|
ŚWIATOWID czyli ... obserwator różnych stron życia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 9:31, 01 Lip 2007 Temat postu: Jak Wam do cholery udało się ... przeżyć ???? |
|
|
Dorastaliście w latach szęćdziesiątych czy siedemdziesiątych?
Zatem jak wam się udało .... przeżyć bo ....
Samochody nie miały pasów bezpieczeństwa, ani zagłówków no i żadnych airbagów!!!
Na tylnym siedzeniu było wesoło a nie niebezpiecznie
Łóżeczka i zabawki były kolorowe i z pewnością polakierowane lakierami ołowiowymi lub innym śmiertelnie groźnym gównem
Niebezpieczne były puszki, drzwi samochodów, butelki od lekarstw i środków czyszczących były niezabezpieczone
Można było jeździć na rowerze bez kasku
Wodę piło się z węża ogrodowego lub innych źródeł, a nie za sterylnych butelekPET
Budowaliśmy szałasy. A ci, którzy mieszakali w pobliżu szosy na wzgórzu ustanawiali na rowerach rekordy prędkości, stwierdzając w połowie drogi, że rower z hamulcem był dla starych chyba za drogi... .... Ale po nabraniu pewnej wprawy i kilku wypadkach...panowaliśmy i nad tym (przeważnie)!
Można się było bawić do upojenia, pod warunkiem powrotu do domu przed nocą.
Nie było komórek....... I nikt nie wiedział gdzie jesteśmy i co robimy!!!
Szkoła trwała do południa i obiad jadło się w domu.
Mieliśmy poobcierane kolana i łokcie...........
Złamane kości , czasem Wybite zęby , ale nigdy, NIGDY, nie
podawano nikogo z tego powodu do sądu! NIKT nie był winien, tylko MY SAMI.
Wcinaliśmy słodycze i pączki, piliśmy oranżadę z prawdziwym cukrem i nie mieliśmy problemów z nadwagą,bo ciągle byliśmy na dworze i byliśmy aktywni.
Piliśmy całą paczką oranżadę z jednej butli i nikt z tego powodu nie umarł.
Nie mieliśmy Playstations, Nintendo 64, X-Boxes, gier wideo, 99 kanałów w TV , DVD i wideo, Dolby Surround, komórek, komputerów ani chatroom’ów w Internecie........ ... lecz przyjaciół !!!!!!!
Mogliśmy wpadać do kolegów pieszo lub na rowerze, zapukać i zabrać ich na podwórko lub bawić się u nich, nie zastanawiając się, czy to wypada!!!!.
Tam na zewnątrz, w tym okrutnym świecie!!!
Całkiem bez opieki! Jak to było możliwe? Graliśmy w piłę na jedną bramę a jeśli kogoś nie wybrano do drużyny, to się wypłakał i już. Nie był to koniec świata ani trauma
Niektórzy nie byli dobrzy w budzie i czasami musieli powtarzać rok.
Nikogo nie wysyłano do psychologa.
Nikt nie był hiperaktywny ani dysklektykiem – po prostu powtarzał rok i to była jego szansa.
Mieliśmy wolność i wolny czas, klęski , sukcesy i zadania
... I uczyliśmy się dawać sobie radę
Pytanie za 100 punktów brzmi:
Jak udało się nam przeżyć???
A przede wszystkim:
Jak mogliśmy rozwijać naszą osobowość???
Też jesteś z tej generacji????
Jeśli tak, wyślij tego maila do twoich rówieśników
(Ale nie musisz, nic się nie stanie jak go olejesz Niech sobie przypomną, jak było.
Pewnie, można powiedzieć, że żyliśmy w nudzie, ale...
Q……… PRZECIEŻ BYLIŚMY SZCZĘŚLIWI !!!!!!
Czyż nie?????????????[/b]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Delta
Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 15:09, 01 Lip 2007 Temat postu: Re: Jak Wam do cholery udało się ... przeżyć ???? |
|
|
w51 napisał: | .........
[b]Pewnie, można powiedzieć, że żyliśmy w nudzie, ale...
