, jest prawdziwy i dlaczego nie. Ten wizerunek jest faktem. Ponad połowa Polaków widzi w Jarosławie Kaczyńskim człowieka groźnego, fałszywego i makiawelicznego (choć mało który z nich zna takie słowo) i żeby na niego zagłosować, musiałaby uderzyć się w pierś i uznać: Boże, jak myśmy tego człowieka skrzywdzili, jak my się co do niego myliliśmy! Takie rzeczy się nie zdarzają, ludzie bardzo rzadko przyznają się do błędu. Prędzej ulegną nawet najbardziej absurdalnej nadziei, choćby dawał im ją pajac ze świńskim ryjem i gumowym sobowtórem. Zwłaszcza, jeśli zatrudni się do jego promocji specjalistów i media elektroniczne.
PiS ma wielki potencjał, ma takich ludzi jak Legutko czy Waśko, może liczyć na Instytut Sobieskiego czy Fundację Republikańską, na wciąż ogromną energię tkwiącą w rozmaitych społecznych inicjatywach, zrodzonych z troski o stan państwa, którego rozkład obnażyła tragedia smoleńska. Ale UPR też miał przez wiele lat ogromny potencjał, który udało się Korwinowi przetrwać. Po co liderowi uplątywanie się w sieci zaprzyjaźnionych inicjatyw, po co ugadzanie się z mającymi własne pomysły i własne ambicje liderami środowiskowymi i lokalnymi, po co szeroki front czy ruch powiązany wspólnotą celów zamiast wojskowym drylem − skoro niebawem MUSI wypaść na rulecie zero, i ten, kto zawczasu zniszczy wszelką konkurencję do spożywania owoców zwycięstwa, zgarnie je wszystkie?
A tymczasem europejski gmach się chwieje, demokracja przeżywa spektakularny upadek, polityka europejska wraca w koleiny Świętego Przymierza, a III RP dożywa swego cyklu rozwojowego: od państwa kolonialnego, przez postkolonialne, z powrotem do kolonialnego. A zdemoralizowany naród oraz państwo celowo zbudowane przez elity z obu stron Okrągłego Stołu jako dysfunkcyjne nie są w stanie wyłonić politycznego przywództwa innego, niż o charakterze mafijnym albo sekciarskim. .
Pozostaje tylko czekać na męża opatrznościowego i mieć nadzieję, że i on nie okaże się po czasie przywieziony w odpowiedniej chwili motorówką przez wiadome służby
Chodźmy się czegoś napić, chociaż wczesna pora.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pro Rock
Dołączył: 04 Maj 2010
Posty: 278
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:45, 05 Lis 2011 Temat postu: * * * * * * * * * * * |
|
|
Cytat: | Chodźmy się czegoś napić, chociaż wczesna pora. |
A nie lepiej poczekac na stype??
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 18:46, 25 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Radość na zadupiu24 gru 2011
Subotnik Ziemkiewicza
Boże Narodzenie to święto wiochy, oszołomstwa i obciachu. W ogóle, całe chrześcijaństwo ma taki właśnie sens.
Kamieniem węgielnym stał się ten właśnie kamień, którym budowniczowie wzgardzili i który odrzucili. Pan świata urodził się na zadupiu ówczesnej cywilizacji, w pogranicznym kraiku, a i tu nie w stolicy prowincji, tylko na wsi, w jakimś zapyziałym chlewie, w rodzinie słabo wykształconej i utrzymującej się z pracy fizycznej. Anioł poinformował o tych narodzinach tylko jakichś pastuchów, nie racząc się w ogóle pofatygować do środowisk opiniotwórczych. A i potem, kiedy Jezus dorósł i zaczął działalność publiczną, do samego końca nie było przy nim ani jednego intelektualisty, liczącego się działacza czy lidera biznesu, tylko zbieranina rybaków, celników i podobnej gołoty, nawet jakaś prostytutka.
Taki jest duch świętującego dziś chrześcijaństwa: ostatni będą pierwszymi. Można to różnie przekładać na pojęcia współczesne. Można na przykład tak: drugi obieg będzie pierwszym. A potem, z czasem (jak stało się niegdyś z kontestatorami „salonu warszawskiego”) w ogóle jedynym.
Tak, to oczywiście aluzja do filmu „Przebudzenie”, który podarowała nam pod choinkę Joanna Lichocka, i do wczorajszego artykułu Łukasza Warzechy. Nie będę dziś się wdawał ani w recenzję, ani w polemikę. Film jest zapisem zjawiska, którego tzw. elity nie zamierzają widzieć, a jeśli przyjmują coś do wiadomości, to tylko swój komentarz o nim. Zjawiska nie z tylko dziedziny polityki, z której je − co oczywiście stanowi podejście uprawnione − rozliczał Łukasz. Przede wszystkim, jest to zapis pewnego ludzkiego odruchu. Odruchu sprzeciwu wobec, jak to przy święcie ująć najdelikatniej, łajdactwa.
