Forum ŚWIATOWID Strona Główna ŚWIATOWID
czyli ... obserwator różnych stron życia
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uczmy się ... polityki
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> A co tam Panie ... w polityce???
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 21:13, 19 Lis 2012    Temat postu:

Janusz Piechociński został prezesem PSLu a chamstwo pozostaje chamstwem.
Poczynając od obrażania się Pawlaka na wynik demokratycznych wyborów, poprzez reakcje na wybór jego pridupasów w tym byłej w-ce marszałek Sejmu Kierzkowskiej, skończywszy na braku gratulacji i przetrzymywania w przedpokoju polityki przez naszego "wspaniałego premiera" Tuska.
Uczta się chłopy i baby... polityki !!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Pon 21:13, 19 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 18:35, 30 Lis 2012    Temat postu:

Jak wystawiono Tuska (anatomia dyplomacji)

[link widoczny dla zalogowanych]

W uzupełnieniu wczorajszego tekstu chciałbym wyjaśnić cóż najistotniejszego wynika dla nas z zakończonego brakiem porozumienia, nie, nie piszę fiaskiem bo chcę wierzyć dość intensywnie uspokajającym nas naszym negocjatorom, brukselskim szczytem.

Wcale nie to, że straciliśmy jakieś tam miliardy. Może straciliśmy, może nie straciliśmy. To się jeszcze zobaczy.

Natomiast bez najmniejszych wątpliwości zobaczyliśmy jak marnej jakości kompetencjami wykazali się ci, którzy w naszym imieniu prowadzą politykę zagraniczną. I jeśli na cokolwiek chcemy liczyć to niejako przy okazji. Zakładając że czegoś tam nam nie utną bo musieliby i sobie.

Kto śledził przedbiegi przed szczytem owocujące i w rozjazdy naszego Premiera i „nasze” (czyli Premiera i kilku innych zaangażowanych w cała sprawę) dość nierozważne wypowiedzi wskazujące jak bardzo miękcy w negocjacjach mamy zamiar być w Brukseli miał prawo sądzić, że wynika to wszystko z doskonałego rozeznania i braku najmniejszych złudzeń ile naszym i na co możemy liczyć.

Dlatego dość zaskakujące były relacje, według których w Brukseli „zaskoczono nas”. Prawdę mówiąc mieli prawo być zaskoczeni jeśli, mimo wcześniejszych peregrynacji nikt z ich partnerów nie uprzedził ich o swej negocjacyjnej strategii. Szczególnie, że nie uprzedzili ich Niemcy.

Gdyby Tusk wiedział że pani Merkel jest zdecydowana negocjować bardzo twardo, aż do fiaska szczytu, byłby w zupełnie innej sytuacji. Oczywiście nie tam, w Brukseli skąd wróciłby dokładnie z tym samym lecz w Warszawie, gdzie jego działania były wnikliwie obserwowane. Ale i w Brukseli mógłby a nawet powinien się wówczas zachowywać całkiem inaczej.

Gdyby europejscy partnerzy i sojusznicy Tuska mieli go w takim poważaniu jak próbuje się to u nas przedstawiać, widziałby on zawczasu co może się stać, jaki może być efekt szczytu i kilku rzeczy by nie robił a na inne mógłby sobie bez ryzyka pozwolić.

Przede wszystkim nie byłoby, a w każdym razie nie powinno być tak ugodowego stanowiska, sygnalizowanego jeszcze przed wyjazdem na szczyt. Nie ja pierwszy mówiłem i ponownie powiem że tak się nie robi gdy prowadzi się grę. Dyplomatyczną i każdą inną dopuszczającą blef.

Wreszcie w Brukseli, będąc świadomym ( a miał prawo tego od partnerów oczekiwać) jak się będzie toczyć gra, mógłby spokojnie i całkiem bezpiecznie na potrzeby własnego „ciemnego ludu” odegrać spektakl „Donald- najtwardziejszy* negocjator” miast oglądanego przez nas „Donalda – amatora”. Wiedząc, że i tak do niczego to nie może doprowadzić, mógł Europę szantażować wetem i ogłaszać, że „nie odda ani miliarda”. To naprawdę wyglądałoby lepiej niż zaskoczona mina w zetknięciu z tym, co działo się na szczycie.

To, że dał się pan Tusk zaskoczyć i odegrał wspomnianego „amatora” pokazuje przede wszystkim jego (nie, nie nasze) miejsce w „wielkiej europejskiej politycznej rodzinie”. Przykre to ale przy okazji cenne jako informacja w natłoku propagandy z „lepszą drużyną” mającą „silnych sojuszników” w Europie, sączoną nam od dość dawna.

Dość żałośnie teraz brzmią uspokajające słowa szefa naszego rządu jeśli zestawić je z wcześniejszym przekonywaniem że naszą racją stanu jest załatwienie sprawy właśnie na tym szczycie. Nawet kosztem pewnych ustępstw. Ustępstwa były, szczyt nic nie załatwił a życie toczy się dalej.

My się czegoś nauczyliśmy a przy okazji i pan Tusk z nami. Z potarmoszonym nieco prestiżem i najpewniej jęczącą duszą może bardziej realnie będzie spoglądał na swoich „europejskich przyjaciół” i nie da się im więcej wystawić w tak widowiskowy sposób.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 18:25, 16 Gru 2012    Temat postu:

Czy Polska służy Polsce?

[link widoczny dla zalogowanych]

„Rzeczpospolita” poinformowała o następnej wpadce polskich negocjatorów w UE.

Któryż to już raz? Otóż owi negocjatorzy tak się zapatrzyli w kolejne „europejskie” rozwiązanie, że znowu wyszło im jak zwykle. To znaczy projekt, przy którym obstawali – oczywiście reprezentując Polskę, a więc interesy Polski – traf chciał, stanie się kulą u nogi dla polskich firm i jednocześnie, rzecz jasna wyłącznie przez przypadek, będzie bardzo lukratywnym rozwiązaniem dla firm z kilku bogatych państw Unii Europejskiej.


Tym razem chodzi o tzw. jednolity patent, czyli nowe europejskie przepisy, które umożliwią wdrożenie jednolitego patentu w państwach należących do UE. Przedsiębiorcy od dawna przestrzegali w tej sprawie rząd Donalda Tuska, wskazując, że wraz z wejściem w życie tego prawa liczba patentów będzie się powiększać u nas każdego roku nawet o 60 tys. i o tyle też wzrastać będzie dla polskich przedsiębiorców skala utrudnień, aby żadnego z nich nie naruszyć.



By pojąć rozmiary problemu, przed którym stajemy, warto wiedzieć, że według Deloitte koszty dostosowania się do nowych przepisów (m.in. zakupu licencji i spraw sądowych) w ciągu najbliższych 20 lat mogą przekroczyć 50 mld zł. Kto będzie musiał wyciągnąć je z kieszeni? Oczywiście polskie firmy i ich klienci, czyli my wszyscy, a spora część tych pieniędzy przepłynie do znacznie majętniejszych państw UE.



Zastanawiam się, czy w tym wypadku kolejny raz poszło o brak wiedzy naszych negocjatorów, czy – też kolejny raz – o zapomnienie, czyich interesów mają w unijnym galimatiasie pilnować? Zapomnienie spowodowane odurzeniem zbyt dużą dawką tzw. idei europejskiej. I naprawdę nie wiem, która z tych ewentualności jest dla nich bardziej kompromitująca. W każdym razie mylenie ideologicznych frazesów o wspólnym europejskim domu z koniecznością twardego stawania w obronie własnych narodowych interesów, co w UE jest przecież standardem, jest trudne do wybaczenia.



A nieoceniony rząd Donada Tuska tłumaczy się, że „kwestia zaawansowania prac nad pakietem patentowym była priorytetetm Polski w trakcie sprawowania przez nasz kraj przewodnictwa w Radzie UE”.

Czyli, jak rozumiem, do i tak już słonego rachunku za cyrk zwany prezydencją Polski w UE musimy dorzucić jeszcze 50 mld zł. Cóż, kto bogatemu zabroni, nieprawdaż panie premierze?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 20:45, 29 Gru 2012    Temat postu:

W nawiązaniu do poprzedniego wpisu ...

Jednolita patentowana głupota rządowa

[link widoczny dla zalogowanych]

Naprawdę sądziłem, że ekipa premiera Donalda Tuska nie jest już w stanie mnie czymkolwiek zaskoczyć i okazuje się, że w tej materii zgrzeszyłem arogancją, a kto wie, czy nie pychą. Robię sobie te gorzkie wyrzuty w kontekście prawa o tzw. jednolitym patencie europejskim, które nasz szczery przywódca onegdaj wypromował jako sukces polskiej prezydencji. Natomiast dzisiaj z podkulonym ogonem i paniką w oczach usiłuje się zeń wycofać.

Ktoś oczywiście może powiedzieć, że to żadna nowina, że to kolejny raz Tusk usiłuje zawetować własny „sukces”, jak to było choćby w przypadku pakietu klimatycznego. Owszem, po pięcioletnich doświadczeniach zdaję sobie sprawę, że państwo Tuska rozwiązuje problemy, które samo wcześniej stworzyło i według tego kryterium także przypomina PRL, który to ustrój tak właśnie zdefiniował nieodżałowany Stefan Kisielewski.

Jednak w kwestii nieszczęsnego patentu olsenowska ekipa PO przekroczyła kolejną granicę śmieszności, zostawiając daleko w tyle nawet klasyków tej miary co Mark Twain lub Sławomir Mrożek. Przede wszystkim jednak przekroczono granicę kosztów, które ponieść może państwo w rezultacie niewytłumaczalnej głupoty rządu. Cały ten jednolity patent proceduje się od dziesięciu lat i w UE za nic nie można było dojść do jakiegoś porozumienia lub kompromisu. I żeby dopełnić unijnej groteski, to właśnie brak możliwości uzyskania kompromisu posłużył kilku bardzo zainteresowanym państwom za argument, żeby...wprowadzić to prawo nie oglądając się na innych.

No i tu promotorom jednolitego patentu jak raz trafiła się niezwyciężona polska prezydencja pod wodzą naszego szczerego przywódcy, który na to, jak na lato. Mało tego, że Donald Tusk szkodliwe dla Polski rozwiązanie podchwycił niczym ślepa kura żwir, to postanowił jeszcze przedstawić jako swój sukces. Polski rząd, za nic mając alarmy, protesty i apele przedsiębiorców i nie tylko – o tym za chwilę poniżej – parł do domniemanego sukcesu jak ruski tank bez biegu wstecznego.

A były liczne ostrzeżenia, które z z bliżej nieznanych powodów rząd Tusk kompletnie zignorował: protestowali i apelowali o nieprzyjmowanie przez jego rząd prawa o „jednolitej ochronie patentowej” – Polska Izba Rzeczników Patentowych, Sejmowa Komisja Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii(marzec 2012), PKPP Lewiatan(grudzień 2010). Także eksperci: prof. Skubisz(luty 2011), prof. Sołtysiński(październik 2011), prof. Nowicka(styczeń 2012). To tylko kilka protestów znalezionych na poczekaniu w sieci, nie chce mi się szukać więcej - proszę tylko zwrócić uwagę, że niemal jednomyślnie apelowała do rządu sejmowa komisja w obecności wiceminister gospodarki!

Jest to tym bardziej zdumiewające, że chłopcy olsenowcy premiera Tuska musieli mieć w pamięci świeże jeszcze wspomnienie po zadymie z umową ACTA, która doszczętnie skompromitowała samego premiera i kilku ministrów. Nic to, nic interes polskiej gospodarki, na nic ostrzeżenia ekspertów i posłów. Tusk jak dorożkarska szkapa z klapami na oczach forsował jednolity patent, albo jak to wdzięcznie nazwano - wzmocnioną współpracę. I właśnie w grudniu tego roku Parlament Europejski uchwalił wdrożenie projektu. I kiedy już przepisy uchwalono, a uradowany Tusk ogłosił sukces i zacierał łapki ze szczęścia, to nastąpiło coś na kształt wybuchu granatu w szambie.

Zamówiona przez Ministerstwo Gospodarki ekspertyza firmy Deloitte wykazała niezbicie, że „jeśli Polska wdrożyłaby ten system, to koszty spraw sądowych, zakupu licencji, sprawdzania tzw. czystości patentowej oraz koszty dostosowawcze byłyby wyższe w okresie 20 lat o 53 mld zł, niż gdyby Polska tego systemu nie przyjęła. Przez kolejną dekadę koszty te wzrosłyby w sumie do 79,4 mld zł”.

Przepiękna katastrofa, do tego stopnia widowiskowa, że nawet Grek Zorba mógłby Tuskowi pozazdrościć. No i teraz chłopcy olsenowcy zabrali się do odkręcania swojej głupoty, a szansa jest w tym, że aby cały ów projekt zaczął obowiązywać, musi był przegłosowany przez krajowy parlament. I prawdę mówiąc premier powinien teraz ze wszystkich sił przekonywać posłów, żeby odrzucili rozwiązania, które on z radosną dezynwolturą wobec interesu państwa ogłosił jako swój sukces. Naprawdę, mało jest podobnych idiotyzmów w dziejach i choćby dlatego ten wart jest upamiętnienia.

Pod koniec humbugu zwanego polską prezydencją w listopadzie 2011 Donald Tusk wręcz pławił się w atmosferze sukcesu patentowego: „Zakończenie tych negocjacji nie będzie działaniem łatwym, ale w czasie kryzysu potrzebne są odważne i nowatorskie działania. Musimy pokazać naszym obywatelom i przedsiębiorcom, że jesteśmy w stanie uzgodnić korzystne dla nich rozwiązania”. No i pokazał obywatelom taki cyrk, że dzisiaj w panice usiłuje znaleźć sposób na wycofanie się z katastrofy, w którą osobiście Polskę wpakował. Niczym ryba, która trafi w oko sieci, a ponieważ z natury nie potrafi się cofać, zaplątuje się coraz bardziej.

Nie da się ukryć, że sprawa w części przypomina groteskę z umową ACTA, którą przeżywaliśmy na początku roku. Pod koniec roku Tusk robi nam remake, czyli powtórkę z rozrywki. Za kilkadziesiąt miliardów. Ten człowiek nie jest w stanie uczyć się nawet na własnych błędach. Czy on nie mógłby pójść do przemysłu rozrywkowego, tam zrobiłby prawdziwe kokosy i niepotrzebna by mu była żadna posada urzędnicza w Brukseli?

Jednak to nie jest takie proste, że on to robi wyłącznie z powodu swojego rozrywkowego charakteru, lub dla stanowiska w UE, są różne hipotezy. Wyłapałem kilka z nich i poddaję pod głosowanie, proszę w komentarzach podawać numery opcji, jeśli ktoś ma ochotę wziąć udział w sondażu.

Czy katastrofa z jednolitą ochroną patentową została spowodowana:
1.
Jednolitą patentowaną głupotą olsenowskiej ekipy Donalda Tuska.

2.
Faktem, iż gen lizusostwa wobec silniejszych i bogatszych zdominował inne geny w osobowości premiera na skutek doboru naturalnego w rezultacie ciągłego obcowania w UE z możnymi tego świata.

3.
Dlatego, że premier w ten sposób płaci za przyszłą posadę w Unii Europejskiej.

4.
Być może koalicja rządowa (bo przecież nie państwo) ma z tego jakieś namacalne korzyści polityczne lub materialne.

5.
Ponieważ taka jest geopolityczna strategia tego rządu, żeby wszystko robić odwrotnie niż nakazuje zdrowy rozsądek oraz interes państwa.

6.
Z innych przyczyn, o których się nawet filozofom nie śniło?


Osobiście z przyczyn humanitarnych optuję za numerem pierwszym, który jest najłagodniejszy dla rządu Donalda Tuska, gdyż jak się dość powszechnie sądzi, głupota jest także Darem Bożym.

Ręce opadają Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 19:22, 06 Lut 2013    Temat postu:

DAJCIE MI PUNKT PODPARCIA

[link widoczny dla zalogowanych]

Obiecałem Państwu analizę trwającego właśnie ataku na państwo polskie w formie szantażu; ataku, który – na co wiele wskazuje – ma w zamyśle doprowadzić do istotnego przemeblowania na polskiej scenie politycznej. Zanim przejdziemy do analizy rzeczywistości, kilka uwag wstępnych.