[size=18]Q……… PRZECIEŻ BYLIŚMY SZCZĘŚLIWI !!!!!!
Czyż nie?????????????[/b] |
A kto powiedział, ze w nudzie?
Ja jako dziecko nie nudziłam sie NIGDY.
Moje dzici maja o wiele wiecej niz ja miałam i to jest ok, przeciez do tego miedzy innymi sie dąży - żeby one miały lepiej.
Ale wsród tych wszystkich pieknych zabawek, gier, kompów i wypasionego sprzetu potrafia nudzic sie jak mopsy!
Ja z kumplami z podwórka łaziłam po drzewach, robilismy sobie kryjówki i budowalismy szałasy...mielismy jeden rower na 5-cioro i jeżdzilismy nim na zmiane dookoła budynku mierząc sobie czas pozyczonym od ojca zegarkiem....
Udało się nam przezyć, wykształcic osobowośc, dorosnąc....bo do tego nie potrzeba wcale tego wszystkiego co maja nasze dzieci!
A co więcej - wydaje mi sie, że współczesny model wychowywania rozwój samodzielnosci i wyobraźnię....
ogranicza miast rozwijać.
Czy współczesne dzieciaki umieja się cieszyc smakiem czekolady?
Pewnie, ze dobrze jest, jak zyja w dostatku, ale...i nasz czas miał swoje plusy.
A może po prostu był NASZ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 12:31, 02 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Wydaje mi się, że stwierdzenie … o w nudzie życia było zwykłą przekorą a nawet prowokacją autora tego wypracowanka.
ale sedno tkwi w tym co słusznie napisałaś :
Delta napisał: |
Udało się nam przezyć, wykształcic osobowośc, dorosnąc....bo do tego nie potrzeba wcale tego wszystkiego co maja nasze dzieci!
A co więcej - wydaje mi sie, że współczesny model wychowywania rozwój samodzielnosci i wyobraźnię.... ogranicza miast rozwijać. |
ze szczególnym uwzględnieniem ostatniego zdania.
A wynika to albo z małpiej miłości rodziców albo pójścia przez nich, po najmniejszej linii oporu z tych czy innych przyczyn.
Ale zasadniczą przyczynę stanowi …technicyzacja wszystkich elementów życia, której dzieci stały się ofiarami a nad którą rodzice stracili kontrolę.
To co mają w zasięgu ręki , to rozwija ale zdolności ... manualne do naciskania różnego rodzaju przycisków aby a zamian dostać …gotowca cokolwiek by to nie znaczyło.
A natura ludzka ma to do siebie, że uważa to co gotowe, czy podane jak na tacy a nie wynika z włożonego wysiłku intelektualnego czy wręcz fizycznego, jako rzecz bez większej wartości.
Po prostu przyjmuje się to jako rzecz oczywistą, która zwalnia już od myślenia nad jej istotą. A to jest rzeczywiście bardzo ważny hamulec rozwoju a zwłaszcza w sferze emocjonalnej i rozwoju osobowości.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Delta
Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 146
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pon 14:04, 02 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
No i w tym chyba rzecz cała.....
Trudności jakie przychodzi nam pokonywac pomagaja w rozwijaniu różnych, później jak sie okazuje potrzebnych, umiejetności.
Stąd uważam, że im wyższy dobrobyt, tym mniejsze przystosowanie do zycia...to chyba nic nowego, zreszta na tym polega naturalne prawo selekcji - organizmy nieprzystosowane giną....albo ewoluuja, by przezyc.
Cywilizacja i technika to proste prawo wyparła....ale czy nie stajemy się przez wygody i ułatwienia...słabsi?
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luna
Dołączył: 18 Sie 2007
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 12:10, 18 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
a właśnie i na złość , czasy świetnie opisane.
Mam się ,żyję i powoli nie rozumiem co dzieje się dookoła.
Jeżeli pozwolisz to roześlę to abecadło naszego pokolenia wszystkim kogo trafię.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 19:54, 18 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Ależ oczywiście, że pozwalam Luno tym bardziej, że to nie ja jestem autorem tego ...wypracowanka
Kiedys otrzymałem je od mojej dwudziestokilkuletniej córki a tekst ten krążył pomiedzy jej rówieśnikami.