Przy betlejemskim żłóbku pewne sprawy powinny być proste. Żyjemy w kraju, w którym uczciwe reguły sporu, debaty publicznej i polityki, zostały złamane i są łamane coraz bardziej. W kraju do głębi niesprawiedliwym, rządzonym przez cwaniaków z wyrosłej na PRL nomenklatury. Rządzący szabrują tu dobra, które powinny być wspólną własnością i wspólnym pożytkiem wszystkich, a że granice rabunku zostały już osiągnięte, wysługują się za materialne korzyści obcym potęgom, wyprzedając dobrobyt przyszłych pokoleń. Społeczeństwo, zdemoralizowane i zagonione za zaspokojeniem najprostszych potrzeb, utrzymywane jest w bierności przekupstwem (nie wiedząc, że za pozory dobrobytu przyjdzie kiedyś zapłacić z lichwiarskim procentem) i kłamstwem. Media, zwłaszcza te najbardziej masowe, zmieniły się w jeden wielki seans nienawiści i pogardy pod adresem opozycji, w nieustające szczucie, judzenie, szydzenie i straszenie, które dzień po dniu łamać ma odruchy uczciwości i pogrążać rządzonych w apatycznym przekonaniu, że trzeba się pogodzić z podłą, głupią, nieudolną oraz złodziejską władzą, bo może być tylko jeszcze gorzej. Masa tzw. autorytetów kolaboruje w tym dziele, kłoni się przed rządzącym Towarzyszem Szmaciakiem „cnotę i mądrość jemu przypisując”, i jest za to wynagradzana.
W takim to pejzażu niektórzy chcą się czuć „wolnymi Polakami”, i potrafią się nimi czuć. Można ich postępowanie recenzować, oceniać jego skuteczność, ale nie można zapominać o pewnych prawdach podstawowych. Że żyjemy w morzu kłamstw, nawarstwionych jedno na drugim. Od założycielskich narracji o cwaniaczku i przekręconym agencie, z którego zrobiono wielkiego bohatera, o ludziach, którzy głęboko polskim patriotyzmem gardzili, a chcieli raczej nawracać reżim na założycielską ortodoksję, niż go obalać, z których zrobiono wzorce patriotyzmu − przez kłamstwa o udanej transformacji, w której jeśli sobie kto nie poradził, to tylko z własnej winy, aż po kłamstwo o cywilizacyjnym i historycznym sukcesie i „zielonej wyspie”; no i te najbardziej bolesne, kłamstwa o Tragedii Smoleńskiej, o „debeściakach”, pijanych generale i prezydencie naciskających na pilotów, i o fachowych, bezstronnych komisjach, które wszystko już wyjaśniły w duchu „konwencji chicagowskiej”.
A jak się żyje w morzu kłamstwa, to pewne rzeczy powinny być oczywiste. Choćby takie, że kłamstwem należy się brzydzić i nigdy się na nie, nawet milcząco, nie godzić. To kwestia nie tylko zasad, ale i smaku.
W takiej krainie, na zadupiu świata, pod rządami kolaboranta Heroda, pazernych arcykapłanów i sprzedajnych intelektualistów zwanych faryzeuszami zachciało się przyjść na świat Dziecinie. Nie wiem, dlaczego akurat w takim miejscu. Ale cieszmy się z tego wszyscy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 21:25, 06 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Fakt
prof. Zdzisław Krasnodębski: Tusk dzieli Polaków
Premier poszedł na kolejną wojnę. Tym razem z lekarzami. Ma rację?
– Przy okazji wprowadzania nowej ustawy refundacyjnej rząd po raz kolejny pokazał swoją nieudolność. Żeby ją nieco przypudrować zastosował mechanizm, który sprawdził się już wcześniej – przerzuca odpowiedzialność na różne grupy zawodowe lub społeczne.
Przeciwko nim kieruje niezadowolenie społeczne. W kontekście tego co się obecnie dzieje w służbie zdrowia, bardziej zrozumiała staje się decyzja o wycofaniu z ministerstwa zdrowia Ewy Kopacz i przesunięcie jej do Sejmu. Bartosz Arłukowicz nie jest z PO i nadaje się do tej dość szczególnej roli – został wyznaczony do przeprowadzenia reformy źle przygotowanej przez byłą minister Kopacz. Swoją drogą, zwerbowanie Arłukowicza przez stworzenie dla niego specjalnego stanowiska do spraw wykluczonych było oburzające.Teraz musi za to zapłacić, borykając się ze spuścizną poprzedniczki. Obawiam się, że podobny los spotka Jarosława Gowina, być może też Sławomira Nowaka, który już zresztą wycofuje się z planów poprzedników, dotyczących np. szybkich kolei.
