|
ŚWIATOWID czyli ... obserwator różnych stron życia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ekor
Dołączył: 24 Gru 2010
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:52, 09 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Nic tak nie degeneruje partii rządzącej jak brak merytorycznej opozycji.Chichot Kaczyńskiego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 10:36, 15 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Jaki normalny człowiek im dzisiaj uwierzy?
Jeśli chodzi o wystąpienie Donalda Tuska w Sejmie, to mam na języku wiele określeń. Najbardziej dyplomatyczne z tych, które mi przyszły do głowy jest taką kompilacją porzekadeł: odwracanie kota do góry ogonem w worku. Ale ani przez chwilę nie pomyślałem – wbrew licznym opiniom – że było to wystąpienie histeryczne albo że odzwierciedlało traumę współwiny. Nic podobnego, cały wczorajszy przekaz Tuska został na zimno wykoncypowany i wycyzelowany przez wydział propagandy z kancelarii premiera.
Całość przemówienia szefa rządu PO-PSL została oparta na zasadzie jako żywo przypominającej goebelsowskie sformułowanie (oburzonych porównaniem uprzejmie informuję, że Polacy w państwie Angeli Merkel są pozbawieni statusu mniejszości dekretem Goeringa z roku 1939 – więc i ja mam prawo się odnieść do tych czasów), że kłamstwo, aby było maksymalnie wiarygodne, powinno być monstrualne. Pomny skuteczności tej techniki premier Tusk odwrócił kota ogonem, mówiąc, że „mamy dzisiaj w Polsce do czynienia z wielkim kłamstwem smoleńskim.
Tym kłamstwem smoleńskim jest codziennie formułowany zarzut pod adresem władz Rzeczypospolitej, państwa polskiego, obywateli, którzy mają dosyć tej agresji, zarzutu o zdradę i o kłamstwo, to jest to kłamstwo”.
Koci ogon został przez Tuska odwrócony w worku – czymże jest bowiem raport MAK oraz sporządzony na jego podstawie raport komisji Millera, jeśli nie przysłowiowym workiem, w którym sprzedaje nam się tego kota?
Tusk z oczywistych względów nie mógł odnieść się szczegółowo do zarzutu kłamstwa i zdrady wobec swojego rządu.
Jak mógł odpowiedzieć choćby na fakt, że komisja rządowa pod jego nadzorem kłamała w sprawie obecności generała Błasika w kokpicie Tupolewa? A przecież nie dość na tym – dzisiaj nikt z komisji nie chce się przyznać do fałszu z identyfikacją głosu generała. Na tak jawne sprzeniewierzenie się zasadom państwa prawa są tylko dwie odpowiedzi: uznać swoją winę lub „iść w zaparte”, jak mówią opryszkowie. Tusk wybrał metodę opryszków wzmocnioną świetnie odegraną żarliwością, w czym jest mistrzem.
Bezgraniczna bezczelność nawet w odpornym słuchaczu rodzi wątpliwość: - Czy można łgać tak fundamentalnie w sprawie newralgicznej dla racji stanu?! Otóż człowiek pokroju Tuska, dla którego propaganda i piar stanowią sedno polityki z pewnością może tak łgać, jeśli śmierć polityczna i cywilna zajrzy mu w oczy. A nad nim woda zaczyna powoli zamarzać.
Jaki normalny człowiek może dzisiaj uwierzyć pani Ewie Kopacz? – pyta na swoim blogu redaktor Stanisław Michalkiewicz. I to jest także kwestia fundamentalna, która nie dotyczy wyłącznie pani marszałek, ale być może jeszcze bardziej całego rządu i partii rządzącej, i prorządowej osłony medialnej.
Kto może uwierzyć w krętactwa smoleńskie byłej minister zdrowia, jeśli w internecie wisi filmowa kopia jej sejmowego przemówienia zaś na stronach sejmowych kłuje fałszem w oczy stenogram z tegoż wystąpienia? Nikt normalny nie uwierzy Ewie Kopacz. A jej przykład jest symboliczny dla całej formacji - ta niewiara wkroczyła już w taką fazę, że dotyczy całego rządu, całej Platformy i z pewnością jej szefa. Dlatego odwracają kota ogonem, idą w zaparte, jak nie przymierzając pospolici opryszkowie.
Dzisiaj w podobnym stylu tarmosi futrzaka w worku Adam Michnik na łamach Gazety Wyborczej. On z kolei wynalazł brytyjskiego komentatora, którego rozśmieszają demonstracje ludzi domagających się prawdy o tragedii smoleńskiej, a w szczególności Jarosław Kaczyński. Do tego stopnia go to bawi, że pyta sarkastycznie Michnika, czy Kaczyński nie jest aby agentem wpływów rosyjskich służb specjalnych. Szkoda, że Michnik nie przepytał dokładniej brytyjskiego komentatora o jego odczucia. Mógłby go przecież zagadnąć, co on czuł, gdy polski premier oddawał śledztwo w sprawie największej powojennej tragedii w dziejach polskiego państwa w ręce premiera innego państwa, które może być potencjalnym sprawcą. Czy przeciętnego Brytyjczyka, już nie mówię o „znanym komentatorze”, rozbawiłby fakt, że polski premier wszedł w konszachty z rosyjskim premierem, żeby wspólnie zmarginalizować polskiego prezydenta?
Adam Michnik pisze, że Jarosław Kaczyński ośmiesza Polskę w oczach świata. A co świat pomyślał, gdy polski premier dobrowolnie zrzekł się nie tylko śledztwa, nie tylko przyjął wszystkie rosyjskie sugestie dotyczące procedur, ale trzeba było go niemal siłą ściągać z urlopu, żeby się odniósł do kłamliwego rosyjskiego raportu? Co świat może sądzić o państwie, którego przywódca po hekatombie elity politycznej mówi, że państwo zdało egzamin? Czy świat się wtedy śmieje z Polski, czy raczej jej współczuje?
Ciekawe, jak zareagował brytyjski komentator, gdy polski premier przyznał otwarcie, że w momencie, w którym ważyły się losy śledztwa, nie miał głowy, żeby o tym myśleć? A tak właśnie usprawiedliwiał się premier Donald Tusk nagabywany w tej kwestii przez rodziny ofiar. Czy brytyjskiego komentatora rozśmieszyłby taki przywódca? Ja przyznam szczerze, że śmiałbym się do rozpuku. Gdybym był Brytyjczykiem.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 21:51, 19 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Ludzie, frajerzy i papugi
Premier Donald Tusk nie pęka przed sądem administracyjnym. Frajerstwo domagające się ujawnienia, na jakiej podstawie szef polskiego rządu oddał śledztwo smoleńskie Rosjanom, musi odejść z przysłowiowym kwitkiem. A właściwie bez kwitka, bo kancelaryjne papugi poradziły premierowi wnieść o kasację wyroku. Sąd nakazał ujawnienie kto, dlaczego i bez słowa sprzeciwu zgodził się na rosyjską propozycję. Tusk z rozbrajającą szczerością twierdził dotychczas, że taki dokument nie istnieje. A skoro go nie ma, to nie można się dowiedzieć, kto podpisał. Proste i logiczne.
Podobnie było z osławioną tarczą antykorupcyjną, która wedle premiera miała być fantastycznym narzędziem do walki z korupcją. Tarcza uzbrojona w siły, środki, plany, harmonogramy, fundusze, samym swoim istnieniem powinna budzić grozę w łapówkarzach i innych obwiesiach. Tymczasem, gdy zażądano od kancelarii premiera ujawnienia dokumentów tarczy, to urzędnicy zasłonili się tajemnicą. A gdy w dalszej kolejności przyciśnięto Tuska, żeby pochwalił się swoim antykorupcyjnym wynalazkiem, ów wybąkał tylko, że tarcza bez dobrej woli nie działa, a „służby państwowe powinny koncentrować się wokół pozytywnej pracy”.
Nic nie koloryzuję, naprawdę tak powiedział, z czego by wynikało, że to była Tarcza Antykorupcyjna Dobrej Woli. Zupełnie tak jak igrzyska dobrej woli dla niepełnosprawnych. To zresztą nawet pasowało do tego rządu. Wygląda więc na to, że premier tylko głośno sobie myślał przy szklanicy wina, a jakiś nadgorliwiec poleciał do mediów pochwalić się nową tarczą. Tymczasem premier miał taki dzień Kubusia Puchatka, czyli wielkie myśli o niczym, jak to nazywał Leopold Tyrmand.
W zaparte idzie także prezydent Bronisław Komorowski w sprawie ujawnienia ekspertyz, jakie rzekomo przekonały go do poparcia rządu w kwestii zmiany ustawy o Otwartych Funduszach Emerytalnych.
Trzy razy już przegrał przed sądem administracyjnym, ale nadal milczy jak grób. Prezydencki papuga tak zagmatwał sprawę, że już nie wiadomo właściwie, czy te opinie są jawne, czy tajne. Skierowano w końcu zapytanie do Trybunału Konstytucyjnego. To jest niesłychanie ciekawa historia, bo ustawa dotyczy przyszłości milionów obywateli, a prezydent broni im dostępu do opinii prawnych sporządzonych na jego zlecenie, dla ich dobra i za ich pieniądze. Jak z tego widać, także w działaniu na rzecz dobra obywateli prezydent Komorowski jest równie trudny w odbiorze, jak w mowie i w piśmie.
Wielkiego wała pokazał frajerstwu, czyli opinii publicznej, przyboczny rzecznik szefa rządu, wierny Paweł Graś. Z kamiennym obliczem utrzymuje, że niczego nie podpisywał, nic nie widział, niczego nie pamięta. Prokuratura przedstawiła niezbitą ekspertyzę, a Graś im pokazał, jak się zgina dziób pingwina. I spokojnie sobie przy premierze swoją rzepkę skrobie, jakby nic się nie stało. Teraz dopiero widać, po co go premier trzyma pomimo tylu kompromitacji. Chłop jest twardy wobec frajerów, jak nie przymierzając meksykański gangster. A podobno – tak pisał Raymond Chandler – nie ma nic twardszego na świecie niż twardy Meksykanin. Ale za to głowy nie daję, bo Chandler to pisał dobre siedemdziesiąt lat temu, a sytuacja się chyba zmieniła w międzyczasie na korzyść rosyjskich gangsterów.
Jeśli chodzi o git ludzi w kręgach władzy, to informacja z ostatniej chwili dotyczy senatora, rektora i profesora Marka Rockiego. Jest on w Platformie Obywatelskiej kimś w rodzaju człowieka od mokrej politycznej roboty. Pisałem zresztą o nim obficie w tekście ”Profesor honoris causa Platformy Obywatelskiej”, który nieskromnie polecam. Otóż media doniosły, że ubiegłoroczny numer senatora Rockiego z nocnym skokiem na ustawę o dostępie do informacji publicznej nie udał się. Został ostatecznie utrącony przez Trybunał z powodu niekonstytucyjności trybu uchwalenia.
Rocki sobie sprytnie ten skok zaplanował – w trakcie wakacji, po zakończonych konsultacjach społecznych, pod pretekstem wykonywania dyrektywy unijnej rząd wysyła projekt do Sejmu. Na razie bez poprawki Rockiego. Sejm uchwala ustawę, która trafia do Senatu. Tam już czai się Rocki z poprawką w garści oraz cyklistówką głęboko nasuniętą na czoło. Czeka na zapadnięcie zmroku i wieczorową porą wrzuca w ostatniej chwili poprawkę. Senat oczywiście uchwala, prezydent podpisuje, Sejm zaklepuje, Tusk łapy zaciera.
Tymczasem ktoś daje cynk Komorowskiemu, że jest poruta, bo poprawka okazuje się być chamsko niekonstytucyjna i frajerzy będą ją skarżyć. Prezydent z mety skumał, że gdy media puszczą farbę, to będzie na niego. Skarży więc do Trybunału za niekonstytucyjność ustawę, którą sam przed chwilą podpisał. Mark Twain po prostu przewraca się w grobie z zazdrości o taką fabułkę. Trybunał po długich deliberacjach całość odrzuca z powodów formalnych. Komorowski z Tuskiem oczywiście nie dają za wygraną i planują następny skok na ustawę. Zupełnie jak w tych filmach o gangu Olsena.
[link widoczny dla zalogowanych]
Jednym słowem PO czyli Podłość i Obłuda
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 21:18, 31 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Poseł Macierewicz pokazał fotkę, którą zamieściła Wybiórcza
[link widoczny dla zalogowanych]
i komentarz internauty :
"Ale numer zrobił im Marcin P! Ustawić w jednym rzędzie kilkunastu peowskich osiłków rządzących w Gdańsku, przyodziać w jaskrawe kamizelki i nakazać im ciągnąć samolot we wskazanym przez przestępcę kierunku – rekord świata! W jakim innym miejscu Europy można by sfotografować coś podobnego?
Powróz, przy pomocy którego rządzące w Gdańsku typy ciągną aeroplan należący do dwudziestoparoletniego oszusta urasta do rangi symbolu, coś na kształt herbu gdańskiej zgrai.
To zdjęcie załatwia właściwie wszystko. Wrzuca do kubła wszelkie zaklęcia, mądrości i brednie, którymi obdarował nas wczoraj w Sejmie Donald Tusk. To zdjęcie dowodzi, po raz któryś z kolei, że rządzi nami moralny margines, wyćwiczony w obłudnych słowach, gestach, histerycznych manierach, mający uczciwych ludzi za nic."
Rządzi nami moralny margines. Jak na obrazku. "W jakim innym miejscu Europy można by sfotografować coś podobnego?">
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 6:56, 02 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Ciągnienie liny c,d. w Salonie24
U nas w pomorskim w ogóle nic nie było...
Mnożą się deklaracje różnych szacownych obywateli z województwa pomorskiego, szczególnie z kręgów zbliżonych do rządu, że nie należą do układu gdańskiego oraz do żadnego innego. Ponieważ nikt tych deklaracji nie kataloguje ani nie spisuje, na prastarej ziemi pomorskiej zapanował pewien chaos i ludziom prostym przedstawiciele władzy nieskazitelni z definicji mylą się z delikwentami uwikłanymi ze wskazania tejże władzy. Przy czym jest jeszcze dodatkowa komplikacja, niektórzy bowiem spełniają (albo spełniali) oba kryteria – zarówno nieskazitelności, jak uwikłania w aferę Amber Gold. Brzmi to trochę surrealistycznie, ale taka jest już uroda tej Trzeciej Rzeczpospolitej i naprawdę był czas przywyknąć.
Dlatego też postanowiłem nieco wyjaśnić sytuację nieskazitelnych z definicji, bo chodzą u nas w Pomorskiem słuchy, że afera jest rozwojowa i rokuje największe nadzieje. A w związku z tym jednak chyba będzie komisja śledcza i wtedy śledczy będą mieli jak znalazł listę tych, których należy przesłuchać w pierwszej kolejności. Oczywiście po to, żeby ich jak najszybciej wykluczyć z kręgu podejrzeń i pozwolić im w spokoju kontynuować „budowanie podwalin”, jak to pięknie ujął poseł Grupiński z partii rządzącej.
Jest rzeczą oczywistą, że kiedy mówimy o nieskazitelności z definicji, to od razu kojarzy nam się premier Donald Tusk. Przede wszystkim dlatego, że jest on ponad podziałami, zatem również ponad układami i w takiej sytuacji nie może być wewnątrz żadnego układu. Dźwiga on zresztą na swoich wątłych barkach odpowiedzialność polityczną za niezliczone afery swojego rządu od pięciu lat, więc nie dokładajmy mu jeszcze kolejnego układu, bo mu dysk wypadnie. Nie ma tu natomiast nic do rzeczy, że jego partyjni koledzy rządzący województwem promowali innowacyjność aferzysty. Gdyby premier Tusk miał odpowiadać za przekręty swoich kolegów, to już dawno nie byłby naszym szczerym przywódcą, lecz anonimowym Donaldem T. Poza tym rząd w demokratycznym państwie prawa może ścigać wyłącznie oszustwa nielegalne, a szalbierstwa Amber Gold miały status legalności aż do momentu, gdy stał się niewypłacalny.
W żaden układ wmieszany nie był również młody Tusk, który padł ofiarą zachłannych pracodawców, nachalnie i na wyprzódki oferujących mu intratne posady. A ponieważ zawsze chciał być kierowcą autobusu, więc przyjął się do pracy przy samolotach, bo nie mógł się opędzić od propozycji z portu gdańskiego. Z kolei pracując już na lotnisku pomyślał, że człowiek lotniska powinien być blisko poważnego przewoźnika, więc dorabiał sobie w liniach OLT Express. Zresztą także z namowy dyrektora lotniska. Nie jego wina, że poważny przewoźnik zbankrutował w try miga, a zaraz po nim padła spółka-matka o wielce obiecującej nazwie Amber Gold. Ojciec co prawda nagadał młodemu Tuskowi, żeby się nie wdawał w podejrzane konszachty, ale kto by słuchał starego zgreda, kiedy poważne firmy się pchają drzwiami i oknami?
Nikt o zdrowych zmysłach nie może podejrzewać Lecha Wałęsy o obecność w układach, bo jemu nikt nie powiedział, że jest jakiś układ z Amber Gold. A skoro nie wiedział, to nie mógł weń wejść. Po co w ogóle jakieś układy człowiekowi, który w pojedynkę, z niewielka pomocą rodziny i znajomych pokonał komunę? O układzie dowiedział się dopiero wtedy, kiedy pieniądze Marcina P. zaczęły cuchnąć na potęgę i powstały obawy, czy w ogóle da się je wyprać bez szkody dla jego spiżowej postaci w filmie Wajdy. Zresztą, co to za układ, o którym wiedzieli z gazet wszyscy łącznie z szefem rządu prowadzącego rzeczywistą walkę z korupcją?
Poza wszelkim podejrzeniem musi być siłą rzeczy prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Co prawda w swoim czasie zachwalał nadzwyczajną innowacyjność firmy Marcina P., ale robił to oczywiście z czystej życzliwości. I nie bez pewnej racji – przyznajmy szczerze – bo przecież Amber Gold wykazało się nietuzinkową innowacyjnością, wobec której przez lata bezradne okazały się służby specjalne, prokuratura, sądy, urząd skarbowy oraz wiele innych instytucji państwa. Owszem, Adamowicz wraz z marszałkiem województwa i zapewne innymi kolegami partyjnymi ciągnął po płycie samolot OLT w ramach rytualnego przecinania wstęgi (a może powitania chlebem i solą, już nie pamiętam) i nawet dał się sfotografować, lecz tylko z powodu swojego rozrywkowego charakteru. Stanowczo prezydent Adamowicz nie był w żadnym układzie, on jedynie padł ofiarą niesprzyjających okoliczności oraz nader przyjaznego usposobienia.
Tym bardziej nie mógł być umoczony w układ ulubieniec Cezara minister Sławomir Nowak, skoro od dawien dawna trwa w notorycznym uwielbieniu dla geniuszu tegoż. Nie mógłby tego zrobić swemu idolowi, żeby kompromitować go taką nielojalnością, wdając się w podejrzane konszachty. Jestem pewien, że podległy mu Urząd Lotnictwa Cywilnego dopełnił wszelkich procedur w stosunku do linii lotniczych oszusta. Zresztą wolny rynek jest dla wszystkich, nie wolno nikogo dyskryminować. A że OLT wkrótce potem zbankrutowały, pozostawiając wielomilionowe zadłużenie również wobec państwa? No cóż, kontrole i rekomendacje ministra Nowaka mają już taką specyficzną urodę. Przekonaliśmy się o tym przy okazji upadku firmy DSS, który nastąpił wkrótce po jego zapewnieniach o dobrej kondycji spółki. Gdyby jakimś niezwykłym zrządzeniem losu stracił posadę w rządzie Tuska, to mógłby się z powodzeniem produkować jako współczesna Kasandra – jego rekomendacjom też chyba nikt nie uwierzy. A zresztą minister Nowak wynalazł ustawową przejezdność autostrad i już tylko z tego powodu ma zapewnione miejsce w historii transportu.
Wszyscy też wiemy od naszego szczerego przywódcy, że państwowe instytucje również zdały swoje egzaminy, z tym że niektórym „zabrakło refleksu i determinacji”, jak to kwieciście określił. Ale na pewno nie są w żadnym układzie. Trudno byłoby oskarżyć o spisek ludzi, których Marcin P. orżnął. Nie mogli uczestniczyć w szalbierczym układzie osobnicy, którzy jak ja, nie dali się nabrać na reklamy Amber Gold. Zresztą przyznam, że ja jestem fantastycznie wytrenowany w kompletnym ignorowaniu wszelkich reklam we wszelkich mediach. Do tego stopnia, że nawet jak klikam w ikonkę „Zwiń”, to robię to jak automat i nigdy nie potrafię powiedzieć, czego dotyczyła.