Po pierwsze, nieprawdziwa jest moim zdaniem teza, że układ rządzący jest homogeniczny, to znaczy, że są ‘my’ i są ‘oni’; otóż tak po ‘ich’ jak i po ‘naszej’ stronie da się wskazać na obozy. Po stronie władzy obozy są dwa – ośrodek prezydencki i ośrodek rządowy. Obydwa te ośrodki ogłosiły już swoje cele strategiczne: ośrodek prezydencki w swoim dokumencie nazwanym Strategiczny Przegląd Bezpieczeństwa Narodowego, gdzie pisze się wprost o oparciu naszego bezpieczeństwa o Rosję (a jest to więc de facto w sensie geopolitycznym powrót do sytuacji sprzed 1991 roku); z drugiej strony, niejako w odpowiedzi, mamy deklarację Donalda Tuska o jak najszybszym wejściu do strefy euro, bez względu na koszty.

To oznacza całkowite włączenie polskiej gospodarki w niemiecki krwiobieg gospodarczy, bo nasze gospodarki, po dwudziestu latach rządów geniuszy, są niemalże komplementarne – tam wysokie technologie, tu surowiec, tam kwalifikacje, tu siła robocza. Jesli centrum decyzyjne przeniesie się do Berlina (a przypominam, że swego czasu z Bundestagu wyciekł projekt budżetu Irlandii) ta ‘komplementarność’ będzie się utrwalać. Donald Tusk wraz z kolegami chce dzisiaj uciec od Rosji w czułe objęcia cioci Merkel, która zabierze majątek, ale da kieszonkowe – taka teza pomocnicza.

Po drugie, nie jest prawdą, że sojusz niemiecko-rosyjski nie jest układem dynamicznym, i że w jego ramach nie dochodzi do dyskusji i wymierzonych wzajemnie przeciw sobie akcji zmierzających do poszerzenia własnej strefy wpływów kosztem sojusznika. Pamiętajmy, że zanim doszło do jego zawiązania Niemcy przystąpiły do udziału w ‘zbrodni’ na rosyjskich interesach, to jest po ‘odzyskaniu’ schedy po nieboszczce Austrii doprowadziły do aneksji Kosowa na rzecz Albanii; podążając starym szlakim z początków XX wieku naruszyły kanoniczne interesy rosyjskie na Bałkanach. Wydaje się, że w obszarze ‘znaków zapytania’ znalazły się Ukraina, Polska i kraje bałtyckie, stąd identyczna decyzja rządów Łotwy i Litwy, które obrały ‘kurs na euro’ bez względu na ekonomiczne konsekwencje. O ile w przypadku krajów bałtyckich decyduje ich wielkość oraz fakt braku wsparcia ze strony Polski, o tyle po polskiej stronie decydującym czynnikiem jest posiadanie możliwości wywierania nacisku na kształt polskiego życia politycznego w związku ze ‘sprawą smoleńską’.

Przypomnijmy, że do sierpnia 2012 roku kanoniczną wersją smoleńską, wspartą autorytetem prezydenta Komorowskiego i Miedwiediewa (wspartą w czasie zanim wymienił się z Putinem), była wersja wypadku. Ona niosła ze sobą znaczne obniżenie się prestiżu kraju, co było na rękę tak Rosji jak i Niemcom.

We wrześniu 2012 roku wajchowi przestawili wajchę i dopuścili by w świadomości publicznej zaistniały dwie hipotezy: wypadkowa i wybuchowa. Dopuszczenie hipotezy ‘wybuchowej’ wiązało się z widoczną porażką utrwalenia hipotezy ‘wypadkowej’, co Polska zawdzięcza wyłącznie publicystom niezależnym, którzy wypełnili pustkę powstałą pomiędzy 10 kwietnia 2010 roku, a wrześniem 2010, a po tej dacie również działaniom Zespołu Parlamentarnego i środowisku ‘niezłomnych kobiet’, włączając w to wdowy i dziennikarki – taka, typowo polska specyfika. Natomiast dopuszczenie do obiegu ‘hipotezy ‘wybuchowej’ to jeszcze nie koniec. Aby polskiej klasie rządzącej nie pozostawiać wyboru opcji całą akcję wsparto ‘Gorojaninem iz Bernaua’, którego cykliczne publikacje (rozplanowane w czasie i skorelowane z kolejnymi fazami rozgrywki wewnętrznej w Polsce) pochodzą od FSB, a to stwierdzenie pozwolę sobie wesprzeć autorytetem Bogdana Święczkowskiego. Włączenie Gorojanina jest bardzo istotne, bo jego zadaniem jest pokazanie Polakom, że jeśli będą opierać się przed przyjęciem ‘wersji wybuchowej’, to wtedy obowiązująca stanie się wersja ‘Gorojanina’, a ta ma siłę o wiele większą niż siła trotylu, o czym na końcu, bo chronologia nakazuje zająć się właśnie najpierw trotylem.

Jak już wspomniałem wersja ‘wypadkowa’ spełnia swoją rolę osłabiając pozycję Polski jako hipotetycznego sojusznika militarnego kogokolwiek (a w zasadzie myślimy tu o sojuszu z USA), w związku z tym, że Polakom nie wolno powierzać żadnych militarnych technologii, bo nie są w stanie ich zabezpieczyć, ani nie dają gwarancji właściwego ich wykorzystania w razie potrzeby. Natomiast wersja wypadkowa nie narusza status quo w Polsce (rosyjsko-niemieckiego).

Inaczej jest z wersją ‘wybuchową’, która musi w praktyce zmieść cały obóz Donalda Tuska, który jest tej wersji zakładnikiem w o wiele większym stopniu niż obóz prezydencki, bo to urzędnicy i funkcjonariusze podlegli rządowi zabezpieczali i nadzorowali lot, i to jego bezpośredni podwładni kierowali pracami komisji żyrując wersję MAK-owską. W przypadku przyjęcia hipotezy ‘wybuchowej’ odpada ‘przyczynienie się’ do tragedii kancelarii Kaczyńskiego (bo nie można przyczynić się do bycia wysadzonym w powietrze), a wszelkie ‘propagandowe’ próby przerzucenia odpowiedzialności na ofiary w formie ‘nacisków’, ‘niesterylności kokpitu’, ‘generałów’, ‘pośpiechu’ tracą sens. Za ‘wybuch’ odpowiada rząd i podległe mu służby.

Zauważmy, że do tej pory, przy przyjętej w oficjalnych dokumentach państwowych wersji wypadkowej, wszelkie próby podkreślania rażących zaniedbań w systemie bezpieczeństwa i pracy kancelarii premiera były ‘przykrywane’ wrzutkami: ‘mogli nie wsiadać’, ‘mogli nie lecieć’, ‘mogli nie lądować’. Całą ta argumentacja (przyznajmy: sprytna i dość chętnie przyjmowana przez dużą część Polaków) w przypadku uprawdopodobnienia się wybuchu traci sens, a furia wodzonych za nos zwróci się przeciwko Tuskowi i to najprawdopodobniej w sytuacji pogarszającego się stanu portfeli. Mamy więc wybuchowy koktajl braku kiełbasy i szlachetnego pretekstu do wyrażenia swojej wściekłości. Do tego wróg staje się wrogiem wewnętrznym, a grożenie wojną z Rosją traci sens, jeśli to Moskwa wskazuje na wybuch i żąda znalezienia i ukarania sprawców, a więc odwaga znów stanieje.

Nowa opcja ‘konserwatywna’

Nie wydaje mi się natomiast, by ‘wybuchy’ szkodziły w jakiś sposób obozowi prezydenckiemu. Komorowski nie nadzorował ani pracy służb 10 kwietnia, ani prac agend rządu po 10 kwietnia. Jedyne, co można by przeciw niemu propagandowo wykorzystać to błyskawiczne przejecie obowiązków, wspominanie jego słynnych przypadków prekognicji, czy jakiegoś powodu do radości przy okazji powrotu trumien po 10 kwietnia. Ale to czy uda się coś takiego wykorzystać zależy już od ochoty i chęci mainstreamowych mediów; Komorowski i tak nie będzie się cieszył sympatią tych niszowych, jako i dziś się nie cieszy z oczywistych powodów, a wyniki badań sympatii społecznych są nieubłagane (moim zdaniem pompowane, ale tylko po to by utwierdzić w przekonaniach) – ośrodek prezydencki cieszy się poparciem circa 70% aktywnych politycznie Polaków, a więc jest uważany za nieuwikłany w bieżące spory polityczne.

Każdy z akolitów Tuska, który nie chce pójść razem z Tuskiem na dno ma tylko jeden wybór: wyjść z Platformy i przepoczwarzyć się w zaplecze polityczne obozu prezydenckiego. Jesteśmy w trakcie obserwowania właśnie takiego spektaklu, przy czym rolę ‘klina’ odgrywa tutaj prezydencki przyjaciel i kompan polowań na Białorusi Palikot. Jego zadaniem, poprzez podnoszenie różnego rodzaju tematów obyczajowych, jest danie ‘konserwatywnej’ frakcji w PO pretekstu do oddzielenia się od klubu ‘z powodu różnic światopoglądowych’. Zwracam uwagę, że przywódca ‘konserwatystów’ Jarosław Gowin już wskazał na propozycje prezydenckie w sprawie ‘związków’, jako zgodne z wizją jego i jego kolegów.
Sprawa aparatczyka PZPR oraz posiadacza paszportu z prawem wielokrotnego przekraczania granicy PRL, dzisiaj przebranego w spódnice, z dorobionym, sztucznym biustem i starannie wygolonym podbródkiem ma być ‘wisienką na torcie’, kompromitującą Tuska i kreującą konserwatywny wizerunek Gowina, któremu znakomita większość Polaków w wojnie o ‘babę z brodą’ otwarcie lub milcząco przyzna rację. Stanowisko Tuska w sprawie komedianta znamy; stanowisko jego klubu stanie się wyznacznikiem swoistego, wewnętrznego ‘wotum zaufania’, a głosowanie pokaże, ile szabel zostało przy Tusku. Podejrzewam, że niewiele.

Obóz prezydencki nie poprzestaje jedynie na demontażu Platformy Obywatelskiej; jak widać z przebiegu obchodów 11 listopada 2012 roku oraz poszerzaniu platformy dyskusji z panami z WSI w ramach Biura Bezpieczeństwa Narodowego, buduje ‘szerokie porozumienie’ ‘sił konserwatywnych y narodowych’, z ‘wybitnymi przedstawicielami’ w osobach Halla czy Giertycha (ten ostatni odbudowuje swoją wiarygodność w oparciu o wydumany konflikt z o. Rydzykiem, bo wymagania ‘targetu’ są jakie są; przeszłe zbyt bliskie związki z patriotycznym nurtem w polskim Kościele kładą się cieniem na osobie w oczach wyborców Komorowskiego; możliwe również, że dostał taką propozycję – przystąpienie w zamian za zerwanie, i czuje się teraz jak Piasecki po rozmowie z Sierowem). W obradach BBN wzięli również udział przedstawiciele Solidarnej Polski, co jasnym znakiem, że uświadomili sobie, że bez dźwigara z Dużego Pałacu o fotelach w Sejmie, Senacie lub Europarlamencie będzie można zapomnieć.

Obóz rządowy podjął w pierwszym odruchu próbę zneutralizowania ‘trotylu’- miała temu służyć akcja uzgodniona przez Grasia z Hajdarowiczem oraz zadziwiające dla niezorientowanych nagłe ‘przebudzenie’ w sprawie odzyskania wraku. Co oczywiste, wraz ze zwrotem wraku szansa istnienia trotylu na wraku minimalizuje się do zera, a po jego kilkudniowej podróży samochodowej ze Smoleńska będzie pachniał i wykazywał ślady obecności płynu ‘Lenora’.

Pani Catherine Ash okazała się być jednak nie aż tak czuła na problemy polskiego obozu rządowego, co może wskazywać na to, że inna pani – pani kanclerzyca - położyła na Tusku tak zwaną laskę.

Obóz rządowy – moim zdaniem – podjął jeszcze inną próbę neutralizacji ‘trotylu’ w postaci wytworzenia wrażenia, że w Polsce szaleją z nikim nie związani ‘terroryści’, dysponujący możliwościami wysadzania już nie tylko Tupolewów, ale całych parlamentów i ministerstw; sądząc po uśmiechach panów z ABW na konferencji prasowej oraz po pomyśle odebrania tej służbie uprawnień śledczych połączonym z degradacją jej znaczenia i zesłaniem jej szefa do Hiszpanii, Donald Tusk nie może być pewnym ich lojalności.

W sprawie wybuchów, ale również w sprawie „Gorojanina’ obóz prezydencki zachował stoicki spokój poza jednym choć dość symptomatycznym ruchem, a więc zwołaniem nagłego posiedzenia BBN-u w sprawie ‘możliwego wpływu na wewnętrzne sprawy Polskie’. Ustalenia są tajne poprzez poufne, natomiast jak dla mnie nie ulega wątpliwości, że w czasie obrad ich uczestnikom jasno przedstawiono ‘opcje’, jeśliby się nie domyślali bądź udawali, że się nie domyślają.

Opozycja

A jak sprawa wybuchów ma się do opozycji w kontekście przyszłej polaryzacji sceny politycznej na ‘obóz Komorowskiego’ i ‘obóz Kaczyńskiego’? No cóż, ustalenia Zespołu Parlamentarnego, który w tej sprawie jest głosem opozycji będą szerokim wsparciem dla wersji wybuchowej, bo żadnych innych hipotez Zespół Parlamentarny nie drążył; właściwie cały autorytet zaplecza naukowego Zespołu Parlamentarnego jest położony na szali wybuchów. Różnego rodzaju komentarze, wydźwięk prywatnych rozmów zdaje się świadczyć o tym, że przyjęcie wersji ‘wybuchowej’ jako obowiązującej opozycję zadowala, dając solidne podstawy do rozliczenia obozu Tuska i to rozliczenia poważnego, a myślę tutaj o długoletnich wyrokach więzienia włącznie. Uznanie wersji ‘wybuchowej’ spowoduje silne wzmocnienie szeregów jako rezultat zwycięstwa po dwuletniej walce z Tuskiem i jego komisjami, wzrost pozycji ‘twarzy’ tej walki, a więc Antoniego Macierewicza, który – nie widzę innych kandydatur – ma szansę stać się przyszłym liderem przejmując schedę po Jarosławie Kaczyńskim (nikt z tak zwanego ‘zakonu PC’ nie jest mu w stanie zagrozić), oraz szanse na dobry wynik wyborczy.

Pytanie, jak dobry, oraz kolejne: z kim będzie walczył PiS o rząd dusz, z jakiego typu formacją?

I to jest clou, bo obóz prezydencki nie będzie zdaje się obchodził Jarosława Kaczyńskiego od lewej, ale od prawej flanki. Palikotem radziłbym sobie nie zaprzątać głowy, bo to jest narzędzie służące odseparowaniu grupy Gowina do reszty Platformy (ewentualnie przejęcie całości bez Tuska i jego najbliższych przybocznych) oraz późniejszej neutralizacji Millera i SLD. Platforma musi popierać paliwygłupy, bo przecież obrała kurs europejski, a więc wejście w klincz z lobby homoseksualnym byłoby samobójstwem – nie ma drogi powrotu na pozycje konserwatywne.

Obóz Komorowskiego ma wiele atutów w ręku. Może okazać się atrakcyjny i dla konserwatywnych rusofili i dla filistra, jeśli byłby ‘związany służbowo’; możemy w najbliższym czasie spodziewać się znacznego ‘konserwatywnienia’ środowisk dotychczas liberalnych, a przyznajmy szczerze: z obyczajowego punktu widzenia Putin ma do zaoferowania więcej konserwatywnego podejścia niż Bruksela; o czym jak sądzę miała naszych ‘konserwatystów’ przekonać misja Jego Światobliwości Patriarchy Moskiewskiego i całej Rusi Cyryla I, który zapewne gorliwie udaje się w misje ekumeniczne, ale niekoniecznie bez aprobaty Cara.