No i bardzo dobrze, bo wart jest przemyślenia zarówno przez naszą jak i ich generację
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Fifcia
Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 22:33, 13 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
"Szkoła trwała do południa"???? Hm......Szkoła trwała normalnie, jak trwa :), miało się po 5 , 7 i 8 lekcji z tą różnicą, że w soboty także. Wolna była niedziela. Tylko i wyłącznie!
Nie wiem, jak inne dzieci, ale ja po szkole łykałam w biegu obiad i pędziłam do drugiej szkoły, gdzie uczyłam się grać na dwóch instrumentach i miałam całą masę przedmiotów teoretycznych, 3 x w tygodniu zajęcia taneczne (zespół tańca ludowego) i tak przez osiem lat podstawówki, potem 4 lata liceum, potem studia, potem szkoła, o której marzyłam zawsze, ale nie wolno mi było o niej marzyć, więc skończyłam, kiedy byłam całkowicie pełnoletnia, a nawet byłam już mężatką i miałam dziecko. NIC nie stanie na drodze do marzeń!
To były czasy! A z radia, ze wszystkich okien płynęły te same dźwięki, wieczorem z TV:) Irena Jarocka śpiewała, że "wymyśliła go", Anna Jantar, że "Tyle słońca w całym mieście", a Skaldowie o króliczku. Boże, jaka ja byłam wtedy szczęśliwa!!!!!
I co? I minęło jak sen:) ale często wracam do tego cudownego czasu myślami i wspominam, wspominam i wspominam, jak jakaś babuleńka, którą jeszcze nie jestem:) Czasem mi się tylko zdarza włączyć "Czterdziestolatka" i wcisnąć spację, by zatrzymać obraz warszawskiej, siermiężnej ulicy i nacieszyć oczy widokiem rowerów - składaków:):):)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 23:31, 13 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Dzięki Elfciu,
że odświeżyłaś ten ... temacik ale hmmmm, może się mylę ale wyczuwam jakowyś .... sarkazm w Twoich wspomnieniach tamtych czasów.
No cóż masz rację co do elementu szkoły i nauki ale zauważ, ze Twój przypadek był szczególny z racji tego, że realizowałaś się w skali, ze tak powiem ponadprogramowej.
Nie wiem o jakiej szkole marzyłaś i dlaczego dopiero później te marzenie zrealizowałaś, ale wydaje mi się, że w tamtej rzeczywistości wszelkie marzenia w dziedzinie kształcenia się, było można realizować łatwiej. Jakiś miesiąc temu zarejestrowałem się na Naszej Klasie i tym samym wróciłem do wspomnień ze szczenięcych i nie tylko lat. Ma to znaczenie o tyle, że wiele z moich koleżanek i kolegów to byli przybysze ze środowisk małomiasteczkowych żeby nie powiedzieć wiejskich , mieszkali w internacie i korzystali ze stypendiów. I co by nie powiedzieć wykorzystali swoją szansę i chyba ... zrealizowali swoje marzenia bo świadczy o tym ich dorobek życiowy w wielu przypadkach budzący wielki szacunek.
A w dzisiejszych czasach często zadaję sobie i innym pytanie .... czy taką szansę mają ich współcześni odpowiednich ????
I to by było na tyle z nadzieją, że ten temat będziemy kontynuowali.
Pozdrawiam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Fifcia
Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 0:19, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Elfciu???