Konkluzja jest więc jasna jak słońce: Marcin P. nie mógł stworzyć żadnego układu gdańskiego, bo nie miał z kim! Może nawet chciał, łobuz jeden, ale wbrew przysłowiu, było mało złego na jednego. Zmuszony był więc do działania w pojedynkę. Był tylko niezwykły zbieg okoliczności, że wszystkim instytucjom państwowym i samorządowym w jednym czasie zabrakło refleksu i determinacji. Włącznie z premierem i jego rodziną. I ten moment wykorzystał Marcin P. Wyjaśnił to nad podziw logicznie tutejszy prowincjał Gazety Wyborczej, redaktor Chrzan: ktoś tam uległ darowi wymowy hochsztaplera; ktoś pochopnie mu zaufał; jeszcze inny odwlekał decyzję. Czyli jak zwykle błędy i wypaczenia jednostek, a partia w swojej masie jest zdrowa.
Nie wiadomo tylko z jakiego powodu Marcin P. poprosił o ochronę w areszcie, skoro nie mogło być żadnego układu? Te obwiesie już tak mają – dopóki mogą, to państwo doją, a jak trwoga, to proszą o ochronę. Ale nie było u nas żadnego układu gdańskiego. W ogóle nic u nas nie było.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 21:12, 02 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Tańcowały aferały Salon24
Miałem pisać o dzisiejszym expose premiera Kaczyńskiego, ale po namyśle doszedłem do wniosku, że ono mówi samo za siebie. Ponieważ to nie było misterne kluczenie wokół tematu, jak to ma w zwyczaju premier Tusk – dużo powiedzieć, żeby nic nie powiedzieć i obiecać tak mętnie, żeby można się było wycofać z każdego słowa. Jarosław Kaczyński poza wszystkim, co można mu zarzucić i poza wszystkimi różnicami, które go dzielą o lata świetlne od machera typu Donek T., różni się od niego jeszcze tym, że o coś merytorycznego mu w polityce chodzi, a mianowicie o Polskę.
Pięknie o tym napisał mój kolega Rosemann i ja byłbym zarozumiały, gdybym chciał na siłę coś poprawiać. Napiszę o jednej sprawie, która mnie rozbawiła w komentarzu przedstawicielki partii obywatelskiej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, która wyznała z bezwiedną goryczą: - „To odejście od tego wszystkiego, co robiliśmy przez ostatnie 20 lat”. Tak sobie pomyślałem - a czego ona się spodziewała, że Kaczyński pochwali lawinę rządowych afer, z jaką mamy do czynienia?
I w ten sposób gładko i niepostrzeżenie wróciliśmy do naszych baranów, czyli tytułowych aferałów. No więc tańcowały aferały. Donek duży Waldi mały. Jak ten duży zaczął krążyć, to ten mały nie mógł zdążyć... Taka sobie trawestacja dziecinnej rymowanki, ale dość dobrze oddaje paradygmat istnienia obecnej koalicji rządowej – ciągnąć w swoją stronę postaw czerwonego sukna, jakim jest dla nich Polska. Ledwie co zdążyliśmy się udelektować taśmami Serafina, a już sycimy się obrazem gdańskich burłaków ciągnących statek powietrzny Amber Gold – w tym miejscu proszę zerknąć na ilustrację po prawej.
Trzeba przyznać, że tempo aferalnego tańca, jakie narzuciła partia Donalda Tuska, zapiera dech w piersiach nie tylko mniejszemu koalicjantowi, ale także nam, bezsilnym widzom. Publika nie ma chwili wytchnienia, afera goni kompromitację i skandalem pogania; jedno śledztwo zachodzi na drugie, ale poprzednie się wcale nie kończy. Od czasu do czasu premier wyskakuje niczym diabeł z pudełka i oznajmia, że prokuratura potrzebuje jeszcze więcej niezależności.
Zważywszy na pełnię władzy partii Tuska, wychodzi na to, że nie ma nic lepszego dla rządu aferałów niż wymiar sprawiedliwości: formalnie niezależny od państwa, ale nieformalnie zależny od większości rządowej. Nawet zabawne jest, kiedy się obserwuje, jak media rządowe eksponujące rzekomą niezależność prokuratury, milczą jak zaklęte w kwestii jej finansowania, czyli materialnego i faktycznego uzależnienia od koalicji sprawującej władzę.
Sytuacja zmienia się jak w dziecinnej zabawce – kalejdoskopie, tyle że rolę różnokolorowych szkiełek przejęły afery i przekręty rządowe. Na samym początku kadencji minister zdrowia się wygłupił się potężnie z ustawą refundacyjną, a pacjenci, lekarze i farmaceuci przeżyli horror niepewności i groźby premiera. Jeszcze trwał run na apteki, kiedy przyszła sprawa umowy ACTA i okazało się, że premier polskiego rządu Donald Tuska nie ma pojęcia, co podpisuje. A co gorsza jeszcze się upiera, że ma rację i wygraża internautom. Po czym przyłącza się do protestu przeciwko ACTA razem ze swoimi kompletnie już ogłupiałymi ministrami. Po tej kompromitacji każdy normalny człowiek się spodziewał, że będzie chwila wytchnienia od afer, kiedy nastąpiła seria bankructw na budowie A2 a wkrótce potem na innych autostradach.
Jeszcze nie ochłonęliśmy, gdy się okazało, że chłopaki z MSWiA pobiły rekord w wysokości pojedynczej wziątki i wzięły pięć baniek a konto informatyzacji administracji publicznej. Niedługo czekaliśmy, kiedy wystąpił minister Boni ze swoją zafrasowaną miną i oznajmił, iż Unia Europejska postawiła szlaban na kilkumiliardowe dotacje w tym projekcie, bo nie zamierza dotować złodziei pod przykrywką państwa. Myśleliśmy, że pocieszą nas orły sokoły Franka Smudy, ale nastąpił największy kataklizm w dziejach naszej piłki nożnej. Rychło przyszła olimpiada, która dla nas okazała się również najbardziej katastrofalna w historii powojennego sportu w Polsce. Nic to, pomyśleliśmy sobie, nadchodzą wakacje, to się odprężymy odrobinę. No i mamy Amber Gold w pełnym rozkwicie, układ gdański, burłaków lotniskowych, zadziwiającą ślamazarność instytucji państwa w sprawie Marcina P.
A przecież to dalece nie wszystko. W tak zwanym międzyczasie była seria kompromitacji rządowej wersji katastrofy smoleńskiej, kolejne seryjne samobójstwo, wygłupy minister Muchy i thriller stadionowy, dziwne ustawy w kwestii „służebności kolejek linowych” czy „ustawowej przejezdności dróg”. Naprawdę mieliśmy emocjonujący sezon aferalny, chociaż nie tak ciężki, jak tamten w 2010 roku, ale mimo wszystko.
Koniec rymowanki Tuwima dla dzieci jednak jest optymistyczny: Mały Waldi ledwo dychał, duży Donek go popychał. Aż na ziemię popadały tańcujące aferały. Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Śro 16:41, 03 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Z Salonu 24
[link widoczny dla zalogowanych]
Usta Stefana, czyli test na demokrację proceduralną
Donald Tusk kiedyś wierzył, że nadejdzie moment, gdy poseł Stefan Niesiołowski "pokona uśmiechem niewierzących w sens polskiego optymizmu". Mało tego, premier nie mógł się nachwalić jego odwagi, „kiedy to kosztowało naprawdę wiele”. Ta deklaracja wiary w uśmiech Stefana z Łodzi została złożona przez premiera z Sopotu przy okazji komentowania występu bohatera Platformy Obywatelskiej w roli damskiego boksera. Trzeba powiedzieć, że to była śmiała wizja. Poseł Niesiołowski pasuje bowiem do miana ikony radosnego optymizmu mniej więcej tak samo, jak hrabia Drakula do symbolu honorowego krwiodawstwa.
Bowiem właśnie nadszedł moment, że Stefan Niesiołowski w kolejnym ataku zdecydowanie przebrał miarkę, co powinno go kosztować naprawdę wiele. Umocni więc swoją pozycję bohatera Platformy. Z tym że jak w poprzednim występie, nie potrzeba było żadnej odwagi, ponieważ znowu zaatakował kobiety, a nawet wdowy.
Kilka dni temu oskarżył rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej, że obciążają skarb państwa żądając ekshumacji: - „Były trzy ekshumacje, myślę, że te rodziny zapłacą za to, Gosiewskiego, Kurtyki i Wassermanna. Niepotrzebnie, jak się okazuje. Mam nadzieję, że te rodziny zapłacą za to, bo nie może być tak, że będą obciążały skarb państwa tego rodzaju żądania rodzin”.
A trzeba dodać, że te słowa padły z ust Bohaterskiego Stefana w sąsiedztwie inwektyw, z którymi nawet premier Tusk miałby trudność, żeby uznać je za deklarację radosnego optymizmu: - „To obrzydliwa pisowska hucpa, próba dorwania się do władzy na trumnach(...) PiS-owska tłuszcza wyła na pogrzebach. PiS-owski motłoch wył na pogrzebach, w kilku przypadkach”.
Niestety, tak się nieszczęśliwie złożyło dla Bohaterskiego Stefana z Łodzi, że Zuzanna Kurtyka z Krakowa, wdowa po śp. Januszu Kurtyce ma tę pewność, że ani ona, ani jej rodzina nie występowała o ekshumację jej męża. Wręcz przeciwnie – cała rodzina sprzeciwiała się ekshumacji, która została przeprowadzona przez prokuraturę wojskową wbrew jej woli.
Jest zatem oczywiste, że idol Donalda Tuska w przypływie kolejnej fali politycznej wścieklizny pomówił rodzinę po prezesie Instytutu Pamięci Narodowej. Pomówił po chamsku, obrzydliwie, bo w kontekście tragicznej śmierci i równie bolesnego dla rodzin zamieszania z zamianą zwłok w trumnach.
Zuzanna Kurtyka wystąpi z pozwem cywilnym oraz prywatnym oskarżeniem przeciwko posłowi Stefanowi Niesiołowskiemu, obecnemu szefowi sejmowej komisji obrony, a prywatnie bohaterowi Donalda Tuska. Tym samym wystąpi oczywiście także przeciwko jego radosnemu optymizmowi i uśmiechowi, którym tak oczarował swojego szefa i całą partię. No, niestety, tak to już jest, że czar czarem, ale sąd sądem.
Oczywiście konieczne będzie uchylenie immunitetu czarusiowi Niesiołowskiemu z tej okazji, bo nie ma co liczyć, żeby sam się zrzekł – bohaterowie Donalda Tuska raczej nie zwykli dokonywać takich heroicznych poświęceń. Sprawa jest ciekawa o tyle, że Niesiołowski ewidentnie skłamał publicznie i nie ma nawet najmizerniejszego wykrętu. I to jest właśnie test na wysokie standardy partii obywatelskiej, tak często deklarowane przez Tuska. Jak się zachowają wobec faktu, że ich bohatera przyłapano na ordynarnym kłamstwie?
Ale to jest także test na demokrację w naszym państwie. I zaraz tłumaczę skąd ja wziąłem w tytule demokrację proceduralną. To jest cudowne określenia Ireneusza Krzemińskiego, socjologa, a jakże, który komentując sobotni marsz powiedział, że PiS to partia, która „zmierzała do modelu, który przypominał aktualne Węgry czy Rumunię: ograniczenie proceduralnej demokracji, swobód obywatelskich, praw, o które za taki trudem walczyliśmy”.
Pozew wdowy smoleńskiej przeciwko zakłamanemu prominentowi z partii rządzącej to będzie bardzo ciekawy test na tę demokrację proceduralną. Zwłaszcza w kontekście niedawnego wyroku przez nasz niezależny do szpiku kości sąd w sprawie Wałęsy przeciwko Wyszkowskiemu o zniesławienie, który to sąd wydał wyrok rujnujący pozwanego.
I ja tak sobie myślę, że ta demokracja proceduralna (cokolwiek to znaczy) - już pomijając wszystko inne - powinna także respektować zasadę równości wobec prawa. No, więc zobaczymy, jak to będzie. Bo poznaliśmy już różne rodzaje demokracji, jako to sterowaną, socjalistyczną, fasadową, młodą i starą, i jeszcze inne. Czas najwyższy zapoznać się z demokracją proceduralną.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 11:56, 02 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Kochajmy się
[link widoczny dla zalogowanych]
Ze smutkiem zauważam, że niektórych ludzi nie lubię. Na szczęście mnie też nie lubią, co więcej jestem non stop obrażany. Na Legii siadam zwykle niedaleko trybuny dla kibiców gości, w telewizji oglądam ludzi, którzy z reguły obrażają moją inteligencję, a wsiadając do samochodu wiem, że za chwilę będą musiał walczyć z chamstwem kierowców, kto im prawo jazdy dał baranom jednym, debilom bez wyobraźni, ja bym ich wszystkich pod ścianę... o cholera, chyba się zapędziłem, nie no, nie przesadzajmy, rozstrzeliwać to jednak nie, ale jednak co ma zrobić taki dobry kierowca i w ogóle sympatyczny człowiek jak ja, gdy wokół chamstwo samo i głupota? Muszę być chamem, wiem Palikot to już powiedział w Wyborczej, ale co on ma do stracenia? 4 procent poparcia? I co z tego? Zaraz i tak będzie miał 4 procent, z chamstwem czy bez. A miliony na koncie mu zostaną.
Ja to co innego, muszę być chamem, bo inaczej nikt mnie nie wydrukuje (chyba że Salon 24), nikt nie przeczyta mojego felietonu, na czynsz mi nie starczy i na wakacje na Suwalszczyźnie. I w lewo nie skręcę na skrzyżowaniu Dickensa z Grójecką.
Na szczęście jest ratunek. Rząd i opozycja zamierzają chronić mnie przed byciem obrażanym. Dziś prawo chroni przed atakami i wzywaniem do przemocy i z powodu rasy, narodowości i wyznania. PO chce do tego dodać "przynależność polityczną i społeczną" oraz "naturalne lub nabyte cechy osobiste lub przekonania". Czyli w zasadzie wszystkie cechy ludzkie, ponieważ innych cech poza naturalnymi i nabytymi nie ma.
Palikot i inne chamy z opozycji (muszą być chamami, bo inaczej Kaczyński dojdzie do władzy), w obronie przed chamstwem chcą dorzucić płeć, wiek, niepełnosprawność, orientację seksualną i tożsamość płciową. Na przykład nie wolno będzie śmiać się z łysych i grubych, podobnie zresztą jak i z owłosionych i chudych, z rudych i blondynek (z blondynek właściwie to już teraz nie wolno), z gejów, z prostych, z okularników, z wierzących, z wątpiących, z internautów, a nawet z wędkarzy. Z niczego i z nikogo nie będzie można się śmiać, ani robić aluzji, które ktokolwiek kiedykolwiek mógłby odebrać jako obraźliwe.
Dodatkowo, skoro za przynależność też nie można obrażać, to wreszcie spełni się marzenie wszystkich polskich polityków: nie wolno będzie ich obrażać za głupotę, kto wie, może nawet nie będzie wolno ich obrażać za poglądy, można będzie ich krytykować, ale tylko w sposób konstruktywny, czyli pozytywny, a zatem taki, który w krytyce zawiera pochwałę ich partii. Jest też dobra wiadomość dla tysięcy kibiców: koniec z wojnami klubów i obrażaniem się nawzajem. Po wprowadzeniu nowego prawa Legia będzie się kochać nie tylko z Pogonią Szczecin i Olimpią Elbląg, ale też z Lechem i Wisłą. A po strzeleniu bramki kibice będą się przepraszać kolegów kibiców drużyny przeciwnej.
I tak oto dochodzimy do istoty ładu moralnego, który szykuje dla nas rząd wsparty przez nowoczesną opozycję: będziemy mieli w Polsce strefę wolną od obrazy i nienawiści, a jeśli się to komuś nie podoba to pójdzie na dwa lata do więzienia. Wszyscy będziemy dla siebie mili, wyrozumiali i tolerancyjni. Ciągle poszerzająca się sfera praw człowieka zostanie wreszcie domknięta ostatecznym prawem człowieka do tego, żeby wszyscy pozostali ludzie go lubili. A jeśli ktoś nie lubi, to idzie siedzieć.
Wyjątek zrobimy dla chamów, zwłaszcza tych, którzy ustanawiają prawo. I tak jest dobrze.
Jednym słowem PO czyli .... Podłość i Obłuda
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Nie 11:57, 02 Gru 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 9:53, 09 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Atak sfory Martę Kaczyńską
[link widoczny dla zalogowanych]
Im nie wystarczy, że jednego dnia straciła oboje rodziców. Że została sama, bo nie miała rodzeństwa. Nie przesypiała spokojnie żadnej nocy przez wiele miesięcy. Dobrze, że miała obok siebie dzieci, bo nie każda druga połowa jest zdolna do pełnej empatii. Tak bywa. Któż zresztą jest w pełni podzielić ból nagłej utraty rodziców poza tymi, którzy przeżyli to sami…
Tego bólu jednak było za mało. Trzeba było na każdym kroku dołożyć- bo jak można było zaakceptować kiedy sympatia ludzi towarzyszyła Marcie Kaczyńskiej wszędzie gdzie się pojawiła?
A przecież to byli Ich wyborcy.Jak śmieli wzruszać się na widok łez zbolałej córki, jak można było zaakceptować poruszający serca widok pani Marty i malutkiej Ewy, której rączkę z atencją całuje znany polityk? To trzeba było przerwać. Natychmiast.
Od czego są wierni działacze jedynej słusznej partii? Poszły w ruch pierwsze szable, potem następne. Dlaczego Wawel dla Rodziców? Dlaczego wyprowadziła się tak późno z Pałacu Prezydenckiego uniemożliwiając podobno wprowadzenie się nowego lokatora? * Dlaczego się uśmiechnęła? Dlaczego się publicznie wypowiada? Potem awantura o realizację polisy ubezpieczeniowej rodziców. Pal licho, że była to polisa identyczna i na warunkach takich jak poprzedniego Prezydenta korzystającego z niej zapewne przez 8 lat. O tym sza, bo dowalić trzeba było Jej. Tak jak niszczono za życia reputację Jej Ojca tak kontynuowano ataki na Martę Kaczyńską i jej rodzinę.
Pani prokurator ujawnia tajne dane osobowe dotyczące Jej córki. Prokurator Generalny nie podejmuje interwencji, nie podejmuje interwencji rzecznik Praw Dziecka, a przecież prawo zostało złamane w sposób ewidentny, sprawa była nagłośniona i obaj panowie powinni się ruszyć z urzędu! Tym razem uderzono nie w Martę Kaczyńska a w prawa Jej córki Ewy! W Polsce Tuska można jednak wiele jeśli dotyczy to niepoprawnej strony politycznej. Biada tym, którzy ośmieliliby się oskarżać np. Entomologa, że czynił co czynił w przeszłości..A prawa małego dziecka Marty Kaczyńskiej? W Kaczyńskich można bić jak w bęben. Nieważne: żywy czy umarły. Żywych oskarżać o wyłudzenie w przypadku zamachu, a zmarłych o pijacką wyprawę do Smoleńska **Jedno drugiemu zaprzeczyć nie może, bo nie chodzi wszak o cokolwiek innego jak okazję do szkalowania i plucia.
Czołowy polityk partii rządzącej (Halicki) bezkarnie rzuca w przestrzeń publiczną kwestię o wyłudzeniu przez Martę Kaczyńską odszkodowania od ubezpieczyciela. Inny dorzuca lekko „Stefan Niesiołowski w wywiadzie dla Onet.pl mówi m. inn.„Marta Kaczyńska nie powinna była w ogóle brać tych pieniędzy, ale jak już wzięła, to nie odda. Apelowanie do honoru Marty Kaczyńskiej jest jałowe”
W zachowaniu obu panów jest wszystko: ślina z agresji, wyszczerzone do kąsania kły i poczucie siły sfory, która czuje się na opanowanym terenie bezkarna. Szczególnie gdy Główny myśliwy w rejonie (skoncentrowany na ochronie własnego wizerunku) w skonstruowanej przez siebie wyborczej nagance na poczesnym miejscu ustawił wzmiankowanego Palikota.
Jak silna sfora to pomniejsze kąsacze się przyłączą. Na przykład pani RRK. Słynąca z tego, że szkaluje rodzinę Kaczyńskich od wielu lat. Ze szczególnym upodobaniem atakując Martę Kaczyńska. Dzisiaj szybciutko dołącza sugestie istnienia podstaw do składania wniosków do prokuratury z podejrzenie popełnienia przestępstwa.