Osią politycznego sporu będzie więc ‘konserwatyzm oparty o Moskwę’ versus ‘konserwatyzm patriotyczny’; podziały pójdą głęboko, w tym również w poprzek Kościoła.

Osłabieniem obozu opozycji byłoby natomiast niespodziewane znalezienie się w obozie kremlowskim, a więc obozie mówiącym jednym głosem przeciwko urzędującemu premierowi RP. To dałoby znakomitą pożywkę dla teorii, że oto opozycja, razem z Komorowskim i Putinem ‘wyprowadza Polskę z UE’. Przebiśniegi takiej strategii już mogliśmy obserwować, kiedy to premier Tusk z mównicy sejmowej oskarżył opozycję o współdziałanie z Rosjanami.

Analizę należałoby tu uzupełnić o zmianę priorytetów dotyczącą uzbrojenia polskiej armii oraz o nowo uchwalone prawo pozwalające na ‘wzywanie’ dowolnej ilości zaciężnych spoza granicy na mocy rozporządzenia, ale to poza zakresem mojej kompetencji. Może ktoś się podejmie odpowiedzi na pytanie: jakim celom ma służyć plan wyposażenia całej polskiej armii w karabinek MSBS-5,56 w standardzie podobnym wyposażeniu oddziałów specjalnych armii NATO? Na jakiego rodzaju konflikt jest to szykowane, a przypomnijmy, że obydwie inicjatywy narodziły się w gabinetach MON, a karabinek MSBS uzyskał nawet wsparcie Ministerstwa Skarbu, co w ciężkich czasach musi wskazywać na priorytet.

Teraz przyjrzyjmy się na chwilę innym konsekwencjom uznania ‘hipotezy wybuchowej’ za obowiązującą. Otóż jak były wybuchy i był trotyl, to ktoś je podłożył. Z pewnym, takim niedowierzaniem reagowałem na próby zaimplementowania publiczności poglądu, że ładunki zainstalowano w Samarze; pomijając technikalia, próba udowodnienia takiego zdarzenia byłaby możliwa przed 10 kwietnia, ale po to już nie bardzo; ponadto przypominam, że jeśli Rosjanie dopuszczą do uznania ‘hipotezy wybuchowej’, to na pewno nie w wersji ‘made in Samara’, tego możemy być pewni. Poza tym hipoteza ‘wybuchowa’ ma pewnego rodzaju luki logiczne, a najłatwiej byłoby je sprawdzić udając się do fachowca od wysadzania Tupolewów :) i zadając pytanie, gdzie umieściłby ładunki wybuchowe, gdyby chciał, żeby lecący z prędkością ponad 200 km na godzinę Tupolew upadł właśnie w tym, a nie innym miejscu i by żaden z pasażerów nie ocalał; jakiego typu ładunki by założył, w jakich ilościach, oraz jak by je zdetonował (konkrietno – jaki typ zapalnika). Przy czym, nad lukami polska publiczność przejdzie do porządku dziennego, bo sama atrakcja ‘wieszania’ winnych, już bez obawy, że mogą ich bronić ‘ruskie bagnety’, a wręcz przeciwnie, spowoduje masową euforię w społeczeństwie, które wie, że ktoś mu ‘zajumał’ portfel, ale nie wie kto dokładnie, kiedy, i w jaki sposób. ‘Wieszanie’ zrekompensuje ten ból, no i nie można nie zauważyć, że pułkownik Putin, jako sprawiedliwy wśród narodów świata, urośnie, w kontekście wdrukowanego udanie faktu, że ‘sojusznicy znów zdradzili’. Tak na marginesie, nawet jeśli moje analizy są o kant potłuc, to są nawet dla mnie dość przekonujące, więc jeśli je ktoś ‘tam’ (w co wątpię) czyta, to mogę bezwiednie wystąpić w kolejnej odsłonie ‘Jak wywołałem wojnę światową’... O la la!

Polski Breivik?

‘Wybuchy’ rodzą pewną trudność, bo trzeba będzie w Polsce znaleźć zamachowców. Próba wykreowania ‘polskiego Breivika’ się nie powiodła; próba szukania wykonawców wśród ‘kół zbliżonych’ do wojska powieść się nie może, bo uderzałaby w zaplecze obozu prezydenckiego; pozostaje albo zmajstrować nowego, lepszego Breivika, albo obarczenie odpowiedzialnością służby cywilne. W każdym razie trzeba przynieść ‘głowę zdrajcy’, a to jest zawsze sytuacja niemiła i stresująca, bo do tej pory walczyliśmy, ale umowa była, że bez ofiar.

I właśnie tutaj pojawia się nam Gorajanin z Bernaua, który bez zbędnych ceregieli, pomimo prześladowań przez FSB, z zegarmistrzowską precyzją ujawnia fragmenty drobiazgowej dokumentacji tak miejsca zdarzenia, jak i ciał ofiar. Przypomina to trochę odkrywanie kart przez pokerzystę, któremu składa się wielki pikowy, a my obserwujemy jak pozostali uczestniczący w grze ‘pasują’. Jak się wydaje nie ma w tej chwili w Polsce chętnych do powiedzenia ‘sprawdzam’, stąd reakcja, w której podkreślano tylko jeden aspekt problemu, to jest aspekt naruszenia czci ofiar i państwa, które te osoby reprezentowały. Oczywiście winnym tego naruszenia jest BOR, który dopuścił się opuszczenia warty przy cele śp. Prezydenta. Natomiast nikt według mojej wiedzy nie uznał za właściwe, by – podobnie jak to się dzieje w przypadku znanej nam dokumentacji wraku – przekazać wysokiej rozdzielczości materiały do oceny właściwym ekspertom, na przykład patologom, którzy przy ograniczeniach wynikających z wydania opinii jedynie na podstawie zdjęć jakieś jednak wnioski z charakteru i rozmiaru obrażeń mogliby wydać, a przypomnijmy dodatkowo, że inaczej niż w przypadku wraku tego rodzaju ekspertyza może zostać uzupełniona o badanie ciał w drodze ekshumacji. Mnie osobiście, jako niefachowca, zainteresowały niektóre szczegóły ubiorów. Póki co, całość sprawia dość makabryczne wrażenie, że największa po II WŚ tragedia narodowa dotyczy Tu-154, a nie jego pasażerów.

Łysi jadą do Moskwy.

Sytuacja jest trudna i w tej trudnej sytuacji znów znów ‘Łysy’ jedzie do Moskwy, a w zasadzie dwóch Łysych, to jest przedstawiciel ‘układu Wrocławskiego’ w Platformie i konkurent Tuska – Grzegorz Schetyna oraz reprezentujący anty-Millerowską frakcję post-pezetpeerowskiej lewicy Włodzimierz Cimoszewicz. Na zaproszenie rosyjskiej Rady Regionów, coby ‘pogadać’ o stanie i perspektywach rozwoju stosunków. Jakby się ktoś interesował to w rosyjskich realiach takie kroki nie są podejmowane bez wiedzy i aprobaty Kremla.

Co tam ustalą, nie wiem, ale pewnie jakiś szeroki front ‘porozumienia społecznego’ w oparciu o pałac. Jeśli będzie wystarczająco poważny, do odegrania roli jednego z frontmanów dołączy Aleksander Kwaśniewski. I tak będzie wyglądał stolik po kolejnym rozdaniu: szeroka pro-rosyjska koalicja ‘konserwatywna’, koncesjonowana ‘pro-Europejska liberalna lewica’ i pro-amerykański obóz patriotyczny.

‘Lewica’ i ‘prawica’ powinno się pisać w cudzysłowach, bo to pojęcia dzisiaj kompletnie wyprane z jakiegokolwiek znaczenia, a w polskich realiach w zasadzie nie stoją za nimi żadne określone przekonania ideologiczne.

Ciekaw jestem Państwa zdania.

BTW, w wigilijny wieczór, podążając za starodawnym obyczajem odblokowałem wsiech zablokowanych, więc śmiało; natomiast uprzedzam, że każdy najazd ludzi o złych a więc niemerytorycznych intencjach, skończy się ponownie w lochu, a kolejna wigilia daleko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 19:34, 25 Lut 2013    Temat postu:

Bułgaria mówi politykom precz!

[link widoczny dla zalogowanych]

W Bułgarii dzieje się to, czego tak bardzo obawiają się u nas media. A szczególnie politycy, którzy zastępczym tematem związków partnerskich, całkowicie pomijają kwestie choćby rosnącego zadłużenia, czy bezrobocia. Uważam, że Bułgarzy jako społeczeństwo próbują pokazać coś wyjątkowego. Po tym, jak ulica doprowadziła do dymisji premiera, teraz sytuację próbują wykorzystać lewicowi politycy. Nawet u nas informacje dotyczące protestów, w tym kraju, przez źródła informacji o afiliacji lewicowej są przedstawiane w złym świetle. Bułgarskie społeczeństwo nie protestuje przeciwko centro-prawicowym partiom, ale przeciw wszystkim politykom. Powodem jest zła sytuacja gospodarcza, gdzie bezrobocie sięgnęło powyżej 12%, a ceny produktów i usług stale rosną. Wynika to z polityki finansowych cięć lansowanych przez Unię Europejską, a szczególnie Niemcy.

Protesty przebiegają przeciw całej klasie politycznej. Bułgarzy skandują - "Wszyscy precz!"; "Mafia!". Skąd ta wściekłość? Przemiany polityczne w Bułgarii były kontrolowane przez służby specjalne. Dzisiaj politycy każdej opcji w Bułgarii, to tak samo identyczne środowiska, jak na początku transformacji - łączy ich pochodzenie. W większości rączka rączkę myje. Ten, kto znów przejmie władze, będzie robił praktycznie to samo, co poprzednik. Alternacja władzy, jako zdrowy odruch demokratyczny, nie przyniesie oczekiwanych rezultatów. Ludzie tylko dostali impuls w postaci podwyżki cen energii – bodziec = reakcja.

Specjaliści, komentatorzy, a szczególnie politycy liczą więc na okoliczności, które owszem spowodują, że upadnie tamtejsze Zgromadzenie Narodowe. Dojdzie do kolejnych wyborów. Zostanie wyłoniony rząd i sytuacja się uspokoi. Tyle, że to znów będzie to samo – zmienią się tylko szyldy panującej władzy. Jednak zapominają oni, iż choć to bardzo możliwe, to lepsze byłyby zupełnie inne wypadki. Wściekłość ulicy wzięła się z wieloletniego budowania systemu opartego na sieci układów, i wyzysku kraju przez silniejsze podmioty gospodarcze. Podobnie jak u Nas.

Unia Europejska stała się gwarantem niepodzielnego panowania globalizmu, a ten sprzyja wielkim korporacjom mającym w kieszeni wiele rządów różnych państw. Model neoliberalny wraz z zakłamaniem lewicy sprzyja dalszym tendencjom psucia państwa. Jeśli więc prawica zostanie odsunięta od rządów w Bułgarii, to schemat będzie trwał dalej, ponieważ do obiegu władzy wrócą ci sami politycy. Zmieni się tylko barwa ugrupowania, lecz nie styl rządzenia. Społeczeństwo

Bułgarskie pokazuje, że nie chce obecnych polityków. Czy uda się im odsunąć od polityki całą klasę polityczną?

Dla szerokiej maści komentatorów zabrzmi to, jak herezja, ale w tym i wielu innych przypadkach demokracja zaczyna zawodzić. Demokracja staje się przedmiotem umacniania politycznych klanów o różnym logo, ale tej samej idei. Idea główna to władza, ale nie w postaci silnego państwa. Silne państwo wymaga dojrzałej i rozsądnej polityki. Dzisiaj polityka stała się festiwalem próżności dla miernot, które stały się politykami dzięki koneksjom i pieniądzom. To partie dzisiaj mają pieniądze - nikogo mądrego do politycznej rywalizacji nie dopuszczą. Ten zawór bezpieczeństwa dla elit dodatkowo umacniają media.

Bułgarski premier dokonał sprytnego działania - podał się do dymisji, by system przetrwał. To, co najbardziej przeraża biurokratów Unii i polityków innych rządów to przebudowa systemu, tak jak chce tego społeczeństwo. Odejście od mechanizmu demokratycznego wyboru, który służy politycznej zgniliźnie będzie bardzo trudne.

Demokracja jest dzisiaj fasadą, a tej służą słupki popularności partii w wyniku sondaży. Te napędzają psychologiczny mechanizm głosowania na partie duże. Ci zaś są największymi macherami w swojej branży, i z posiadanymi wpływami korumpują resztę wpływowych grup społecznych. Tworzy to sieć układów, które na poziomie medialnym skutkują jedynie akceptowanym światopoglądem. Dzisiaj w Polsce akceptację mają jedynie środowiska wywodzące się z Solidarności (z wyjątkiem tych wykluczonych, którzy zrozumieli jak działa III RP) oraz mające rodowód komunistyczny. Tę argumentację chroni postulat obrony demokracji przed mało rozgarniętym w przekonaniu polityków i komentatorów - ludem. I powiększa się przepaść polityczna, gdyż zmierzamy w podobnym kierunku jak Bułgaria. Politycy z Bułgarii próbują konserwować zmurszały system, kiedy nikt go nie chce. Z systemem wiążą się przywileje, a te daje władza. Społeczeństwo chce im je odebrać, i to jest zaskakujące. Politycy z mediami bronią więc "demokracji" przeciwko ludowi, który jest tym demosem. Nie robią tego z powodu altruizmu, tylko dla własnej korzyści.

Źródła:

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 19:55, 11 Wrz 2013    Temat postu:

Na Węgrzech era kolonizacji się skończyła, a kiedy w Polsce?

[link widoczny dla zalogowanych]

1. Kilka dni temu premier Węgier Wiktor Orban na posiedzeniu parlamentu powiedział „dla zagranicznych firm na Węgrzech era kolonizacji się skończyła” i wyjaśnił, że banki i duże zagraniczne firmy korzystające na Węgrzech z pozycji monopolisty, muszą się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Kiedyś miały silną pozycję i rządy socjalistyczne (chodzi o 8-letnie rządy poprzedników Orbana), kłaniały się przed ich potęgą ale teraz to my jesteśmy silniejsi. To one muszą się dostosować do Węgrów, a nie odwrotnie”.

Premier Węgier w ten skrótowy ale dobitny sposób przedstawia współobywatelom strategię swojego rządu, realizowaną konsekwentnie od pierwszego dnia po objęciu rządów.

Dodatkowe opodatkowanie banków, sklepów wielkopowierzchniowych, koncernów energetycznych i telekomunikacyjnych podatkiem o charakterze obrotowym, zostało wprowadzone już w 2010 roku.

2. Teraz kiedy poważnym problemem gospodarczym i społecznym na Węgrzech stały się wysokie ceny energii, a także obsługa kredytów walutowych związanych z zakupem mieszkań (takich kredytów udzielono dla około 1 miliona kredytobiorców czyli obciążone nimi jest 1/10 Węgrów), rząd Orbana zdecydował się na administracyjne przeprowadzenie 10% obniżek cen energii dla gospodarstw domowych przy czym koszty tej operacji zostały przerzucone na koncerny energetyczne, a także na wprowadzenie obsługi kredytów walutowych po stałym ustalonym przez rząd kursie walutowym i obciążenie kosztami tej operacji banków udzielających takich kredytów.

Właściciele banków, firm energetycznych, firmy handlowych w większości zagranicznych zgrzytają zębami i protestują (nawet w Brukseli) ale w związku z tym, że gospodarka węgierska pierwszy raz od kilku lat odnotowała wzrost gospodarczy, a Komisja Europejska zakończyła wobec Węgier procedurę nadmiernego deficytu (deficyt całego sektora finansów publicznych na trwałe został sprowadzony poniżej 3% PKB), uznają że Węgry wychodzą na prostą i będzie tu można wypracowywać zyski.

3. Takie mocne stwierdzenia przedstawicieli rządu Wiktora Orbana nie są zaskoczeniem. Od momentu przejęcia władzy na Węgrzech w maju 2010 roku przez tę ekipę, problem wykorzystywania nowych krajów członkowskich UE przez koncerny zagraniczne jest często publicznie nazywany po imieniu.