FIFCIAM!:):):)
Marzeniem moim była szkoła pielęgniarska:) Zwykła pielęgniarska szkoła. Nie wolno mi było marzyc o niej, gdyż - jak mawiała moja Babcia - "lepsze panienki" (TAK!!!!) kończą PRZYZWOITE studia, wychodzą potem za mąż, haftują, (albo co?) rodzą dzieci, wychowują je przykładnie i bogobojnie, a nie spędzają nocy wśród obcych mężczyzn nie wiadomo jak się prowadząc i polując na doktora!:):):)Matko, jak ja tęsknię za swoją Babcią i jej wykładami, które kiedyś doprowadzały mnie do szewskiej pasji, a teraz tak bym chętnie posłuchała o "upadku społeczeństwa, które chodzi bez żadnego wychowania po ulicach i liże się jak psy i koty" Moja Kochana Babunia!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 0:25, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Fifcia napisał: |
Matko, jak ja tęsknię za swoją Babcią i jej wykładami, które kiedyś doprowadzały mnie do szewskiej pasji, a teraz tak bym chętnie posłuchała o "upadku społeczeństwa, które chodzi bez żadnego wychowania po ulicach i liże się jak psy i koty" Moja Kochana Babunia! |
Czyli jak w piosence
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 0:27, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
A propos ... Elfci
Doradź mi proszę ... Fifciu co mam brać na .... rozkojarzenie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Fifcia
Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 0:34, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Ależ Elfcia to żadne rozkojarzenie! To jakieś Twoje wyobrażenie, marzenie, fantazja, chęć, czy coś? :):):) Trzeba by poczytać Freuda
Bardzo zabawne zresztą, więc się nie przejmuj! NIKT NIGDY W ŻYCIU nie powiedział do mnie Elfciu:D....w każdym razie, nikt, kto mnie zna osobiście
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 0:45, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Fifcia napisał: | To jakieś Twoje wyobrażenie, marzenie, fantazja, chęć, czy coś? :):):) Trzeba by poczytać Freuda
Bardzo zabawne zresztą, więc się nie przejmuj! NIKT NIGDY W ŻYCIU nie powiedział do mnie Elfciu:D....w każdym razie, nikt, kto mnie zna osobiście |
Kamień serca, ze nie muszę się przejmować i nie trzeba chyba meczyć się ... nad Freudem.
To chyba ...zwykła skleroza
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 0:48, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Fifcia napisał: | a nie spędzają nocy wśród obcych mężczyzn nie wiadomo jak się prowadząc i polując na doktora!:):):) |
Zawsze mnie intrygowało zagadnienie odsetka małżeństw ... pielegniarsko-lekarskich
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Fifcia
Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 0:54, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
A dokładnie CO Cię tak intryguje????
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 0:59, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Ile np na oddziale, który liczy dajmy na to 30 pielegniarek ile z nich wyszło za lekarzy ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Fifcia
Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 1:08, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Oddział z 30 pielęgniarkami? MARZENIE ŚCIĘTEJ GŁOWY! Może w Klinikach Rządowych....
Nie mam pojęcia - odpowiadając na Twoje pytanie - nie pracuję w zawodzie kilka ładnych lat
ALE.....mam męża lekarza
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 1:13, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Czyli ... unik a ...Babcia jednak rację ... miała
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Fifcia
Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Pią 1:16, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Nie, nie miała! Otóż Babcia się myliła:D
A teraz idę sobie już spać:) Będę wspominać oranżadę w proszku i spódnice bananówki, które były szalenie modne, kiedy miałam 12 lat. Ach! Jaki świat był wtedy przyjazny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 1:24, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
To życzę ...spokojnej nocy Fifciu
A może lepiej .... nie ....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pią 23:48, 14 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
Element edukacji w tamtych czasach wprawdzie został z lekka poruszony, ale wniosków /wspólnych / jakby brak
A co z innymi ... "słabymi" punktami tamtych lat?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
DelMar
Dołączył: 30 Lis 2007
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z daleka ;-)
|
Wysłany: Pon 1:09, 24 Mar 2008 Temat postu: |
|
|
w51 napisał: | Zawsze mnie intrygowało zagadnienie odsetka małżeństw ... pielegniarsko-lekarskich |
Malo ich jest- najczesciej mozna jednak spotkac sie z nimi w szpitalach na peryferiach i klinikach w Czarnym Lesie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Wto 14:26, 02 Gru 2008 Temat postu: |
|
|
DEGENERACJA MŁODEGO POKOLENIA?