I co ta prokuratura ma wyjaśnić? Ano: czy Pani Marta Kaczyńska czasem nie wyłudziła pieniędzy od ubezpieczyciela…. A być może ma je zwrócić. Wszystko niby gra: prokuratura ma tylko wyjaśniać. Tylko, o co chodzi posłom i pośledniejszym członkom PO? Jakie wyłudzenie? Nie było śmierci? Naprawdę? To gdzie są Rodzice Pani Marty? Bo jeśli są w grobowcu na Wawelu, to o jakim wyłudzeniu jest mowa? Polisa na życie jest realizowana w przypadku śmierci. Inna sprawa to przyczyny z których może zostać wypłacona. I tu pani RRK i wściekły entomolog mogą trafić na niezłą zaporę: Prezydent kraju pełni funkcję, która jest w sposób oczywisty narażona na zamachy terrorystyczne (czego dowodem jest ustawowa ochrona BOR).Nie sądzę, aby ubezpieczyciel mógł wyłączyć odpowiedzialności z tego tytułu. Albo, żeby chciał.
Gdyby nawet tak było a śmierć nastąpiła w wyniku oficjalnie potwierdzonego zamachu automatycznie obciążałoby to zaniedbaniami kolegów tych wołających o wyłudzeniu, (czyli ekipę rządzącą i służby specjalne), co mogłoby rodzić o wiele większe kwoty odszkodowawcze tym razem z budżetu państwa.
Niesiołowski w swojej zapiekłe nienawiści posunął się do próby odebrania honoru Pani Marcie Kaczyńskiej.
Wierna działaczka PO z Krakowa nie może być gorsza.Wzywa prokuraturę dodatkowo: „ Sprawdzić czy opłacanie składki ubezpieczeniowej (ze środków publicznych przez Kancelarię Prezydenta RP) było zasadne co do żony prezydenta Kaczyńskiego, która nie była pracownikiem państwowym. O wynikach tych dochodzeń należy bezzwłocznie poinformować opinię publiczną by przeciąć wszelkie spekulacje na ten temat.”Nie branie pensji nie oznacza nie pełnienia funkcji Często na więcej niż jeden etat. Jak to było w przypadku śp. Marii Kaczyńskiej.
Działaczka używa niby cwanego chwytu zabezpieczającego przed oskarżeniem o naruszenie dóbr osobistych. Ona tylko chce wyjaśniać. Tyle, że jeśli feruje się (i to setny pewnie raz) oskarżenia podważające wizerunek publiczny na podstawie fałszywych przesłanek, domniemań a często zwykłych pomówień – to żaden sąd nie uwierzy w czystość intencji autora.
*Remont trwał długo a Lokator nie zmierzał tam nigdy się wprowadzać…
**Wiadomo jak doszło do tej tragedii. Lech Kaczyński jest głównym odpowiedzialnym za katastrofę w Smoleńsku. To była pijacka wyprawa - powiedział Janusz Palikot w Radiu Zet. - Pili do późna w nocy, dlatego spóźnili się pół godziny. Gdyby się nie spóźnili wszyscy by żyli - wylądowaliby przed Jakiem-40, bo pół godziny wcześniej nie było mgły. Jedna z tych osób przeżyła, bo była tak upita, że nie wstała rano. Następnego dnia lecieli i leczyli kaca - mówił Palikot
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 22:25, 22 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Księżniczka cynizmu, królowa obłudy, arcymistrzyni kłamstwa
[link widoczny dla zalogowanych]
Granice cynizmu smoleńskiego przestały już obowiązywać.
Mam wrażenie, że pan Macierewicz nie potrafiłby funkcjonować w polityce bez katastrofy smoleńskiej. Niech jednak nie zatruwa naszych umysłów i serc. Być może ta strategia PiS daje tej partii korzyści, ale Polakom szkodzi. Cenę przyjdzie zapłacić nam wszystkim, nie panu Macierewiczowi - powiedziała w pierwszej części rozmowy z Onetem Ewa Kopacz.
Pani marszałek Kopacz niepotrzebnie traci kolejną okazję, żeby w sprawie Smoleńska siedzieć cicho. Oskarżanie Macierewicza w jej ustach woła o pomstę do nieba.
Kpiła w żywe oczy z Sejmu i z całęj Polski, zapewniając o przekopywaniu smoleńskiej ziemi w głąb i o polskich lekarzach, co to założyli fartuchy i pracowali w milczeniu ramię w ramię z rosyjskimi lekarzami.
A potem na miejscu katastrofy wycieczki zbierały szczątki ofiar, a o tak zwanych sekcjach zwłok, zamianach ciał i wkładanych do trumny rękawiczkach lepiej zamilczeć, by ludzkich ran nie rozdrapywać.
Przez szacunek dla kobiety na wysokim urzędzie, nie atakowałem dotychczas pani Kopacz zbyt ostro, ale sama się o to prosi, wręcz domaga. Była w Moskwie najwyższym ranga przedstawicielem polskiego rządu, a potem udawała, że pojechała tam wyłącznie jako pocieszycielka strapionych...
Księżniczka cynizmu, królowa obłudy, arcymistrzyni kłamstwa – schowałaby się jak mysz pod miotłą i spod niej nie wychodziła, póki ziemia, przekopana na metr w głąb, nie osiadła....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 18:57, 31 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
2012 – rok wyczerpania, rok opadania masek
[link widoczny dla zalogowanych]
Nie musiałem długo szukać słowa odpowiedniego do krótkiego podsumowania roku 2012. Tym słowem jest „wyczerpanie”. Czy był to rok znaczący, czy przełomowy, czy może kolejny zwykły rok marazmu tuskowej małej stabilizacji – niech ocenią ci, którzy spojrzą na dzisiejsze czasy z odleglejszej perspektywy, za dekadę lub dwie. Słowa „wyczerpanie” mogę jednak użyć bez wahania już teraz, bo jak żadne inne pasuje do zjawisk charakterystycznych dla minionych dwunastu miesięcy.
Wyczerpuje się bowiem dotychczasowy model platformerskiej propagandy sukcesu, wyczerpują się możliwości rozgrywania wojny polsko-polskiej dotychczasowymi metodami, wyczerpała się też chyba ostatecznie wiara w to, że da się prowadzić normalny dyskurs medialny w ramach istniejącego dziś w Polsce systemu.
Byle do Euro 2012
Byłoby to niesłychanie zabawne, gdyby nie było jednocześnie przerażające – chodzi o skwapliwość, z jaką politycy PO różnego szczebla zachwalali mistrzostwa Europy w piłce nożnej jako najważniejsze wydarzenie w dziejach. Sądząc z ich wypowiedzi, przydarzyło się nam coś pomiędzy ponownym chrztem Polski (ale lepszym, bo dostępnym dla większej liczby kibiców), odzyskaniem niepodległości (ale fajniejszym, bo bardziej kolorowym) a wyborem Polaka na papieża (tu też Euro wygrywa, bo Jan Paweł II pielgrzymował solowo, a piłkarze z całej Europy zaszczycili nas pielgrzymką zbiorową).
Żeby było jasne – to bardzo dobrze, że Euro 2012 Polsce się przydarzyło. Jeszcze lepiej, że mimo słabych wyników sportowych polskiej reprezentacji impreza okazała się udana. Setki tysięcy kibiców z całego świata przyjechały, zabawiły się, odkryły że po polskich ulicach nie chodzą białe niedźwiedzie i zadowolone wróciły do domu. Jednak bezgraniczne nadymanie się rządowej propagandy, piramidalne bzdury plecione przez partyjnych funkcjonariuszy i okrutne zadęcie medialnych Ochotniczych Rezerw Platformy Obywatelskiej pokazują, jak straszliwą myślową pustkę próbowano zasłonić tym cyrkiem.
Partia, która miała Polskę modernizować, prowadzić ku Europie, sprowadzić z powrotem miliony szczęśliwych emigrantów, naprawić system opieki zdrowotnej i edukacji skończyła w najgorszym gierkowskim stylu.
Jedynym jej celem okazało się dotrwanie do wielkiego festynu, który przedstawiano jako „wielki impuls modernizacyjny” czy wręcz „skok cywilizacyjny”. Po Euro 2012 zostały niedokończone autostrady, koszmarnie drogie stadiony, których utrzymanie przekracza nasze możliwości i na których niczego nie opłaca się organizować, zdewastowana kolej (jej modernizacja jakoś nie objęła) oraz Himalaje propagandy na temat „wreszcie radosnych Polaków”.
Ten numer drugi raz nie przejdzie – bajdurzenie o zimowych igrzyskach olimpijskich albo nawet futbolowych mistrzostwach świata nosi znamiona gaworzenia w malignie. Festyn się skończył, a wraz z nim wyczerpały się „gierkowskie” możliwości propagandy sukcesu. Nastała więc epoka obniżania oczekiwań społecznych i straszenia nadchodzącym kryzysem. Wajchę trzeba przestawić.
Wojna w nowej odsłonie
Inżynieria strachu to podstawowy instrument działań PO nie tylko od wyborów roku 2007, ale już od roku 2005, kiedy partia Tuska niespodziewanie dla samej siebie znalazła się w opozycji. Rozpalanie i podtrzymywanie lęku przed PiS było i jest tej inżynierii strachu elementem głównym. Jednak wydarzenia ostatniego roku pokazują, że i tutaj dotychczasowa narracja się wyczerpała, trzeba ją więc zastąpić nową, ulepszoną.
Okazało się bowiem, że przedstawianie głównej partii opozycyjnej jako szkodników, nieudaczników, sekty smoleńskiej i straszliwych zamordystów (odwołania do „dusznej atmosfery” i „zbrodni” IV RP) jest bronią o ograniczonej sile działania. PiS przetrwał bombardowanie, Jarosław Kaczyński nie zniknął we mgle, kolejne wspierane przez media próby rozłamu skończyły się źle dla rozłamowców. Nowe fakty w sprawie śledztwa smoleńskiego, doniesienia niezależnych naukowców, skandal z zamienionymi ciałami ofiar tragedii, kolejne dowody na nieudolność, głupotę i złą wolę rządu – wszystko to scementowało elektorat PiS. Partia Kaczyńskiego po raz pierwszy od dawna zaczęła zyskiwać w sondażach.
Propagandyści Platformy pracowicie zaczęli więc przygotowywać nowy scenariusz wojenny, w którym PiS nie jest już tylko partią szkodników i sekciarzy, ale prawdziwą, fizyczną groźbą dla spokoju społecznego w Polsce. Narrację tworzą następujące wydarzenia: bitwa rosyjskich i polskich chuliganów w dniu meczu Polska–Rosja (wiadomo, kibole, czyli „bojówki PiS‑u”), sprowokowane przez policję zamieszki podczas Marszu Niepodległości („czy widzią państwo, że grozi nam rozlew krwi na ulicach”), hodowanie przez ABW „polskiego Breivika”, czyli agrobombera Brunona K. oraz doprawianie radykalnym opozycjonistom (jak Grzegorz Braun) gęby „podżegaczy do mordów”.
Innym efektem wyczerpywania się tradycyjnej formuły straszenia PiS‑em jest pomysł na osłabienie opozycji poprzez jej podmienienie na opozycję koncesjonowaną. To operacja przeprowadzana równolegle z operacją „Przemoc” – podczas gdy spindoktorzy PO i zaprzyjaźnione media pracują ciężko nad przyklejeniem Prawu i Sprawiedliwości etykiety partii zadymiarzy, masowych morderców i zamachowców, trwają jednocześnie próby wykreowania nowej, „lepszej” prawicy, której mógłby patronować na przykład prezydent Bronisław Komorowski. Kalkulacja jest taka – im bardziej krwawy będzie obraz PiS, tym łatwiej będzie przekonać niezdecydowanych lub lękliwych, by poszli za wąsatym Wujkiem Narodu składać kwiaty pod pomnikiem Romana Dmowskiego w towarzystwie „dobrych endeków”, takich jak Roman Giertych czy Michał Kamiński.
Jak zauważyła prof. Jadwiga Staniszkis, powierzenie takiej koncesjonowanej prawicy przejętego tygodnika „Uważam Rze” może być zwiastunem tego, że w role dobrych prawicowców będą wcielać się zwolennicy Jarosława Gowina, Radosława Sikorskiego i wspomnianego Romana Giertycha. Może będzie z tego nowa partia, a może „rozsądna prawica” w ramach Polskiej Zjednoczonej Platformy Obywatelskiej.
Media posłuszne – albo żadne
I tu dochodzimy do kolejnej kwestii, w której wydarzenia roku 2012 oznaczają ważną cezurę. Oto czystka polityczna w Presspublice, doprowadzająca do osłabienia „Rzeczpospolitej” i de facto likwidacji „Uważam Rze” w dotychczasowej formule. Oto uporczywe ignorowanie przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji starań telewizji Trwam o miejsce na cyfrowym multipleksie, wspieranych dwiema gigantycznymi manifestacjami – wiosną w obronie wolności słowa manifestowało prawie 100 tys. osób, a jesienią już grubo ponad 100 tys. Oto ponawiające się próby wprowadzenia kar za głoszenie nieprawomyślnych poglądów (projekt ustawy o „mowie nienawiści”). Oto kolejne podejścia do cenzurowania i kontrolowania internetu.
W Polsce roku 2012 wyczerpały się ostatecznie możliwości stworzenia normalnego dyskursu medialnego w ramach istniejącego systemu. Władza nie zamierza tolerować żadnych nieprzychylnych jej ośrodków medialnych. „Rz” i „Uważam Rze” zostały spacyfikowane. Telewizja Trwam i Radio Maryja za chwilę zostaną dobite wielomilionowymi opłatami za koncesje (nawet jeśli miejsce na multipleksie nagle się znajdzie, to nie wiadomo, czy toruńską stację będzie na nie stać). Dziś nikt już nie ma wątpliwości, że system medialny domyka się tak szczelnie, że jedynym wyjściem jest budowanie mediów całkowicie omijających ten monopol. Gwarantem ich niezależności musi być także niezależność właścicielska. Istnieją silne wolne media w internecie, powstają nowe inicjatywy prasowe, do których rad nadzorczych rząd nie będzie miał dostępu. Być może jedynym sposobem na powstanie wolnej telewizji okaże się zbudowanie kanału satelitarnego nadawanego spoza terytorium Polski. Tak czy inaczej – maski opadły. Zamiast marszu ku Europie, mamy dyskretne zbaczanie ku putinowskiej Rosji albo Białorusi.
Jakie owoce w długiej perspektywie przyniesie ten rok wyczerpania, smutny i duszny rok 2012, w którym władza nie przegapiła żadnej okazji, by zaznaczyć swoją niechęć i pogardę dla inaczej myślących? Być może odpowiedź przyniesie rok 2013, a może dopiero lata kolejne. Wszystko zależy od tego, kiedy do wszystkich opisanych przeze mnie fenomenów wyczerpania dołączy ten najważniejszy – wyczerpanie się cierpliwości okłamywanych, okradanych, pogardzanych i manipulowanych obywateli III RP. Prędzej czy później nastąpi. Niestety – nikt nie jest dziś w stanie przewidzieć, w jakiej formie się przejawi.
Piotr Gociek
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 19:09, 06 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Kolejny przykład podłości i obłudy
Kolejna hucpa Tuska-ogłoszenie roku rodziny
[link widoczny dla zalogowanych]
1. W ostatnim tygodniu premier Tusk zdecydował się na kolejną hucpę czyli ogłoszenie roku 2013, rokiem rodziny. Sprawa wywołała zainteresowanie mediów tylko dlatego, że to wystąpienie szefa rządu było ilustrowane zdjęciem szczęśliwej 4-osobowej rodziny. Okazało się, że to rodzina irlandzka.
Trzeba być niesłychanie cynicznym, żeby po 5 latach rządów, podczas których podjęto przynajmniej kilkanaście decyzji poważnie godzących w polską rodzinę, decydować się na taki krok.
2. Przypomnę tylko, że na jesieni poprzedniego roku rząd Tuska dokonał zmian w podatku dochodowym od osób fizycznych pozbawiając ulgi na dziecko rodziny z jednym dzieckiem w sytuacji kiedy ich roczne dochody przekraczają 85,5 tys. zł.
To rozwiązanie wbrew pozorom nie będzie to dotyczyło rodzin, które są krezusami. Wystarczy, że oboje rodzice będą zarabiali w okolicach średniej krajowej w gospodarce i już nie będą mogli skorzystać z ulgi na wychowanie dziecka.
Jako rozwiązanie o charakterze prorodzinnym przyjęte zostało z kolei podwyższenie ulgi podatkowej o 50 % (do 1668 zł) na trzecie i każde kolejne dziecko tyle tylko, że rzadko która rodzina wielodzietna ma takie dochody aby móc odliczyć od podatku ulgi w takiej wysokości.
Okazuje się, że zabranie ulgi na jedno dziecko i dodanie 50% ulgi na trzecie i kolejne dziecko (sytuacja rodzin z dwojgiem dzieci pozostaje bez zmian) przyniesie budżetowi państwa oszczędności w wysokości około 150 mln zł co przy wydatkach budżetowych zdecydowanie przekraczających 300 mld zł stanowi zaledwie promile ale i po nie, chce się schylić, rządząca koalicja Platforma- PSL.
Jeszcze wcześniej zdołano zabrać becikowe (czyli świadczenie z tytułu urodzenia dziecka) rodzinom w których miesięczny dochód na członka rodziny przekracza kwotę 1922 zł, a oszczędności z tego tytułu, wyniosą kilkadziesiąt milionów złotych.
3. Te w sumie symboliczne oszczędności budżetowe kosztem rodziny, są wprowadzane w sytuacji kiedy sytuacja demograficzna w naszym kraju została uznana na Kongresie Demograficznym w Warszawie za wręcz katastrofalną, a wskaźnik dzietności kobiet w wysokości 1,3, lokuje nas na 207 miejscu na 212 krajów objętych statystyką przez ONZ.
Dodatkowo rządząca koalicja zdecydowała się na podwyższenie podatku VAT z 8% na 23%, a więc aż o 15 punktów procentowych na ubranka i obuwie dziecięce (zakończyła się derogacja unijna na obniżoną stawkę podatku VAT), ale jednocześnie odrzuciła projekt ustawy przygotowanej przez posłów Prawa i Sprawiedliwości aby umożliwić rodzinom wychowującym dzieci, zwrot tego nadpłaconego podatku po przedłożeniu rachunków we właściwym Urzędzie Skarbowym.
4. Rząd Tuska zdecydował także o zakończeniu programu mieszkaniowego „Rodzina na swoim”. Kredyty w ramach tego programu stały się do tego stopnia popularne, że do roku 2011 rodziny nabyły około 160 tysięcy mieszkań. Mimo niekorzystnych zmian w tym programie dokonanych przez koalicję Platforma-PSL w roku 2011 jeszcze w roku 2012 rodziny nabyły około 40 tysięcy mieszkań.
Mimo pewnych ułomności tego programu (tak naprawdę przybliżał on do własnego mieszkania tylko rodziny o przynajmniej średnim poziomie dochodów), ponieważ młodzi ludzie nie mają żadnego innego instrumentu wsparcia przez państwo zakupu mieszkań, klub parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości, złożył do laski marszałkowskiej projekt nowelizacji tej ustawy wydłużający funkcjonowanie programu o kolejne 5 lat. Gdzie tam, koalicja Platforma - PSL odrzuciła ten projekt już w I czytaniu, nie proponując nic w zamian.
Ta decyzja była tym dziwniejsza, że program w zasadzie się samofinansował. Wpływy z VAT ze sprzedaży mieszkań w ramach programu według szacunku ekspertów wynoszą około 250 mln zł, kolejne 200 mln zł dają wpływy z CIT i PIT związane z ich wybudowaniem. Jednocześnie rocznie budżet dopłacał około 400-450 mln zł do odsetek od zaciągniętych kredytów.
Mimo tych argumentów, ponieważ opinia rządu do projektu ustawy była negatywna, posłowie koalicji Platforma - PSL, głosowali tak jak chciał rząd.
5. Jeżeli dołożymy do tego wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat czyli o 5 lat dla kobiet i o 2 lata dla mężczyzn, co w zasadzie likwiduje w przypadkach wielu rodzin instytucję babci i dziadka tak ważną w tradycji polskiej rodziny, to dopełni to obrazu posunięć rządu Tuska wobec rodziny.
