|
ŚWIATOWID czyli ... obserwator różnych stron życia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Śro 8:32, 29 Sie 2007 Temat postu: Należy im się taka sama pamięć |
|
|
Dziś w Muzeum Powstania Warszawskiego łatwiej znaleźć informację o udziale Gruzinów czy Francuzów w walkach niż o Polakach spod znaku AL czy PAL
W powstaniu warszawskim walczyło tysiące żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Ramię w ramię bili się z Niemcami członkowie Armii Krajowej, Armii Ludowej, Milicji Robotniczej i Polskiej Armii Ludowej. O udziale w walkach tych wszystkich organizacji pisał gen. Antoni Chruściel „Monter” w depeszy skierowanej do Londynu w dniu 8 sierpnia 1944 r., a zachodni alianci uznali lewicowe ugrupowania powstańcze za część Polskich Sił Zbrojnych. Dziś, po 63 latach, nie mówi się głośno o udziale w powstaniu żołnierzy z lewicowych organizacji konspiracyjnych.
Na początku lipca 1944 r. okręg warszawski Armii Ludowej liczył 1,8-2 tys. ludzi w dziewięciu podokręgach, spośród których największe były na Pradze (liczące ok. 250 ludzi) i na Woli (200 żołnierzy). Podstawową siłę bojową stanowił 130-osobowy batalion im. Czwartaków pod dowództwem por. Lecha Kobylińskiego („Konrada”). Grupy AL
były słabo uzbrojone
– np. na stanie batalionu „Czwartaków” był jeden karabin maszynowy, trzy pistolety maszynowe i 40 pistoletów. AL nie otrzymywała zrzutów od ZSRR, musiała swe uzbrojenie opierać na zdobyczach. Sztab AL liczył się z wybuchem powstania w Warszawie, choć bliższych danych ze strony Armii Krajowej nie uzyskał. Dowództwo AL przygotowało trzy ośrodki koncentracji – na Starym Mieście (gdzie położono szczególny nacisk na działalność aktywu partyjnego oraz dowództwa), w rejonie ulicy Młynarskiej na Woli oraz w pobliżu pl. Jana Kazimierza w Śródmieściu. Rozpoczęcie walk 1 sierpnia 1944 r. zaskoczyło jednak kierownictwo PPR oraz AL. Zdezorganizowało to system łączności i koncentracji, a także strukturę okręgu. W pierwszych dniach powstania z Niemcami walczyły pojedyncze, odizolowane grupy AL, a dowództwo próbowało gorączkowo odbudować struktury i rozpocząć koncentrację oddziałów.
Istotną kwestią było ustosunkowanie się PPR i AL do kwestii powstania. Kluczowe decyzje w tej sprawie zostały podjęte już 2 sierpnia podczas narady przeprowadzonej na Starym Mieście, podczas której zebrali się najważniejsi dowódcy i działacze partyjni. Obecni byli m.in. Aleksander Kowalski, Helena Kozłowska i Marian Baryła (członkowie KC PPR), dowódca okręgu AL – mjr Bolesław Kowalski („Ryszard”, „Piasecki”), oficerowie Sztabu Głównego – mjr Stanisław Nowicki („Feliks”) i kpt. Stanisław Kurland („Korab”). Część kierownictwa PPR była przeciwna udziałowi w powstaniu, określając jego charakter jako „antylewicowy”. Przeważyła jednak opinia o potrzebie stworzenia wspólnego frontu walki z Niemcami, choć PPR liczyła też złudnie na szybkie wyzwolenie Warszawy przez Armię Radziecką. Postanowiono więc, że Armia Ludowa weźmie udział w powstaniu i ujawni swe oddziały, podporządkowując je taktycznie lokalnym komendom Armii Krajowej,
ale zachowując odrębność
organizacyjną i polityczną. Powstańcy warszawscy z tych ugrupowań nosili biało-czerwone opaski ze skrótem „AL”. Decyzja ta była w sumie usankcjonowaniem stanu, jaki miał miejsce od 1 sierpnia, kiedy to w walkach brały udział oddziały AL na podstawie samodzielnej decyzji ich dowódców. Pod kierownictwem mjr. Bolesława Kowalskiego powołano sztab powstańczy AL w składzie: szef sztabu kpt. Edward Lanota („Edward”), redaktor „Armii Ludowej” mjr Stanisław Nowicki („Felek”), dowódca oddziałów Służby Bezpieczeństwa kpt. Stanisław Kurland oraz oficer zaopatrzenia por. Stefan Bratkowski (nie mylić z pisarzem). Członkowie tego sztabu zginęli podczas nalotu w dniu 26 sierpnia w kamienicy przy ul. Freta 16 (zginął jeszcze por. Anastazy Matywiecki „Nastek”). Do końca 3 sierpnia udało się nawiązać