Ponad rok temu w wywiadzie dla Polskiego Radia wicepremier węgierskiego rządu Zsolte Semjen stwierdził „korporacje zagraniczne wyciągały z Węgier znacznie wyższe kwoty niżby to wynikało z zasady zysku. Tak traktuje się kolonie, a nie równoprawne państwa członkowskie”.

Węgrzy więc już kilka lat temu precyzyjnie zdefiniowali jeden z podstawowych problemów ograniczających ich rozwój gospodarczy i wyciągnęli z tego jednoznaczne wnioski, wprowadzając dodatkowe opodatkowanie tego rodzaju firm, którego podstawą jest obrót, a nie zyski, które często księgowo nie są wykazywane.

4. Kiedy taka diagnoza pojawi się w Polsce? Ona już jest zawarta w programie gospodarczym Prawa i Sprawiedliwości, proponujemy również instrumenty, które będą temu zapobiegały.


My doskonale wiemy, że tzw. saldo dochodów w bilansie płatniczym obejmujące transfery kapitałowe z Polski i do Polski od lat jest ujemne i osiągnęło w 2012 roku astronomiczną kwotę 71,4 mld zł.


Ten olbrzymi transfer kapitału z Polski jest saldem wpływów do Polski środków z budżetu UE, środków zarobionych przez Polaków za granicą przekazywanych rodzinom w kraju i wypływów w postaci dywidend, zysków, zarobków szefów zagranicznych koncernów.

A więc niezamożna Polska jest dostarczycielem kapitałów dla zagranicy i w latach 2000-2012, ten transfer sięgnął blisko gigantycznej kwoty 500 mld zł.

Przejęcie odpowiedzialności za rządzenie w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość będzie oznaczało zdecydowanie „przykręcenie” tego kurka z odpływającymi z naszego kraju kapitałami i zrobimy to równie sprawnie, zgodnie z unijnymi regułami jak rząd Orbana na Węgrzech.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 18:27, 27 Paź 2013    Temat postu:

Dr László Csizmadia - Siłą społeczeństwa jest gra zespołowa

[link widoczny dla zalogowanych]

Obywatele są to ludzie zamieszkujący teren danego państwa, których różnie nazywano w historii. W biegu historii to właśnie ich działalność ukształtowała dzisiejszą, rozumianą w potoczny sposób, cywilizację poprzez rozwój społeczny i stosunkowo wysoki poziom kultury materialnej.

W starożytnym Rzymie do praw obywatelskich należały prawa prywatne i publiczne (civitas). Pod koniec XIX wieku pod pojęciem cywilizacji węgierskie społeczeństwo rozumiało proces stawania się mieszczaninem.




Rola obywatela

Pojęcie „obywateli” można również przybliżyć, ukazując ich rolę pełnioną w społeczeństwie. W naszych czasach cywilizacja jest niezbędnym elementem w procesie instytucjonalizacji polityki, społeczeństwa, gospodarki, prawa i religii. Kontrolowanie owych systemów instytucji jest zadaniem obywateli, którzy poprzez swoją działalność przyczyniają się do rozwoju cywilizacji (lub do jej upadku, w przypadku braku tej działalności). Dlatego też coraz pełniejszy udział obywateli w procesie cywilizacyjnym jest potrzebny do stałego podtrzymywania osiągniętego poziomu i dalszego rozwoju. To jest najważniejsza rola obywatela.

Jedynie on jest w stanie kontrolować i skutecznie wystąpić w imię dobra publicznego. Kontrola obywatelska na poziomie społeczeństwa jest możliwa dzięki samoorganizacji cywilów, którzy pozostając w kontakcie z systemem instytucji polityczno-państwowych, potrafią przybrać formę niezależnej organizacji i prowadzić odpowiednią dla wyznaczonych celów działalność.


Demokracja kilkuminutowa

Społeczeństwo obywatelskie można łatwo podzielić na warstwę aktywną i pasywną. Warstwa pasywna ogranicza się do decyzji o skorzystaniu – bądź nieskorzystaniu – z prawa do głosowania w czasie wyborów. Taki sposób praktykowania praw politycznych można nazwać „kilkuminutową demokracją”. Wyborca raz na jakiś czas głosuje za albo przeciw jakiejś partii, a potem będzie, co ma być. Oczywiście nie wyklucza to jego pozornej aktywności, na przykład przed telewizorem. Jest to zjawisko „demokracji fotelowej” ściśle łączącej się z „kilkuminutową demokracją”, ponieważ wyborca zwraca uwagę tylko na to, co zaproponują mu media (które „pozyskują” go mniej lub bardziej uczciwymi środkami), i reaguje w zamierzony przez nie sposób.


Świadomi obywatele

Natomiast aktywna część obywateli stara się wpływać na wydarzenia społeczne i gospodarcze. Oni chcą brać udział w sprawach publicznych i czują się zobowiązani do działania w celu naprawy błędów, z którymi stykają się na co dzień (niech będzie to czystość terenów publicznych, opieka społeczna czy choćby sposób wydawania finansów publicznych). Oni są świadomymi obywatelami państwa. Podejmują zobowiązania dla dobra wspólnych spraw, w razie potrzeby są skłonni wysunąć się na „linię frontu” w imieniu interesu narodowego czy dobra publicznego.


Ukryta szansa

Jedność narodu jest rzeczywistą, obiektywną, zawsze ukrytą szansą, w historycznych momentach aktywizującą się prasiłą, wieczną bronią przed uciskiem.

Trójpodział władzy, a także jej klasyczna forma, są już nieaktualne. Obecność mediów ma istotny wpływ na zachowanie dzisiejszych partii i rządów. Nie znajdziemy się daleko od prawdy, jeżeli powiemy, że czynnikiem władzy stało się również aktywne podejmowanie zadań przez społeczeństwo obywatelskie, a także kontrola obywatelska.


Przełom roku 2010

Cały stan węgierskiej polityki i kraju został przemieniony z siłą orkanu w wyniku wyborów parlamentarnych w 2010 roku. Nagromadzony w głosujących obywatelach gniew wyrwał z korzeniami system postkomunistyczny na Węgrzech, czerpiący swą pożywkę z komunistycznego gruntu. Broń, jaką stały się głosy w wyborach, skazała na unicestwienie liberalno-socjalistyczny sojusz partyjny.

W Niedzielę Palmową 2009 roku dwieście tysięcy obywateli węgierskich demonstrowało przeciwko hańbiącemu rządowi Gyurcsányego. Los rządu – wtedy jeszcze będącego u władzy – został przypieczętowany przez zdradę ojczyzny i oszustwa budżetowe w Unii Europejskiej.

Ostatnim gwoździem do politycznej trumny był wzrost węgierskiego zadłużenia krajowego do poziomu, jakiego jeszcze nigdy dotąd nie widziano. Dzięki staraniom następcy skompromitowanego premiera i współpracy przywódców unijnych, MFW zrzuciło dodatkowo na barki narodu węgierskiego 20 mld euro kredytu.


Umowa społeczna

Aktywnie protestujące Forum Jedności Obywatelskiej stało się przestrzenią gromadzącą działaczy wyrażających swój sprzeciw. Przy współpracy z elitą obywateli troszczących się o swój naród stworzyło Umowę Społeczną, którą jeszcze przed wyborami przekazało wspólnocie partii Fidesz-KDNP, późniejszemu ich zwycięzcy.


Partnerstwo

Dzisiaj już duża część spośród owych 12 punktów została zrealizowana przez myślący i działający na rzecz narodu rząd. Węgierscy wyborcy, oddając dwie trzecie głosów na partie troszczące się o ich interes, obdarzyli je swoim zaufaniem, a w zamian za to zażyczyli sobie stałego dialogu, co też wkrótce otrzymali. Dzięki temu większość patriotów społeczeństwa obywatelskiego stała się partnerem strategicznym dla rządu narodowego. Rozpoczęła się społeczna i ekonomiczna konsolidacja państwa stojącego na skraju bankructwa.

Zaufanie ludu umocniło się poprzez przyjęcie nowej konstytucji węgierskiej, którą poprzedziły i po której nastąpiły liczne ustawy. Wystąpiły one przeciw oligarchom poprzedniego systemu, wprowadziły opodatkowanie międzynarodowych firm i banków. Ciężarem kryzysu nie zostało obarczone zubożałe społeczeństwo, lecz firmy obracające wielkimi przychodami i przedstawicielstwa zagraniczne.


Naprzeciw potęgom

Na Węgrzech nastąpiło zjednoczenie występującego przeciwko potęgom finansowym rządu i jego obywateli, co rozzłościło biurokratów partii unijnych stojących po stronie liberalno-socjalistycznej. Przygotowali się oni do ukrzyżowania premiera, podstępnymi, kłamliwymi sposobami zaatakowali suwerenność Węgier i niegodziwymi narzędziami politycznymi, paktując z wyklętymi i skompromitowanymi na Węgrzech politykami, rozpoczęli podkopywanie demokratycznego systemu, a nawet jego unicestwienie.

A jednak się przeliczyli. Społeczeństwo obywatelskie, które stawiało opór w czasie trwania poprzedniego systemu, w sposób niespotykany w Europie stanęło murem za swoim rządem.

Tłum.Alicja Dąbrowska

Dr László Csizmadia: prezes Forum Jedności Obywatelskiej (Civil Összefogás Fórum, CÖF) i Rady Porozumienia Obywatelskiego (Civil Együttműködési Tanács, CET)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Nie 18:32, 24 Lis 2013    Temat postu:

Najważniejsze reformy węgierskie przedstawia treściwie artykuł R. Zgorzelskiego „Viktor Orban polityk dużego formatu”

Viktor Orban, węgierski polityk i przewodniczący konserwatywno – ludowego Fideszu (Węgierskiej Unii Obywatelskiej) oraz premier Węgier w latach 1998 – 2002 i od 2010 roku, to polityk dużego formatu.

Orban wprowadził Węgry do Paktu Północnoatlantyckiego, a podejmowanymi decyzjami przyczynił się do rozwoju drobnej i średniej przedsiębiorczości, zmniejszenia inflacji i długu publicznego oraz spadku bezrobocia na Węgrzech. Podjął szereg reform, które realnie wpłynęły na rozwój cywilizacyjny oraz gospodarczy Węgier.

To polityk, który chce i buduje Europę na fundamencie wartości rzymsko – chrześcijańskich.
To także jeden z najbardziej, obok prezydenta Republiki Czeskiej Václava Klausa, kontestowanych przez postliberalny i postsocjalny establishment polityk w Europie.
Viktor Orban i Węgry znalazły się ostatnio w ogniu ostrej krytyki. Co takiego spowodowało ten medialny rejwach?


Casus Węgier stał się przedmiotem ożywionej debaty w Parlamencie Europejskiej. Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso uznał, że polityka Fideszu prowadzi do zagrożenia demokracji na Węgrzech, w państwie, które od 2004 roku współtworzy Unię Europejską. To reakcja na działania rządu Orbana, zmierzające do ograniczenia pozycji banku centralnego (zwiększenie liczby członków Rady Monetarnej z 7 do 9, w tym 6 mianowanych przez parlament oraz odebranie szefowi Banku Centralnego prawa do mianowania swoich zastępców) i urzędu ds. ochrony danych osobowych, [a także reakcja na] obniżenie wieku emerytalnego sędziów (z 70 do 62 lat), którego celem miałoby być wprowadzenie zmiany pokoleniowej w palestrze. W taki to sposób Komisja Europejska zareagowała na kontynuowany przez Fidesz proces odnowy moralnej oraz przebudowę społeczno – polityczną i ekonomiczną suwerennego przecież państwa.

Wątpliwości postliberalnego i postsocjalistycznego establishmentu (bo to właśnie te kręgi kwestionują politykę Orbana) budzi też nowa konstytucja Węgier oraz reformy administracyjne, zdrowia, czy edukacji w państwie Madziarów. W przeciwieństwie do tegoż establishmentu, który doprowadził Europę na skraj bankructwa i niewydolności systemu, Orban realizuje efektywne oraz potrzebne reformy zmierzające do wzrostu zamożności państwa i wzrostu jego pozycji w Europie oraz świecie.

Komisja Europejska miast wspierać tego typu działania poddaje je krytyce, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom zwolenników starego, postkomunistycznego i kosmopolitycznego, zdezawuowanego układu, którego polityka niesie dla całej Europy straszliwe konsekwencje w postaci głębokiej recesji gospodarczej, a przede wszystkim defensywy moralnej.

Histeryczny ton ataków na Orbana i Węgry podchwycony przez głupkowate media w Polsce, które w zasadniczej części potrafią jedynie małpować doniesienia europejskich i światowych agencji prasowych, budzi głęboki sprzeciw wszystkich przyzwoitych ludzi.

Viktor Orban przywraca na Węgrzech (niszczonych latami przez kryminalny establishment komunistyczny, a następnie rządy socjalistów) demokrację i porządek. Unia Europejska nie może ograniczać suwerenności tego państwa. Konsternację budzi fakt, że Komisja Europejska nie oponowała wtedy, gdy socjalistyczne rządy powiększały deficyt Węgier oraz dokonywały zamachu na demokrację i prawa człowieka brutalnie tłumiąc organizowane przez Węgrów manifestacje antyrządowe.

Fidesz broni demokracji, wartości i praw narodu do definiowania swojego losu. Szantaż ze strony Komisji Europejskiej i poddawanie wolnego narodu presji w imię interesów układów nomenklaturowych, to absolutne nieporozumienie i podważenie zasad demokracji i wartości, które legły u podstaw Unii Europejskiej. To ingerencja w sprawy wewnętrzne niepodległego państwa.

Polityka Komisji Europejskiej w omawianym zakresie sprzyja wzrostowi niezadowolenia oraz pogłębia panujący w Europie niepokój. Jest de facto wymierzona w Unię Europejską, i zapewne nie znajdzie zrozumienia w społeczeństwie węgierskim oraz w konserwatywnej części społeczeństw europejskich. Takie działania prowadzą do wzrostu znaczenia ruchów politycznych, które na Węgrze reprezentuje postulujący przeprowadzenie referendum w sprawie dalszego członkostwa tego państwa w UE, Jobbik.

Fidesz, to poszanowanie tradycji narodowej i ciężko wywalczonej suwerenności, to wzmocnienie państwa, to rozwój przedsiębiorczości, modernizacja i reformy ekonomiczne, to rozwój demokracji. To realna siła polityczna, konserwatywno – ludowa, która, niestety, w Polsce nie ma swojego odpowiednika. To partia, która szanuje wartości europejskie i chce wpływać na oblicze Unii Europejskiej. Viktor Orban to najzdolniejszy i najbardziej sensowny konserwatywny oraz wolnościowy polityk w Europie.

Unia Europejska nie ma absolutnie prawa ingerować w wewnętrzne sprawy Węgier, i to takie, które w żaden sposób nie mają negatywnego wpływu na jej byt. Szanując decyzje Komisji Europejskiej nie można jednak udzielać poparcia patologiom.

Szantaże ze strony Komisji Europejskiej przypominają postawę FIFA i UEFA wobec wszelkich prób ingerencji polskich władz w stanowiący swoiste państwo w państwie Polski Związek Piłki Nożnej. Podejmowane lub planowane próby realnego, a nie pozorowanego zreformowania tej instytucji niosą ze sobą ryzyko wykluczenia Polski z federacji piłkarskich. Reformy Fideszu i rzeczywista odnowa moralna Węgier budzą zaś zastrzeżenia UE i obawę sankcji ekonomicznych. Tyle, że UE to nie tylko KE i panowie w krawatach mędrkujący na salonach (z wiadomymi skutkami, vide: recesja gospodarcza i defensywa cywilizacji europejskiej, korupcja, niekompetencja urzędników i brak poszanowania dla prawa oraz demokracji, nihilizm moralny). To przede wszystkim suwerenne narody złaknione, w zdrowej swej części, prawa i sprawiedliwości, poszanowania godności, stabilnych prawno – ustrojowych podstaw dla rozwoju kulturalnego i wolnej przedsiębiorczości.

Dziś więc przypadek Węgier wymaga od nas zdecydowanego opowiedzenia się po stronie Orbana i Fideszu, po stronie suwerennych Węgier, bliskich Polsce. Wbrew lansowanym przez manipulujące media doniesieniom.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 20:38, 02 Gru 2013    Temat postu:

Unia ukraść krowę, czyli co się bardziej opłaca Ukrainie.
[link widoczny dla zalogowanych]

Rosja wywiera naciski na Ukrainę? Zła Rosja, totalitaryzm, imperializm etc.