Jeżeli po wszystkich tych posunięciach, premier Tusk ma cywilną odwagę ogłaszać rok 2013 rokiem rodziny, to wydaje dobitne świadectwo, nie tylko o swoich kwalifikacjach ale także o swoim charakterze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 19:46, 17 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Patriotyzm gospodarczy z posłem Halickim w tle
[link widoczny dla zalogowanych]
W Danii przydarzyła się bulwersująca historia, do tego stopnia okropna, że zmuszona do reakcji poczuła się Gazeta Wyborcza. Duńska minister skrytykowała duńską firmę, która zamierzała sprowadzać żywność z Polski. Zagrożona bojkotem przez duńskich konsumentów firma w rezultacie wycofała się z tego zamiaru. Zapachniało patriotyzmem gospodarczym, a nawet narodowym, a to już dzwonek alarmowy dla prawdziwych internacjonalistów. Co gorsza Dania jest rządzona przez lewicę i w tym kontekście to musi być dla niektórych czysta dewiacja. Internacjonalistyczne korzenie zobowiązują.
A to nie jest jedyny przykład promocji narodowej gospodarki w Europie, mieliśmy problem z włoskim przemysłem motoryzacyjnym, Niemcy bez wahania podtrzymali niemieckie stocznie. Także inne rządy europejskie skłaniają się ku pobudzaniu ożywienia gospodarczego przez promowanie krajowych produktów. Niby najnormalniejsza rzecz na świecie, bo zawsze będzie bliższa ciału koszula, ale jednak nie dla wszystkich.
Zabawna historia, bo w tej konkretnej sprawie Wyborcza namawia nas - świeżych członków UE – do zachowania typowo neofickiego. Stara Unia bez skrępowania gromi u siebie zagranicznych konkurentów, starając się w kryzysie wszelkimi sposobami o pobudzenie wzrostu krajowego, faworyzuje krajowe firmy. My zaś mamy świecić przykładem internacjonalizmu tym starym wyjadaczom z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch czy Francji. Czysta groteska.
Prawdziwy patriotyzm gospodarczy, jak tłumaczy Wyborcza, jest bowiem wtedy, gdy wszyscy korzystają z rynku krajowego, także podmioty zagraniczne. Prężne firmy polskie nie powstaną, jeśli nie stworzy się warunków, nie zlikwiduje barier, nie uprości prawa dla wszystkich – twierdzi GW. Widocznie warunkiem sine qua non polskiego patriotyzmu jest internacjonalizm. Ale to trochę inny temat, więc kończę tę dygresję. Otóż w tym momencie skojarzył mi się poseł Andrzej Halicki, co w kontekście internacjonalizmu może wyglądać też troszkę dewiacyjnie, ale zaraz wyjaśniam.
Po pierwsze, poseł Halicki jest teraz wszędzie – widnieje na każdej szpalcie, ekranie i dyszy w każdym mikrofonie, jako najwybitniejszy krajowy ekspert od rodziny Kaczyńskich. Nie dziwota więc, że to on mi się ze wszystkim kojarzy. Zajmuje się tematyką polskiej racji stanu, czyli Trybunałem Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego oraz odszkodowaniem dla Marty Kaczyńskiej, a ponieważ ta rodzina ciągle rządzi w Polsce, zatem i Halicki ma swoje pięć minut. Efekt jest taki, że każda najmarniejsza falka w eterze aż pulsuje Halickim.
Po drugie, na kanwie tego specyficznego patriotyzmu gospodarczego promowanego przez GW przypomniała mi się znamienna historyjka z okresu polskiej prezydencji w Unii, o której miałem wtedy napisać, ale jakoś mi zeszło. Otóż obecny poseł Halicki był kiedyś prężnym biznesmenem, ale że nie starczyło mu prężności na stworzenie od podstaw polskiej firmy, więc najmował się w zagranicznych.
Były to agencja Burson Marsteller oraz GGK Public Relations wchodząca w skład grupy Lowe GGK.
No i tak się szczęśliwie złożyło, że właśnie obie te firmy wygrały lukratywne przetargi na obsługę polskiej prezydencji w 2011 roku, co oczywiście nie miało nic wspólnego z Halickim, który wówczas był już tylko skromnym szefem sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Zresztą nie pierwszy raz zdarzył się taki zbieg okoliczności, bo w 2008 roku, kiedy świeżo upieczony poseł Halicki dopiero co opuścił Lowe GGK, ta również zaraz wygrała przetarg na kampanię reklamową dla Agencji Rynku Rolnego. Takie ma już szczęście.
Ale po co ja o tym Halickim? Ano dlatego ponieważ Halicki od pierwszej połowy lat 90-tych poruszał się na styku pomiędzy państwem a biznesem. Można powiedzieć, że w szarej strefie szeroko pojętego patriotyzmu gospodarczego. Najpierw był prężnym dyrektorem w Burson Marsteller, z którego jakoś tak od razu przeskoczył na prężnego doradcę ministra prywatyzacji, a potem na równie prężnego rzecznika Programu Powszechnej Prywatyzacji. Jednak rzecznikowanie mu się w końcu chyba znudziło, więc odnalazł się wkrótce jako prężny szef GGK.
Jakiś czas posłował będąc jednocześnie w owym GGK, gdy w roku 2008 postanowił zostać prężnym posłem zawodowym. Ledwo co 1 lutego odszedł, gdy firma 15 lutego wygrała wspomniany przetarg, rzecz jasna bez jego wiedzy. A potem, gdy Halicki był prężnym szefem komisji spraw zagranicznych, jego byłe firmy nadal cieszyły się uznaniem polskiego rządu, w czasie gdy sprawował zaszczytne przewodnictwo w Unii Europejskiej. Cały czas bez jego wiedzy i wpływu.
I tu mam problem, czy Halickiego można uznać za patriotę gospodarczego, skoro jego wysiłki spełzły na niczym? Pomimo że z poświęceniem działał po obu stronach niwy gospodarczej – państwowej i prywatnej – nie powstały prężne firmy polskie, które mogłyby zastąpić zagraniczne firmy, gdzie udzielał się Halicki. Na nic zdało się jego uniwersalne doświadczenie i wiedza. Nie zlikwidował barier. Nie stworzył warunków. Nie uprościł prawa. Chyba nie jest prężnym patriotą gospodarczym.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Czw 19:47, 17 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 20:57, 24 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Dlaczego należy cisnąć Tuska
[link widoczny dla zalogowanych]
Ponieważ w nocy przyśnił mi się dach Stadionu Narodowego w nieprawdopodobnej sytuacji (zamknął się w czasie deszczu), więc dzisiaj od samego rana jestem w filozoficznym nastroju. Chodzę i myślę, nawet przy pisaniu tego tekstu. Utrapienie jakieś. Przykładowo, ni stąd ni zowąd naszło mnie egzystencjalne pytanie, dlaczego ja tak dużo piszę o Tusku, skoro za nim nie przepadam w żadnym sensie? Czy ja jestem masochistą albo innym dewiantem? Może powinienem dać się zbadać?
Otóż nie, po logicznym rozebraniu zagadnienia doszedłem do wniosku, że zajmuję się nim tak pieczołowicie i skrupulatnie, gdyż mam naturę państwowotwórczą. Może nieskromnie się wyraziłem, ale też bez fałszywej skromności. Czyli jestem jego przeciwieństwem, zaś przeciwieństwa się przyciągają, tak jak plusy ujemne i dodatnie. To już dzisiaj wiedzą nawet licealiści z klas humanistycznych.
Niektóre względy są oczywiste – Donald Tusk to jest gość, który sprawił, że odejdę na emeryturę później niż mi państwo kiedyś obiecało, a ja zamierzałem. Zburzył moje plany życiowe na starość i przez niego stracę finansowo. Trudno więc pozostać obojętnym wobec takiego gagatka, zwłaszcza, że są silne podejrzenia co do intencji tego posunięcia. Poważni ludzie sądzą, że premierem Tuskiem powodowała prywata - w ten sposób kupuje przychylność rynków finansowych i przedłuża sobie nadzieje na kredytowanie swojej władzy.
Drugi wzgląd jest także oczywisty, gdyż Tusk obchodzi mnie ze względów patriotycznych, co może brzmieć paradoksalnie, ale tak jest. Patriota bowiem oprócz platonicznego wyznawania miłości ojczyzny powinien także występować przeciwko jej szkodnikom. Pięć lat u władzy dobitnie wykazało, że Donald Tusk generalnie zachowuje się w stosunku do państwa jak żuczek Kolorado, czyli stonka ziemniaczana na nieopryskanym zagonie. Plaga po prostu. Wysyp rządowych afer, jaki wystąpił za kadencji Tuska nie ma precedensu w historii współczesnej Polski, a może i w Europie. Nikt nie może mieć wątpliwości, nawet beneficjenci aferalnego procederu, lecz oni rzecz jasna nie będą protestować, chociaż wiedzą najlepiej.
Jeszcze nigdy – nawet za komuny! - nie mieliśmy tak zakłamanej władzy. Podpierając się klasykiem można śmiało powiedzieć, że dwie gęby ma Tusk: „jedną do fałszywych przysiąg, drugą do łamania obietnic”. Gorący, wręcz parzący przykład sprzed dwóch dni, dosłownie. Pani marszałek Kopacz przyznała olbrzymie premie wicemarszałkom, a oni odwdzięczyli się jej wzajemnością. W tych ciężkich kryzysowych czasach podreperowali sobie nawzajem budżety domowe na łączną sumę 245 tys. złotych. Koalicjant Tuska, wicepremier Piechociński nazwał to „bezwstydną chciwością”.
I ma oczywiście rację Piechociński, ale nie w tym rzecz. Rzecz jest natomiast w tym, że już dwa lata temu premier Tusk obiecywał położenie kresu takim praktykom. Marszałek Schetyna szumnie ogłosił, że pracuje nad odpowiednim rozwiązaniem. To było przy okazji przyznania sobie premii przez prezydium Sejmu w ostatnim dniu urzędowania marszałka Komorowskiego, obecnie miłościwie nam prezydującego. Ale, jak wspomniałem, nie darmo nasz szczery przywódca ma dwie gęby i skończyło się jak zawsze, czyli na niczym.
To jest kwintesencja władzy Tuska – puste słowo. Pani Kopacz dobrze wiedziała, że obietnic swojego szefa nie musi traktować poważnie. I dopiero dzisiaj, po olbrzymim skandalu i wybuchu społecznego oburzenia łaskawie zamroziła fundusz premii dla prezydium Sejmu. Do tej pory twierdziła, że nic nie może zrobić. Tak działa państwo Tuska - chamska arogancja aż do końca, która ustępuje wyłącznie pod batem sondaży - dopiero gdy zagraża spadek poparcia.
I to jest jeszcze jeden powód, dla którego Tuska muszę atakować, bo to za moje pieniądze pani Kopacz stać na różne luksusy w tych ciężkich czasach. To między innymi moja późniejsza emerytura sfinansowała jej premię. Finansowanie zbytków władzy – to jest perspektywa, jaką gotuje mi Tusk i ja dlatego zmuszony jestem się nim zajmować na serio.
Platforma Obywatelska, jej sponsorzy i beneficjenci pogrążają nas w świecie, który coraz bardziej odrywa się od rzeczywistości. Niedawno lekką rączką wybuliliśmy 6 miliardów na finansowanie długu strefy euro, z którą jako żywo tyle mamy wspólnego w sensie formalnym, co ze strefą dolara amerykańskiego. Nie można tego interpretować inaczej, jak prywatę ze strony naszego szczerego przywódcy, który przebiera nogami do europejskiego stołka.
Kolejny budżet państwa okazuje się być księżycowy; dług publiczny upchany w różnych dziwnych miejscach; w czasach największej koniunktury budowlanej bankrutuje budownictwo. Autostrad obiecano zbudować coś ze cztery tysiące kilometrów, ale wyszło zaledwie tysiąc z kawałkiem, chociaż za te same pieniądze. Koledzy premiera promują hochsztaplerską firmę, syn premiera dla niej pracuje, urząd skarbowy ją ignoruje, prokurator ją chroni, a premier zachowuje się jakby nic nie wiedział, lecz mówi, że wszyscy wiedzieli.
Stadion Narodowy z dachem przeciwdeszczowym, który nie otwiera się w czasie deszczu; drogi kończące się w polu, jednak posiadające ustawowo zapewnioną przejezdność; lotnisko w Modlinie z kolei ma ponoć wielki potencjał przelotowości, ale pas startowy nie nadaje się do użytku. Czy ktoś widział takie rzeczy w normalnym państwie? Przecież to jest czysta paranoja pod egidą rządu Tuska. Przecież ja się muszę nim zajmować, póki jeszcze można coś zrobić, bo inaczej on się zajmie mną tak, że ruski miesiąc popamiętam.
Ja sobie czasami robię żarty, a nawet jaja, że to niby taki gang Olsena, gromada nieudaczników, kabaretowa ekipa. Wysnułem niegdyś analogię do słynnej kwestii z „Lalki”: to jest porządny katolik, ale nie wolno mu dawać zaliczki do ręki. Niestety, daliśmy Tuskowi nie tylko zaliczkę, ale olbrzymi kredyt. Daliśmy mu pełnię władzy. Nie ma znaczenia, że ktoś nań nie głosował. Premier Donald Tusk to jest wielka narodowa porażka, to już dawno widać, słychać i czuć.
Determinacja tej ekipy w rozszarpywaniu państwa wskazuje raczej na podobieństwo do drużyny Putina niż do gangu Olsena. Są zorganizowani i uwikłani w zależności wzajemne, sponsorowani przez gruby biznes, zblatowani z wpływowymi mediami, zmówieni a może nawet prowadzeni przez służby. Zawłaszczyli państwowe instytucje i publiczne media. Nie mają skrupułów ani zahamowań normalnych u ludzi, którym nie brak uczuć wyższych. To było widać wyraźnie przy tragedii smoleńskiej.
Tuskiem trzeba się zajmować na serio. Trzeba go nękać, bo jak choćby dzisiejszy dzień dowiódł, pod presją utraty poparcia mięknie niczym wosk. Trzeba go atakować nieustannie. Na boisku to się nazywa pressing. Ktoś musi patrzeć na ręce władzy, skoro telewizja zajmuje się opozycją.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Czw 20:58, 24 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Śro 21:30, 13 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Ekonomiści którzy przewidzieli obecny kryzys, a wiara w dane GUS
[link widoczny dla zalogowanych]
Jechałem ostatnio taksówką na Słowacji. Taksówkarz stwierdził, indagowany o ocenę sytuacji gospodarczej, że w jego opinii panuje “czarny kryzys” i musi dopłacać do swojego biznesu.
Jako ekonomiści nie mamy dostępu do wiarygodnych polskich danych makroekonomicznych. Wielokrotnie przypominałem, że polski urząd statystyczny jest po prostu bezpośrednio podległy pod urząd premiera. Taka sytuacja występowała np. w Grecji przed kryzysem, która także wówczas pokazywana była jako zielona wyspa w morzu kryzysu. Zmiana instytucjonalna odebrała premierowi tego kraju całkowity wpływ na treści danych statystycznych, i Grecja przestała być “Zieloną Wyspą”.
Sądząc z publicznych danych statystycznych, Polska jest nadal “Zieloną Wyspą” choć jej kolor blaknie.
Dla wielu dziennikarzy jakoś trudne do zrozumienia są takie terminy jak “instytucjonalna niezależność” urzędu zbierającego dane statystyczne. Obecna sytuacja w Polsce pasuje w pewnym stopniu do stwierdzenia, że za dane statystyczne odpowiada rzecznik rządu. To sytuacja w której politycy sami sobie wystawiają oceny. Z historii gospodarczej wiemy, że tego typu uwarunkowania instytucjonalne mogą skończyć się spektakularnym kryzysem w rodzaju argentyńskiego czy greckiego.
Mam wrażenie że bardzo mało osób rozumie co się dzieje z gospodarką i “jak to działa”. Wystarczy zła struktura instytucjonalna by stworzyć warunki do ostrego kryzysu gospodarczego. Czasem w branży mówi się “śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu”.
Załóżmy, że dokonywano złych pomiarów danych gospodarczych. W Polsce istnieje bardzo krótka tradycja przygotowywania danych statystycznych. Indagowane przeze mnie osoby pracujące jako ekonomiści dużych banków mówiły o ledwie kilkunastu latach doświadczeń w tworzeniu statystyki w warunkach gospodarki rynkowej. Wypominały niski budżet i przeciętne dla kraju kwalifikacje kadr ekonomicznych.
Wystarczy np. popełnić proste błędy w metodologii pomiaru inflacji, by nie wyłapać substytucji lepszej jakości towarów przez tańsze zamienniki nabywane w czasach kryzysu, i zamiast wiarygodnych danych, wyprowadzić wszystkich na manowce biedy i spowolnienia.
Wystarczy użyć złych metodologii obliczania średniego wynagrodzenia, wykluczając z badania ok. 2/3 wszystkich pracobiorców, by zamiast np. średniego wynagrodzenia na poziomie 1900 PLN otrzymać ponad dwukrotnie większy wskaźnik. To się chyba zdarzyło, sądząc z danych zaczerpniętych z bazy ZUS n/t średniej podstawy składek wynoszących ok. 1937 PLN wg wyliczeń internauty [18].
Portal sfora.pl 27 lutego 2012 podał tymczasem następującą informację:
“Główny Urząd Statystyczny podał niedawno, że nasze wypłaty wzrosły rok do roku aż o 8,1 proc.i wynoszą już średnio 3666 zł. Szef NBP Marek Belka wyśmiał realność tej podwyżki – donosi hotmoney.pl. Marek Belka wyjaśnił to w rozmowie w PAP. Określił podwyżkę mianem “iluzji statystycznej”. Podwyżka związana była ze zmianą metodologii GUS (….).”
Błędy mogą być wynikiem braku kwalifikacji, jak i też mogą być zamierzone. Do zliczenia PKB można na przykład użyć także tych danych, które akurat podręcznikowa definicja tego wskaźnika z kalkulacji jednoznacznie i definitywnie wyłącza, ale liczący je polscy statystycy mogli mieć odmienną opinię od autorów podręczników do makroekonomii, których w ogóle nie muszą akurat znać lub czytać.
Czytelnik podręczników makroekonomicznych będzie co najwyżej niebotycznie zaskoczony audycją stacji TVN, gdzie zaproszeni do studia goście wywodzący sie ze środowiska ideologicznego wokół tej stacji TV zachowują się w sposób [15] dowodzący że prawa z podręczników podstaw nauk ekonomicznych cywilizacji Zachodu nie obowiązują dla polskiej statystyki, mającej dramatycznie inne metodologie.
Istnieje obfita literatura na temat “rasowania” statystyk przez całą litanię krajów. Ogólnie w polskich warunkach nie jest to specjalnie trudne, a literatura pozwala wymienić całą listę dziwnych “przypadków” z polskiego podwórka.
Ekonomiści którym udało się przewidzieć obecny kryzys, jak Max Otte, głoszą że oficjalne statystyki zbyt często upiększają rzeczywistość. Polska, jak ongiś w przypadkach Argentyny i Grecji [14], do dziś nie posiada urzędu statystycznego instytucjonalnie wydzielonego, na wzór krajów o rozwiniętym systemie instytucjonalnym, od aktualnej administracji rządowej.
Można tylko wyliczać przypadki drastycznych nieścisłości. A jest ich wiele- w polskim wydaniu mocno nie zgadzają się zarówno dane demograficzne, jak i bardzo wątpliwa jest metodologia sporządzania danych nt. PKB czy inflacji. Ongiś wystosowaliśmy apel o ostrożność wobec danych GUS i o uniezależnienie tego urzędu, wzorem innych krajów, od aktualnej administracji. Apel ten wcześniej wysunęli Tomasz Michalski i Gilles Stoltz, badając fałszerstwa w danych statystycznych.
Przytoczę kilka przykładów wątpliwych praktyk:
1.
“Bohdan Wyżnikiewicz: Według oficjalnej informacji Głównego Urzędu Statystycznego z końca lutego bieżącego roku zarejestrowanych mamy ponad 3,9 mln. Tylko że tę liczbę należy podzielić przez dwa.
Raport Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości podaje, że w 2008 roku liczba aktywnych przedsiębiorstw w Polsce wynosiła ponad 1 mln 862 tys.
Może dane w raporcie są błędne?
Próbując dociec prawdy, wspólnie z zaprzyjaźnioną kancelarią prawniczą poprosiliśmy ZUS, żeby podał nam liczbę ubezpieczonych przedsiębiorców. Oni takie dane mają, bo działająca firma musi opłacać składki.
Zakład podał nam liczbę bliską 1,8 mln. Podobne dane otrzymaliśmy od Ministerstwa Finansów, które ma dostęp do informacji, ile firm opłaca podatki. To krzyżowe sprawdzenie pokazuje, że liczba aktywnych przedsiębiorstw w Polsce to nie blisko 4 mln, ale ponad 1,8 mln. Różnica jest znacząca.” [13] [16]
2.