kontakt z większością oddziałów AL walczących na Woli, Powiślu, Żoliborzu i na Starym Mieście. Dowództwo AL rozlepiło też afisze informujące o udziale w powstaniu lewicowych oddziałów zbrojnych, podkreślając jednak wspólną walkę wraz z Armią Krajową. Początkowo ze strony Armii Krajowej dominowała wobec Armii Ludowej nieufność, wynikająca ze stosunków obu organizacji z okresu przed powstaniem. Jednak z czasem połączona walka i dzielenie wspólnego, powstańczego losu zmieniały wzajemne relacje. Co ciekawe, gen. Antoni Chruściel „Monter” w rozkazie z dnia 8 sierpnia 1944 r. skierowanym do podległych mu oddziałów AK napisał, aby „traktować życzliwie oddziały Polskiej Armii Ludowej czy Armii Ludowej”, a w momencie kapitulacji pojawiła się koncepcja, wysunięta przez AK, by żołnierze AL szli do niewoli z dokumentami AK. AL-owcy walczyli w różnych rejonach stolicy. Na Starym Mieście, gdzie powstańcy
przeszli prawdziwe piekło
ściśnięci na niewielkiej powierzchni, otoczeni przez wroga i ostrzeliwani niemal przez cały czas, Armia Ludowa wystawiła m.in. trzy kompanie: batalion im. Czwartaków, jednostkę Służby Bezpieczeństwa Sztabu Głównego AL i jednostki logistyczne. W Śródmieściu biła się kompania „Czwartaków”, kompania AL Śródmieście, kompania „Blaszanka” z plutonem „Starówka” oraz oddziały sanitarne. Na Wolę trafiły dwie kompanie „Czwartaków”, miejscowe pododdziały i ok. 100-osobowa grupa byłych żołnierzy AK, którzy na początku sierpnia przeszli do AL. Żoliborskie siły powstańcze Armia Ludowa wsparła trzema kompaniami „Czwartaków”, baonem AL, jednostką Służby Bezpieczeństwa Sztabu Głównego AL i baonem „Kobra”. Do AL napływali ochotnicy, uwolnieni jeńcy wojenni, byli żołnierze radzieccy, byli członkowie Żydowskiej Organizacji Bojowej, którzy wcześniej bili się w powstaniu w getcie. Oddziały AL zasilili też Żydzi uwolnieni 5 sierpnia z obozu pracy przymusowej zwanego „Gęsiówką”. Większość spośród 348 oswobodzonych trafiła do oddziału zapasowego Armii Ludowej na Starym Mieście. W batalionie „Czwartaków” jako zastępca dowódcy walczył por. Edwin Rozłubirski ps. „Gustaw” (1926-1999, w st. gen. dywizji), odznaczony przez gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego krzyżem Virtuti Militari, późniejszy twórca polskich wojsk powietrznodesantowych i dowódca słynnej 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej. Odznaczenia od dowódców AK otrzymało wielu żołnierzy AL.
W połowie września nastąpiło scalenie organizacyjne Polskiej Armii Ludowej, Armii Ludowej i Korpusu Bezpieczeństwa w Połączone Siły Zbrojne pod dowództwem płk. Juliana Skokowskiego, dotychczasowego dowódcy PAL. Oddziały te wydawały własną gazetkę „Wojsko Polskie”, miały też odznaczenie – Krzyż Wyzwolenia Połączonych Sił Zbrojnych. Płk Julian Skokowski po wojnie był represjonowany i w 1948 r. skazany na 15 lat więzienia. Zresztą represje stalinowskie dotknęły wielu żołnierzy AL walczących w powstaniu warszawskim. Powstańcy warszawscy walczący w lewicowych ugrupowaniach zbrojnych ponieśli wysokie straty – zginęło ponad 850 żołnierzy z ponad 1,8 tys. (z czego większość nie miała przez pewien czas broni). Z „Czwartaków”, których stan osobowy był dwukrotnie odtwarzany, opuściło Warszawę tylko
80 osób. Kilkudziesięciu żołnierzy przeprawiło się przez Wisłę. Inni zostali wywiezieni do jenieckich obozów koncentracyjnych, niedobitki, które zdołały opuścić Warszawę, zasiliły oddziały partyzanckie. Dziś w Muzeum Powstania Warszawskiego łatwiej znaleźć informację o udziale Gruzinów czy Francuzów w walkach niż o Polakach spod znaku AL czy PAL. Niezależnie pod jakim kolorem się bili z Niemcami, należy im się taka sama pamięć. Smutny to fakt, że pomija się udział AL w powstaniu, bo przecież mimo różnic ideologicznych przelewali taką samą krew. Mimo sugestii niektórych „nowych historyków” krew AL nie była bardziej „czerwona” od AK. Była polska...
