|
ŚWIATOWID czyli ... obserwator różnych stron życia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Śro 9:56, 19 Lis 2008 Temat postu: MFR |
|
|
MFR
Za młodu Mietek Rakowski zwierzał się, że przeczuwa, iż umrze młodo. Umarł w 45 lat po tej rozmowie, wciąż zbyt młody psychicznie, żeby móc pogodzić się z tym, że dla niego już wszystko się kończy.
Rakowski tłumaczył, że własna śmierć dlatego wydaje mu się paskudna, iż nagle przestanie wiedzieć, co dalej.
Chciałby siedzieć na jakiej chmurce i czytać jutrzejsze gazety. W dzień po jego śmierci nad Warszawą jest bezchmurne niebo, a pierwsza gazeta, której nie przeczytał, pisze o tym, że Tusk nie przyjdzie na bal Kaczyńskiego, zaś Wałęsa nie został zaproszony.
Strata zwykle jest mniejsza niż człowiek się spodziewa.
Żył otoczony znacznym gronem wielbicielek i wielbicieli, a odwzajemniał dobre uczucia jeszcze szerzej. Był premierem, który marnował czas, odręcznie odpowiadając na setki listów. Nieznajomym obywatelom coś z pasją objaśniał, polemizował z ich zarzutami, gorąco przekonywał. To nie był żaden piarowski trik polityczny, tylko jego potrzeba partnerskiej rozmowy z każdym. W wybrane krzywdy, które go przejęły, wczepiał się z pasją. Nie mniemał, że polityk powinien zajmować się tylko abstrakcyjną masą, czyli społeczeństwem, ludzkością. Pracować nad mechanizmami, ustawami. Był socjalistą żywiołowym i anachronicznym w przyjaznym przejmowaniu się krzywdzoną jednostką. Polityki nie umiał traktować jako rzemiosła, przez co stanowiła dlań codzienne przeżycie emocjonalne. Wraz z Rakowskim także ten typ wrażliwości kładzie się do grobu.
Krąg przyjaciół stanowił kokon osłaniający go przed polityczną wrogością. Zawsze zaś brany był w dwa ognie. Jako redaktora „Polityki” nienawidził go partyjny beton i zwalczała Wolna Europa. Gdy znalazł się w gronie rządzących, radzieckie kierownictwo uważało go za większe niż „Solidarność" zagrożenie dla reżimu w Polsce, a „Solidarność" miała go za gorszego wroga niż staroobrzędowy aparat władzy. Bo się nie przymilał obłudnie, tylko kłócił.
Dwoista szarpanina wewnętrzna stanowiła cechę tego politycznego zwierzęcia. Zdokumentował ją dzień po dniu w ośmiu tomach „Dzienników politycznych”. Rakowski był autentyczny w tym, co myślał, i w tym, co publicznie mówił i robił. To polityk, który tak cenił swoją twarz, że nie przywdziewał maski.
Aleksander Kwaśniewski nazwał Rakowskiego postacią wielką. To, co wielkiego uczynił jako premier, jest jednak starannie zamazywane, gdyż jego następcy chcą mieć wyłączność zasług. To, co wielkiego było w nim samym, jest zaś trudne do opisania. Łatwo tylko powiedzieć, w latach 60. i 70. tygodnik „Polityka” był jego wielkim dziełem formującym niezależność myślową pokoleń inteligencji. I tę oczywistość nad trumną Rakowskiego odklepu-ją prawie wszyscy.
JERZY URBAN
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Śro 10:44, 19 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Mietek. Frako. MFR. Redaktor. Premier. Szef. Przyjaciel
Wszystkie z tych określeń są prawdziwe i ukazują nadzwyczajną, niemieszczącą się w stereotypach postać. Człowieka dramatycznych czasów, świadka, współtwórcy i także ofiary tej epoki.