W 2011 roku Jerzy Bielewicz opublikował tekst Janusza Szewczaka “Z prasy. Fikcja goni fikcję”.“Dysproporcje w statystyce dotyczącej skali deficytu w handlu zagranicznym między danymi niemieckimi i polskimi sięgają gigantycznej kwoty od 10 – 15 mld euro. Różnice są porażające – chodzi przecież o blisko 4 proc. polskiego PKB w lub w górę (…) Prawdziwe cuda działy się pod koniec grudnia 2010r. w płatnościach kasowych budżetu jak i w wydatkach budżetu państwa. Z miesiąca na miesiąc GUS wprowadził poprawki o skali 10 mld zł. Czyli w grudniu 2010r. gdzieś się zapodziało skromne 10 mld zł., a już w marcu cudownie się odnalazło.” [1]
3. Dziwne wzrosty
“GUS w swej najnowszej publikacji ujawnionej wczoraj pt. Rachunki regionalne brutto – rachunki regionalne w 2010 roku, – stwierdza w tabeli 10 na stronie 86 w rubryce liczbowej nr 2 (Rolnictwo, leśnictwo, łowiectwo i rybactwo), iż np. w województwie podkarpackim w 2009 roku w sektorze tym pracowało 159 tysięcy osób, zaś rok później w 2010 roku 260 tysięcy osób.” [3]
4. Znikające dane
“Swoje dane makroekonomiczne GUS opublikował 16 kwietnia br. Wskazywały one, że deficyt sektora finansów publicznych za 2011 r. różni się od oficjalnego rządowego komunikatu aż o 22 mld zł. Oznaczałoby to, że prawdziwy deficyt w ubiegłym roku wyniósł 100 mld zł, a to dawałoby nam wskaźnik w stosunku do PKB aż 6,6 proc., a nie 5,1 proc., czym chwali się minister finansów Jacek Rostowski. Byłby to poziom raczej Portugalii i Hiszpanii niż europejskich prymusów.
Po kilku dniach dane opublikowane przez GUS zniknęły z oficjalnych stron urzędu. 23 kwietnia podano już znacznie niższe dane dotyczące deficytu sektora finansów publicznych, który wyniósł po odpowiednim przeliczeniu tylko 78 mld zł, czyli zgodnie z ogłoszonym przez rząd sukcesem. GUS wytłumaczył, że to jedynie techniczna pomyłka, zmiana metody liczenia i dopasowanie się do wymogów europejskiej statystyki.” [4]
5. Dane n/t liczby pracujących
“Według oficjalnych danych GUS, w Polsce pracuje 15,9 mln Polaków. Podczas spisu powszechnego tylko 14,2 mln ludzi potwierdziło, że pracuje, także w tzw. szarej strefie – informuje „Dziennik Gazeta Prawna”.’ -cytat za [5]
6. Wątpliwa metodologia
” Do obliczania sprzedaży detalicznej bierze bowiem pod uwagę jedynie sprzedaż w sklepach zatrudniających powyżej 9 osób. Sklepy mniejsze, tj. te zatrudniające do 9 osób, w ogóle nie są brane pod uwagę. GUS nie interesuje się więc sprzedażą w małych sklepach osiedlowych czy nawet w takich sieciach sklepów jak Żabka. Wskaźnik obliczany przez GUS de facto sprowadza się do badania sprzedaży w marketach.
Jakie są konsekwencje przyjęcia takiej metodologii? W sytuacji, w której realne dochody Polaków są coraz niższe, coraz więcej osób szuka oszczędności m.in. poprzez rezygnację z zakupów w małych sklepach. Ruch konsumencki przenosi się więc do dużych marketów. Wskutek tego małe sklepy odnotowują ogromny spadek sprzedaży, natomiast markety odnotowują wzrost… o 12,6%.” [11]
7. Dane n/t średniej płacy
“Na stronie sredniaplaca.pl natknąłem się na opis tego, jak dokładnie GUS manipuluje danymi. Moim zdaniem to niezły skandal: wyliczają statystyki z płac tylko 1/3 pracowników, i to tej najlepiej zarabiającej. Jest jeszcze kilka innych kruczków. Cytuję autorów (Młodych Socjalistów), choć zwykle mi z nimi nie po drodze:
Po pierwsze, podawane co miesiąc dane dotyczą tylko “sektora przedsiębiorstw” – to zaledwie 5,5 miliona pracowników [6]. Tymczasem według spisu powszechnego w Polsce pracuje 14,1miliona osob [7 (s. 19)]. Comiesięczne badanie płac nie obejmuje olbrzymiej rzeszy osób pracujących na umowy-zlecenie, umowy o dzieło oraz samozatrudniających się. GUS z premedytacją je pomija – chociaż według szacunków naukowców na umowach śmieciowych pracują miliony Polaków. Rzesza ubogich pracujących, przykryta czapką-niewidką o nazwie “uwagi metodyczne”, stała się statystycznie niewidzialna.
Po drugie, dla GUS “przeciętne wynagrodzenie” to oczywiście średnia arytmetyczna pensji zwykłych pracowników wraz z zarobkami dyrektorów banków czy prezesów spółek. 3600 złotych miesięcznie ma się nijak do płac większości z nas – tak jak i do setek tysięcy złotych, jakie wypłacają sobie za “ciężką pracę” panowie prezesi. To, ile zarabia większość z nas, dużo uczciwiej opisuje mediana albo dominanta, czyli – odpowiednio – wartość dzieląca tabelę dochodów idealnie na pół lub wysokość najczęściej uzyskiwanego wynagrodzenia. GUS prowadzi także badania dotyczące ich wysokości, ale robi to dużo rzadziej i mniej chętnie się nimi dzieli. Najczęściej uzyskiwane wynagrodzenie w Polsce wynosi bowiem 2020 zł brutto – czyli 1474 zł na rękę, o 1500 zł mniej niż “średnia krajowa” [8]. Niestety, nawet te dane są “podkolorowane”: badania mediany i dominanty są z premedytacją zaprojektowane tak, by sztucznie poprawić uzyskiwane wyniki. W statystyce pomijani są pracownicy małych (dziewięcioosobowych i mniejszych) przedsiębiorstw prywatnych, których zarobki są o wiele niższe niż u zatrudnionych w wielkich firmach [źródło (s.10)]. Arytmetyczna średnia płac w tych firmach to 1591 zł brutto, czyli ok. 1200 złotych na rękę [10] 3 miliony pracowników zarabiających po ok. 1200 złotych na rękę zostało arbitralnie usuniętych przez GUS z raportu o wysokości płac medianowych i modalnych. Po prostu – wyparowali. Gdyby doliczyć ich do pozostałych, wyniki obniżyłyby się zapewne o kolejne setki złotych. O ile dokładnie? Tego się nie dowiemy, bo GUS profilaktycznie tych danych po prostu nie zbiera.”
8. Dane demograficzne
Polscy autorzy, jak na przykład Kędelski [16] poświęcili nieco uwagi problemowi wiarygodności danych demograficznych. Wyróżnia się dwie metody ich sporządzania: de facto (spisuje się wszystkich zastanych fizycznie w momencie spisu w danym miejscu) lub de iure (spisuje się także chwilowo nieobecnych: studentów, żołnierzy, marynarzy etc.) (Holzer 1999, Bilsborrow et al. 1997, cytat za ).
(Bilsborrow et al. 1997) pisze o niedokładności rejestrów prowadzonych przez agendy rządowe. Podaje się przykład Holandii, która zrezygnowała ze spisów powszechnych i zaoszczędzone środki przeznaczyła na poprawę jakości rejestrów administracyjnych. We Francji liczbę ludność szacuje się mierząc liczby pozwoleń na pracę i kart pracy różnych typów.
” Porównanie wielkości zarejestrowanych w obu źródłach przepływów pomiędzy Polską, a Republiką Federalną Niemiec pozwoliło stwierdzić, że w niektórych latach wielkość całej stwierdzonej w Polsce emigracji była niższa, niż widniejące w niemieckich rejestrach saldo wymiany ludności pomiędzy tymi dwoma krajami (Kędelski 1990)”
W krajach Ameryki Środkowej regułą jest że banki centralne “produkują” niemal wszystkie dane statystyczne, zapełniając instytucjonalną pustkę.
opr. Adam Fularz 2013
[1]
[link widoczny dla zalogowanych]
[3]
(strona 86): [link widoczny dla zalogowanych] cytowane przez
[link widoczny dla zalogowanych]
[4] “GUS zbyt kreatywny” Autor: Janusz Szewczak, Źródło: Gazeta Polska Codziennie [link widoczny dla zalogowanych]
[5] [link widoczny dla zalogowanych]
[6] [link widoczny dla zalogowanych]
[7] [link widoczny dla zalogowanych]
[8] [link widoczny dla zalogowanych]
[9] [link widoczny dla zalogowanych]
[10] [link widoczny dla zalogowanych]
[11] [link widoczny dla zalogowanych]
[12] [link widoczny dla zalogowanych]
[13] “Ile w Polsce mamy firm?” Rozmawiała Sylwia Śmigiel, on -line: [link widoczny dla zalogowanych]
[14] “Do countries falsify economic data strategically? Some evidence that they do.”, Tomasz Michalski, Gilles Stoltz, HEC Paris Working Papers 930/2010
on-line: [link widoczny dla zalogowanych]
[15]
[link widoczny dla zalogowanych]
[16] Kędelski M. 1990, Fikcja demograficzna w Polsce i RFN, Studia Demograficzne 1/99, s.21-
55.
[17] Bilsborrow R.E., Hugo G., Oberai A.S., Zlotnik H 1997, International migration statistics.
Guidelines for improving data collection systems, International Labour Office, Geneva.
[18] Komentarz internauty”
“www.zus.pl
składki przekazane do OFE
i cóż sie okazuje
średnia podstawa skladek za 2011 to 1 937,17 zł
czyli tyle oficjalnie zarabiamy brutto
bo w małych firmach jeszcze zarabia się nieoficjalnie
tutaj mogą też wchodzić umowy śmieciowe czy jakies tam drobne kwoty z niepenych etatów, co zaniża podstawę
ale te 1937,17 jest bardziej wiarygodne niż 3600
ale przecież ZUS dysponuje takimi danymi w systemie
(mają bardziej szczególowe dane niż GUS)
osoby zatrudnione na etat mają kod tytułu ubezpieczenia 011000
i co miesiąc jest przesyłana elektronicznie “paczka danych”
typu kod, wymiar etatu, podstawa
można policzyć więc srednią podsatwę składek
i opublikować
to jest w bazie KSI ZUS”
inny komentarz:
“Jak podaje “Rzeczpospolita”,polskie zarobki są jedne z najniższych w grupie krajów należących do OECD.
W 2011 r. nasze roczne średnie wynagrodzenie wyniosło 13,8 tys. dol. W zestawieniu OECD, obejmującym 29 z 34 krajów członkowskich, zajmujemy ostatnie miejsce – informuje “Rzeczpospolita”.
Zarabiamy mniej niż Węgrzy (14,2 tys.) i Estończycy (15 tys.), a z najbogatszymi trudno się nam porównywać – Szwajcarzy zarabiają niemal 7 razy więcej (93,2 tys.), a Norwegowie – 6 (81,5 tys.).
No to przeliczmy owe 13,8 tyś dolarów na złotówki.
13,8 *3,3/12 = 3795 zł
Z tego wniosek, że podając dane OECD oparł się na danych GUS (przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw). Tymczasem średnie wynagrodzenie brutto Kowalskiego, to nieco ponad 2000 zł.
Rzeczpospolita podaje dalej, że zestawieniu brakuje takich krajów OECD, jak np. Meksyk i Turcja, gdzie zarabia się mniej niż w Polsce.
Warto w tym miejscu podać minimalną pensję w Polsce i Turcji w lipcu 2010 (za Wikipedią):
Polska – 318 euro (1317 zł),
Turcja – 392 euro (1626 zł).”
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 18:44, 30 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Klimatyczno-energetyczny problem Donalda Tuska
[link widoczny dla zalogowanych]
W czerwcu 2011 roku Donald Tusk zawetował unijny plan obniżenia emisji CO2, co było jednocześnie zablokowaniem wprowadzenia w życie jego własnego, z wielką pompą ogłoszonego sukcesu z grudnia 2008 roku.
Bowiem to w owym roku premier Tusk podpisał pakiet klimatyczno-energetyczny, a minister Sikorski z właściwą sobie egzaltacją ogłosił ten akt „olbrzymim osobistym sukcesem premiera, a Polska zyskała zrozumienie dla swojej argumentacji”. No i dzisiaj mamy konsekwencje tego zrozumienia, które skutkują między innymi tym właśnie, że Tusk usiłuje zrzucić winę za swój „sukces” na kogoś innego, a wiadomo, że w takich wypadkach najlepiej pasują poprzednicy.
Cała agenda pakietu, jego terminarz i sekwencje, poszczególne ustalenia oraz ich konsekwencje zebrane razem przypominają dzisiaj trudne do rozeznania bagno, a to za sprawą Donalda Tuska, który z całych sił wypiera się „sukcesu”.
Właśnie na kongresie PO po raz kolejny nasz szczery przywódca usiłował zepchnąć z siebie ciężar dzisiejszej kompromitacji, która w roku 2008 była właśnie owym olbrzymim sukcesem. „Ekipa Kaczyńskiego zgodziła się na pakiet w najgorszej dla Polski wersji” - ogłosił Tusk wczoraj na wspomnianym kongresie, zapewne licząc na niemoc intelektualną elektoratu PO i trzeba przyznać, że akurat to domniemanie ma solidne podstawy merytoryczne.
Warto więc przynajmniej w ogólnych zarysach uporządkować temat, gdyż bez tego nie da rady obnażyć przekrętu rządu Tuska, który usiłuje swoją ignorancję i nieudolność przekuć w winę śp. Lecha Kaczyńskiego. Otóż wszystko zaczęło się dla nas w marcu 2007 roku, kiedy to prezydent Kaczyński podpisał tak zwane Konkluzje Rady Europejskiej”, które zawierały cele(tzw. Cele 3x20) oraz postanowienia ogólne pakietu, czyli coś w rodzaju wytycznych do późniejszych negocjacji i ostatecznych ustaleń. To właśnie podpisał prezydent Kaczyński.
Jedną z tych konkluzji było oparcie się przyszłego pakietu o rok bazowy 1990, od którego liczono redukcje emisji gazów, co było niezwykle korzystne dla Polski i co potwierdzono w owych Konkluzjach Rady Europejskiej. A było to dla nas korzystne z tego prostego powodu, że wyznaczona przez Komisję redukcja o 20 procent była dla naszego kraju bezpieczna, gdyż od roku 1990 w Polsce upadło wiele zakładów i gałęzi gospodarki, co powodowało, że liczona od tegoż roku redukcja gazów cieplarnianych wynosiła u nas w roku 2007 ponad 30 procent. Zatem z nadwyżką spełnialiśmy założone kryterium 20 procent, czyli żyć nie umierać, nie groziły nam żadne koszty redukcji CO2. Tak to właśnie było.
Ale, jak to w życiu bywa, pod koniec 2007 roku z wiadomych przyczyn odszedł rząd Jarosława Kaczyńskiego i negocjować konkretne postanowienia pakietu przyszło następnemu rządowi, czyli Donaldowi Tuskowi i jego wesołej kompanii. Jedyne, co zdążył wynegocjować rząd PiS w 2007 roku, to było zmniejszenie polskiego celu energii odnawialnej z 20 do 15 procent. I wtedy stało się najgorsze, czyli do akcji wkraczyła olsenowska ekipa naszego szczerego przywódcy.
Otóż dzisiaj skrzętnie to przemilcza Tusk i jego medialni sponsorzy, a tymczasem w ostatecznym kształcie pakietu klimatyczno-energetycznego, który Tusk podpisał w grudniu 2008 roku, zmieniono rok bazowy do obliczeń redukcji gazów. Został ustalony nowy rok bazowy, a mianowicie 2005, co było dla Polski katastrofalne nawet przy zmniejszonym do 14 procent celu redukcyjnym. I tu właśnie leży pies pogrzebany, czyli premier Tusk zakopany po uszy w swoich politykierskich kombinacjach. Bo zmiana roku bazowego, czyli kluczowego terminu została podpisana przez Tuska i na nikogo już za to winy nie zrzuci. To jego wyłączny osobisty wkład w katastrofę zwaną pakietem energetyczno-klimatycznym.
Co ciekawe, po podpisaniu pakietu w ogóle nie poinformowano o tej zmianie ani opinii publicznej, ani prezydenta. Bańka z kłamstwem pękła dopiero właśnie w 2011 roku, kiedy to nasz szczery przywódca zmuszony był zawetować swój własny, olbrzymi, gigantyczny, historyczny, niepowtarzalny i monumentalny sukces z roku 2008. Jeśli mówimy o złośliwym chichocie historii lub oliwie, która zawsze na wierzch wypływa, to ten „sukces” Tuska jest dobitnym przykładem prawdziwości owych twierdzeń.
W każdym razie wtedy zaczęło się intensywne wmawianie opinii publicznej, że polskie kłopoty z pakietem klimatyczno-energetycznym są konsekwencją podpisu prezydenta Lecha Kaczyńskiego pod Konkluzjami Rady Europejskiej. Tymczasem choćby z tych przedstawionych przeze mnie faktów wynika, że zmiany były możliwe, skoro potem zmieniono rok bazowy i wartości celów energii odnawialnej oraz redukcji CO2. Nie da się więc ukryć, że koszmarnym błędem politycznym było podpisanie przez Tuska pakietu w takim kształcie w jakim go podpisał. I to jest powód jego bólu głowy dzisiaj, a nie podpis prezydenta z roku 2007.
Dzisiaj Tusk rzuca kompletnie pozbawione jakichkolwiek dowodów pomówienie, że śp. Lech Kaczyński podpisał założenia pakietu mniej korzystne dla Polski w zamian za kompromis w sprawie liczenia głosów, czyli tak zwaną Joanninę. Są to klasyczne insynuacje i to dokładnie w takim samym stylu, jak te, że w grudniu 2008 Tusk podpisał pakiet jako efekt handlu politycznego z prezydentem Sarkozym – kupimy francuskie elektrownie atomowe, a Francuzi w zamian poprą kandydaturę Tuska na szefa Komisji Europejskiej. Tusk posługuje się kalumniami dokładnie takimi, jaki na niego rzucają inni.
Warto też rzucić snop światła (pasjami lubię to określenie!) na zarzuty, jakie są stawiane przez obecną ekipę prezydentowi Kaczyńskiemu, pomijając oczywiście tę bzdurę o Joanninie. Bo co jest zastanawiające, zarówno Tusk, jak i Sikorski wiele razy powtarzali, jak to się natrudzili, żeby naprawić błędy poprzedniej ekipy, ale nigdy nie pokwapili się sprecyzować, jakie to były konkretnie błędy.
Przynajmniej ja nie znalazłem konkretów na ten temat i dopiero po usilnych poszukiwaniach dotarłem do pewnej interpelacji sejmowej, która rzuca właśnie mój ulubiony snop światła na tę kwestię. Otóż kilka tygodni po podpisaniu przez Tuska pakietu w 2008 roku, sekretarz stanu w MSZ Jan Borkowski odpowiadał na interpelację opozycji (prof. Jan Szyszko) w sprawie deprecjonowania przez rząd Tuska poprzedniej ekipy – dlaczego to robią, skoro wcześniej przedstawiciele rządu wielokrotnie twierdzili, że w pełni akceptują sam pakiet, natomiast nie zgadzają się na proponowaną przez Unię ścieżkę dochodzenia do celów?
Minister Borkowski odpowiedział, że w owych pretensjach do prezydenta Kaczyńskiego chodziło o to, iż skutkiem jego podpisu było także przyjęcie pewnej procedury głosowania większościowego nad pakietem, co rzekomo stawiało Polskę na straconej pozycji. Zatem, według ministra Borkowskiego, strategicznym celem dla rządu Tuska stało się zmodyfikowanie tej procedury i wprowadzenie jednomyślności w podejmowaniu decyzji, co pozwoliłoby Polsce na utrzymanie kontroli nad całym procesem.