Autor Łukasz Jastrząb jest doktorem historii, zajmuje się dziejami najnowszymi
[link widoczny dla zalogowanych]
**************
Chwała powstańcom ...hańba inspiratorom i kolejnym fałszerzom historii
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 20:41, 10 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Gdzie są znicze Andrzeja Wajdy dla Armii Czerwonej?
Wszyscy pamiętamy dyskusję, jaka wybuchła po opublikowaniu dwa lata temu apelu Andrzeja Wajdy o zapalanie zniczy na grobach żołnierzy Armii Czerwonej. Miał to być gest przyjaźni wobec Rosjan po katastrofie smoleńskiej. Pomysł natychmiast podchwyciła "Gazeta Wyborcza", entuzjastycznie relacjonując przebieg akcji.
Tymczasem w tym roku wczorajszy (sowiecki) Dzień Zwycięstwa przebiegł, jak gdyby nigdy nic. Nie było słychać żadnych patetycznych apeli, nikt się nie pchał na sowieckie cmentarze z kwiatami i zniczami. Zaskakujące?
Tak brzmiał apel Andrzeja Wajdy z 2010 roku. Przytaczam w całości:
Pójdę na cmentarz i zapalę świeczkę, bo radzieccy żołnierze walczyli w słusznej, również naszej sprawie. Trzeba zrobić wszystko, by Polaków i Rosjan pojednać. Szczególnie dziś, gdy Rosjanie okazują nam solidarność w tragedii, a z drugiej strony odzywają się ludzie, którzy chcą nas skonfliktować.
Złe relacje Polaków i Rosjan biorą się z tego, że przez kilkadziesiąt lat rządził nami Związek Radziecki, a nam bardzo trudno oddzielić Rosjan od ZSRR i systemu.
Trzeba wreszcie skończyć z resentymentami i podejrzliwością. Oficerów w Katyniu zabił Stalin i wykonawcy jego rozkazów. To zbrodnia stalinowskiego systemu, nie zwykłych Rosjan. Bardzo nie chciałbym, żeby kilkadziesiąt lat po wojnie byli nadal obciążani odpowiedzialnością za zbrodnie komunizmu. Katyń musi przestać się za nami wlec, rzucać cień na nasze relacje.
Zwykli Rosjanie byli tak samo ofiarami komunizmu jak my, Polacy. Widziałem, ile wycierpieli od komunistów moi rosyjscy przyjaciele Andriej Tarkowski czy Wołodia Wysocki. Byli tak dręczeni, że wielu Polakom trudno to sobie wyobrazić. W tamtych potwornych czasach takie przyjaźnie jak moja z Wysockim były nadzieją na przyszłość - że skoro mamy do siebie zaufanie, jesteśmy razem w najtrudniejszych chwilach, to i w przyszłości zrobimy coś niezwykłego, budującego wspólnotę. Przyszedł czas.
Pytanie więc do pana Wajda, oraz wszystkich, którzy dwa lata temu rzucili się popierać jego akcję: Gdzie jesteście dziś? Czy coś się zmieniło? Czy już nie trzeba pamiętać o sowieckich żołnierzach? Jeśli faktycznie uważaliście taką akcję za niezbędna 2 lata temu, to czemu dziś nie? Czy już nastąpiło pełne pojednanie polsko-rosyjskie? A czym się ono objawia?
Oczywiście wiem, że to pytania retoryczne, bo odpowiedź na nie wszystkie jest jedna: Wajdę i resztę nic nie obchodzili sowieccy żołnierzy lub polsko-rosyjskie pojednanie. Im zależało tylko na jednorazowym evencie.
Gdyby tu naprawdę komuś chodziło o rzeczywiste upamiętnienie poległych żołnierzy, to przecież kwiaty i znicze składane byłyby co roku. Tymczasem już rok temu mało kto na sowieckie cmentarze się pofatygował. W tym roku o zniczach dla czerwonoarmistów nikt już nawet nie wspominał.
Nie narzekam z tego powodu – bo jak dla mnie równie dobrze można by czcić groby żołnierzy Wehrmachtu. Jednak – jako osoba niezwykle tolerancyjna – rozumiem, że ktoś mógł czuć potrzebę pamiętania o Sowietach. I dlatego dziwi mnie, że ci ludzie tak szybko wyzbyli się chęci do zanoszenia zniczy na cmentarze.
Ale, jak wspomniałem, ta sytuacja bynajmniej nie załamuje. To dobrze, że akcja Wajdy tak szybko się załamała. Wskazuje to na rzeczywistą skalę zapotrzebowania na podobne gesty. Z drugiej strony jednak – w 2010 faktycznie sowieckie cmentarze zapłonęły zniczami. To znowuż dowód na to, jak łatwo można poddać Polaków tresurze i nakłonić do wszelkich idiotyzmów.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|