Unia Europejska naciska na rządy krajów wspólnoty, doprowadza do upadku kolejne gabinety, rujnuje gospodarki kolejnych państw? Demokracja i europejskie standardy.

Rosją rządzą oligarchowie i ludzie szantażujący kraje regionu w kwestiach energetycznych? Imperializm, barbarzyństwo, bezprawie...i tak dalej

Unia Europejska prześwietla prywatne konta w Szwajcarii, szykuje skoki na cypryjskie banki, wymusza na krajach UE przyjęcie "pomocy" w celu ratowania banków, które sama doprowadziła do ruiny? Standardy zachodu, integracja, otwartość, demokracja.

Nie ma znaczenia czego chce l*d, bo l*d kieruje się emocjami, nie rozsądkiem, nie rozumem, ani nawet nie dobrze rozumianym interesem narodowym. Nie będę rozwodził się na temat wizyty pewnego polityka polskiej opozycji, który pojechał na Ukrainę uprawiać uniopropagandę sam w nią nie wierząc. Liczy z pewnością na poklask, lecz to co prezentuje pozostaje żałosne i mało znaczące, w obliczu złożoności problemu.

Ważne że słychać wciąż głosy po tej tzw republikańskiej stronie, mówiące iż sama koncepcja zjednoczonej Europy to coś dobrego i że złe jest tylko wykonanie. Tak samo mówili socjaliści po kompromitacji marksizmu, tak samo mówią resztki komunistów, uważających że owo "wykonanie idei" może być dobre. Otóż nie może, tak jak niemożliwe jest nakarmienie całej rodziny przy pomocy jednej kolby kukurydzy, do czego sprowadza się "pomoc" żywieniowa w Afryce (trochę oczywiście ironizuję ale sens tego jest dokładnie taki) i tak jak niemożliwym jest zahamowanie zmian klimatycznych, przez europejskie programy redukujące emisję CO2, co jest dużą częścią polityki Unii Antyeuropejskiej.

Ktoś powie, stary, czego ty właściwie chcesz? Głodem nie przymierasz, żyjesz w standardzie niedostępnym przynajmniej połowie światowej populacji, klepiesz sobie różne "wywrotowe" teksty na blogu, ergo Unia nie jest taka zła. Cóż, tylko lewak sprowadza sens swojej egzystencji do zawartości żołądka. Jemu faktycznie wystarczy dobrze się nażreć i celowo piszę "lewak" bo oryginalni socjaliści walczyli przynajmniej o jakieś ideały. Ja zaś jestem konserwatywnym liberałem i dla mnie ważne jest nie tylko co jest teraz, ale co będzie w przyszłości, po wielkim fiasku zwanym "zjednoczona Europa". Poza tym, kogo normalnego nie trafia szlag kiedy prawie bilion euro wydaje się na walkę z nieistniejącym problemem globalnego ocieplenia?

A co do bloga, póki to jest taki sobie blog to i mogę pisać różne mniej lub bardziej krytyczne wobec UE teksty. Ale podajcie mi jedno medium głównego nurtu krytykujące Unię Europejską? Zajmują się tym wyłącznie niszowe "oszołomy" z Trwam i to pomiędzy gadaniem głupot o Smoleńsku. Cały mainstream to jedna wielka pochwała unijnego bożka i opowiastki jak to bez darowanych eurosów nic by się w Polsce nie budowało.

Jeśli do Ukraińców nie dociera że Unia Europejska jest de facto antyeuropejska, uważają że krytykować mogą ją jedynie tzw eurosceptycy, to zamiast demonstrować, niech zapoznają się z dyrektywami i polityką wspólnoty. I nie patrzą na świecidełka w postaci miliardów euro, które tylko otworzą Ukrainie linię kredytową by nachapać mógł się kolejny bankster.
Czy bardziej opłaca się Ukrainie sojusz z Rosją, czy degrengolada w ramach Unii? Mam nadzieję, że Janukowycz nie ugnie się przed l*dem zachodniej Ukrainy, bo Ukraina bezpieczna energetycznie i finansowo, to Ukraina POZA Unią Europejską.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron



Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 22:16, 04 Gru 2013    Temat postu:

Pozwolę sobie na mały komentarz -"Co się opłaca Ukrainie "
Co to jest tzw Polityka Jagiellonów ? W skrócie otóż Polska sama jest za małym państwem by przeciwstawić się potędze Berlina czy Moskwy i potrzebuje szukać sprzymierzeńców -naszymi naturalnymi sprzymierzeńcami są Ukraina , Białoruś i Inflanty. Sprzymierzając się z tymi państwami Nasz głos byłby słyszalny w UE , jak i Rosji .
DOKŁADNIE ZA TO ZGINĄŁ śp LECH KACZYŃSKI . Jemu pierwszemu udało się namówić czterech prezydentów do jednej wspólnej akcji w Gruzji innymi słowy Lech Kaczyński powstrzymał Rosję .

Ukraina we wpływach Rosji -nie zmienia swego położenia .
Ukraina w stowarzyszeniu z UE ma na to szanse (nie neguje zagrożeń UE)

Reasumując POLSKA JEST POTRZEBNA UKRAINIE W TYM SAMYM STOPNIU CO UKRAINA POLSCE - W przyszłości to może być dla obu narodów być albo nie być .

Uczmy się Polityki i miejmy świadomość co jest Polską racja stanu , a co nią nie jest .
Politykę Jagiellonów prowadził Piłsudski , rozpisywał się o niej Giedroyć , próbował prowadzić Kwaśniewski i wspomniany L Kaczyński .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 19:21, 09 Gru 2013    Temat postu:

Tak se siedzę, oglądam różne TV, czytam i myślę o Ukrainie ale myślę, że spośród tego szumu medialnego, warto zacytować autora poniższego tekstu:

Obalili pomnik Lenina, chcą brukselskiego Lenina


W czasie kiedy zwolennicy unijnej d***kracji pikietowali w Kijowie przeciw legalnie wybranym władzom, prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz załatwiał interesy z Moskwą. "Załatwiał interesy" jest w tym przypadku określeniem dobrym, idzie zima, a trzeba uregulować rachunki gazowe z Gazpromem (odroczono zapłatę do wiosny). Ten drobny fakt jakoś umknął medialnym komentatorom, pokazującym apel córki pani Tymoszenko, przez którą Ukraina płaci za gaz jak za woły.


Wczoraj grupa demonstrantów rozwaliła posowiecki pomnik Włodzimierza Lenina, symbolu bolszewickiej rewolucji. Rozwalając ów pomnik domagali się ustąpienia prezydenta Janukowycz i premiera Azarowa, oraz przedterminowych wyborów. Liczą zapewne, iż nowo wybrany rząd i prezydent poprowadzą ich wprost do Europy, czytaj Unii Europejskiej, która idee Lenina wprowadza w życie. Ukraińska ulica kłania się przed bożkiem demokracji, ale nie wie, że w UE demokracji nie ma (co jest mniejszym z jej problemów, większym jest kto UE rządzi).


W Unii Europejskiej władzę sprawują niewybierani komisarze narzucający całej wspólnocie dyrektywy oraz zmuszający poszczególne kraje do podnoszenia podatków i podpisywania niekorzystnych umów z MFW. Można zapytać, skąd w unijnych d***kratach tak przemożna chęć do podnoszenia podatków gdziekolwiek zapuszczają swe macki, ale pytanie jest co najmniej śmieszne. Przecież oni i cały ten brukselski gang z podatków żyją, a muszą też posiadać trwałe źródło gotówki do przekupstwa różnych grup społecznych, by nie nastąpiła rewolucja przeciw UE, co np mogło zacząć się już w Grecji.


Ktoś powie, no i co z tego, skoro Ukraina chce do Unii to należy uszanować wolę l*du (lecz mówmy o realiach, chodzi jedynie o umowę stowarzyszeniową, w UE Ukraina nie będzie nigdy o czym za chwilę napiszę). Pomijając "drobny" fakt, że od woli l*du ważniejszy jest interes narodowy (naród, a l*d to jednak dwa odrębne terminy), to niby dlaczego ja-zwykły bloger, który nie ma żadnej możliwości zmiany sytuacji w tym kraju, mam jednocześnie opowiadać się po stronie l*du czy po jakiejkolwiek innej? Ja tylko wyrażam swoją opinię co do kierunku jaki chcą obierać różni postępowi Kliczko i ich naiwni zwolennicy. To jest zła droga i nie raz opisywałem na tym blogu mechanizmy panujące w Unii.


Ale Ukraina w Unii Europejskiej nie znajdzie się nigdy, z tegoż powodu, że nie cały kraj do tego dąży, a region Donbasu to ludzie bardziej związani z Rosją, często nawet nie mówiący po ukraińsku. Rosja nigdy nie dopuści by ci ludzie zostali wciągnięci do eurokołchozu, a wszelakie próby ustawiania porządków w Donbasie przez Brukselę skończą się militarną interwencją Rosji i oderwaniem Donbasu od zachodniej części Ukrainy. Ta zaś popadnie w nędzę jakiej żaden kraj europejski po II wojnie nie doświadczył i to mimo różnych dotacji jakie zapewne z Brukseli dostanie (landy dawnego NRD mimo że wpompowano w nie biliony marek, po ćwierć wieku od wejścia do UE dalej są biedne w porównaniu z zachodem).


Dla Ukrainy wszelkie alianse z Brukselą są nie tylko nierozsądne, są po prostu niebezpieczne. Ludzie obalający posąg zmurszałego bolszewika, nie zdają sobie z tego sprawy, bo widzą jedynie to, co zachodnie media im propagują i wierzą w bajki o zachodnim dobrobycie na kredyt jakie opowiada im celebryta Kliczko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron



Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Wto 0:27, 10 Gru 2013    Temat postu:

Jak gdyby wszystko to racja ,ale uważam że to Fałszywy pragmatyzm
Każda władza i ludzie głupi będą preferowały postawy nihilistyczne

Czy ludzie cokolwiek osiągnęli bez walki ? Nie słyszałem W Polsce często daje nam się za przykład Czechy -oni podobno nigdy nie walczyli ,ale w czasie gdy Polska od Czech przyjmowała Chrzest -to liczebność Polski i Czech była podobna -nasze nacje liczyły po ok miliona mieszkańców -po tysiącu lat -kiedy Polska często składała daniny z krwi Polaków jest prawie 40 milionów Czechów 10.

Pamiętam taka piosenkę stanu wojennego, która na zlecenie propagandy PZPR zaśpiewała Prońko .
W tej piosence tez był fałszywy pragmatyzm i reklama nihilizmu

http://www.youtube.com/watch?v=HeyX1H3HTVQ

Dla tego solidaryzujmy sie z tymi co rozbijają stary porządek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 18:52, 10 Gru 2013    Temat postu:

Ahron napisał:

Dla tego solidaryzujmy sie z tymi co rozbijają stary porządek

Jak gdyby racja Ahronie Very Happy
Jednakże pod takim tylko warunkiem, że "rozbijacze" posiadają odpowiedni plan i kadry zdolne do jego urzeczywistnienia w imię szeroko pojętego interesu społecznego.
A tam mają jak dla mnie, tylko znanego boksera z całym szacunkiem dla jego osiągnięć sportowych i właściwie nikogo innego.
Osobiście mając do wyboru hasła ... krew,pot i łzy czy ... a z drugiej gruszki na wierzbie , zawsze wybrałbym to pierwsze.
Obawiam się jednak, że Ukraińcom odpowiada to drugie, tym bardziej, że struktury gospodarcze decydujące o postępie, cokolwiek co się przez to rozumie, są już poustawiane, a w ramach unijnego "demokratycznego porządku prawnego" są nie do ruszenia i dlatego dla przeciętnego wyrobnika w długim okresie czasu nic się nie zmieni. Poza tym, że pracy będzie ciągle ubywać. Z wiadomymi konsekwencjami


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron



Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 1:01, 09 Sty 2014    Temat postu:

Nie wiem gdzie to wkleić -może nie koniecznie uczmy sie takiej polityki ale miejmy świadomość że taka polityka istnieje i jest prowadzona obecnie w wielu miejscach na świecie

Polacy uważają że słuszna jest polityka zająca Zając uważa że jak on nikomu nic nie zrobił to i świat powinien być do niego przyjazny i zupełnie nie bierze pod uwagę myśliwego który uważa że z zająca pasztet dobry a i skórka sie przyda

Film Sowiet Story długi , ale należy potraktować go jako lekturę obowiązkową -film w żadnym razie nie jest nudny .

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Wto 20:56, 04 Mar 2014    Temat postu:

Viktor Orban - głos rozsądku w Europie



Viktor Orban...wiele zastrzeżeń miałem do jego osoby, ba, zdarzyło mi się nawet porównać go do Tuska kiedy podniósł podatek VAT, ale prawda jest taka, iż przy Tusku i Kaczyńskim, Orban to prawdziwy mąż stanu. Orban nie tylko wie z kim i jak robić interesy, ale ustawia Węgry w bezpiecznym położeniu, jednocześnie stale pozostając w ścisłej współpracy z krajami Unii Europejskiej (Nie Unią, bo Unia dzisiaj jest, jutro jej nie będzie, a Europa przeżyję reżim brukselskich biurokratów).


Orban postawił na dobre relacje z Rosją, ale i odrzucił kilkanaście miesięcy temu propozycję pożyczki z MFW, na warunkach Funduszu rzecz jasna, argumentując iż owe warunki uderzyłyby w węgierskie społeczeństwo. Takich oporów nie ma nielegalny premier Ukrainy Jaceniuk, który już zapowiedział sprzedanie Ukrainy jankeskim i europejskim banksterom, ale nie mówmy o zaprzańcach, bo oni jedynie czasowo okupują wysokie stanowiska i zostaną zmieceni przez ten sam majdan. Nie warto sobie nerwów strzępić.


Polska nie ma władz będących w stanie porozumieć się na zasadach partnerskich z Rosją, gdyż historyczna rusofobia i uprzedzenia to uniemożliwiają. Potrafię to nawet trochę zrozumieć (co przychodzi z wielkim trudem), ale jeśli tak już ma być, to przynajmniej warto odbudować ducha wspólnoty narodowej, czego ani PiS, ani PO nie mają zamiaru robić. Żadna ze stron nie odpuści, bowiem nie mamy jednej Polski, tak jak Ukraińcy nie mają jednej Ukrainy. Posiadanie pro-unijnego zdania na temat ukraińskiego konfliktu, które pozornie daje obraz wspólnoty nie jest wcale dobre. UE nie jest gwarantem ani naszej suwerenności (oddanej w Traktacie Lizbońskim), ani bezpieczeństwa, co więcej to szkodliwy nowotwór niszczący tożsamość narodową poszczególnych państw.


Nie ma u mnie poparcia dla Rosji, jest jedynie zrozumienie. A zachodni liderzy udają że nie wiedzą o co Putinowi chodzi, albo uznają go za wariata nie widząc swojej bezdennej głupoty, którą pielęgnowali w oparciu o antycywilizacyjne wzorce. I wyszło na to, że Rosja dalej posiada jakąś cywilizację, a Europa jedynie antycywilizację niezdolną do zdecydowanego działania. Stąd trudno mi wspierać Europę opartą o takie standardy i nie zrobię tego z całą pewnością, choćby nie wiem jakie inwektywy padały.


Reasumując, patrzmy na Orbana, nie na zachodnich, gnuśnych homoeurokratów, oni najpierw zaognili konflikt, a teraz udają zatroskanych o losy Ukrainy mędrców. Kiedy wiadomo, że jedyne o co się troszczą, to swoje banki i brudne gangsterskie interesy mające na celu zubożyć ludy Europy i doprowadzić do kompletnego ubezwłasnowolnienia obywateli państw UE.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Wto 20:57, 04 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pon 11:59, 03 Sie 2015    Temat postu:

Podziwiam prezydenta.

[link widoczny dla zalogowanych]

Nie, oczywiście nie Komorowskiego. Litości...