I tu dochodzimy do naprawdę rewelacyjnej ciekawostki, która rzuca (znowu!) snop światła na matactwa Tuska. Otóż minister Borkowski w dalszej części odpowiedzi stwierdza czarno na białym, że ten rządowy „cel został osiągnięty podczas Rady Europejskiej w październiku 2008 r. przez zapis w konkluzjach Rady z dni 15-16 października 2008 r”. I dalej minister mówi, że to oznacza, iż usunięto rzekomy mankament decyzji prezydenta Kaczyńskiego, który mu zarzucał minister Sikorski, a usunięcie tego mankamentu pozwoliło zakończyć z sukcesem negocjacje i podpisać pakiet premierowi Tuskowi właśnie w grudniu 2008.
Mamy tu zatem dowód, że nawet jeśli przyjmiemy zarzut stawiany prezydentowi Kaczyńskiemu za zasadny, to minister rządu Donalda Tuska potwierdził w Sejmie, że rzekomy błąd poprzedniej ekipy został poprawiony jeszcze przed podpisaniem pakietu przez szefa rządu. A to oznacza ni mniej ni więcej, że dzisiejsze dzikie pretensje Tuska do poprzedniej ekipy rządowej, iż jest winna kłopotów obecnego rządu z pakietem energetyczno-klimatycznym są wyssane z brudnego palca naszego szczerego przywódcy. Ale czemu mnie to wcale nie dziwi?
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 10:24, 26 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Lojalność w polityce rzecz święta.
[link widoczny dla zalogowanych]
Pamiętacie początki eksperymentu pod nazwą „Koleje Śląskie”? Na pewno pamiętacie. Ewenement w skali kraju, bez cienia przesady. Wielka przechowalnia wszelkiej maści pociotków, znajomków i członków Platformy Obywatelskiej z całego Górnego Śląska. Oczko w głowie ówczesnego marszałka województwa, obecnie wyrzuconego z Platformy i z niepokojem czekającego na wezwanie do prokuratury, która już uważnie przygląda się przepływowi pieniędzy między Kolejami Śląskimi a innymi spółkami należącymi do województwa.
Każda firma musi mieć szefa, rzecz oczywista. Dlatego marszałek zatrudnił po znajomościach – bez żadnego konkursu, bez żadnego testu wiedzy merytorycznej – swojego kolegę, którego znał dobrych kilka lat. Który to kolega ukrył przed swoim dobrym kolegą – marszałkiem swoje sprawy sądowe, dotyczące (żeby było weselej) działań na szkodę innych firm którymi niegdyś zarządzał. A zwłaszcza ukrył fakt wybrania osobliwej linii obrony – postanowił bowiem przed wysokim sądem strugać tak zwanego wariata. Taką to osobę zatrudniono na dobrze płatnym – naturalnie z publicznych pieniędzy – stanowisku. Ot, traktowanie województwa jako swojego prywatnego folwarku.
Minęły miesiące – w śląskiej elicie polityczno-biznesowej nie ma już ani jednego, ani drugiego. Co nie znaczy naturalnie, że nie pojawili się naśladowcy. Przecież natura próżni nie znosi. Złożyło się tak, że Koleje Śląskie potrzebowały nowego prezesa. Kandydatem z najlepszym CV był szef zakładu linii kolejowych PLK w Sosnowcu – w tematach kolejowych siedzący od lat. Konkurs wygrał, ale osoby siedzące wewnątrz Kolei Śląskich poinformowały dziennikarzy, że ów kandydat nie ma żadnych szans na objęcie stanowiska.
Pojawił się bowiem nowy, o wiele lepszy kandydat. Dżentelmen, który zajmował się ostatnio prezesowaniem w przedsiębiorstwie komunalnym w Bytomiu – w zakres jego obowiązków wchodził między innymi nadzór nad wodociągami, kanalizacją i wysypiskami śmieci. Wymarzone doświadczenia zawodowe jak na prezesa spółki kolejowej, nieprawdaż? Złośliwcy, których na Śląsku nie brakuje, pogrzebali jednak w życiorysie nowego prezesa Kolei Śląskich. Wygrzebali wieści, że szefował wspomnianemu przedsiębiorstwu w czasach, kiedy prezydentem Bytomia był pan Koj, rodem z Platformy Obywatelskiej oczywiście. Kiedy mieszkańcy w referendum panu Kojowi za pracę podziękowali (naturalnie pan Koj, jako fachowiec i ekspert, natychmiast znalazł pracę w urzędzie marszałkowskim) – ów prezes komunalnej spółki natychmiast poszedł na L4. Później jeszcze opiekował się chorym dzieckiem, wyjechał na urlop, tego typu rzeczy. Ostatecznie posadę stracił dopiero pod koniec sierpnia bieżącego roku – aczkolwiek nie możemy wykluczać scenariusza, że podczas wielomiesięcznej absencji w miejscu pracy miał po prostu czas, by wgłębić się w tematy kolejowe.
A zresztą…nowy marszałek, pan Sekuła niedawno powiedział że Koleje Śląskie zaczną normalnie funkcjonować gdzieś w okolicach 2015 roku. Więc po co już teraz bawić się w jakąś normalność? Może w tym szaleństwie jest metoda?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 21:41, 31 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Korupcja pod flagą Najwyższych Standardów
[link widoczny dla zalogowanych]
Z całego zamieszania wokół programu „Platforma na Swoim” najbardziej zapadła mi w pamięć wypowiedź ministra Pawła Grasia. Chyba ze względu na jakąś patologiczną otwartość tego wyznania, wręcz bijącą z tych słów: „W Platformie Obywatelskiej wszystkie wybory odbywają się według ustalonych reguł(...)ta walka jest naprawdę autentyczna”. Nic nie pozostaje, jak tylko pogratulować zasad i szczerości. To jest naprawdę wielka rzecz, gdy polityk tak otwarcie przyznaje, że korupcja polityczna jest wpisana do reguł jego partii.
Inną regułę partii już wyłącznie w żartach nazywanej obywatelską zaprezentował minister Sławomir Nowak. Aferę korupcyjną podczas wyborów regionalnych na Dolnym Śląsku nazwał „skandalem z nagraniami”. Piękna fraza. Leszek Miller musi żałować, że nie wpadł na analogiczny pomysł, gdy rozwijała się afera Rywina. Np. mógłby ją Miller zneutralizować określeniem „skandal podsłuchowy Michnika” - to by mogło odwrócić fatalny trend, który skończył się upadkiem SLD. No, ale gdzie Millerowi do Tuska, który w propagandzie zostawił daleko w tyle komunistów.
O rzekomych najwyższych standardach PO pisałem już tyle razy, że nie mogę uniknąć powtarzania się, ale co tam, nigdy dość odkrywania prawdziwej twarzy partii Donalda Tuska. Wszyscy wiemy, w jaki sposób wymiguje się szczwany złodziej przyłapany na gorącym uczynku, z łapą po łokieć zanurzoną w cudzej kieszeni: - To nie była moja ręka! A co mówi Platforma Obywatelska, kiedy po raz kolejny jej czcigodni prominenci okazują się zwyczajnymi aferzystami: - To nie były nasze standardy!
Kiedy bowiem szef klubu parlamentarnego kombinuje na cmentarzu ze skorumpowanym biznesmenem; senator korumpuje wybory samorządowe, a prezydent miasta promuje aferalną spółkę, która nawzajem skorumpowała aparat władzy w mieście (takie „obywatelskie sprzężenie zwrotne” – wynalazek PO), to Platforma Obywatelska wypiera się standardów, którymi delikwenci kierowali się w aferalnym procederze. W takim razie narzuca się pytanie, skąd one wzięły się w tej partii, kto je wdrożył, kto dał przykład i zielone światło? Nie wiadomo, złotouści kaznodzieje na czele z premierem Tuskiem wolą nie komentować.
Natomiast sprawa ma się całkiem inaczej, gdy już granat wybuchnie w szambie zaś media rozdmuchają sprawę i Platforma jest zmuszona wyrzucić kolejnego obwiesia na zbitą twarz. Wtedy cała wierchuszka i pośledni towarzysze zachłystują się nieprzytomnym zachwytem nad swoimi wysokimi standardami. A gdzie one były do tej pory – przecież dopóki nie ujawniono afer dla szerokiej publiczności, to w standardach Platformy mieścili się z wielką swobodą zarówno senator Ludwiczuk, jak i poseł Chlebowski oraz prezydent Karnowski. Dzisiaj mieszczą się europoseł Protasiewicz, poseł Wojnarowski i inni kolesie Donalda Tuska do specjalnych poruczeń.
Czy oni zmieniają te standardy jak rękawiczki – niektóre są na oficjalne wystąpienia, a do użytku wewnętrznego jeszcze inne? Jakoś tak bowiem się dziwnie składa, że wysokie standardy Platformy Obywatelskiej są zawsze mądre po szkodzie. Ale też na krótko, bo gdy tylko minie chwilowe uniesienie etyczne, to zaraz mamy następną aferę czcicieli najwyższych standardów. Wygląda na to, że w ugrupowaniu Donalda Tuska te zachwalane standardy zaczynają obowiązywać członków od momentu, gdy zostaną nagrani na taśmie, oczywiście bez swojej zgody i wiedzy.
Kilka lat temu z hukiem zbankrutowała sieć kantorów wyborczych Platformy Obywatelskiej w Wałbrzychu. Ówczesny szef struktur tego regionu Jacek Protasiewicz z miedzianym czołem wydał wtedy oświadczenie, że jego ugrupowanie ma „najwyższe standardy spośród partii politycznych i najlepszych ludzi”. Ale gdzie były te standardy - albo inaczej – jakimi standardami kierowali się ludzie Platformy w Wałbrzychu, gdy organizowali tę systemową korupcję, kupując masowo głosy w wyborach samorządowych? Nikt wówczas nie zadał takiego pytania ani Protasiewiczowi, ani Tuskowi.
Ten sam Protasiewicz po wybuchu kolejnej afery – tym razem taśmowej - w rządzie Tuska, zachwalał „twarde, pryncypialne podejście premiera do utrzymywania wysokich standardów w polityce”. Ale dlaczego premier Tusk ma „twarde i pryncypialne podejście” dopiero po szkodzie, kiedy afera ujrzy światło dzienne i stanie się publicznym skandalem? Czy premier Tusk nie mógłby się postarać, żeby jego ludzie na bieżąco działali według tych surowych standardów, a nie tylko byli w ich imię wyrzucani, gdy się już nakradną do syta? Państwo byłoby wtedy naprawdę tańsze.
Główny bohater obecnych zawodów, czyli Grzegorz Schetyna został kiedyś zagadnięty przez dziennikarkę, na temat dziwnej cechy jego regionu: - „Coś złego zaczyna się dziać u pana na Dolnym Śląsku. Misiak, Chlebowski, Ludwiczuk... To pana ludzie”. Schetyna odpowiedział wówczas, że to „nieszczęśliwy zbieg kilku wydarzeń”. Tymczasem chwilę potem w pełni zakwitła afera wałbrzyska, czyli systemowe kupowanie głosów przez partię Tuska w wyborach samorządowych. Fakt, że dzisiaj następca Schetyny na stanowisku szefa regionu dolnośląskiego, europoseł Jacek Protasiewicz zdobył to stanowisko podobnymi metodami dowodzi, że rację ma Paweł Graś, gdy mówi, że PO ma ustalone reguły na każde wybory. Nie dopowiada tylko, że wśród tych reguł jest jedna główna, niezastąpiona i wręcz żelazna – to korupcja.
A póki co, trwa kolejny, któryś już z rzędu kryzys korupcyjny w partii Donalda Tuska i premier zmienia portki co godzinę. Puenta żywcem wyjęta z Raymonda Chandlera.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 9:51, 24 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Tusk i Kaczyński, komentator i polityk
[link widoczny dla zalogowanych]
Mamy tylko jednego prawdziwego polityka - jest nim Jarosław Kaczyński, bo Donald Tusk wszedł w rolę komentatora: powtarzał i komentował to, co wcześniej powiedział Kaczyński, sensacyjny wypadek samochodowy, rekord prędkości podczas testów Pendolino i inne rozmaitości, jak w "Fakcie" albo innym "Super Expressie".
Dzisiejsze wystąpienie premiera i szefa PO Donalda Tuska według wielu komentatorów było najgorszym z dotychczas przez niego wygłoszonych. Krytykowany jest głównie za brak wizji i konkretów, pustosłowie i populizm. Nawet przychylny zwykle premierowi profesor Czapliński w rozmowie w TVN24 wyżej ocenił przemówienie Kaczyńskiego niż Tuska. Tuskowi - mam nadzieję, że dobrze z pamięci przytoczę - zarzucił wtórność wobec wystąpienia Kaczyńskiego, brak tej charyzmatycznej siły, brak konkretów i jakiejś struktury logicznej, złe rozłożenie akcentów. To, że TVN24 wyemitowała jeszcze kolejne pozytywne wobec Kaczyńskiego opinie, to wyjątkowe, zadziwiające, ale, cóż, takie są fakty.
Premier Tusk w pierwszych słowach odniósł się w przepraszająco-przymilnym tonie do zdymisjonowanych kolegów ministrów. Skoro robili tak znakomitą robotę, to dlaczego musieli odejść? Nie wiadomo. Mógłby to tłumaczyć nowy kierunek programu politycznego, ale premier tego nam nie dał poznać, bo jedynie machnął nam przed nosem jakimś brulionem i kazał wierzyć, że tam jest wszystko napisane, zaplanowane dzień po dniu, godzina po godzinie. Czy wierzymy premierowi? Już nie, trwała tendencja w sondażach wykazuje to dobitnie, więc takie tricki są przeciwskuteczne.
Przemówienie Tuska miało być przywołaniem kolegów partyjnych do porządku w związku z lawiną afer korupcyjnych, jaka od miesięcy obarcza wizerunek PO. W odbiorze - kompletna groteska! Przypomina się od razu, że premier wiedział o przekrętach przy lokalnych wyborach partyjnych z pompowaniem kół i przymykał na nie oczy, że premier stał za usunięciem Schetyny przez Protasiewicza z kupowaniem głosów za zatrudnienie w spółkach Skarbu Państwa, że krążą plotki o ujawnianiu kolejnych kompromitujących taśm, w końcu, drogie zegarki Nowaka siedzącego w pierwszym rzędzie obok premiera i o wiele za drogie wzmiankowane Pendolino... Nie, jeszcze nie koniec, wielka afera z informatyzacją w MSWiA, MSZ, GUS, już chyba czterdziestka zatrzymanych. Przypomina się zmowa cenowa przy budowie dróg, którymi się dzisiaj PO tak chwali, przypomina się katarski inwestor stoczniowy i nieodwoływany mimo kompromitacji minister Grabarczyk, afera Amber Gold, przypomina się zamiatanie afery hazardowej z użyciem wszelkich środków i Sekuła tańczący z krzesłami, przypomina się solidarny front obrony posłanki Sawickiej i dr. Garlickim, i tyle innych. Spektakl, teatr groteski, ale podłej jakości.
W dalszej części przemówienie Tuska było rzeczywiście jakąś karykaturą wcześniejszego wystąpienia Kaczyńskiego, który konkretnie wyliczał, że trzeba zrobić, po pierwsze, więcej dla rodziny, po drugie, zapewnić więcej pracy, po trzecie, lepsze płace, gospodarka, nowe technologie. W wydaniu Tuska te rzeczy brzmiały pusto, populistycznie. Gorzej, Tusk posunął się do taniej manipulacji: powiedział, że Kaczyński nie ma żadnego programu do zaoferowania, podczas gdy to PO nie miało przy ostatnich wyborach programu, a PIS stale aktualizuje, przygotowuje nowe programy. Dzisaj znowu Tusk próbuje zasłaniać się PIS-em, gdy sam nie ma nic do pokazania, a same pijarowskie zmiany kadrowe mają uśpić opinię publiczną.
Przemówienie Kaczyńskiego było oparte na znakomicie przygotowanej uchwale Rady Politycznej PIS. Gorąco polecam jej lekturę i porównanie z plagiatowym przemówieniem Tuska (link).
Natomiast przemówienie Tuska wydaje się chaotyczne i przyczynkarskie, z nieprzemyślanymi komentarzami. Tusk jak komentator sportowy relacjonował wyniki Pendolino na teście technicznym po naszych torach, próbując obracać żenadę w sukces. Premier zniżył się nawet do poziomu niusów w pospolitych brukowcach włączając do swego przemówienia wątek wczorajszego wypadku pewnego porsche. Chłopcom z PO wesoło, jakby nie wyrośli z krótkich spodenek. Bawią się, bo dostali z zachodnich instytucji rankingowych sygnał, że może Titanic jednak nie utonie...
Gdzie się podział polityk-Tusk? Może go nigdy tak naprawdę nie było, tylko zbyt wysko wylansowany politykier-teoretyk, jeszcze jeden komentator?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 22:02, 19 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Autorski minister Donalda Tuska
[link widoczny dla zalogowanych]
Jeśli chodzi o stawianie zadań ministrom przez premiera Donalda Tuska, to mnie najbardziej zapadło w pamięć zadanie (albo praca herkulesowa) dla byłego ministra skarbu Aleksandra Grada. Minister miał znaleźć strategicznego inwestora dla stoczni i to pod groźbą odwołania wyrażoną publicznie przez szefa rządu. Jaki był finał, wszyscy wiemy – wysiłki Grada skończyły się na tajemniczym handlarzu bronią, który wpłacił wadium i właśnie owo wadium zostało przez premiera przekute w sukces. Grad nie został odwołany, a Tusk wykpił się od tej obietnicy absurdalnym stwierdzeniem, że „mamy wadium i rozpoczynamy grę od nowa”. Efekt gry Tuska jest taki, że stocznie padły, katarski inwestor do gry nie wszedł, a Grad dostał jeszcze bardziej lukratywną synekurę.
Dzisiaj można się doszukać pewnych analogii z ministrem zdrowia Bartoszem Arłukowiczem, który otrzymał zadanie uporać się do wiosny z kolejkami w służbie zdrowia. Czyli ma w ciągu trzech miesięcy dokonać herkulesowej pracy, dokonać tego, czego nawet nie odważył się dotknąć przez dwa lata swojego ministrowania. Premier Tusk oczekuje o Arłukowicza „rozładowania kolejek do lekarzy”, zaś gdzieś w tle czai się niewątpliwie groźba dymisji, gdyby delikwent do wiosny nie podołał.
Tymczasem Arłukowicz zareagował na ten sygnał niczym stary koń kawaleryjski na trąbkę: ruszył z kopyta i odwołał szefową NFZ Agnieszkę Pachciarz. Pachciarz bowiem nie tylko podała ministra zdrowia do sądu, żeby płacił za niezarejestrowane w systemie dzieci, ale także – o zgrozo! - publicznie się wyraziła, iż składka zdrowotna jest za niska i dlatego w NFZ brakuje pieniędzy na leczenie. To już było za dużo dla Premiera Tysiąclecia z Zielonej Wyspy i skwapliwość, z jaką Tusk podpisał jej dymisję daje do myślenia, że została odwołana nie tyle na życzenie ministra, co jego szefa.
W tej sprawie zapanowała niecodzienna jednomyślność pomiędzy opozycją a czerskimi mediami: wszyscy jak jeden mąż uważają, że Pachciarz jest kozłem ofiarnym rzuconym na pożarcie żarłocznej opinii publicznej. Tym bardziej, że kwestia składek w żadnej mierze nie podlega NFZ, lecz ministrowi, a dalszej kolejności premierowi. Dlatego na kozła ofiarnego idealnie pasuje nie tylko minister, który przez dwa lata nawet okiem nie mrugnął, żeby finanse służby zdrowia uporządkować.
Trzeba bowiem pamiętać, że minister Arłukowicz jest członkiem rządu, który nawet w partii rządzącej jest nazywany autorskim rządem Donalda Tuska. Wszyscy o tym trąbili, aż się zachłystywali, jaki to fantastyczny autor z premiera Tuska; jak oto on nie zawahał się wziąć całej odpowiedzialności; jak swoją reputacją zaryzykował i tak dalej. A skoro tak, to Arłukowicz jest autorskim ministrem Tuska. I tu jest właśnie pies pogrzebany, czyli próżne nadzieje, tych, co liczą, że premier pogoni nieudolnego dygnitarza. Nie ruszy go, choćby w szpitalach wszy po ścianach chodziły.
Poza tym Tusk nie tylko stworzył obecnego ministra zdrowia, on go także wynalazł, wyciągnął z SLD i przedstawił opinii publicznej (jak dziś pamiętam na trawniku przed KPRM), jako niezwykłe wręcz cacuszko, bibelocik, cymesik taki cudny. I natychmiast obdarował to swoje pieścidełko specjalnie dlań stworzonym urzędem ds. wykluczonych. Potem zaś, zaraz po wyborach w te pędy powierzył mu zdrowie Polaków.