ARTYKUŁ: Haraczownicy z Gimnazjum
UPDATE ARTYKUŁ: Kto nie skacze ten z Żydzewa czyli czego ucza w Bełchatowiew
Jakby ktoś nie wierzył to Polarny był kiedyś młody, do góry sikał, na chleb mówił beb, a na księdza Zorro. Polarny kradł gruszki od sąsiadów, łamał czereśnie by mieć owoce na wynos, podpalił śmietnik, a nawet cegłówką rozwalił łeb koledze. W podstawówce polarni rodzice byli częstymi bywalcami gabinetu dyrektora.
Koledzy Polarnego nie byli lepsi. Jeden obciął po cichu koleżance warkocz żyletką na przyrodzie, inny podłożył fizyczce pod krzesło korki, a jeszcze inny wjechał junakiem do szkolnej szatni. W klasie mieliśmy jednego złodzieja, który miał nad sobą kuratora.
W szkole były bójki, były kradzieże, były wymuszenia, ale to wszystko nie przybierało form, jakie dziś zauważa się w szkołach.
Mimo tych wszystkich mankamentów natury wychowawczej w szkołach było normalnie, a uczniowie nie bali się budząc rano, że muszą iść znowu do szkoły.
W szkole widać było wyraźny podział na tych z marginesu i resztę uczniowskiego świata. Nikt z poza marginesu nie wdawał się specjalnie w bójki, nie uczestniczył w kradzieżach, wymuszeniach czy pobiciach. Nie było też przyzwolenia na działania marginesu. Społeczność szkolna alienowała tych złych i przez cały okres szkoły żyli oni ze stygmatem swoich czynów. Często w czasie różnego rodzaju przestępczych incydentów całe klasy stawały za poszkodowanym.
To było kiedyś. A dziś?
A dziś w szkołach grasują „gangi”, wymuszenia i pobicia zaczynają być standardem dnia codziennego, a młodociani dealerzy narkotyków są plagą wielu szkół w Polsce. Ustawki (kiedyś nie istniejące), nagrywanie przemocy na telefony, zamieszczanie zdjęć z dziewczęcych toalet w Internecie, czy też sfingowanych gwałtów są coraz częstszym zjawiskiem. Narkotyki, chwalenie się własną głupotą, eskalacja siły są dziś powszechnymi elementami życia społecznego szkół. Pobicia i zastraszanie nauczycieli, tak często dziś spotykane, kiedyś nie miały miejsca. Nauczyciel kiedyś był autorytetem, a dziś bardzo często jest wrogiem instytucjonalnym reprezentującym znienawidzony system.
Tak wiele osób broni dzisiejszą młodzież, że nie jest ona gorsza niż ta naście czy dziesiąt lat temu. Gówno prawda!!! Jest gorsza, na pewno nie wszyscy, ale coraz większa jej część, co widać na każdym kroku. Widać to po aktach wandalizmu, po uchlanych małolatach na trawnikach, po dziewięciolatkach jarających szlugi za szkołą.
Tak jak widać postępującą degenerację społeczeństwa na świecie i w Polsce, tak samo widać ją wśród młodzieży. Przestępstwa i wykroczenia, które kiedyś były domeną tylko tych z rodzin patologicznych i marginesu, dziś dotykają również normalne rodziny i wydawałoby sie normalne dzieci. Faktem jest, że i patologia rodziny zaczęła poszerzać swój zasięg pojęciowy. Co raz częściej spotyka się rodziny, które przy powierzchownym poznaniu wydają się normalnymi, a zagłębiając się w relacje w nich panujące okazuje się, że to patologia przez duże P.
Skąd się to bierze? Polarny twierdzi, że z kryzysu instytucji rodziny i olbrzymiego kryzysu świata wartości i autorytetu (nie tylko u nas w Polsce). Dziś wartością nadrzędną dla młodzieży staje się kasa i status materialny, a nie wiedza i umiejętności. Nauczyciel dawno przestał być autorytetem, a coraz częściej przestają być nim również rodzice. Kryzys wzorców sięga do najgłębszych pokładów świadomości dzieciaków. O ile JP II dla niektórych może być wzorcem, to kto nim jest dla tych, dla których kościół jest przeżytkiem?