Czeskiego prezydenta podziwiam. I zazdroszczę Czechom jak niczego innego. Że potrafią sobie wybrać do najwyższych władz człowieka, który mówi ich językiem, wyraża ich troski, kieruje się interesem swojego narodu, który godnie reprezentuje swój naród. Najpierw Czesi wybrali sobie znakomitego Vaclava Klausa. To była klasa sama w sobie. Myślałem, że już Czechom nie trafi się nic lepszego, a tu taka niespodzianka.

Najpierw usłyszałem o nim, gdy w sposób jasny, dosadny i jednoznaczny wyjaśnił miłośnikom Bandery skąd im nogi wyrastają. Ale mniejsza o to.

"prezydent Milosz Zeman w liście otwartym zapytał naukowców o to, czy znają wypowiedź Stepana Bandery: "Zabij każdego Polaka w wieku od 16 do 60 lat". "Jeśli tych słów Bandery nie znacie, nie możecie uważać się za specjalistów od Ukrainy. Jeśli jednak wypowiedź Bandery jest wam znana, to odpowiedzcie, czy zgadzacie się z nią lub nie" - napisał czeski prezydent.

Zeman kończy swój list przypomnieniem, że prezydent Wiktor Juszczenko ustanowił Banderę bohaterem narodowym, a teraz część Ukraińców chce tak uhonorować Romana Szuchewycza, dowódcę Ukraińskiej Powstańczej Armii. Czeski prezydent zaznaczył, że ten ostatni w 1941 roku strzelał we Lwowie do Żydów. "Nie mogę pogratulować Ukrainie takich narodowych bohaterów"- napisał Zeman. "

W takiej ponurej rzeczywistości żyjemy, że to czeski prezydent broni polskiego honoru przed miłośnikami Bandery, gdy "polscy" politycy nawet boją się pomyśleć o niewygodnej im prawdzie.

Polskie władze potrafią tylko tolerować banderowców w Przemyślu, dumnie fotografujących się na tle flagi psychopatów, którzy w niezwykle wyszukany sposób zgładzili setki tysięcy naszych rodaków. A przepraszam błąd. Polskich rodaków. Na pewno nie rodaków tych, którzy pozwalają na pobyt banderowców na Karcie Polaka (sic!!!) co już samo w sobie jest wyjątkowym skurwieniem...

Teraz czeski prezydent powiedział głośno to, co wszyscy normalni ludzie myślą, tylko skażeni pętami politycznej poprawności boją się głośno powiedzieć:

"Czeski prezydent Milosz Zeman ostro upomniał nielegalnych imigrantów. Jego zdaniem powinni oni przyswoić sobie trzy zasady: "Nikt cię tu nie zapraszał. Skoro już jesteś, szanuj nasze przepisy. Jeśli ci się to nie podoba, odejdź".

Można? Można. Na pewno nie w Polsce. Nawet prezydenta elekta nie podejrzewam o mówienie oczywistych prawd wprost, narażając się polit-poprawnym dziwolągom. Prezydent Zeman świetnie zauważa także przyczyny imigracyjnego kryzysu oraz sposób jego rozwiązania:

"Ludziom tym możemy najlepiej pomóc na ich własnym terytorium - dodał. - Musimy pracować nad likwidacją reżimów terrorystycznych, a Państwa Islamskiego w szczególności, aby wyeliminować główną przyczynę wyjazdu" imigrantów do Europy."

Nie wiem czemu inne kraje postkomunistyczne mają szczęscie do wybitnych przywódców jak Orban na Węgrzech czy jak już wspomniany Klaus , a teraz Zeman w Czechach. Nie wiem. Dajmy szansę Dudzie, może będzie prezydentem tego typu. Może....

Tu nie chodzi o niechęć do uchodźców. Chodzi tylko i wyłącznie o naszą suwerenność, w której to my mamy decydować czy chcemy uchodźców i jeśli już , to jakich. Tymczasem Bruksela narzuca nam ilość oraz sort kontyngentu, a my nawet nie protestujemy. Zgadzamy się potulnie jak wiejski kundel na swój los. Nie wiem czy dożyję propolskich elit kierujących się polskim interesem. Chyba nie. Ludzie aż tak długo nie żyją...

Dla "naszych" pożal się boże elit, najważniejsze jest, aby sie nimi zachwycali inni. W Brukseli, Berlinie, Parryżu, Rzymie. Aby chwaliły ich poczynania zagraniczne gazety. Jak cholerny lizus przed nauczycielem. Marzą jedynie o karierze na brukselskich stolcach, a swój kraj i ludzi go zamieszkujących maja głęboko. Bardzo głęboko. Obrzydliwość. W UK na ten przykład, wszyscy bardzo się cieszą, gdy francuskie czy niemieckie gazety źle piszą o polityce Londynu. Cieszą się, bo to oznacza, że władze brytyjskie dobrze realizują narodowe interesy i dlatego nie podobają sie innym. Proszę teraz to sobie porównać z polskimi reakcjami na pochwalne i naganne artykuły w prasie zagranicznej....

Ale już mniejsza o wiejskich burków machających obcym ogonkiem. Aby rozwiązać problem uchodźców należy pieniądze(ogromne) przeznaczone na wyławianie "uchodźców" po 2 tysiące euro sztuka dla libijskich przemytników ludzi , przeznaczyć na uzbrojenie ugrupowań walczących z IS, głównie Kurdów oraz wysłaniem tam wojsk NATO w celu zniszczenia i wypalenia do gołej ziemi tego siedliska ZŁA. Wystrzelać jak wściekłe psy przemytników ludzi na wybrzeżach Libii. Z helikopterów. Oraz utworzyć ogromne obozy uchodźców w Tunezji i Egipcie, umieszczać tam wyłowionych desperatów. I tam rozpatrywac wnioski azylowe. Podejrzewam, że strumień "uchodźców" ustałby momentalnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dodatkowo udzielać zgody na azyl w Europie tylko uchodźcom z obozów umieszczonych poza Europą. W Turcji czy Jordanii. Tym biednym ludziom, którzy ratowali życie uciekając i zostawiając cały majątek. TYLKO IM. Islamistom , którzy chcą nam w Europie stworzyć swój kalifat, należy wyraźnie i dobitnie wskazać drzwi. Jak to czyni czeski prezydent czy Orban. Wiem, marzenia. Niestety, to tylko marzenia w chorej, zdegenerowanej Europie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Śro 21:24, 23 Wrz 2015    Temat postu:


Pacynka pacynki pacynki, czyli Terenia na europejskim szlaku


http://www.swiatowid.fora.pl/posting.php?mode=reply&t=156

Bardzo dobrze, że są w Polsce ludzie, którzy potrafili się autentycznie zapieklić na unijne głosowanie kwot uchodźców, gdyż to znaczy, że są w Polsce ludzie, którzy mimo wszystko spodziewali się po rządzie jako tako racjonalnej postawy. Ja jednak do nich nie należę, bo z chwilą, kiedy Ewa Kopacz zdecydowała się zaatakować antyimigranckie przemówienie Jarosława Kaczyńskiego stało się dla mnie jasne, że wyborcze kalkulacje poszły na bok, a liczy się tylko interes ("ale jaja", chciałoby się zakrzyknąć) Donalda Tuska.

Parta, która konsekwentnie traci poparcie, a mimo tego przed samymi wyborami decyduje się na działanie wbrew nastrojom społecznym ogromnej większości wyborców to partia, która osiągnęła stan świadomości właściwy najbardziej żelaznemu elektoratowi. Politycy PO stali się, tak jak ich najwierniejsi wyborcy, tymi metaforycznymi lemingami, które bezmyślnie idą w przepaść z ustami pełnymi frazesów. Do czasu migracyjnej zawieruchy obstawiałem 20% dla PO, teraz uważam, że jej wynik wyborczy zakręci się maksymalnie w granicach 15%.


Autodestrukcyjny instynkt jest pochodną tego, że nie ma w tej chwili w rządzie żadnego samodzielnego polityka, który byłby mentalnie zdolny do konfrontacji z unijnymi zawodowcami. Do Brukseli pojechała Terenia Piotrowska, która jest pacynką Ewy Kopacz, żeby wykonywać polecenia Ewy Kopacz, która jest pacynką Donalda Tuska, który z kolei jest pacynką Angeli Merkel. W skrócie rzecz ujmując, decyzję polskiej delegacji podjęła pacynka pacynki pacynki Angeli Merkel. Na żadnym etapie tej pacynkowej struktury nie ma miejsca dla działania niezgodnego z wolą Władczyni Marionetek.

Już to pisałem, ale powtórzę się - PO tworzą ludzie, którzy nie są w stanie skonfrontować się z zachodnimi politykami. Pomińmy już kwalifikacje intelektualne, bo one, choć nie pomagają, nie są tu decydujące - zawsze można mieć bystrych doradców. Kluczowa jest mentalność platformerskich polityków.

Żeby znaleźć w sobie siłę przeciwstawienia się europejskim hegemonom w interesie swojego narodu, trzeba mieć niewzruszone przekonanie, że się ten naród reprezentuje, z tego przekonania trzeba następnie czerpać dumę i poczucie godności jako fundament, na którym buduje się wolę polityczną. Dopiero mając tę wolę można, jak Lech Kaczyński, rzucić Putinowi w twarz "stawianie w jednej płaszczyźnie decyzji o zamordowaniu 30 tys. ludzi z epidemią tyfusu". Albo pojechać w obliczu wojny do Tibilisi.

Ludzie Platformy nie mają w sobie nawet strzępów tego narodowego kręgosłupa, bo to jest po prostu zgraja cwaniaków, którzy cieszą się, że im się udało zajść wysoko i doić tych maluczkich, którym stoją na głowach. Bezradność wobec konfrontacji z silniejszymi pokazywał Tusk, kiedy spotykał się z Putinem (tak przed, jak i po katastrofie smoleńskiej), pokazywała Ewa Kopacz, kiedy zagubiona na czerwonym dywanie witała się z płotem, pokazywał wreszcie Komorowski, plotąc kompromitujące i jego, i Polskę, opowieści o pilnowaniu żony przez Obamę. A teraz mamy katechetkę Terenie Piotrowską, która do tej pory bała się na te szczyty jeździć, a co dopiero występować tam przeciw Niemcom!

Zupełnie inną, odważnie pronarodową postawę prezentują premierzy krajów Grupy Wyszehradzkiej. Ale Węgrzy, Czesi i Słowacy to nie są idioci, oni doskonale wiedzą, kto w Polsce rządzi, i że jest to Angela Merkel. Dlatego uważam za przesadne lamentowanie nad rozpadem regionalnego sojuszu. Wszyscy tam czekają, aż zmieni się w Polsce rząd.

Nie wyolbrzymiałbym też kwestii "zdrady". O zdradzie można mówić, kiedy żona nie wie, że mąż łajdaczy się na boku. Kiedy jednak mąż wprost komunikuje przed drzwiami, że wychodzi do kochanki, na zdradę miejsca nie ma. A to właśnie, jeszcze przed głosowaniem, komunikowała Ewa Kopacz, występując w sejmie w obronie kwot.

Wydaje mi się także, że źle definiujemy zagrożenia związane z wczorajszym głosowaniem. Nie jest problemem, że zgodziliśmy się na 5 tys. uchodźców, bo to żadna liczba. Problemem jest samo głosowanie. Zostało ono przeprowadzone tylko po to, żeby uczynić precedens głosowania, tak, żeby w przyszłości każdorazowo głosować nowe kwoty uchodźców, co sprawi, że kraje niechętne imigrantom i tak będą przegłosowywane, bez względu na to, czy będzie z nimi Polska, czy nie. Dodajmy, że precedens bezprawny, bo w całym tym zamieszaniu chodzi przecież o to, że Unia konsekwentnie łamie własne prawo, po ogłoszeniu Angeli Merkel, że konwencja dublińska nie obowiązuje (Jeżeli broniąc wolności pogardzimy prawem, niewątpliwie wyłoni się zło zarówno teoretyczne, jak i praktyczne - kardynał Siri).

To, co zrobiła wczoraj Unia, to klasyczna technika manipulacji - stopa w drzwiach. Głosowano przecież tylko połowę z ogólnej liczby 120 tys., którą trzeba rozdzielić, co i tak jest liczbą kilkukrotnie zaniżoną już na starcie, nie mówiąc o tym, że imigranci przyjmowani w Europie będą ją szturmować chętniej, a końca tej nawałnicy nie widać. Europejscy politycy liczą na to, że jak się raz głosowanie przeforsuje, to opinia publiczna się z tym systemem pogodzi i następne głosowania będą odbywać się po cichu i bez zbędnych emocji.

Niedobrze, że Polska głosowała "za" nie dlatego, że przybędzie nam grupka 5 tys. uchodźców (chociaż to oczywiście nic pozytywnego), ale dlatego, że tą decyzją przyklepaliśmy bardzo zły system podziału uchodźców (w drodze głosowania właśnie). Przyszłemu rządowi będzie się trudniej z tego wycofać, nie będzie to jednak niemożliwe. Premier Słowacji, Fico, zapowiedział po prostu, że imigrantów nie przyjmie i tyle. Przecież nie przyjadą na niemieckich czołgach.

Kwestia imigrantów będzie testem suwerenności dla przyszłego rządu. Testem kardynalnym - czy godzimy się, żeby jakaś europejska większość decydowała o składzie etnicznym naszego narodu wbrew (to najważniejsze) woli tego narodu. Żadne usprawiedliwianie się, że wszystko przez Kopacz, nie przejdzie. Albo PIS będzie miał cojones, albo będą "ale jaja" po bieńkowsku. Trzeciej opcji nie ma.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Czw 22:12, 29 Paź 2015    Temat postu:

Budapeszt w Warszawie? Paweł Lisicki: konserwatywna rewolucja w imię godności


Budapeszt w Warszawie - te słowa, raz wygłaszane tonem ironicznym, a raz będące postulatem politycznym, zawierają więcej prawdy, niż wielu sądzi. W obu przypadkach wybory były formą pokojowego powstania przeciw establishmentowi. Były formą swoistego pospolitego ruszenia przeciw wąskiej grupie oświeconych, co to wszystko wiedzą lepiej i starają się narzucić społeczeństwu, wbrew tradycji i pamięci przeszłych pokoleń, swoją nową wizję ładu. Kaczyńskiego i Orbana łączy właśnie to - są głosem zbuntowanego ludu - pisze Paweł Lisicki w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Zwycięstwo PiS powinno cieszyć wszystkich zwolenników demokracji. To system oparty na swoistej równowadze i wzajemnej kontroli. To, że ci, którzy rządzili, przechodzą raz po raz do opozycji i kontrolują, a ci, którzy byli w opozycji i krytykowali, zaczynają rządzić - to rzecz najzwyklejsza pod słońcem. Dzięki temu ogół obywateli bierze udział we władzy i czuje się odpowiedzialny za państwo. W innym przypadku zamiast demokracji, tworzy się ustrój oligarchiczny, kiedy to faktyczna władza należy do wąskiej, uprzywilejowanej elity, większość narodu zaś pozbawiona jest swych reprezentantów. Dobro wspólne zastępuje egoistyczna korzyść niektórych. Te proste skądinąd prawdy zdają się nie docierać do wielu liberalnych, polskich komentatorów.

Kiedy większość Polaków zabrała głos i powiedziała, że nie chce przyjmowania przez państwo muzułmańskich uchodźców, okazało się, że nazwano ich nacjonalistami i ksenofobami

Dokonują oni swoistej, symbolicznej na razie, delegalizacji partii Jarosława Kaczyńskiego. Nie traktują jej jak pozostałych, ale dezawuują i pozbawiają prawowitości. Kiedy w piątkowym wydaniu "Gazety Wyborczej" przeczytałem, że głosowanie na PiS, Korwina lub ruch Kukiz'15 oznacza odrzucenie demokracji, to pomyślałem, że autorzy tego wstępniaka upadli na głowę. Policzmy: lekko licząc. ich zdaniem partie reprezentujące około 60 proc. wyborców, są poza systemem demokratycznym! Ten sam ton pychy, zadufania i pogardy dla inaczej myślących pojawia się w wielu innych mediach, choćby w komentarzu Tomasza Lisa z "Newsweeka". Przedziwny to tekst. Jego autor raz po raz oskarża PiS o to, że jest to partia, która wszystkich wyklucza, pragnie monopolu na władzę, moralność i patriotyzm, przy tym nie zauważa, że dokonując tej swoistej demonizacji PiS i odmawiając tej partii prawa do rządzenia Polską, faktycznie wyrzuca poza nawias demokracji miliony Polaków!