Dlatego jeśli dzisiaj ktoś mówi, że za fatalną obecną sytuację powinien odpowiedzieć stanowiskiem minister, to ma oczywiście rację, ale niecałą. A racja byłaby cała, gdyby z Arłukowiczem wyleciał jego autor, wynalazca i promotor, czyli nasz szczery przywódca Donald Tusk. I to jest powód, aby żądając dymisji ministra zdrowia, jednocześnie wywoływać na scenę autora tej tragikomedii: Premier! Premier! Premier!
Jednym słowem PO czyli .... podłość i obłuda
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez w51 dnia Czw 22:02, 19 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 17:54, 26 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
PO czyli karykatura
[link widoczny dla zalogowanych]
Platforma Obywatelska stała się karykaturą samej siebie. Kiedy powstawała głosiła hasła wolnego rynku, niskich podatków, ograniczonego i sprawnego państwa. Krytykowała korupcję, nepotyzm, biurokrację, partyjnictwo.
Donald Tusk, jeden z jej trzech liderów nazywanych „tenorami” (pozostałymi byli Maciej Płażyński i Andrzej Olechowski) pryncypialnie potępiał „próżniaczą kastę” polityków i wzywał członków partii: „Wolni ludzie, tworzyć czas!”. Platforma wobec obfitujących w afery rządów SLD zapowiadała władzę ludzi uczciwych i kompetentnych. Pospołu z Prawem i Sprawiedliwością głosiła hasło budowy IV Rzeczypospolitej, czyli państwa służącego ogółowi obywateli i wolnego od patologii.
Praktyka rządzenia boleśnie zweryfikowała tamte obietnice i gromkie zapowiedzi. Platforma zmieniła się w partyjnego molocha zawłaszczającego kolejne segmenty władzy i obszary przestrzeni publicznej. Z Platformy odeszli lub zostali usunięci Maciej Płażyński, Andrzej Olechowski, Paweł Piskorski, Zyta Gilowska, Jan Rokita, Jarosław Gowin, ostatnio mimo upokarzającego hołdu lennego złożonego publicznie na posiedzeniu Rady Krajowej PO zmarginalizowany został Grzegorz Schetyna.
PO dysponując razem z PSL większością w Sejmie odrzuca wszystkie referendalne inicjatywy obywateli. Z zaskoczenia wydłużony został wiek emerytalny, a 2,5 miliona podpisów obywateli domagających się referendum w tej sprawie zostało zlekceważonych. Z partii obywatelskiej przekształconej w dwór Tuska pozostała tylko nazwa. W górę poszły podatki i parapodatki, rozrosła się monstrualnie biurokracja, kwitnie nepotyzm, afery zamiatane są pod dywan. Nad rządami PO unosi się brzydki zapach sitwy. W stopniu nieznanym po 1989 r. upolitycznione zostały media publiczne, a spora część prywatnych weszła w symbiozę interesów z władzą i gorliwie ją wspiera.
Wysokie jest bezrobocie, mimo napływu środków unijnych dramatycznie urósł dług publiczny. Polacy emigrują za chlebem, nasz kraj wysycha demograficznie. Państwo funkcjonuje źle. Przy obsadzie stanowisk praktykowana jest znana z czasów komuny zasada „bmw” - bierny, mierny, ale wierny. Na ważne funkcje - vide ostatnia rekonstrukcja rządu - mianowani są ludzie przeciętni lub w ogóle nieznający się na rzeczy (np. nowa minister edukacji Joanna Kluzik- Rostkowska). W budżecie brak środków na ważne społeczne potrzeby, ale dla ludzi władzy sypią się z państwowej kasy, a więc z kieszeni podatnika, wielotysięczne premie i nagrody.
W polityce zagranicznej dominuje uległość wobec silnych, brak jest samodzielności i należytej dbałości o narodowe interesy. Praca i dobre rządzenie zostały zastąpione propagandą i manipulacją oraz atakami na Jarosława Kaczyńskiego oraz Prawo i Sprawiedliwość. Dawne ideały ciśnięto w kąt, została tylko gra pozorów i kurczowe trzymanie się stołków. Można być liberałem, można socjaldemokratą, można jeździć na rekolekcje do Łagiewnik, można „nie klękać przed księdzem”, można rządzić w koalicji z PSL, można z SLD - byle tylko krewni i znajomi królika byli pousadzani na tłustych posadach…
Tak, Platforma Obywatelska się zdegenerowała. Rzeczywiście - jak twierdzi prof. Leszek Balcerowicz krytykujący PO za skok na prywatne oszczędności emerytalne zgromadzone w OFE - „traktuje Polaków jak stado baranów”. Ta mąka się zepsuła i chleba z niej nie będzie. Im krócej PO rządzić będzie Polską, tym lepiej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 20:35, 16 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
O sensie rozmowy z Tuskiem
[link widoczny dla zalogowanych]
Nie pamiętam sąd pochodzi ta historia czy tam fabułka. Piękna kobieta siedzi samotnie przy kawiarnianym stoliku. Pije czerwone wino, pali papierosa w długiej fifce. Od jakiegoś czasu przygląda się jej efektownie prezentujący się mężczyzna w sile wieku. Wreszcie podchodzi, pyta czy może, nie widząc sprzeciwu dosiada się.
- Kiedy skończysz, zabiorę cię do siebie. Puszczę jakiś spokojny jazz, potańczymy przy nim chwilę. Zakręci się ci od tego w głowie więc upadniesz na kanapę łapiąc zachłannie powietrze rozchylonymi ustami. Niewiele zdążysz bo zamknę ci usta pocałunkiem. Tak namiętnym, jakiego w życiu nie smakowałaś…
Kobieta przerwała mu gestem dłoni.
- A pan tylko gada, gada, gada…
To, że od ponad sześciu lat Donald Tusk głownie gada, gada, gada wiadomo od dawna. Na ten temat powstało pewnie setki komentarzy, możliwe, że kilka niezłych dowcipów i jakieś szczególnie modne teraz internetowe memy. To, że piękna Polska ma z tego gadania niewiele przyjemności mówi się coraz częściej.
Oczywiście sens stawanie do debaty z Tuskiem budzi wątpliwości nie tylko dlatego, że byłoby to działanie absolutnie jałowe. Ten z pozoru sensowny w warunkach demokracji obyczaj wydaje mi się jednak absolutnie niezasłużonym prezentem dla obecnego premiera.
Tusk już na wstępie nie omieszkał ustawić sobie przeciwnika, przypominając, że Kaczyński od dawna unika takiego spotkania. Ja zaś, dla odmiany przypomnę pierwszą debatę tych polityków, będącą pokazem chamstwa i osobliwego podejścia Tuska i jego ekipy do ustalonych wcześniej i rzekomo zaakceptowanych reguł. Przypomnę przede wszystkim absolutny brak wstydu, gdy ludzie odpowiedzialni za to, co miało wtedy miejsce, otwarcie przyznawali, że była to zaplanowana „ustawka”.
Jeśli tego byłoby mało, innym powodem by nie chcieć z Tuskiem gadać, jest coś, co nie mieści się już w kategorii socjotechniki lecz jest oczywistym defektem jego osobowości czy też systemu wartości. To sympatia czy też radość, towarzysząca jego komentarzowi na temat zbydlęcenia (to nie moja ocena lecz Stasiuka, Masłowskiej i Twardocha, którym przypisać propisowskich sympatii raczej się nie da) tych, co swego czasu przyszli pluć na modlących się na Krakowskim Przedmieściu. Od tego czasu za perwersję albo patologię uważam każdą rozmowę z Tuskiem, która nie jest koniecznością. Jeśli ktoś gustuje w perwersjach lub nie stroni od patologii, proszę bardzo. Z takimi ludźmi się po prostu nie gada bez potrzeby.
Czy Kaczyński potrzebuje takiej debaty? A po co? Czy w jego interesie jest pomaganie Tuskowi, który właśnie przyznał się do tego, że nic innego już mu nie pozostało? Jeśli już uzna, że powinien propozycję Tuska jakoś skomentować, powinien powiedzieć, że z Platformą to on może już tylko negocjować warunki jej kapitulacji. I to dopiero wtedy, gdy ta wcześniej pozbędzie się Tuska i jego głowę przyniesie na tacy.
Czy taka debata potrzebna jest Polakom? Taaaa… Dokładnie tak, jak każde kolejne expose Donalda Tuska. Polacy bardzo lubią jak ten pan tylko gada, gada, gada…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 20:43, 24 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Bezduszni i otępieni
[link widoczny dla zalogowanych]
Rodzice dzieci niepełnosprawnych oszukanych przez Tuska protestowali w Sejmie i nie zostawili na premierze suchej nitki. Warto się zastanowić, dlaczego właśnie oni, dlaczego ta grupa ludzi w tak zdeterminowany sposób przeciwstawiła się kłamstwu i obłudzie rządzącej w Polsce klice PO. Można powiedzieć, że są bezradni, że nie mają już nic do stracenia, że przecież nie mogą odejść o łóżek i wózków inwalidzkich swoich dzieci i jeszcze dorobić, i jeszcze te kilkaset złotych wydusić gdzieś na boku. Nie mogą, więc przyszli tam, gdzie już dawno powinny zostać uchwalone odpowiednie akty prawne.
Nie daje mi jednak spokoju ten dramatyczny protest, ponieważ ukazuje w jakim letargu, otępieniu żyje większość Polaków, jak w miarę pełna micha i błyskające loga na ścianach galerii handlowych ogłupiły miliony ludzi. Ogłupiły do tego stopnia, że za większość tych wszystkich „markowych produktów” płacimy średnio 20-30% więcej niż w bogatych Niemczech. Płacimy tak za wszystko – od artykułów spożywczych po elektronikę. Pomijam już jakość tego, co wrzucają na polski rynek zachodnie koncerny. Jesteśmy więc dojeni podwójnie, przez Tuska i przez Zachód, i końca tego nie widać. Bo koniec tego draństwa to masowy protest społeczny, to opór, taki jak na Majdanie, choć niekoniecznie z użyciem przemocy. To nam się już w przeszłości raz udało, w Sierpniu 1980 roku.
Co niby miałby zrobić Donald Tusk w obliczu masowego protestu? Wpuści do nas Polizei ? Bo przecież będzie to zgodne z prawem. Po prostu nie chce się wierzyć, że kilka milionów Polaków nadal chce rządów Platformy Obywatelskiej. I nie chodzi już o to, że część wyborców jest beneficjentami układu kolesi, ciotek i szwagrów, tylko o to, że zamiera państwo, nie wypełnia swoich podstawowych funkcji, że Tusk odebrał milionom Polaków emerytury, dając w zamian ochłap kilkuset złotych na tydzień życia. Nie można wszystkiego zrzucić na jakiś wymyślny PR rządu, na marketingowe zabiegi. Jak się okazało, na rodziców dzieci niepełnosprawnych to nie działa. Nie działa też na pewno na głodujących emerytów, sterczących godzinami w kolejce do lekarza, zadłużonych w lokalnych sklepikach, gdzie co i rusz kupowali coś „na zeszyt”. Tusk mówi od początku swoich rządów o budowie nowoczesnego państwa, a miliony starszych ludzi są traktowani w swoim kraju jak odpad. I co robi pokolenie czynne zawodowo? Nic nie robi. Ogon podwinięty, byle tylko nie stracić pracy, byle tylko zwolnili kolegę a nie mnie, a skoro Ryśkowi podwinęła się noga to dobrze mu tak. Mnie się nic nie stało. Nie ma w Platformie żadnego zainteresowania, ani losem ludzi starszych, ani ludzi młodych, żądnych sukcesu życiowego, tak żądnych, że tylko emigracja staje się szansą na normalny rozwój. W Polsce tych szans nie ma, bo niemal wszystkie stanowiska okupowana są przez armię Tuska.
Jest oczywiście armia Kaczyńskiego, która cały czas siedzi w okopach, licząc na sukces wyborczy i zmianę rządów w Polsce. I niech się tak stanie, tylko co potem? Ruin państwa nie da się odbudować w rok czy dwa. Zadłużenia Polski nie da się wydatnie zmniejszyć w krótkim czasie. Nie można też liczyć na to, ze w naszym narodzie nastąpi jakieś ogromne przebudzenie, że nagle Polacy ufający dziś Tuskowi, przebudzą się i radośnie przystąpią do odbudowy kraju, do odnowy moralnej. Skala zepsucia społeczeństwa jest przeogromna, więc przyjęcie uczciwych zasad w życiu społecznym i gospodarczym będzie trwało latami. Być może coś dotarło w końcu do Polaków po proteście rodziców niepełnosprawnych w Sejmie. Być może. Na razie króluje konformizm i wygoda własnego siedzenia. Byle tylko nie mi coś się przytrafiło, byle tylko było tak jak jest. Żadnych zmian, Tusk jest dobry – zdają się mówić jego zwolennicy. A w ślad za tym idzie nieustająca kampania sprzedajnych mediów, które pompują jak mogą ekipę PO. Gdyby nie one, gdyby zmieniły front, Tuska już by nie było.
Na dziś, nie mamy własnej silnej gospodarki, nie mamy własnych banków, nie mamy już normalnego państwa, nie mamy też stabilnej, własnej polityki zagranicznej. Antyrosyjska retoryka Tuska czy Sikorskiego jest jedną wielką kpiną, jeśli przypomnimy sobie ostatnich kilka lat prowadzenia wobec Moskwy polityki na klęczkach, której Smoleńsk jest tragicznym symbolem. I co się dzieje? Nic. Wystarczy tego wszystkiego – powiadają wyborcy PO. Chcemy żyć tu i teraz. No więc żyjemy tu i teraz, bez refleksji, bez planów na przyszłość, w ułomnym państwie, nie zwracając uwagi, ani na starców, ani na dzieci. Skoro mój syn wyjechał do Londynu, to świetnie, po co ma się męczyć w Polsce – mówią czasami ci sami ludzie, którzy jednocześnie zgarniają pulę od Tuska. To jest zatracenie, droga donikąd, ale kto uświadomi tych ludzi, że działają na własną zgubę?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Śro 18:46, 16 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Igranie życiem Kasi Tusk
[link widoczny dla zalogowanych]
Wspominałem ostatnio o genialnym serialu politycznym House of Cards (okiememigranta.salon24.pl/575348,upadek-polskiej-sodomy), w którym znakomity Kevin Spacey udowadnia, jak cynicznym, inteligentnym i podłym politykiem trzeba się okazać, by osiągnąć sukces. W jednym z wątków, tarapaty w których się znalazł, ostrzał mediów i przeciwników zmieniają się gwałtownie, gdy przez okno jego mieszkania wpada zagubiona cegła. Staje się ona orężem wobec agresji jego oponentów, udowadnia, że nie kontrolują oni niezdrowych emocji, kreują niebezpieczeństwo, zagrożenie zdrowia, ryzyko. W finale wątku okazuje się, że cegłę rzucił... najbliższy współpracownik naszego bohatera. Cóż, czasem trzeba po prostu wiedzieć, czym i kiedy rzucić.
Nie twierdzę, że grożące córce Donalda Tuska sms-y, które przytoczył on dziś na konferencji prasowej są wytworem jego sztabu wyborczego. Nie ulega jednak najmniejszym wątpliwościom, że niezależnie od powodów ich ujawnienia, stały się natychmiast elementem wyborczej gry, samo wspomnienie Smoleńska w dwóch z przytoczonych przykładów kreuje jasny przekaz - sekta atakuje, grozi. Nie mam zamiaru pouczać pana premiera, że granie najbliższymi jest z lekka nieetyczne, zwłaszcza dla kogoś, kto raz za razem oskarża o to swoich konkurentów. Przerabiał to już wszak przy wywiadach z rzecznikiem Platformy Olejnik udzielonych przez jego żonę Małgorzatę, łzach na Królu Lwie itp. Zresztą, Katarzyna Tusk odnosi z racji nazwiska wymierne, finansowe korzyści, więc współczuć także nadto nie zamierzam.
Zastanawia mnie jednak reakcja Donalda Tuska jako troskliwego ojca. Z takimi wiadomościami lecieć do mediów to, zakładając przez chwilę szczerze intencje, głupota i skrajny wyraz nieodpowiedzialności. Osoby, które grożą śmiercią całej jego rodzinie nie zostały jeszcze namierzone? Numer do córki nie został zastrzeżony? W zamian premier skarży się mediom i w skrajnej, zupełnie nie zaplanowanej akcji wyciąga przygotowaną przez żonę komórkę z oburzającymi wiadomościami, błagając media... właśnie, o co? By zachęcić do realizacji gróźb? Zaprosić kolejne? Ślijcie, zboczeńcy i idioci, ja co najwyżej polecę z tym na konferencję prasową, by przy okazji coś politycznie ugrać, a wy możecie sobie hasać bezkarnie. Gratuluję Kasi tatusia, naprawdę.
Nawet przy tak podstawowej sprawie jak ochrona BOR-u premier mataczy i kręci. Z jednej strony jego córka kategorycznie nie korzysta z ochrony ani jej pojazdów, ale z drugiej jest przez nią dyskretnie (czasem?) obserwowana. Przez kogo, kiedy, w jakim wymiarze, jak często? Dla własnego widzimisię przejedzie się czasem agent (dwóch, oni sami z zasady się nie poruszają) za panienką Kasią, ale ochraniać jej nie zamierzają? W tak elementarnej sprawie jak życie i bezpieczeństwo rodzinyDonald Tusk nie potrafi udzielić, skoro sam dotyka tak bolesnej i ryzykownej kwestii, jednoznacznej i szczerej odpowiedzi?
Nie wiem, co chciał uzyskać premier Tusk dzisiejszą sms-ową demonstracją - biorąc pod uwagę internetową pyskówkę, która już króluje na wielu portalach, o szlachetne, pozbawione wyborczego celu działania trudno go podejrzewać. Co jednak najsmutniejsze, nawet jeśli założymy szczerość intencji zatroskanej głowy rodziny - biorąc pod uwagę jego możliwości oraz realne działania - okazuje się, że wyjątkowo marna ta głowa, igrająca nieodpowiedzialnie bezpieczeństwem dziecka. Brakowało tylko planszy z numerem telefonu do Kasi Tusk.
Sam już nie wiem, który scenariusz dla lidera rządzących jest bardziej korzystny, naprawdę. Żenujące.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 16:53, 17 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Wirus Pendolino i pomroczność jasna.
[link widoczny dla zalogowanych]
Od wielu lat polski premier rządzi nie Polską a emocjami Polaków. W tle oczywiście jest tez inny cel. Primum non nocere układom kolesi, dobrobytowi urzędników mianowanych, unikać niezadowolenia Angeli, gasić pożary tylko wtedy jak już wszyscy widzą kilometrowe słupy dymu i nie da się wmówić, że to pożar lokalnego śmietnika. Proszę sobie wpisać dowolnie resztę.
Żeby Polak czuł się dobrze trzeba mu wmawiać ciągle, że dzięki partii premiera Polska pnie się szybko na szczyty dobrobytu europejskiego.Ba, prawie przewodzi.
Oto dowody. Mamy najinteligentniejszy budynek dla urzędników w UE za marne ponad sto milionów. Postawiony na okoliczność półrocznej prezydencji w UE. Na którą gładko rząd Tuska w Polsce też sypnął niemałym groszem. W dobie kryzysu. Mamy wielkie stadiony. Mamy jako pierwsi w Europie nowy rodzaj dróg: przejezdne autostrady. Mamy premiera, który miał być szefem całej UE, ale się dzielnie przed awansem obronił.
mamy największe dotacje w UE (byle nie liczyć ich versus nakłady…) Mamy najskuteczniejszego ministra SZ, dającego się wystawić Niemcom i Francuzom na głównego sprawcę zerwania umowy z Janukowyczem. Też niezwykle dbałego o zewnętrzne znamiona wielkości Polski. Podczas prezentacji polskiej polityki zagranicznej niemało miejsca poświęcił nakładom na okazałe meble w urzędach oraz na budynki będące pod zarządem swojego resortu. No i mamy (mieliśmy?) Pendolino. Wszak trzeba mieć czym doganiać tę Europę.
Tyle zewnętrznie.