Politycy szmacą się publicznie, przestępcy żyją bezkarnie z profitów jakie przynosi im nierząd i narkotyki, nauczyciele boją się być konsekwentni, aby nikt nie spalił im samochodu, a rodzice w pogoni pracą i sukcesem często są nieświadomi, co się dzieje z ich dziećmi.
Dziś wzorcami stają się piosenkarki, aktorzy, których życie i postępowanie bardzo często nie są żadnym wzorcem do naśladowania, bohaterowie gier komputerowych czy mangi. Świat wzorców i autorytetów leży na dnie przykryty warstwą multimedialnego mułu.
Czasami zastanawiam się dokąd prowadzi ta droga? Według mnie do nikąd. W ślepą uliczkę z której wyjściem jest samobójstwo, łatwy zysk w narkotykach, czy zdobywanie przyjaciół przez puszczanie się na prawo i lewo.
W prasie bije się od czasu do czasu na alarm przy okazji kolejnego pobicia, kolejnego gwałtu czy samobójstwa. Mnie tylko zastanawia, gdzie podziała się instytucje szkoły i rodziny? Instytucje, które kiedyś potrafiły radzić sobie z problemami egzystencjalnymi swoich wychowanków. Czy świat już tak wybiegł na przód, że nikt nie potrafi tego opanować? Aż boję się, pomyśleć, co będzie dalej.
WNIOSEK: PRZYSZŁOŚĆ JEST W RĘKACH MŁODYCH, A CO GDY NIE MAJĄ ONI PRZYSZŁOŚCI???????
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 11:42, 15 Cze 2019 Temat postu: |
|
|
Powrót do tytułowego tematu sprzed kilkunastu lat ale jakże boleśnie aktualny.
Kiedyś wychowywaliśmy się „na dziko”, dziś dzieci są pod kloszem i pełną kontrolą. I to jest nieszczęście
Dzieciństwo to przygoda, ryzyko, kłopoty, test samodzielności, odwagi, niepewności. Bez tego wychowujemy lalusiów podatnych na patologie.
Wychowanie dzieci to z jednej strony w coraz większym stopniu produkcja nieporadnych życiowo lalusiów, a z drugiej – osób bardzo podatnych na wszelkiego rodzaju manipulacje i patologie. Głównie wskutek niedostatku życiowego doświadczenia oraz głębokiego zanurzenia w sztucznym świecie generowanym i organizowanym przez nowe technologie. I to się chyba z każdym rokiem pogłębia. Do takich refleksji skłoniła mnie sprawa pozornie od wychowania odległa i właściwie techniczna. Oto „Gazeta Wyborcza” alarmuje 14 czerwca 2019 r., że „obecnie tylko 13 proc. ‘orlików’ jest w nienagannym stanie”. W latach 2008-2012 wybudowano 2604 kompleksy boisk sportowych w 1664 gminach. Wydano na nie miliard złotych. Miały „odciągnąć dzieci i młodzież od komórek i komputerów i wyprowadzenie na boiska”. I co się dzieje? Ano „trawa jest przetarta, łączenia między rolkami są rozklejone, z murawy wystaje wykładzina. Boiska są bez części nawierzchni lub z dziurami, co może powodować kontuzje podczas biegu, np. skręcenia kostek i kontuzje kolan”.
Co stan „orlików” ma wspólnego z wychowaniem dzieci? Z tych „zepsutych” po prostu się nie korzysta albo korzysta rzadko. I jest nie do pomyślenia, żeby dzieci same coś z tym zrobiły. W tym momencie przypomina mi się moje dzieciństwo. Owszem, mieliśmy jakieś szkolne czy miejskie boiska, ale większość naszych „aren”, to były tereny wyłącznie przez nas zagospodarowane. Jakieś kawałki placów, skrawki zieleni, ogródki tych, których rodzice je mieli i pozwalali nam coś na nich robić. Gdy z jednych nas przeganiano, urządzaliśmy inne. Sami zbijaliśmy i wkopywaliśmy bramki, budowaliśmy szałasy jako pomieszczenia techniczne, ustawialiśmy płotki do ćwiczeń, a przekopując ziemię i znosząc piasek z okolicy konstruowaliśmy skocznie w dal i wzwyż. Dorośli nam nie pomagali, a wręcz byli niepożądani. Czytaliśmy powieści Edmunda Niziurskiego, m.in. „Księgę urwisów”, „Sposób na Alcybiadesa”, „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”, „Klub włóczykijów”, „Naprzód, Wspaniali!”, „Adelo, zrozum mnie!”, „Awantura w Niekłaju” czy „Siódme wtajemniczenie”. I byliśmy przekonani, że są to książki o nas. Często nas inspirowały, ale też nasze przygody mogłyby zainspirować Edmunda Niziurskiego.