Wracając do zamieszania w służbie zdrowia – mechanizm spychania odpowiedzialności działa bez zarzutu – lekarze odsyłają do aptekarzy, aptekarze do NFZ. Najłatwiej znaleźć winnego i pokazać go palcem. Premier wskazał na lekarzy.
Ale przecież lekarze nie są bez winy.
– Technika dzielenia to drugi chwyt, po rozmywaniu odpowiedzialności, stosowany ciągle przez tę władzę. Chodzi o to, żeby rozpraszać niezadowolenie. Jedną grupę napuszczać na inną, tak by cała złość nie była kierowana przeciwko władzy. Najwyraźniej ta strategia jest skuteczna, bo choć – co widać w sondażach – Polacy oceniają pracę tego rządu źle, pozwolili PO znowu rządzić. Arsenał tricków władzy jest całkiem pokaźny – przeciąganie spraw, ustępowanie tam, gdzie już nie ma wyjścia, odwracanie uwagi. „wrzutki” etc.
Może w kwestii listy leków zabrakło rozmowy z zainteresowanymi stronami?
– Problem polega na tym, że ten rząd już od dłuższego czasu nie rozmawia ze społeczeństwem. Nie komunikuje się ani z poszczególnymi grupami interesu, ani z Polakami jako z narodem. To przejawia się w decyzjach nawet o charakterze ogólnym. Na przykład w trakcie kampanii wyborczej ani razu nie słyszeliśmy o sprawach, które premier ogłosił potem w expose. Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o przyszłość Polski w strukturach europejskich. Już w czasie kampanii można było wywołać debatę i oczekiwać reakcji.Tymczasem ten bardzo pasywny i nieudolny rząd stosuje głównie PR. Naprawdę doskonale współpracuje z mediami. Nikt też nie jest bardziej wymowny od premiera Tuska. Nawet łzy potrafi otrzeć, gdy potrzeba. Przypomnę, że w expose zapowiadano,
że ustawy będą gotowe do Bożego Narodzenia, a ciągle ich nie ma. Rząd ciągle coś zapowiada, a nie realizuje. Bo też zazwyczaj okazuje się, nic nie ma gotowego i dopiero trzeb przygotować projekty ustaw.
A Polacy są jak żona alkoholika, która wierzy, że mąż się poprawi i ufa jego obietnicom. I wciąż ufają premierowi Tuskowi, licząc, że wreszcie jego słowa będą miały jakieś pokrycie.
Czemu nie ma debaty ze społeczeństwem, o której pan mówi?
– Bo być nie musi. Rząd jej nie potrzebuje, a Polacy się jej nie domagają. Rząd dostał władzę absolutną, kontroluje nastroje. Już kilka lat temu premier powiedział, że nie chce, by ludzie wtrącali mu się do rządzenia. Po wyborach robi się swoje.
Dlatego powołał rząd zderzaków?
– Zderzaki miały przyjmować na siebie uderzenia. Premier pewnie przewidywał, że to co będzie się działo, wywoła opór społeczny. Jednak gdyby różne potrzebne reformy były dobrze przygotowane i sensowne, wówczas taki „zderzak” nie byłby niczym złym. Tymczasem tu chodzi o to, żeby ktoś, w tym przypadku pan Arłukowicz, firmował nieudolność swojej poprzedniczki. I wracamy do przeniesienia odpowiedzialności. W Polsce nastąpiła instytucjonalizacja nieodpowiedzialności. Rząd nie odpowiada za nic. Składa obietnice, które nigdy nie są realizowane. Władza ma ułatwioną sytuację, bo media nie pełnią w sposób wystarczający funkcji kontrolnej. A Polacy jako naród nie wymuszają na rządzących odpowiedzialności za słowo i za działanie. I teraz nikt za nic nie odpowiada. Gdyby dziś ministrem była Ewa Kopacz, to sytuacja dla pana premiera byłaby przykra. A ministra Arłukowicza można za dwa miesiące wymienić na kogoś innego. Pan premier Tusk za to ucieka do tego co lubi najbardziej, czyli do piłki nożnej. Przecież to właśnie po meczu ogłosił konsekwencje wobec lekarzy. A całe zamieszanie skończy się zapewne tak, że ci, których stać, będą płacić całość opłaty za lekarstwa i tak zapcha się luki finansowe.
Pan sugeruje, że cały ten bałagan został wprowadzony dlatego, że rządowi brakuje pieniędzy, np. na refundację leków?
– To funkcja ukryta, bo taki jest skutek tej sytuacji. W głowę zachodzę czemu zamiast obciążać lekarzy, nie przygotowano systemu komputerowego, w którym można byłoby sprawdzać kto jest jak ubezpieczony i jaka zniżka mu się należy. Efekt będzie taki, że ludzie, których nie stać, nie będą kupować leków, więc system będzie odciążony. Ci, których stać, będą kupować, i tyle. I to jest forma drenażu kieszeni Polaków.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|