A za kulisami …Od siedmiu lat pan Tusk skutecznie miesza wyborcom w głowie. Świat wokół pędzi do przodu, co chwilę mamy jakąś powódź., katastrofę, wojnę hybrydową, Trynkiewicza, pedofilów do kastracji, matki podobne do matki Madzi, pijanych kierowców i samochody z alkomatami. Wyborca w swoim pędzie do poprawienia statusu materialnego (od granicy przeżycia wzwyż) łatwo zapomina w tym medialnym szumie, co mu obiecywano. Niskie podatki gładko zamieniły się w rosnące. Zapowiedziana redukcja administracji rządowej okazała się być jej …horrendalnym rozrostem. Przejezdne drogi wybudowane były w atmosferze licznych skandali i są najdroższe w UE. Za przejazdy trzeba płacić (często do prywatnej kieszeni) więcej niż gdziekolwiek indziej. Zakup Pendolino może zamienić się w skandal międzynarodowy. Jeśli to, co nam przekazuje oficjalnie premier Piechociński to oznacza, że Polska podpisała kontrakt z Alstom stawiając z góry niespełniane wymogi. Bo czyż można zdroworozsądkowo wpisać do kontaktu obowiązek homologacji pociągu dla prędkości 250 km w świadomości braku infrastruktury do tej prędkości? Można założyć, że przedstawiciele Alstom zwariowali. Albo…ktoś ich zapewnił z naszej strony o odstępstwie od wymogu ograniczając go do prób testowych na krótkim odcinku i wszystko będzie cacy. Gdyby racjonalnie Tusk i jego rząd podchodzili racjonalnie do wydatków budżetowych kontrakt byłby zawarty w Polsce.
W przypadku Tuska najważniejszy jest marketing polityczny. Więc mamy- nie mamy Pendolino. W mrokach pamięci migają obrazki z powitania Pendolino mieszając się z obrazem ciągniętego przez prominentnych włodarzy rodem z PO po płycie lotniska w Gdańsku samolotu OLT (Amber Gold).
Dobrym lekarstwem na zaburzenie pamięci wyborcy jest ogłaszanie ( nie mylić z realizacją!) spektakularnych decyzji premiera. Na przykład ad hoc mamy przyjąć euro. Wstawić alkomaty do samochodów. Wykastrować pedofilów. Wypuszczanych z więzień psychopatów wsadzać do luksusowych ośrodków terapii. Wracać z emigracji natychmiast.Furda, że na bezrobocie. Uznać prywatyzację szpitali na remedium na całe zło w służbie zdrowia. Szczególna aktywność wykazuje Tusk na tym polu przed wyborami.: zwolnić Kompanię Węglową (przed wyborami do PE) ze starych zalęgłości wobec bankrutującego ZUS (czyt. wrzucić więcej bezpośrednio z budżetu do kasy ZUS) . Uznać teraz przystąpienie do strefy euro za zamiennik tarczy antyrakietowej(, którą jego ekipa odrzuciła jako spadek po negocjacjach rządu PiS). Stworzyć mechanizm zakupu gazu po wspólnej cenie w Europie. Uznać politykę Rosji za agresywną a samego Putina ( tego od żółwików w 2010 roku) uznać za niewiarygodnego. Itp.
Rozbawiła mnie niezwykle pewna informacja z ostatnich dni. Dla zwiększenia poczucia bezpieczeństwa Polacy dowiedzieli się o zakupie (bardzo korzystnym podobno) w Niemczech kilkuset czołgów Leopard. Będziemy potęgą! W ten kontrakt z 2013 roku zaangażowali się osobiście premier Polski i Kanclerz Niemiec! Abstrahując jednak od tego, że są to używane czołgi z rezerw Bundeswery zamiast wytwór naszej zbrojeniówki (kłania się tu równo wirus Pendolino jak i miłość Tuska do Niemiec) zdumiewa mnie lokalizacja czołgów. Otóż „Maszyny dołączą do 128 Leopardów, które już mają nasze wojska pancerne. Wszystkie służą w 10 Brygadzie Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. – Leopardy mają duże możliwości bojowe, nowoczesny pancerz i system kierowania ogniem, mocny silnik, są ergonomiczne, funkcjonalne i niezawodne – chwalił pojazdy płk Dariusz Nawrocki, zastępca dowódcy brygady.” Leopardy stacjonują też w Żaganiu. Jak spojrzeć na mapę Polski to lokalizacja polskich sił zbrojnych musi zdumiewać Polaków a niezwykle radować Niemców. (Jako Polka oddawałabym też nawet za złotówkę uzbrojenie zależnemu ode mnie sąsiadowi gwarantujące mi wzmocnienie polskich granic.) Siemoniak pęka z dumy a Putin od lat pokłada się ze śmiechu.
Przed wyborami tym razem Tusk Kaczyńskim nie straszy. On się z niego próbuje wyśmiewać. Straszy nas wojną z Putinem, a lęki przed wielką powodzią niweluje opisem wygranej walki służb o podtopiony szpital w Ustrzykach Dolnych.* Heroiczną walkę nagłaśnia TVN, a premier osobiście bohaterom dziękuje. Takich kwiatków marketingowych jest oczywiście mnóstwo. Wspomnę tylko o kilku. Premier stanął w obronie pana Bartoszewskiego. Obrażonego podobno przez panią profesor Pawłowicz. Nie moja to bajka zniżać się do poziomu samego Bartoszewskiego i odpowiadać w stylu pani profesor, ale należy przyznać, że to sam Bartoszewski wywołał temat bydła. Był jeszcze motłoch (ludzie na Krakowskim Przedmieściu), wyjce i kandydaci na klientów psychiatry. To były określenia użyte przez p. Bartoszewskiego „identyfikujące” Polaków o poglądach niezbieżnych z głoszonymi przez PO.I znowu zadziałał automatyzm marketingowy Tuska. Nazwał Bartoszewskiego „Honorowym Seniorem”. Kto tam ma pamiętać, że leciwy Bartoszewski pełni od lat etatowy urząd w Kancelarii pana Tuska. I nie słychać było, aby czynił to honorowo. Zatem należy domniemać się, że za funkcję pobiera (podobnie jak Innu sekretarze stanu) 12, 5 tysiąca złotych. Spełnia więc wszelkie atrybuty urzędnika rządowego.
Na koniec zapowiedź audiencji premiera u Ojca Świętego. Wzmożenie religijne pana Tuska jest widoczne głównie w okresach wyborczych. Ślub w okresie planowanego startu w kampanii prezydenckiej, teraz audiencja. Dla zdrowotności Polaków (nie tylko psychicznej) mam nadzieję, że wyborcy tym razem ochronią się przed skutkami techniki stosowanej przez Donalda Tuska: nie zapadając (jak przy wcześniejszych głosowaniach) na słynną „pomroczność jasną”. Chyba miarka nachalnej indoktrynacji się przelała.
* Jak relacjonował kpt. Dariusz Dacko ze straży pożarnej w Ustrzykach Dolnych, około kilkudziesięciu osób układało w czwartek wieczorem w trudnych warunkach worki z piaskiem, żeby nie dopuścić do przerwania wału i przedostania się wody do szpitala. "Po części się to udało, aczkolwiek trochę wody wpłynęło do pomieszczeń piwnicznych oraz technicznych" - mówił na antenie TVN24. Dodał jednak, że nie zakłóciło to funkcjonowania szpitala. "Jesteśmy cały czas w kontakcie z dyrekcją szpitala. Mamy potwierdzenie, że funkcjonuje prawidłowo" - powiedział przed godz. 9.Wyjaśnił, że sytuacja była dość poważna. Wody z godziny na godzinę przybierało. "Gdyby nie układanie worków z piaskiem i poświęcenie kilkudziesięciu strażaków oraz pracowników szpitala mogłoby to wyglądać znacznie gorzej" - ocenił strażak.
[link widoczny dla zalogowanych]łgi_Wojska_Polskiego
[link widoczny dla zalogowanych](III_RP)
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 18:30, 14 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Afera podsłuchowa
[link widoczny dla zalogowanych]
Ktoś nielegalnie nagrał spotkania szefa MSW, prezesa Banku Centralnego, byłego ministra transportu. Taśmy są kompromitujące. Czy to zamach stanu obliczony na obalenie rządu Donalda Tuska?
Restauracja „Sowa i Przyjaciele” na Dolnym Mokotowie. Popularne miejsce spotkań polityków i biznesmenów. Jej przewaga nad innymi? Można podjechać od tyłu i wejść do VIP-roomu bez przechodzenia przez główną salę. Właśnie tu doszło do dwóch spotkań, z których nagrania posiadamy.
Pierwsze z nich odbyło się w lipcu 2013 roku. Uczestniczyły w nim trzy osoby: minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka oraz jego najbliższy współpracownik i były minister Sławomir Cytrycki.
Drugie spotkanie odbyło się w tym samym miejscu na początku lutego 2014 roku. Brali w nim udział były minister transportu Sławomir Nowak, były wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz oraz Dariusz Zawadka, były szef GROM-u.
Nagrania są bulwersujące. Kto zarejestrował rozmowy? Komu zależało na skompromitowaniu uczestników tych spotkań? Wiadomo, że uderzają w uczestników spotkań. Między innymi w Bartłomieja Sienkiewicza, który jest skonfliktowany zarówno z częścią ABW, jak i BOR. Za nagraniami mogą więc stać służby specjalne, ludzie wywodzący się z Biura Ochrony Rządu, jakaś grupa biznesowa, a może polityczna konkurencja.
Do redakcji „Wprost” w zeszłym tygodniu docierały wiadomości o kolejnych taśmach. Nagrane miało zostać spotkanie wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem, do którego doszło na początku czerwca. Sprawdziliśmy: Bieńkowska rzeczywiście w ostatnich dniach spotkała się z Wojtunikiem.
Również w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Według naszych informacji, zarejestrowane ma być również spotkanie szefa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego z najbogatszym Polakiem Janem Kulczykiem. Znów sprawdziliśmy: Rzeczywiście Kwiatkowski i Kulczyk spotkali się w ostatnich dniach w restauracji w Pałacyku Sobańskich.
Krążą wreszcie informacje o zarejestrowanych spotkaniach ministra Pawła Grasia z wspomnianym Janem Kulczukiem. Nagrane miało zostać również spotkanie związanego z Platformą biznesmena Piotra Wawrzynowicza z wiceministrem finansów Rafałem Baniakiem.
Co jest na nagraniach, które mamy?
Sienkiewicz załatwia polityczny deal z Belką. Chce, aby NBP pomógł w finansowaniu deficytu budżetowego i tym samym pomógł Platformie w trudnych wyborczych latach. Belka w zamian za to żąda głowy ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego i nowelizacji ustawy o banku centralnym.
Kilka miesięcy później obie rzeczy się dokonują. Rostowski traci stanowisko podczas listopadowej rekonstrukcji rządu, ministrem zostaje, jak chciał Belka, „techniczny i niepolityczny” Mateusz Szczurek. Co więcej, 28 maja tego roku do Rady Ministrów wpływa projekt założeń nowelizacji o NBP z zapisami, o których panowie mówią w rozmowie.
Sienkiewicz w trakcie spotkania wypowiada wiele kontrowersyjnych opinii. Twierdzi na przykład, że „państwo polskie istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje”. Jeden z głównych pomysłów rządowych, czyli Polskie Inwestycje Rozwojowe określa mianem „ch…, dupa i kamieni kupa. Tego nie ma”. Twierdzi też, że Polacy mają w du… Orliki i autostrady, którymi bez przerwy chwali się Platforma. Belka z kolei wspomina, że na kilka miesięcy przed wybuchem afery z piramidą Amber Gold ostrzegał o tej sprawie premiera Donalda Tuska.
Druga taśma została nagrana cztery miesiące temu. Sławomir Nowak spotkał się wówczas z Andrzejem Parafianowiczem, byłym wiceministrem finansów i byłym szefem Głównego Inspektoratu Informacji Finansowej. W spotkaniu brał też udział były dowódca GROM Dariusz Zawadka. Nowak był przerażony kontrolą, która sprawdza finanse jego żony. Szuka pomocy.
- Chcą ją trzepać. Cały 2012 rok. Chcą najpierw wziąć rachunek bankowy. Mam nadzieję, że to dotyczy tylko jej działalności, a nie będą chcieli crossować tego z moimi rachunkami – mówi były minister transportu. Parafianowicz stwierdza, że o wszystkim wie i rzuca: - Zablokowałem to.
Spytaliśmy Nowaka o spotkanie z Parafianowiczem. Przyznał, że takie spotkanie w restauracji „Sowa i Przyjaciele” miało miejsce. Zaznacza, że jego rozmówcy nie pełnili w tym czasie nie pełnili funkcji publicznych, a Parafianowicz „posiada i posiadał doświadczenie w zakresie kontroli skarbowej”. – Parafianowicz był jedyną znaną mi kompetentną osobą, która mogła rozwiać moje obawy związane z kolejną kontrolą skarbową – napisał nam Nowak. Więcej w najbliższym Wprost.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ahron
Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Nie 16:34, 15 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Najbardziej przykre w tym wszystkim jest to że -myślący ludzie już od dawna to wszystko wiedzą czym jest władza zrodzona w Magdalence .
Do poniedziałku propagandziści tuska będą szukali "frazy " którą będą mogli sprzedać czytelnikom wyborczej od wczoraj wypuszczają balony próbne np "Jeżeli wysłał go tusk mówimy o dymisji rządu" -no ale jeżeli tusk zaprzeczy to dymisja nie ma podstaw ???????:))))
Po Smoleńsku i po bezprzykładnej degradacji Państwa nie ma takiej rzeczy większej którą tusk mógłby zrobić, by Wyborcza z TVN orzekła że zasługuje na dymisję .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 18:20, 15 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Ręce opadają Ahronie nóż się otwiera i dlatego nie będę się silił na własne oceny, tym bardziej, że jak pamiętasz swego czasu byłem aktywnym przeciwnikie teorii .... układu.
A ten układ przecież jednak istniał, nadal istnieje i obawiam się, że będzie istniał do chwili kiedy będzie płynąć forsa unijna.
Potem zostaną już tylko rachunki do zapłaty a benifecjenci układu czyli konsumenci ulotnią się jak kamfora.
Dlatego zamiast moich wypocin wklejam bardzo interesujący pogląd jak to możliwe, że ten układ istnieje
To nie szoł pt: "Jak oni przeklinają"
[link widoczny dla zalogowanych]
Gdybyśmy żyli w normalnym kraju, a nie takim jaki całkiem precyzyjnie opisał Bartłomiej Sienkiewicz, i gdybyśmy mieli w miarę inteligentnych, aktywnych obywateli potrafiących na tym państwie wymuszać normalność, to właśnie kilku czołowych urzędników w kraju nie tylko składałoby właśnie urzędy, ale też pakowało szczoteczki do zębów (ewentualnie kombinowało jak przedostać się do jakiegoś kraju nie objętego umowami ekstradycyjnymi).
cd we wskazanym linku
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Ahron
Dołączył: 17 Sty 2008
Posty: 157
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Nie 22:15, 15 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
KRAJ MAMY NORMALNY - bo cóż nienormalnego w brzozie , rzece , ulicy ,lesie ???
W51 widziałeś dużo takich krajów co mają morze , góry , jeziora i umiarkowany klimat , gdzie są wszystkie pory roku, lato, jesień ,zima wiosna , i wszystkie tak rożne i piękne że tak naprawdę nie wiadomo którą wybrać bo każdej żal by było stracić .
Zwyczajnie wybieramy nieodpowiednich polityków - bo wmawia nam sie że wszyscy są tacy sami -że nie warto wybierać ,że nie warto rozliczać -oni żerują na naszym dobrym sercu .
Mówisz o aktywnych obywatelach - A TY ? :) " nie pytaj co Polska może zrobić dla Ciebie.............":) Całe życie chciałem jeździć mercem i pykać panienki - a w tym roku byłem mężem zaufania w komisji wyborczej i to w takiej gdzie inni bali sie jechać , zrobiłem jeszcze kilka innych rzeczy .
W51 - mam Cię za świadomego obywatela - wiec może rusz dupę i w twojej okolicy na pewno są ludzie którzy walczą o lepszą Polskę i obojętnie cz to będą moherowi , czy narodowcy , kibice (nie kibole gdyż to język GW) -wesprzyj ich - narodowcy i kibice kiedyś mnie przerażali , moherów uważałem za stetryczałych , ale okazuje sie ze tez mają swoje racje, których chcąc być uczciwym człowiekiem nie można ignorować .
Byłem na marszach moherowych i narodowców - wszędzie czułem sie jak u siebie - wiesz jakie qrwa cudowne uczucie być wśród swoich.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 11:47, 23 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Psychiatryk czy stryczek?
[link widoczny dla zalogowanych]
Wyłączyłem wczoraj komputer i postanowiłem nie komentować najnowszej afery politycznej, którą swym (ustawionym) wywiadem dla amerykańskiego portalu sprokurował marszałek sejmu Radosław Sikorski. Za dużo przekleństw i złorzeczeń, nie tylko na elitarność klasy politycznej ale i inteligencję polskiego społeczeństwa, cisnęło się na usta. Przemyślisz, pójdziesz do pracy, uspokoisz się, posprawdzasz, połączysz fakty, posłuchasz wyjaśnień samego Tuska (sic!) - będzie lepiej.
Szczerze? Nie jest. Co każdy średnio rozgarnięty obserwator dostrzega, szambo platformerskich rządów ostatnich lat wybija spektakularnie i wyjątkowo smrodliwie. Przepraszam co wrażliwszych za porównanie, ale kontynuując - analitycy, dziennikarze i sami bohaterowie (ku uciesze rozgrywających nasze państwo jak wyjątkowo debilne dzieciaki zagranicznych mocarstw) taplają się w tryskających wszem fekaliach ochoczo i bezmyślnie.
Z wyjątkiem ukrytego wyjątkowo dobrze Donalda Tuska. Nie wiem czy w łazience, w szafie, czy na kursie maltańskim, ale może być tak ktoś sprawdził, czy żyje były premier tak w ogóle? Przecież to niemożliwe, by główny aktor skandalu na skalę międzynarodową z udziałem jego pupilka Radka, tak sam z siebie unikał odpowiedzi na niewygodne pytania, prawda?
A fakty? No cóż, posłużę się dla odmiany językiem, który jest powszednim dla naszych elit intelektualnych i społecznych, może będzie łatwiej pojąć. Uproszczę także maksymalnie, gdyż stopień dostrzegania rzeczywistości i rozumienia tekstu czytanego w narodzie, jak widać dziś wyraźniej niż kiedykolwiek, kuleje. W 2008 roku rządzący dostają wyraźną informację, że pewien rosyjski polityk to człowiek niezrównoważony, ambitny i szalenie niebezpieczny.
Co z tą informacją robią? Na złość i w celu zapewnienia interesu politycznego własnej partii (aby na pewno tylko jej?) kreują przez okres 6 lat w setkach wywiadów i wypowiedzi obraz ogromnego przyjaciela Polski i Europy, godnego zaufania Putina. Ta cała wstrętna opozycja i niedobry prezydent Kaczyński jakieś wschodnie sojusze chcą budować w ramach przeciwwagi i balansu, idioci, wojenni mącicieli! Ależ po co, przecież Rosja mogłaby być nawet w NATO! (autentyk!). 6 lat!
W 2010 roku ginie ten "wstrętny" mąciciel Kaczyński, a przyjaciel Putin sprawę bada szybko i sprawnie. Trudno to nawet nazwać skandalem. Żartownisiowi, który sugeruje rozbiór suwerennego państwa ukazując swe mocarstwowe ambicje, gdy ginie przywódca, który jako jedyny próbował ze swym zapleczem intelektualnym i politycznym coś z tym fantem zrobić, oddaje się bez cienia wątpliwości śledztwo smoleńskie. Wrak, czarne skrzynki... Wróciły już?
Podejrzany wyjaśnił sprawę, werdykt wydano. 4 lata później kreślony przez nieubłaganą rzeczywistość scenariusz wchodzi w życie. Ukraina, Krym, Donieck. Europa panikuje, rządzący zmieniają rosyjski front o 180 stopni. Nie wiedzieli, z kim mają do czynienia, tak?
Odsunięty na dalszy plan (urażony, przestraszony?) Sikorski daje wyraźny sygnał, nie będzie ze mną wcale tak łatwo. Napuszczone psy pokroju Niesiołowskiego ruszają w obronę, zyskuje (sic!) potrafiąca walnąć w stół, stanowcza premier Kopacz. Tłumaczenia byłego ministra spraw zagranicznych są wręcz tragikomiczne, świadczą albo o jego utraconych siłach psychicznych, albo o zdradzie stanu.
Więc stryczek czy psychiatryk? Pytam naprawdę życzliwie, bojąc się szczerze, żeby czasem z tego pomieszania i problemów z pamięcią coś głupiego Radkowi do głowy nie strzeliło i sufitu jakiegoś udekorować swą osobą, przy pomocy szczerej, nie postanowił.
Swoją drogą, biedna ta Warszawa, naprawdę - sami obcy w niej, ludzie Moskwy, Waszyngtonu, Berlina, Żydów. Ostał się jeszcze ktoś "swój" w tym domu wariatów?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|