Gdy wspominam dzieciństwo i rozmawiam z kolegami, z którymi przeżywaliśmy wtedy przygody, dochodzimy do wniosku, że nasze pokolenie wychowywało się „na dziko”. Głównie na podwórkach. Często przez cały dzień rodzice nas nie kontrolowali, nie sprawdzali, nie wyznaczali ścieżek, nie decydowali o każdym kroku. I nie wynikało to z zaniedbań wychowawczych rodziców, lecz z przekonania, że dzieciństwo to także przygoda, ryzyko, kłopoty, test samodzielności, odwagi, niepewności, umiejętności współpracy z rówieśnikami. Że to egzamin z normalnego życia. Uczyliśmy się reagować na niebezpieczeństwo, tworzyliśmy własne systemy ostrzegania i neutralizowania zagrożeń. Rodzice nie mieli o tym pojęcia, chyba że chodziło o zagrożenie zdrowia czy życia.
Wielokrotnie mieliśmy pozdzierane do krwi kolana i podrapane wszystko, co wystawało spod ubrania. Nikt nas wtedy co chwila nie dezynfekował, nie przylepiał plastrów na zadrapania i nie owijał bandażami zranionych rąk i nóg. Co najwyżej przyklejaliśmy sobie na rany liście babki, jeśli rosła na podwórku. A jeśli nie, to rany i zadrapania albo same zasychały, albo zranione miejsca tak długo wachlowaliśmy, że krew przestawała się sączyć. Każdy wiedział, co trzeba zrobić, gdy ktoś się głębiej zranił, gdzie i co ucisnąć, przewiązać, podwiązać, osłonić, jak w razie potrzeby trafić do najbliższej stacji pogotowia ratunkowego albo przemknąć się do przychodni, gdzie lekarzem lub pielęgniarką było któreś z rodziców lub znajomych rodziców. Doświadczeń było dużo i z czasem bardzo sprawnie sobie radziliśmy z pierwszą pomocą, która zwykle wystarczała.
Właziliśmy na każde możliwe drzewo, często z nich spadając, a potem długo nie mogąc złapać oddechu. Obrzucaliśmy się nawet kamieniami czy kawałkami cegieł z innymi grupami, walczyliśmy kijami. Często ktoś obrywał, zwykle przypadkowo, bo jednak nie chcieliśmy sobie zrobić krzywdy, lecz bardzo rzadko ten ktoś potem płakał czy skarżył się na los. Mieliśmy porozrywane ubrania, obdrapane i ubrudzone buty i byliśmy umorusani niczym górnicy na przodku. Brudnymi rękami jedliśmy co popadło, nie myjąc owoców, nie przejmując się, gdy jedzenie spadło nam na ziemię. Otrzepywało się je z piachu i zjadało do końca. Piliśmy wodę z kranu, a nawet z naczyń podstawionych u wylotu rynien. Pochodziliśmy z różnych domów i rodzin, od robotniczych po profesorskie, ale na podwórku byliśmy równi. Dzieliliśmy się jedzeniem, dbaliśmy o to, by najedzeni byli przede wszystkim najmłodsi z nas. Trzymaliśmy „sztamę”, gdy jacyś rodzice byli zbyt wścibscy. Bardzo rzadko ktoś szpanował, z zasady nie było między nami takich prymusików jak Janusz „Duduś” Fąferski, bohater powieści Adama Bahdaja „Podróż za jeden uśmiech”.