Urodził się w 1926 r. Wojnę przeżył i świadomie, i tragicznie. Miał kilkanaście lat, kiedy Niemcy zamordowali jego ojca, wielkopolskiego chłopa, który na zawsze przekazał Mu takie cechy jak pracowitość, odpowiedzialność, patriotyzm i realizm. A On w swoim dorosłym życiu wiele czasu poświęcił na rzecz polsko-niemieckiego dialogu i pojednania. Wojna, wojsko, praca w aparacie partyjnym i wreszcie „Polityka”. Jego dzieło najukochańsze i najlepsze. Poznałem MFR najpierw jako czytelnik Jego tygodnika, który był haustem świeżego powietrza w tamtym okresie. Nie ma przesady, kiedy mówimy, że to czasopismo ukształtowało wiele roczników krytycznych obywateli, poszukujacych zmian, wątpiących, ale i gotowych działać w ramach ograniczeń systemu. Bardziej pragmatyków, mniej rewolucjonistów, ale jednak nie oportunistów, co często potem pokoleniom „Polityki” zarzucano. „Polityka” to była propaństowa myśl, ideologiczne wątpliwości, szacunek dla kultury, nauki, edukacji, otwartość wobec świata, wybitni autorzy i szef – MFR, który był instytucją sam w sobie. I 1968 r., kiedy odwaga w antysemickim szaleństwie władz, wcale tak bardzo nieosamotnionych wśród ludzi, była wartością tak rzadką. Tę próbę MFR i „Polityka” przeszli z determinacją i godnością. I później, już w 1980 r., to słynne „szanować partnera” było wielkim wezwaniem o porozumienie władzy i nowego wielkiego ruchu „Solidarność”, który fascynował odwagą, świeżością i wartościami, ale i przerażał swoją nieprzewidywalnością. Osobiście poznałem MFR w połowie lat 80. Wtedy zaczęła się nasza współpraca i przyjaźń. Pamietam Go jako wicepremiera, wicemarszałka Sejmu, zawsze poszukującego, ale lojalnego wobec osoby, która włączyła Go do wielkiej polityki i której został wierny, choć nie bezrefleksyjnie – Wojciecha Jaruzelskiego. Swoje polityczne szanse otrzymywał zazwyczaj za późno. Premierostwo w 1988 r., szefowanie PZPR, po przegranych wyborach 1989 r. lokowało Go w gronie polskich inteligentów, którzy tak często mieli rację, talent, chęci, ale pora i miejsce były niewłaściwe.
Jako premier podjął próbę zracjonalizowania polskiej gospodarki, wpuścił do rządu postacie nietuzinkowe Mieczysława Wilczka, Andrzeja Wróblewskiego, Dominika Jastrzębskiego. Ustawa o przedsiębiorczości była rzeczywistym przełomem. Paszporty w domu były dowodem, jak bardzo chciał, by Polska włączała się w europejski obiekt. Jako ostatni I sekretarz PZPR zamykał ten etap polskiej historii nie bez bólu, ale godnie. Szczerze wspierał nową ekipę socjaldemokracji RP, choć jego wrodzony scepcytyzm mówił mu, że powrót lewicy do władzy bedzie trwał pokolenia.
Pozostając poza formalną działalnością polityczną, był uważnym obserwatorem, krytykiem, komentatorem wydarzeń. Jego miesięcznik „Dziś” starał się niebanalnie uczestniczyć w debacie o Polsce, historii i lewicy. Prawdziwym odkryciem i fenomenalnym dokumentem okazały się Jego 10-tomowe dzienniki, które przynoszą niezwykłą wiedzę o epoce, ale i o samym MFR. Jego wątpliwości, szamotanie, nadzieje i rozczarowania były udziałem wielu ludzi, ale MFR wykazał się tytaniczną dyscypliną, spisując to dzień po dniu i dając nie tylko historykom fantastyczny obraz tamtego czasu i emocji, które mu towarzyszyły. Był moim i mojej żony Przyjacielem. Spotykaliśmy się, odwiedzaliśmy. W ostatnich miesiącach był naszym sąsiadem. Każda z rozmów była ciekawa, inspirująca, nie było tematów tabu, była Jego wiedza, uśmiech, sarkazm i to niezwykłe, często pełne wątpliwości i cierpienia uwrażliwienie na to, co dzieje się w Polsce, i co będzie z Polską. Odszedł wspaniały człowiek i Wielki Polak, osobowość polskiej i europejskiej lewicy. Będziemy pamiętać.
Droga Elżbieto – jesteśmy z Tobą.
Aleksander Kwaśniewski
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Śro 11:09, 19 Lis 2008 Temat postu: |
|
|
Daniel Pasent o MFR
[link widoczny dla zalogowanych]
Warto przeczytać komentarze
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|