Ten niebywały wręcz przykład zakłamania nie jest niczym nowym w historii. Jakobini w czasie Rewolucji Francuskiej czy bolszewicy podczas Rewolucji Październikowej rozumowali bardzo podobnie. Występowali w imieniu ludu, kompletnie lekceważąc to, co ów lud faktycznie myśli. Tak samo jest obecnie. Kiedy większość Polaków zabrała głos i powiedziała, że nie chce przyjmowania przez państwo muzułmańskich uchodźców, okazało się, że nazwano ich nacjonalistami i ksenofobami. Kiedy większość Polaków odwróciła się od lewicy, odrzuciła ideologię gender i uznała, że należy lepiej chronić polską tożsamość, mówiło się im, że nie mają prawa czuć tego, co czują i myśleć tego, co myślą. Raz po raz wyśmiewa się ich, wyszydza i oczernia. Nic dziwnego, że takie działania elit wywołują coraz większy i bardziej zdeterminowany opór. Polacy czują nieszczerość i hipokryzję takich domorosłych nauczycieli. Widzą, że zamiast szacunku, poddawani są tresurze, że władza, która mieniła się niegdyś umiarkowaną, okazała się, szczególnie w rękach Ewy Kopacz, służyć ideologicznemu projektowi inżynierii społecznej. Gorzej. Za fasadą troski o wszystkich załatwia się prywatne interesiki, a urzędnicy państwa zachowują się jak chłopcy na posyłki oligarchów.

Przykład Victora Orbana pokazuje, że rewolucja w Polsce może być bardzo trwała



Budapeszt w Warszawie - te słowa, raz wygłaszane tonem ironicznym, a raz będące postulatem politycznym, zawierają więcej prawdy, niż wielu sądzi. W obu przypadkach wybory były formą pokojowego powstania przeciw establishmentowi. Były formą swoistego pospolitego ruszenia przeciw wąskiej grupie oświeconych, co to wszystko wiedzą lepiej i starają się narzucić społeczeństwu, wbrew tradycji i pamięci przeszłych pokoleń, swoją nową wizję ładu. Kaczyńskiego i Orbana łączy właśnie to - są głosem zbuntowanego ludu. Są trybunami ludowego sprzeciwu. Dla nich obu wciąż podstawową kategorią polityczną jest naród, a najsilniejszą i najlepszą formą ochrony dobra wspólnego jest państwo narodowe. Jeden i drugi musieli, chcąc dojść do władzy a następnie rządzić, zderzyć się z powszechną niemal wściekłością zachodnich liberalnych mediów. W istocie zatem to, co wydarzyło się w Polsce 25 października było rewolucją godnościową i to dokonaną wbrew gigantycznemu wysiłkowi wielkich telewizji i sekundujących im mediów głównego nurtu. Wbrew propagandzie rzekomo bezstronnych korespondentów i obserwatorów, dla których jedynym punktem odniesienia jest kilka liberalnych redakcji. Pod tym względem Polacy bardzo przypominają Węgrów.

Mimo wszystkich różnic to właśnie zdaje się też łączyć wyborców Jarosława Kaczyńskiego, Pawła Kukiza czy Janusza Korwin-Mikkego. To oni właśnie są zapleczem godnościowej rewolucji, tak mocno podkreślającej wagę tradycji narodowej, patriotyzmu, tożsamości. Ta rewolucja zmiotła lewicę starą i nową, lewicę postkomunistyczną i quasikomunistyczną. Inaczej, niż to twierdzili liberalni komentatorzy, rządzącym nie pomogła ani konwencja antyprzemocowa, ani ustawa in vitro, ani "prezydent" Europy, ani pohukiwania i szantaż europejskich polityków. Angeli Merkel udało się złamać kark polskiej premier w Brukseli, jednak kiedy zmusiła polski rząd do przyjęcia kwot imigrantów nie przewidziała, że reakcją będzie klęska uległej jej formacji.

Jak głęboka będzie ta rewolucja? Przykład Victora Orbana pokazuje, że może być ona bardzo trwała. Wszystko zależy od tego, czy obronie wartości będzie towarzyszyć sprawność, przejrzystość i skuteczność zarządzania oraz prawdziwa troska o polepszenie poziomu życia ogółu.

Paweł Lisicki dla Wirtualnej Polski


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 16:28, 07 Lis 2015    Temat postu:

Co z tym rządem?

[link widoczny dla zalogowanych]

Kiedyś jedna gazeta chciała decydować o składzie rządu. Były czasy, gdy to jej się udawało i rządzący zaczynali dzień świtem od uważnego studiowania jej łamów, drżąc w obawie, czy nie znaleźli się na celowniku. Wystarczył jeden artykuł, a premier odwoływał ministra, by tylko nie narazić się Wielkiemu Autorytetowi. I proszę nie mówić, że przesadzam, bo podam przykład…

Dzisiaj na szczęście ani ta gazeta, ani inne media nie mają takiej siły, ale chęci, by meblować gabinet przyszłej premier nadal są wielkie. Z lekkim rozbawieniem czytam i słucham, jak małe Małgosie i mali Jasiowie wyobrażają sobie kuchnię polityczną i jak snują teorie, nie mające żadnego pokrycia nie tylko w faktach, ale nawet teorii sprawowania władzy. Podobno ornitolog nie musi umieć fruwać, ale chociaż powinien wiedzieć jak to się dzieje, że ptaki latają. Części braci dziennikarskiej wydaje się, że wie i grzmi, pouczając polityków, co powinni robić.

A więc po pierwsze – wydaje im się, że tuż na drugi dzień po wyborach zwycięskie ugrupowanie powinno ogłosić skład rządu, a prezydent natychmiast ogłosić jak najbliższą datę pierwszego posiedzenia Sejmu. Otóż radzę zajrzeć do dokumentów i sprawdzić, jak to się miało w poprzednich kadencjach. Miało się różnie, ale na pewno nie w tak ekspresowym tempie, jak żąda się teraz.

Także zdziwienie niektórych budzi fakt, że PiS, który jako pierwsza partia może samodzielnie rządzić, tak się „grzebie” z urządzaniem gabinetu. Nasi domorośli politycy zapominają, iż de facto zwyciężyła k o a l i c j a trzech partii i cała, nawet jeśli nieformalna, procedura uzgadniania koalicyjnego porozumienia musi być zachowana.

Giełda nazwisk oczywiście funkcjonuje jak zwykle, a nawet zaczęła przed wyborami, co nie jest precedensem, bo zawsze tak bywa, ale jakoś wyjątkowo teraz ogromną wagę przywiązuje się do kompetencji przyszłych ministrów. Otóż drodzy Państwo rząd to nie akademia nauk, skupiająca w swoim gronie wybitnych fachowców w danych dziedzinach. Rząd to politycy, którzy dostają do realizacji politycznych celów ministerstwa i całą administrację rządową. Ministrowie mają pilnować, by program, z którymi ich ugrupowanie ( ugrupowania) szło do wyborów, został zrealizowany, a jak to zrobić – od tego mają fachowców w swoich urzędach i możliwość korzystania z eksperckiej wiedzy specjalistów.

Sformułowałam kiedyś dość ryzykowną opinię, iż minister edukacji nie powinien być nauczycielem, minister zdrowia – lekarzem, minister sprawiedliwości – sędzią, adwokatem czy też prokuratorem itp. Bo kiedyś przestana być ministrami i będą musieli wrócić do swoich środowisk zawodowych, a takie powroty bywają trudne, jeśli czasami jest się zmuszonym dla dobra państwa działać na ministerialnym stołku przeciw korporacyjnym interesom. W końcu jeśli minister obrony musi być cywilem, to czemu nie…?

Ale takie działania ministrów są możliwe tylko przy sprawnie działającym aparacie urzędników i tu wcale nie chodzi o ich liczbę, ale jakość. I tu powraca odwieczny temat służby cywilnej. Niestety, próby skonstruowania korpusu służby cywilnej, nie wspominając nawet o dyplomatycznej nie były na rękę kolejnym rządom i dlatego wszelkie konkursy miały głównie na celu przepchnięcie „swoich” – często miernych, biernych, ale wiernych. I kiedy słyszę trwożne obawy, iż nowa władza wyczyści ministerstwa i urzędy „do sprzątaczki”, to pytam, gdzie byli ci wszyscy wołający dzisiaj na puszczy, gdy przez lata deprecjonowano ideę służby cywilnej. Ciekawa jestem, czy nowa władza będzie chciała w tej dziedzinie wprowadzić europejskie standardy. Pamiętam, jak będąc świeżo mianowanym rzecznikiem rządu spotkałam się ze swoim austriackim odpowiednikiem. Zapytałam, jak długo pełni swoja funkcję. Odpowiedział, że 20 lat…Federacyjne rządy się zmieniały, a pan N. jako urzędnik służby cywilnej wiernie im właśnie służył.



Im bardziej dyskretne rozmowy w sprawach konstrukcji nowego rządu, tym więcej spekulacji i wyssanych z palca plotek. Tworzone są tzw. fakty medialne, a od polityków żąda się, by natychmiast je komentowali. Najbardziej niedorzeczne pomysły personalne są traktowane ze śmiertelną powaga, a każda niezbyt precyzyjna wypowiedź prominentnego polityka zwycięskiego obozu, a także jej brak jest z pełną powagą interpretowana w rozdętych „poważnych politycznych analizach”.

Niestety, pęd do mikrofonów jest wadą każdej opcji. Pamiętam czasy, kiedy posiedzenia Rady Ministrów odbywały się w Sali Świetlikowej URM, a dziennikarze koczowali pod jej drzwiami, czyhając na wychodzących na papierosa ministrów. Premiera Oleksego do szału doprowadzał pewien minister, który jak tylko coś przeprowadził przez rząd, wychodził i natychmiast o tym informował dziennikarzy. Kiedy pewnego razu nie wytrzymał i zaczął się irytować podczas posiedzenia, Stanisław Żelichowski skomentował to następująco: Panie Premierze, pies, jak zobaczy latarnię, nie może się oprzeć. Nasi niektórzy koledzy mają to samo w stosunku do kamery i mikrofonu.

Życzę zatem większej powściągliwości zarówno tym, którzy ów mikrofon trzymają, jak i tym, którzy na jego widok po prostu muszą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 12:07, 27 Lis 2015    Temat postu:

Brawo - Sprawiedliwość i Prawo!

[link widoczny dla zalogowanych]

Wielokrotnie już pisałam o tym, że do braci Kaczyńskich mam jedną, ale za to ogromną, pretensję: o to, że grając z szulerami, grali cały czas po dżentelmeńsku. To mniej więcej tak, jakby na angielskiego lorda napadła banda rzezimieszków, poturbowała go porządnie i okradła, a dama obserwująca całe zajście ofunkęła lorda za to, że swoim krzykiem płoszy przechodniów. Na to ów pan, ledwo się trzymając na nogach, uchyliłby kapelusza i zapewnił, że - oczywiście - więcej wzywać pomocy już nie będzie, bo to faktycznie nie wypada!

Obecnie, na szczęście, sytuacja jest diametralnie różna: otóż szajka złoczyńców jak zwykle spróbowała porządnemu człowiekowi wbić nóż w plecy, ale tym razem lord sprawcę zauważył, nóż wytrącił mu z ręki, a dla całkowitej pewności potraktował bandytów celnymi kopami w tzw. alejaja i splot słoneczny. A kiedy już łotry wiły się na ziemi jęcząc z bólu i skarżąc się na napadniętego, zaś stara, zużyta lafirynda, grająca w Wspektaklu rolę damy, zaczęła wzywać pomocy poszkodowanym, lord uśmiechął się i sympatycznie i powiedział: "A wrzeszcz sobie, stara ruro. Wszyscy cię tu dookoła znają, więc co najwyżej policja się tobą zajmie".

I koniec spektaklu!

No - co ja mogę powiedzieć ponad to, że jestem zachwycona? Wręcz nieprzytomna z radości? ... Przez długich osiem lat bezsilnie obserwowałam, jak banda rzezimieszków przebranych za lordów, wspólnie i w porozumieniu ze starymi medialnymi k..i, zawłaszcza bezczelnie moje państwo tenkraj), psując je na każdym kroku, ośmieszając i narażając na niebiezpieczeństwo zewnętrzne. Byłam wyzywana przez zgraję nieudaczników niepotrafiących nawet samych siebie zabezpieczyć przez podsłuchami od moherowych babć, dinozaurów do wyginięcia i jeszcze znacznie gorzej. Każdy cios, który żulia, korzystając z demokracji, serwowała JarKaczowi, a jeszcze wcześniej - prezydentowi, był ciosem we mnie: bo to ja ich wybrałam. Przecież to oczywiste, że odgradzając PiS kordonem sanitarnym i spychając go na margines, PO jednocześnie spychała tam mnie, Ufkę, Eskę i całe miliony innych osób. Czy to była demokracja? ... No może - tyle, że wkrzywym zwieciadle!

A teraz mamy u władzy PiS odmieniony nie do poznania: uzbrojony i niebezpieczny. Zamiast przyjmować razy pokornie na klatę - oddaje je z nawiązką. A przy tym robi to nawet ze sporym wdziękiem :)

Świetnie się czuję wiedząc, że bezpieczeństwa w Polsce wreszcie strzeże Antoni o strasznych oczach, a minister Waszczykowski kieruje MSZ. Ziobro, którym lemingi straszą małe dzieci, kieruje sprawiedliwością, Super Mario nie został wyautowany, jak tego chiała Gazeta i okolice, a nawet, ponoć, "ambasador" Arabski, mający tyleż kwalifikacji na dyplomatę, co ja na hodowcę pszczół, został odwołany z placówki:)

No, to chyba wreszcie wybaczę JarKaczowi to, że dał się Tuskowi wykolegoać niczym lord z mojej anegdoty żulowi, co się skończyło katarstofą smoleńską i - niemalże - państwa.

I podejrzewam, że to właśnie o to skubańcowi chodziło, gdy namaścił Dudę i Szydło na kandydatów: nie o własną niewybieralność, bo to akurat można między bajki włożyć. Jarosławowi, jak sądzę, szło właśnie o tę niezbędną dawkę bezwzględności, której jemu samemu brakuje.

I chwała mu za to :)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 17:10, 28 Lis 2015    Temat postu:

Hiperinflacja. Pojęć, słów, oskarżeń - wszystkiego.......

Co z tego wszystkiego widzi tak zwany "zwykły obywatel", atakowany od dłuższego czasu nieustanną histerią, i w związku z tym coraz bardziej na nią uodporniony? Że PiS "ostro bierze władzę". I że dobiera się do służb oraz do sędziów. Zważywszy, że wymiar sprawiedliwości postrzega się w Polsce jako "mafię w togach", a służby jako mafię skrytą w cieniu, raczej nie widzi powodu do niezadowolenia. Parafrazując stare amerykańskie powiedzenie - Polacy po to głosowali na Kaczyńskiego i Kukiza, żeby zrobili jajecznicę, więc lamenty, że nowa władza zaczyna od tłuczenia jajek, nie mogą nimi wstrząsnąć.

Poważnie mówiąc: nowa władza może i poszła na rympał, ale miała zrozumiałe dla wyborców powody, żeby to zrobić.
III Rzeczpospolita, to, co propaganda przegranej ekipy nazywa "demokracją" czy "owocami naszej wolności" to konkretne układy, hierarchie i interesy. Cała piramida budowanych latami powiązań, zapewniających stanowiska, możliwość robienia miliardowych niekiedy interesów, całe dynastie - na przykład w establishmencie prawniczym, także w środowisku sędziowskim (a dlaczego, myślicie, "zatrzymany" członek Krajowej Rady Sądownictwa z sześcioma poważnymi zarzutami Jan Bury chodzi po wolności, gdy zwykły kibic Maciej Dobrowolski za przysłowiowe "zgniłe ryby" przesiedział bez rozprawy 3,5 roku?). Od śmiesznych, salonowych grup wzajemnej adoracji zawdzięczających symbiozie kiedyś z UD, UW, SLD, dziś z PO, a jutro pewnie z Nowoczesną, stanowiska, chałtury, nagrody, stypendia i recenzje - po zupełnie nieśmieszne, poważne mafie, nie cofające się przed "mokrą robotą".
Ta Armia Magdalenki próbowała się jakoś zabezpieczyć - i zrobiła to.