Rodzice nie odwozili i nie odprowadzani nas do szkoły i z niej nie odbierali. Sami jeździliśmy tramwajami i autobusami, ci młodsi i mniejsi doglądani przez starsze rodzeństwo lub kolegów z podwórka bądź z tej samej ulicy. Ten system samopomocy działał perfekcyjnie i bardzo rzadko ktoś nam się gubił, a jeśli nawet, szybko go odnajdowaliśmy, bo mieliśmy specjalny system komunikacji alarmowej. Kiedy byliśmy w wieku umożliwiającym zdobycie karty rowerowej, zdobywaliśmy ją i jeśli dojeżdżanie do szkoły rowerem miało sens i było w miarę bezpieczne, robiliśmy to. Rodzice byli ostateczną instancją, gdy już sami i przy pomocy kolegów nie mogliśmy sobie z czymś poradzić. Ale nieuzasadnione zwracanie się o pomoc do rodziców uchodziło za przejaw bycia maminsynkiem, lalusiem, niezgułą.
Współcześni rodzice mogą argumentować, że kiedyś było bezpieczniej, mniej było patologii, mniejszy ruch na ulicach i generalnie mniej ryzykownie się żyło. Dla nas i naszych rodziców tak nie było. I my, i oni mieliśmy swoje strachy, lęki, obawy, w domach mówiliśmy o zagrożeniach i o tym, jak się przed nimi zabezpieczyć. I wtedy nie było tych wszystkich nowoczesnych środków inwigilacji i kontroli. Z powodu lęków i obaw nikt nie wpadał na pomysł, byśmy zmienili swój styl życia i sposób funkcjonowania. I nie wydaje się, byśmy wyrośli na gorszych ludzi, niż ci z pokoleń, które były i są wychowywane radykalnie inaczej niż my. Wielu wyrosło na profesorów, uznanych lekarzy, prawników, twórców.
Z punktu widzenia doświadczeń mojego dzieciństwa wydaje się, że obecnie dzieci żyją i wychowują się w jakimś sztucznym świecie, z wieloma protezami, które mają im życie ułatwiać, a ich bezpieczeństwo zwiększać, tylko efekt jest całkowicie przeciwny od zamierzonego. Współczesne dzieci wychowują się w czymś w rodzaju namiotu tlenowego, do którego nie przedostaje się wprawdzie żadna bakteria, ale po wyjściu z niego jest się całkowicie bezbronnym. Obecnie dzieci wychowują się w świecie sterylnym, sztucznym, oderwanym od prawdziwego życia. Wychowują się na osoby niesamodzielne, zalęknione, nieustannie podpierane i ubezpieczane przez rodziców. Dzieci są podglądane, sprawdzane, ogradzane kordonami sanitarnymi, płotami i śluzami, a mimo to, a może właśnie dlatego są bardziej niż kiedyś podatne na różne patologie.
Skoro obecnie nie dajemy dzieciom żyć prawdziwym życiem, część z nich sięga po narkotyki i alkohol, a przemoc staje się jedynym sposobem radzenia sobie z problemami. I jest paradoksem, że to życie „za kordonami” serwuje się dzieciom z troski o ich bezpieczeństwo, zdrowie, dobre wychowanie i wartościową edukację. Dlatego uważam, że dzieciństwo „na dziko” i wychowywanie się na podwórku, co było udziałem mojego pokolenia, ma głęboki sens. Byliśmy łobuziakami, ale to nasze łobuzerstwo nigdy nie było barbarzyńskie, zbudowane na przemocy, poniżeniu, dyskryminacji. Nie było też oderwane od kultury. Mieliśmy czas na ogniska muzyczne, zajęcia teatralne, biblioteki, zajęcia sportowe, konkursy i olimpiady. I uczestniczyliśmy w nich nie dlatego, że rodzice tak nam zaprogramowali życie, tylko dlatego, że sami tego chcieliśmy. To było naturalne uzupełnienie łobuzerki. Czasy są oczywiście nieporównywalne, ale może warto, by dzieciństwo „na dziko” nie było już tylko czymś, o czym można przeczytać w powieściach Edmunda Niziurskiego.
autor: Stanisław Janecki
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|