Jak dziś widać, zabezpieczeniem miał być właśnie Trybunał Konstytucyjny. Teoretycznie instytucja ta powinna być pozapartyjna i stać na straży litery prawa. Ale niepostrzeżenie zmieniła się w jakąś trzecią izbę parlamentu, władną unieważniać to, co dwie konstytucyjne izby przegłosują, a prezydent podpisze.

Robiąc w czerwcu skok na Trybunał, PO miała bardzo konkretny plan. Co prawda, oparty na założeniu, które okazało się nazbyt optymistyczne: że PiS nie uzyska w Sejmie większości i będzie je można, jak w latach 2005-2007 skutecznie osłabiać ciągłą obstrukcją. Wybrany wspólnie z lewicą Rzecznik Praw Obywatelskich będzie zaskarżał, wybrany wspólnie z PSL Trybunał - blokował i unieważniał. Aż w odpowiedniej chwili dokona ciosu decydującego: odwoła pod byle jakim pretekstem prezydenta Dudę.

Bo to właśnie - możliwość odwołania prezydenta, wcześniej w porządku konstytucyjnym nieobecna - było istotą czerwcowych zmian. I gdyby PO nie przedobrzyło i nie skusiło się jeszcze na dwie dodatkowe pensje (choć to, że w grudniu doszłoby do TK dwóch "pisowców" nic by nie zmieniło, najwyżej pisaliby "zdania odrębne") zainstalowanie pod Andrzejem Dudą tej bomby by się powiodło.

PiS, zgodnie z zasadą dżudo, wykorzystał nieumiejętnie zadany cios, żeby rzucić przeciwnika na matę. I o co krzyk? Że dotąd bity bezceremonialnie przylutował rywalowi, który wcześniej przez całe lata tłukł go jak chciał?
Najwyraźniej PiS uznał, że wskutek wyborczego zwycięstwa, szykowanych zmian w mediach publicznych oraz wywołanej przez słabnące media i "autorytety" obozu PO-PSL-Nowoczesna hiperinflacji pojęć, przestała obowiązywać dotychczasowa zasada: że PO i jej akolitom wolno wszystko, a PiS ma być elegancki i wolny od wad. Bo za to samo, co PO mogła robić bez żadnej reakcji, ot, najwyżej w jakimś artykule tu czy tam została delikatnie skarcona w tonie "oj, nieładnie", ale bez żadnej kontynuacji, po prostu, nie ma sprawy - za to samo PiS był masakrowany tygodniami, zbiorowo i masowo w godzinach najlepszej oglądalności.


Proszę sobie wyobrazić, jaki klangor wypełniałby media, gdyby to Antoni Macierewicz wychodząc z Sejmu pozwolił sobie na równie chamską odzywkę wobec dziennikarki, jak profesor Rzepliński.

Więc, jako się rzekło, PiS uznał - dość tego, gramy tak samo. Oni faulują, musimy faulować i my. Mamy do czynienia z gangsterami, więc trzeba ich załatwić po gangstersku. Oni zrobią wszystko, żeby ocalić wpływy, władzę, kasę, układy - my, jeśli chcemy Polskę zmienić, nie możemy się obcyndalać.

Takie to dziwne? Nikt z tych, którzy latami aprobowali i tachlowali każde świństwo Tuska i jego mafii nie ma teraz moralnego prawa protestować, a jeśli protestuje, to tylko ośmiesza protest i wartości, do których się nagle zaczął odwoływać, oraz przyśpiesza hiperinflację pojęć. Zamach, zagrożenie dla demokracji, wojna. Brońcie demokracji, stawiajcie opór! Nie muszę czekać na sondaże, żeby wiedzieć, że społeczeństwu nie będzie się nawet chciało na te wezwania odburknąć "całujcie nas w de". W ogóle ich zignoruje.

Wcale nie piszę tego po to, żeby PiS w wojnie o władzę prowadzonej prawem i lewem wspierać. Pisałem, do czego prowadzą rządy PO, kiedy jeszcze coś można było zrobić, gdyby ktoś chciał. Teraz to już czysto akademickie rozważania. PO stworzyło cały system rządzenia państwem poza państwem - przez powiązania nieformalne, "bypassy", służby, haki i tak dalej. Komendant Kaczyński potrzebuje teraz tylko włożyć rękę w rękawiczkę, do której przytwierdzone są poruszające wszystkim sznureczki. Właściwie - jeśli za miernik uznać personalia w służbach - już ją włożył. Koniec bałaganu, korupcji i nepotyzmu, zaczyna się Sanacja.
Oczywiście, kieszonkowi Katoni, którym nic nie przeszkadzało, póki rządził gang gwarantujący im ciepełko i spokój, mogą sobie wrzeszczeć, mogą też apelować, żeby Kaczyński tego nie robił, żeby jako starej daty inteligent, krew z krwi i kość z kości, zechciał okazać się moralnie lepszy od swego poprzednika. Wątpię, by to przyniosło jakiś skutek. Za bardzo tego Kaczyńskiego przez lata gnojono i niszczono, żeby zostały w nim skrupuły.

Na koniec jedna uwaga: to, że PiS działa tak samo jak PO, i dlatego z nią wygrywa, bywa przedstawiane jako powód, by postawić między nimi znak równości. "PiS, PO, jedno zło" - ja się z tym nie zgadzam. Nawet, jeśli PiS też okaże się złem, nawet jeśli się okaże złem nie mniejszym, to jednak jakościowo innym.

Bo jest różnica, czy "falandyzuje" prawo i zawłaszcza instytucje państwa gang, któremu chodzi tylko o ustawienie siebie i rodzin, obżeranie się ośmiorniczkami, a w perspektywie najbardziej upragnionej o przesiadkę na unijną synekurę - czy Sanacja, która ma swoją wizję Polski i chce uczynić z niej państwo silne, realizujące polskie interesy (tak, jak je Sanacja potrafi dostrzec i zrozumieć), a nie rozgrodzone pastwisko kolonizowane i łupione przez każdego, kto ma ochotę.


Czytaj więcej na [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
w51
Administrator


Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gliwice

PostWysłany: Pią 11:23, 04 Gru 2015    Temat postu:

Konstytucja Tarkwiniuszy Pysznych

Tarkwiniusz Pyszny. Czyż może być piękniejszy przydomek dla ostatniego Króla Rzymu? Króla tak pewnego swoich racji i swojej pozycji, że w pamięci historycznej zostanie na zawsze ostatnim Królem Rzymu. Pycha, czyli to przekonanie o własnej mądrości i nieomylności zdaje się towarzyszyć wszystkim pozytywnym komentarzom dla dzisiejszego wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Według nich Konstytucja została obroniona. Chociaż wyrok nie wyjaśnił, dlaczego listopadowych sędziów można było wybrać w październiku, a tych grudniowych już nie? Nikt nie zastanowił się, w którym momencie skończyła się kadencja VII Sejmu, a zaczęła VIII. I co stałoby się z listopadowymi sędziami, gdyby Pan Prezydent zwołał I posiedzenie Sejmu VIII kadencji na dzień 2 listopada? Nic to. Konstytucja została obroniona. Tylko jaka i czyja Konstytucja?

Rzeczpospolita jest Republiką. Nie jest oligarchią ani monarchią. Władza należy w niej do ludu. Konstytucja jako ustawa zasadnicza musi być pisana dla ludu i z myślą o ludziach. Nie dla prawników. Prawnicy, ci magowie naszych czasów, mają tylko pomagać w stosowaniu tego prawa, tak aby prawo służyło dla ludzi. Czy Nasza Konstytucja jest dla ludzi?

W miejscu gdzie prawo jest stosowane bezpośrednio, w sposób naoczny dla obywatela, to jest przede wszystkim w Sądach, gdy ktoś na sądowej Sali odwołuje się bezpośrednio do przepisów konstytucyjnych, ustawy z kwietnia 1997 roku, patrzy się na niego raczej z zaciekawieniem, przechodzącym w rozbawienie. Wszak to tylko Konstytucja. Zazdroszczę Amerykanom tego, że gdy oni powołują się na artykuły pisane w 1787 to artykuły mają te swoją moc, a obywatele USA mają względem nich szacunek. Gdybym ja powoływał się przed Sądem na artykuły naszej Konstytucji z 1791 roku, gdybym postanowienie o tymczasowym aresztowaniu zwalczał przywilejem Neminem Captivabimus z Jedlni z roku 1430 i z Krakowa z roku 1433, to raczej byłoby to odebrane jako wariactwo prawne i zbędne popisywanie się wiedzą historyczną. Wszak mamy inne czasy. Nowoczesność itd. Ludzkość zmądrzała i nie zwykła już popełniać błędów dawniejszych. Jesteśmy w czasach w których prawo zostało sprowadzone do dokładnie opisanych, dostępnych w LEXie, tekstów ustaw z orzecznictwem, ze zmianami, dodatkami etc. I czasem czytam te ustawy i nic z nich nie rozumiem.

Spotykam czasem obywateli naszej Rzeczypospolitej, którzy pytają mnie, kiedy dostaną od Państwa mieszkanie, bo w Konstytucji jest to im zapisane. Czytam razem z nimi artykuł 75 ust 1:

Władze publiczne prowadzą politykę sprzyjającą zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych obywateli, w szczególności przeciwdziałają bezdomności, wspierają rozwój budownictwa socjalnego oraz popierają działania obywateli zmierzające do uzyskania własnego mieszkania.

Dumam chwilkę i tłumaczę, że to tylko taki postulat Konstytucji do Państwa. Taki prawny postulat. Nie obowiązek prawny ale postulat. Można go spełnić, ale równie dobrze nie trzeba, ewentualnie kiedyś tam w przyszłości.

Pytają się czasem obywatele, którzy natrafili gdzieś na lichwiarską pożyczkę, albo zostali oszukani przez jakiś drobnych cwaniaków, albo mieszkają w jakiejś kamienicy „czyścicieli kamienic”, kiedy Konstytucja ich ochroni i cytują mi art. 76

Władze publiczne chronią konsumentów, użytkowników i najemców przed działaniami zagrażającymi ich zdrowiu, prywatności i bezpieczeństwu oraz przed nieuczciwymi praktykami rynkowymi. Zakres tej ochrony określa ustawa.

A ja im odpowiadam, że to znów postulat, który jest realizowany w ustawach. Pytają się wtedy, czy ustawy mogą być niezgodne z Konstytucją? Nie, nie mogą, bo niekonstytucyjną ustawę uchyla Trybunał. Wtedy odchodzą z nadzieją, że wkrótce Trybunał przywróci im te pieniądze, które zainwestowali w Amber Gold.

Młodsi obywatele pytają o pracę i umowy śmieciowe. Zaczytujemy się wraz z nimi w artykule 24

Praca znajduje się pod ochroną Rzeczypospolitej Polskiej. Państwo sprawuje nadzór nad warunkami wykonywania pracy.

I jesteśmy pełni nadziei, że lada chwila Nasz Trybunał wyda orzeczenie, w którym stwierdzi że wykonywanie pracy na podstawie umowy cywilnoprawnej jest niezgodne z Konstytucją, i że minimalna praca ma pozwalać człowiekowi na korzystanie z jego życia, a nie zmuszać go tylko do ciągłej kombinacji. I wierzymy, że nawet ta norma opisana w art. 66 ust. 1 się kiedyś, niebawem spełni, i pracodawca przestanie kazać pracować po 16h:

Każdy ma prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy. Sposób realizacji tego prawa oraz obowiązki pracodawcy określa ustawa.

Pytają też, co to jest godło Państwowe. Odpowiadam im, że znakiem powagi i prestiżu, takim samym jak Toga Sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ale dla Państwa najważniejszym i opisanym w art. 29 ust. 1:

Godłem Rzeczypospolitej Polskiej jest wizerunek orła białego w koronie w czerwonym polu.

Ale nie potrafię im odpowiedzieć, czy Godło Rzeczypospolitej ubabrane w Smoleńskim błocie jest jeszcze godłem i co ma oznaczać. A gdy są bardziej dociekliwi i wskazują art. 36, to profilaktycznie milczę:

Podczas pobytu za granicą obywatel polski ma prawo do opieki ze strony Rzeczypospolitej Polskiej.

Nie potrafię im też odpowiedzieć co znaczy art. 1

Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli.

Kiedy mi opowiadają, że nigdy nie byli w Restauracji „Sowa i Przyjaciele”, a ich rodzice, dziadkowie przelewali krew za Polskę, a nie za „kupę kamienii”.

Tak samo nie umiem wyjaśnić, kiedy pytają o Posła Burego co znaczy art. 32 ust 1:

Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne.

Nie umiem też powiedzieć co dokładnie znaczy ten artykuł Konstytucji, art. 67:

Obywatel ma prawo do zabezpieczenia społecznego w razie niezdolności do pracy ze względu na chorobę lub inwalidztwo oraz po osiągnięciu wieku emerytalnego. Zakres i formy zabezpieczenia społecznego określa ustawa.

W tym momencie, kiedy emeryt pokazuje mi odcinek Renty w wysokości 790 zł i kwotę czynszu na mieszkanie 580 zł.

Po uniwersalny tekst, że to jest tylko postulat, sięgam gdy spotykam się z dziadkami stojącymi w kolejce do lekarza, czytającym art. 68 ust 1, wszak to znów, nie obowiązek prawny Państwa, ale tylko postulat.

Każdy ma prawo do ochrony zdrowia.

Piękną mamy Konstytucję, ale znów jestem bezsilny gdy przychodzi mi definiować artykuł 2 Konstytucji i zasadę demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej i kiedy obywatele pytają mnie, dlaczego niektóre przepisy w Konstytucji są tylko postulatem, a niektóre są obowiązkiem. Nie umiem im wytłumaczyć dlaczego sprawiedliwe ma być, że Posłowie Platformy za napisanie niekonstytucyjnej ustawy ponoszą karę w postaci pokajania się przed kamerami TV, a Pan Prezydent Andrzej Duda jest straszony Trybunałem. Taką piękną i sprawiedliwą mamy Konstytucję.

Dzisiaj Konstytucja wzywa mnie do obrony. Jej zwolennicy mówią, że w Niedziele trzeba maszerować i manifestować w jej obronie. Krzyczeć. Konstytucja milczała, gdy pracowałem za 800 zł brutto. Milczała gdy nie mogłem znaleźć pracy, bo nie miałem odpowiedniej legitymacji partyjnej. Milczała gdy wiązałem się 30 letnim węzłem kredytowym. Milczała kiedy ciało Prezydenta Kaczyńskiego leżało w Smoleńskim błocie. Milczała gdy minister Sienkiewicz mówił o Rzeczypospolitej, że jest już kupą kamieni. Milczała gdy Poseł Sawicka mówiła o „lodach kręconych na służbie zdrowia”, do tej służby zdrowia do której każdy konstytucyjnie ma prawo. Milczała. Więc czemu śmie prosić o mój krzyk? W obronie czego? W imieniu Rzeczypospolitej, sprowadzonej do roli bezznaczeniowego frazesiku. Mój krzyk jest zbyt dla mnie cenny abym poświęcał go frazesowi.

Konstytucja Tarkwiniuszy Pysznych. Przekonanych o tym, że oto dokonali i skończyli swojego dzieła, dzieła doskonałego przed którym kolejne pokolenia będą słać hołdy i patrzeć z podziwem. Dumni z prawnych kruczków zawartych w Konstytucji, lecz równocześnie nie traktujący poważnie żadnego ze słów zawartych w tej Konstytucji. Nie nadający żadnemu ze słów należnego im znaczenia. Chcecie ode mnie powagi? Sami jej wymagajcie od siebie. W weekend jest kolejka Ekstraklasy piłkarskiej, to znacznie lepsze niż obrona tej Konstytucji.
Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚWIATOWID Strona Główna -> A co tam Panie ... w polityce??? Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin