|
ŚWIATOWID czyli ... obserwator różnych stron życia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 8:31, 23 Wrz 2007 Temat postu: Kompleksy i fiksacje moralistów |
|
|
Dr Marek Jasiński
[link widoczny dla zalogowanych]
Psychoanaliza Zygmunta Freuda ma już 100 lat. Czy koncepcje tego wielkiego austriackiego neurologa i psychiatry bardzo się zestarzały?
– Założenia psychoanalizy Freuda były jak na tamte czasy bardzo rewolucyjne i postępowe. Powstanie terapii psychoanalitycznej było w jakimś stopniu rezultatem zapotrzebowania społecznego i przejawem problemów dominujących wśród pacjentów. Ale i współcześnie wiele podstawowych założeń Freuda jest akceptowanych i stosowanych w ramach terapii, jednak występuje mnóstwo modyfikacji, które okazały się niezbędne ze względu na wymogi współczesnej cywilizacji. Niewielu jest psychoanalityków stosujących ortodoksyjnie myśl Freudowską w swojej pracy.
Nowoczesność w psychoanalizie
Dlaczego?
– Ponieważ współcześnie pacjenci odwiedzający gabinety psychoanalityków są nierzadko znacznie głębiej zaburzeni, niż to było wcześniej, i wymagają często bardzo udoskonalonego podejścia terapeutycznego. Mówimy np. o bardzo popularnej formie zaburzenia borderline czy zaburzeniach narcystycznych. Za czasów Freuda występowały liczne postacie histerii i zaburzenia nerwicowe, neurotyczne. Teraz rzadko można spotkać typowego neurotyka ze stereotypowym zestawem objawów. To wszystko spowodowane jest m.in. większymi wymogami społecznymi, presją rozwoju, jaka dotyka każdego człowieka, i wielu ludzi płaci chorobą za niemożność dostosowania się do tych wymagań społecznych. Rzadko pacjent ma tylko jeden typ objawów, częściej dostrzegamy kilka typów zaburzeń łącznie, np. natury depresyjnej, psychotycznej, narcystycznej itd. Ktoś, kto chciałby pozostać przy ortodoksyjnej nauce Freuda, byłby skazany na trudności w udzielaniu pomocy pacjentowi, gdyż nie uwzględniałby współczesnych wymogów i bogactwa objawów. Zmieniły się też zasady settingu – obowiązujące w ramach kontaktu z pacjentem. Wcześniej analityk był bardziej zdystansowany wobec pacjenta, milczący, współcześnie jest zdecydowanie bardziej zaangażowany, aktywny i „obecny” w terapii.
Dość tłumienia seksu
Czy czas zweryfikował jedno z głównych założeń Freuda, że kluczem do zrozumienia psychiki człowieka jest jego popęd seksualny, któremu nadał nazwę libido?
– Freud nadawał priorytet popędowi seksualnemu, bo w ówczesnej Austrii podejście do seksu przypominało obyczaje wiktoriańskiej Anglii i wszelka dyskusja na ten temat była maksymalnie stłumiona. Dziś cywilizacja i kultura daje więcej możliwości ekspresji naszego popędu seksualnego. Ale to nie znaczy, że popędy nie są dziś tłumione. Można przyjąć, że im mocniej popęd seksualny jest tłumiony, tym mniejszą ma się nad nim kontrolę i tym większą ma nad nami władzę. I w tym sensie myśl Freuda się nie zestarzała. Krytykowano go niejednokrotnie za panseksualizm, za dominację seksu w jego rozważaniach o naturze ludzkiej, gdyby jednak żył w czasach współczesnych, nie musiałby tyle uwagi poświęcać zagadnieniom libido. Natomiast sama metoda działania psychoanalityka – m.in. analiza marzeń sennych pacjenta, bazowanie na jego wolnych skojarzeniach, analiza czynności pomyłkowych, interpretacja nieświadomości, bazowanie na tzw. przeniesieniu i przeciwprzeniesieniu stosowane przez Freuda – nie zmieniła się, nadal stanowi podstawowy materiał pracy, daje bowiem najpełniejszy dostęp do nieświadomości pacjenta. Sam zaś popęd seksualny zawsze budzi emocje. Lepsze możliwości jego ekspresji nie oznaczają wcale pełniejszej znajomości wszystkich mechanizmów, w tym także jego wpływu na nasze zachowanie.
Czy psychoanaliza jest nadal potrzebna?
– Tak. Rozwój człowieka polega w dużej mierze na odkryciu nieświadomych elementów we własnej psychice i ich wdrożeniu w całokształt funkcjonowania. Czasami w tym procesie musi pomóc terapeuta. Poprawnie zakończona psychoanaliza ma miejsce wtedy, gdy większość zasadniczych konfliktów i problemów wewnętrznych pacjenta została odkryta i przepracowana. Im mniej materiału nieświadomego wpływa na nasze postępowanie, tym lepiej, bo człowiek z natury nie dopuszcza do swej świadomości niczego, co burzyłoby jego wizerunek własny lub powodowało dyskomfort psychiczny czy wyzwalało lęki. Każdy ma wiele takich stłumionych, wypartych ze świadomości spraw. A to w przypadku różnych konfliktów powoduje silne stany lękowe, doprowadza do konieczności zmiany hierarchii wartości, wikła nas w problemy, które wymagają pilnego rozwiązania.
Na początku faza oralna
Zdaniem Freuda, problemy rozwojowe dziecięcej seksualności mają przemożny wpływ na funkcjonowanie w wieku dojrzałym. Czy tak jest w istocie?
– Odkrycie dziecięcej seksualności, która dziś wydaje się czymś oczywistym, było w czasach Freuda rewolucyjne, ale zarazem obrazoburcze i napotkało protesty obrońców moralności i estetów. Freud mówił np., że człowiek rodzi się jako istota biseksualna i polimorficzna seksualnie. Dziecko ma więc w swym repertuarze zachowań seksualnych takie, które w wieku dorosłym uznalibyśmy za patologię i przejaw dewiacji. Nadal przyjmujemy, że istnieją zidentyfikowane przez Freuda fazy rozwoju seksualnego z podziałem na oralną, analną, falliczną, czyli edypalną, utajoną i genitalną. Te wszystkie procesy występujące w odpowiednim czasie u dziecka mieszczą się w granicach normy, natomiast skutki zaburzeń w rozwoju psychoseksualnym dają o sobie znać zwykle w okresie dorastania i wieku dojrzałym. Dlatego jednym z zasadniczych elementów postępowania psychoanalityka jest analiza problemów z dzieciństwa, które konfrontujemy z aktualnym funkcjonowaniem pacjenta w wielu sferach. Jeśli pewne konflikty czy problemy z wczesnego okresu rozwoju nie zostały pomyślnie rozwiązane na poszczególnych fazach rozwoju psychoseksualnego, następuje coś, co Freud nazywał fiksacją, zatrzymaniem się na pewnej fazie rozwoju, co skutkuje określonymi zaburzeniami w wieku dorosłym. Współczesny psychoanalityk nie tylko poszukuje takich problemów w dzieciństwie, ale zastanawia się też, czy w obecnej sytuacji pacjenta nie aktualizują się wcześniej zaistniałe konflikty, które zupełnie nieświadomie powtarzamy, choć świadomie możemy być temu przeciwni.
Zdaniem Freuda, kluczem do rozumienia seksualności człowieka jest kompleks Edypa, który jest dla niego jednym z najważniejszych, jeśli nie jedynym kompleksem.
– To jest nadal obowiązujące uogólnienie. Freud, który skorzystał tutaj z mitologicznych skojarzeń, stwierdził, że dziecko szczególnym przywiązaniem zaczyna darzyć rodzica płci przeciwnej, syn – matkę, córka – ojca, a zarazem rywalizuje z rodzicem tej samej płci. Na wczesnym etapie swego rozwoju, tj. ok. trzeciego roku życia, chłopiec zauważa, że matka nie jest wyłącznie jego własnością, a w walce o jej względy ojciec staje się rywalem. Chłopiec zaczyna mieć sprzeczne odczucia wobec ojca, nienawidzi go, bo odbiera mu matkę, ale również kocha i zaczyna podziwiać go i naśladować. Freud uważał, że poprawne rozwiązanie tego konfliktu leży wręcz u podłoża moralności człowieka i rozwoju superego, powstawania u niego pewnych wzorów i ideałów.
konto u mamy
A co się dzieje, jeśli na tym etapie występują zaburzenia?
– Wtedy może dochodzić do licznych zachwiań w późniejszym rozwoju. Np. fizyczna i psychiczna nieobecność ojca w domu może sprawić, że dziecko nie ma dobrego wzorca do identyfikacji, chłopiec nie będzie się też czuł silny jako mężczyzna i nie będzie mógł ujawnić w pełni swojej potencji. Trudności w poprawnym rozwiązaniu kompleksu Edypa mszczą się później w różnych relacjach w wieku późniejszym, stają u podstaw kłopotów małżeńskich, rodzinnych i społecznych. Natomiast poprawnie rozwiązany kompleks Edypa, który jest czymś uniwersalnym i dotyczy każdego chłopca, tak jak kompleks Elektry dotyczy każdej dziewczynki, wcale nie oznacza eliminacji ojca (matki), lecz stanowi bodziec do głębszego naśladowania jego cech. Chłopiec tłumi nienawiść do ojca w obawie przed karą i zaczyna posługiwać się następującą strategią: zamiast zwalczać ojca, mogę zacząć go naśladować, wtedy tak jak on zdobędę matkę, zyskam jej uczucia. W każdym razie nadal wychodzi się z założenia, że objawy i ślady różnych problemów dorosłego człowieka mają źródło w przeżyciach dzieciństwa, a szczególnie ważne jest tutaj pierwsze trzy-pięć lat życia, odpowiadające za wiele konfliktów i problemów w wieku dorosłym. Tam szukać trzeba elementów konfliktu lub traumy. Stąd biorą się skomplikowane i niejednokrotnie trudne relacje mężczyzn z kobietami, którym próbuje się ograniczać wolność, a także z innymi mężczyznami, których traktuje się jako bezwzględnych rywali albo bez walki oddaje im pole.
Czy współcześnie wyciągamy właściwe wnioski z nauki psychoanalizy? Czy nie ulegamy zbyt łatwo różnej maści moralistom, piętnującym i karzącym za każdą odmienność, jak nie przymierzając o. Tadeusz Rydzyk?
– W przypadku wielu osób, w tym także duchownych, wyparte elementy popędowe sprawiają, że mogą one stać się silniejszymi propagatorami czystości, karzącymi i często nieobiektywnymi, zwalczającymi seksualność u innych, bo same nie mogą czerpać z tego satysfakcji. Osoby szczęśliwe w swojej seksualności nie będą miały powodów, by gromić takie zachowania u innych. Natomiast u tych, którzy tłumią swoje popędy i z tego powodu odczuwają cierpienie, często pojawiają się skrajne postawy antyseksualne.
Jaki kompleks można przypisać osobie, która jest już dorosła, pracuje, ale nie ma własnego konta w banku, tylko korzysta z konta matki?
– To pokazuje element zależności, trudności separacyjne osoby, która cały czas chce się żywić matką, korzystać z matki i z jej „konta psychicznego”. Być może tak jest dla niego wygodnie, że nie chce uznać własnej samodzielności. Ktoś taki uznaje, że nie wyrósł, i korzysta z zasobów matki. Zapewne gdyby matka nie była tym zainteresowana, sytuacja by się zmieniła, ale w ten sposób utrzymuje syna w bliskiej relacji. Wygląda na to, że obie strony są tym zainteresowane.
I polityk ma prawo do szczęścia
Czy niezaspokojone popędy można skierować na inne dziedziny aktywności ludzkiej, np. poświęcić się pracy?
– Występuje czasami zjawisko sublimacji popędu seksualnego poprzez zaangażowanie w innych sferach aktywności twórczej, np. muzycznej, plastycznej, także politycznej. Popęd jest wówczas realizowany innymi kanałami, przemieniony i inaczej ukierunkowany, ale w przypadku popędu seksualnego, który jest bardzo mocny, pełna sublimacja może być dość chwiejna. Raczej dochodzi do kompensacji, a w treści tworzonych dzieł dają o sobie znać pewne elementy seksualności.
Czy w przypadku decyzji polityków również? Jak np. zinterpretować zakaz wydany dla tzw. Parady Wolności w Warszawie?
– Być może pewne obsesje na tym tle skutkują zubożeniem spojrzenia, nietolerancją, której efektem jest zakaz prawny.
Czy psychoanalizą można wyleczyć człowieka z obsesji i konfliktów?
– Tak. Człowiek po terapii analitycznej ma więcej możliwości wyboru. Nawet jeśli do tej pory większość jego działań prowadziła do destrukcji, teraz – więcej o sobie wiedząc – może wybierać pomiędzy destrukcją a działaniami konstruktywnymi. Wie, że może doprowadzić do samozniszczenia, może nawet popełnić samobójstwo, ale już nie jest ubezwłasnowolniony, ma duże spektrum różnych możliwości, dokonywania wyborów. Dobrze rozwinięty człowiek ma szansę być szczęśliwym, radosnym, ale także wziąć na siebie cierpienie i ponieść konsekwencje swoich decyzji. Skandynawski psychoanalityk Shostrom wyraził pogląd, że człowiek zdrowy psychicznie umie wyrażać siebie w czterech płaszczyznach: miłości, gniewu, siły i słabości. Niestety większość ludzi oscyluje wokół tylko jednej z tych emocji. Niektórym osobom łatwiej przychodzi okazywanie gniewu, złości, wyrażanie niezadowolenia czy pretensji, a znacznie trudniej okazują ciepło i miłość. Są i tacy, którzy łatwo ujawniają wszelkie słabości, mają za to ogromny problem w zaprezentowaniu swoich potencji.
Dr Marek Jasiński - psychoanalityk i seksuolog kliniczny. Adiunkt w Katedrze Psychopatologii i Psychoterapii Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizuje się w psychoanalizie, psychologii klinicznej i psychoterapii. Zajmował się też seksuologią pod kierunkiem prof. Kazimierza Imielińskiego. W 1996 r. obronił na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej ATK pracę doktorską pt. „Psychospołeczne uwarunkowania postaw wobec metod regulacji poczęć”.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Sob 22:31, 05 Sty 2008 Temat postu: |
|
|
Ludzie roku Bronisław Łagowski
Dziennikarze w Polsce z zapałem podejmują się roli agitatorów w dobrej lub złej sprawie, ale z trudnością im przychodzi zwykłe stwierdzanie faktów.
Amerykański tygodnik „Time” wyróżnił obecnego prezydenta Rosji tytułem „człowieka roku” za „wyjątkowe osiągnięcia przywódcze”. Uzasadnił to następująco (cytuję za „Gazetą Wyborczą”): „Putin przejął kraj pogrążony w chaosie i doprowadził go do stabilizacji... Z nieustraszoną wytrwałością, jasną wizją tego, jakim krajem Rosja powinna się stać..., Putin przywrócił Rosję na mapę świata...”. „Time” nazywa Rosję pod rządami Putina „podporą XXI w.” w świecie wstrząsanym wojną w Iraku czy wzrostem potęgi Chin.
Polskim mediom, które nieustannie agitują przeciw Putinowi, jakby on kandydował na prezydenta Polski, wybór tygodnika „Time” mało powiedzieć, że się nie podobał – on je zdezawuował i według ich własnego samopoczucia poniżył. Żeby „człowieka roku” 2007 przy tej okazji znowu przedstawić w złym świetle, dziennikarze przypominają, że „ludźmi roku” „Time'a” byli m.in. Hitler, Stalin i Chomeini.
Multimedialny komentator Bartosz Węglarczyk wchodzi głębiej w pokrętne motywy amerykańskiego tygodnika i dochodzi do wniosku, że „w tym roku na tę nagrodę bardziej zasługiwała od Putina choćby Anna Politkowska”. Figurowanie w towarzystwie Hitlera, Stalina i Chomeiniego szkodzi reputacji Putina, ale wizerunkowi Anny Politkowskiej by nie szkodziło.
Była nadzieja, że postanowienie tygodnika „Time” wywoła burzę protestów w Ameryce i na świecie, ale polskich komentatorów po raz drugi spotkał zawód. Sprzeciwy były słabe, nieliczne i mało znaczące. Burza, jeżeli była, to w szklance wody moskiewskich antyputinowców. Sławny szachista Garri Kasparow, pretendujący ostatnio do przewodzenia narodowi rosyjskiemu, uznał, że „Time” tchórzliwie uległ „oficjalnej kremlowskiej propagandzie”. Godni politowania są ci amerykańscy redaktorzy; znajdują się tak daleko od Kremla, a mimo to boją się mieć własne zdanie.
O Putinie do tej pory wiedziałem tyle co przeciętny czytelnik gazet i niesystematyczny oglądacz telewizji, czasem też zagranicznej. Postaram się dowiedzieć więcej, bo mnie ten Putin zaczyna zastanawiać. Gdy objął władzę, widziało się w nim „zapadnika”, okcydentalistę zapatrzonego we wzory niemieckie. Taką treść miały jego wypowiedzi i taką wymowę podejmowane decyzje. Historyk idei, inaczej niż polityk, chcąc rozpoznać zjawisko, szuka tradycji, z której może się ono wywodzić i która może je uczynić zrozumialszym. Putina, ze względu na jego proniemieckie nastawienie kulturalne, a także technikę działania, można umieścić w nurcie niemieckich wpływów w Rosji. Nie trzeba sięgać aż do Katarzyny II. Dziewiętnastowieczną Rosją rządzili carowie, z których każdy miał matkę Niemkę. Hierarchia biurokratyczna i wojskowa była poprzetykana baronami bałtyckimi. Niemcy akceptowali rosyjski autorytaryzm, ale wnosili do niego trochę racjonalizmu i prawa, co było przesłanką do „uzachodnienia” Rosji. Wszystko razem wziąwszy, można mówić o niemieckim śladzie w kulturze politycznej Rosji. To jest ten nurt, ta tradycja, w której można umieścić Putina i do której on w rzeczywistości nawiązuje. Niczego odpowiedniejszego dla dzisiejszej Rosji nikt na razie nie wymyślił. Przewidywanie, że Rosja będzie się z czasem demokratyzować, nie jest obciążone dużym ryzykiem błędu, ale wątpię, żeby ludzie pokroju Kasparowa, Limonowa, Sergieja Kowaliowa, Bukowskiego czy tak uwielbianych w Polsce nawróconych szpiegów (Gordijewski, Suworow) do tego się przyczyniali. Oni należą raczej do tradycji „biesów” opisanych przez Dostojewskiego. Poglądy, jakie oni głoszą, są tak odległe od dzisiejszych realnych problemów Rosji, że już przez tę odległość są szkodliwe, a niekiedy też niebezpieczne.
Czytałem trochę, nie całą, książkę Anny Politkowskiej. Jest tam dużo prawdy, trudno zaprzeczyć, że więzi społeczne w Rosji są słabe i nie mają odpowiedniego instytucjonalnego kształtu. Jeżeli o społeczeństwie polskim można powiedzieć słowami Norwida, że jest ono „żadne”, to rosyjskie jest jeszcze bardziej żadne. Ale tak jak Polacy ratują się ucieczką w naród, tak Rosjanie szukają schronienia w państwie. W czym innym mogą je znaleźć? W „społeczeństwie obywatelskim” dysydentów?
Porównano Kaczyńskiego do Putina, co dawało efekt komiczny. Kto się obraził? Oczywiście cała medialna IV RP. Zwłaszcza dziennikarze obsługujący PiS obrazili się w imieniu Kaczyńskiego i swoim. Wątpię, żeby który z panów Kaczyńskich kiedykolwiek otrzymał zagraniczne wyróżnienie za „wyjątkowe osiągnięcie przywódcze”. Na niczym innym im tak nie zależy jak na osiągnięciach przywódczych. I nie ma tych osiągnięć.
Źle się dzieje w państwie ruskim – wołają liberalni Hamleci w Moskwie. Czy w Polsce dzieje się lepiej? Wrócimy do tematu, gdy rosyjskie służby superspecjalne będą odrolniać działki nad Bajkałem, fałszować po kilkadziesiąt dokumentów w tym celu, żeby w efekcie końcowym jaki wicepremier dotknął walizki z pieniędzmi i żeby można go złapać za rękę, zakuć w kajdanki, sfilmować i przejąć jego partię. Albo gdy amant z tych superspecjalnych służb do zwalczania korupcji wybierze sobie posłankę z Dumy, którą przez dziewięć miesięcy będzie tak urabiał, że ona wreszcie weźmie do swoich rąk 50 tysięcy rubli w takim momencie, gdy za drzwiami będą już na to czekać faceci gotowi do założenia jej kajdanek. Nie są to oczywiście metody KGB-owskie, ale kto powiedział, że nie można przewyższyć KGB pod względem podłości metod? Tylko że to się nie kwalifikuje do wyjątkowych osiągnięć przywódczych.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Nie 8:42, 10 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Fantomatyczny ból Bronisław Łagowski
W krajach, gdzie panuje surowa cenzura, zakazane emocje polityczne nie przestają szukać na wszystkie strony sposobu dojścia do świadomości innych ludzi. Przez każdą szczelinę zakazów próbują przedostać się do opinii publicznej. Najlepsze okazje daje teatr. Pod reżimem cenzury teatr staje się instytucją polityczną, a reżyserzy i aktorzy chodzą w aureoli bojowników o sprawę narodową. Historia polskiego teatru dostarcza na to wiele przykładów. (...)
Z okazji czterdziestej rocznicy wystawienia "Dziadów" w Teatrze Narodowym, a potem zdjęcia ich ze sceny, Adam Michnik napisał w "Gazecie Wyborczej": "Sprzeciw wobec konfiskaty »Dziadów« wpisał się dla nas w najpiękniejszy nurt tradycji narodowej... Broniliśmy »Dziadów«, gdyż broniliśmy kultury, wolności i godności polskiej przed Chamem i Ciemniakiem". Pod władzą tych ciemnych sił "miała to być Polska ocenzurowana z Mickiewicza i tradycji wolnościowej... 40 lat temu Polska demokratyczna przegrała z Polską dyktatury czarnosecinno-sowieckiej...". Co do ostatniego zdania: nie zauważono, żeby Polska po zdjęciu "Dziadów" była mniej demokratyczna niż przedtem. Słyszałem zdania przeciwne. Profesor Henryk Wereszycki, wybitny historyk, twierdził na seminarium według dzisiejszego języka konspiracyjnym, że po 1968 r. poszerzył się margines swobody badań nad historią najnowszą. (...)
Zadziwia mnie afektacja i sardoniczno-patetyczny ton, z jakim Michnik pisze o zdarzeniu, jakie miało miejsce prawie pół wieku temu i które on zna od podszewki. Zastanawiam się, dlaczego ówczesne wrogości przenosi w dzisiejszą sytuację i dlaczego z taką namiętnością stara się je ożywić. Jeśli się uwzględni, że polityka historyczna kaczystów (termin uprawniony jak peronizm, frankizm czy maoizm) polegała z grubsza na tym samym i tylko inaczej rozkładała akcenty, to wystąpienie Michnika trzeba interpretować jako rywalizację w ramach obozu solidarnościowego o to, kto był i jest najbardziej zasłużonym wrogiem PRL-u, czyli tak zwanego komunizmu. Zwycięstwo Michnika, teoretycznie biorąc, jest możliwe, ale będzie ono tylko platoniczne. Korzyść odniosą rywale, bo oni mają klucze do schowków IPN-u. W tej rywalizacji Michnik może wyśmiać, wyszydzić przeciwników z postsolidarności, ale sama ta rywalizacja jest politycznie korzystna dla nich, a nie dla strony, którą on reprezentuje. Kaczyści doszli do władzy nie dzięki swoim zdolnościom - nie są zdolni, to "popaprańcy" - lecz wskutek tego, że cały obóz postsolidarnościowy wykreował i narzucił społeczeństwu mit, że nikt spoza tego obozu nie ma moralnego prawa do rządzenia Polską. (...) W rywalizacji o pierwszeństwo w antykomunizmie (antypeerelizmie) wygrać muszą i wygrywają realnie nieodpowiedzialne oszołomy i półgłówki, bo ci są w tej konkurencji nie do pokonania. Pozbyć się ich i zrobić miejsce merytokracji, ludziom kompetentnym i czującym ciężar rzeczywistości można tylko w jeden sposób: wprowadzić polityczną zasadę przedawnienia. Realnie żyjemy dziś, a nie czterdzieści lat temu, i czas się w tamtą stronę nie odwróci. "Dziady" można sobie teraz odgrywać dowolną ilość razy i to powinno wystarczyć miłośnikom "Dziadów" jako rekompensata. Niektórzy tak płaczą po tamtych "Dziadach", jakby im Dejmkowskiego przedstawienia przez czterdzieści lat brakowało.
Gdy Adam Michnik pisze, że "broniliśmy »Dziadów«" przed rządzącymi Chamami i Ciemniakami, to trzeba przypomnieć (młodzi wierzą w niesamowite fantazje IPN na temat tamtych czasów) najpierw, że dzieła Mickiewicza były w PRL przed 1968 r. i po nim wydawane w setkach tysięcy egzemplarzy, do ich czytania i uczenia się na pamięć przymuszała szkoła, "Dziady" były wystawiane kilka razy. Po raz pierwszy jeszcze w czasach Bierutowskich, w 1955 r. Na przedstawieniu premierowym byli obecni najwyżsi dygnitarze komunistyczni, "ministrowie płakali", pisał cytowany przez Michnika Jan Kott. Przedstawienie obejrzał także marszałek Rokossowski. Gdyby "Dziady" zostały wystawione kilka lat wcześniej, nie wykluczam, że podobałyby się samemu Stalinowi. Dlaczego? Ponieważ bolszewicka polityka historyczna była skupiona głównie na zwalczaniu carskiej Rosji. Dramat Mickiewicza nie był z tym sprzeczny, przeciwnie, do antycarskiego schematu dodawał wzruszające anegdoty i fabułki oraz piękne rymy. W latach 60. zmieniły się nastroje, zarówno w Polsce, jak w Rosji odnowił się nacjonalizm. Warszawska widownia hucznymi brawami witała padające ze sceny słowa o antyrosyjskiej wymowie.(...) Władza stanęła przed dylematem: tolerować demonstracje antyradzieckie w Warszawie, w miejscu przeznaczonym na pokaz, albo zakazać przedstawienia i narazić się opinii publicznej. Gomułka wybrał to drugie, co nie znaczy, że był Chamem. Był niezręczny. Michnik pisze o tym wszystkim na koturnach. Mnie bardziej przemawia do przekonania to, co jego przyjaciel Seweryn Blumsztajn, też uczestnik tamtych wydarzeń, powiedział dzisiaj w telewizji ze złośliwym uśmieszkiem: władza dała nam do rąk sztandar narodowy, dlaczego nie mieliśmy go wziąć? (...)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Pon 18:45, 01 Lut 2010 Temat postu: |
|
|
Wulgaryzmy w sieci mniej wulgarne
Granice dopuszczalnej krytyki na forach internetowych są szersze niż możliwości krytyki osób nieuczestniczących w takich dyskusjach.
Sformułowania, które można by uznać za obraźliwe w powszechnej komunikacji, niekoniecznie naruszają dobra osobiste, jeżeli są użyte na forum internetowym.
Aktywny uczestnik forów internetowych, będąc osobą znaną i rozpoznawalną w tej społeczności, jest w tym znaczeniu i dla tego środowiska osobą publiczną.
Tak orzekł Sąd Apelacyjny we Wrocławiu. Internauta, jako osoba publiczna, uczestnicząc w dyskusji i wygłaszając swoje poglądy, wyraża zgodę na ich ocenę i musi się liczyć z tym, że zostaną one poddane krytyce innych użytkowników oraz wykazać większy stopień tolerancji i odporności wobec niepochlebnych opinii, a nawet brutalnych ataków.
Granice dopuszczalnej krytyki w internecie są bowiem szersze niż w przypadku osób nieuczestniczących w takiej dyskusji. Dokonywanie ocen zachowań i wypowiedzi osób publicznych, o ile oceny te nie wykraczają poza akceptowane społecznie standardy, nie jest działaniem bezprawnym. Co więcej, zdaniem sądu apelacyjnego – analiza społecznie akceptowanych standardów wypowiedzi musi uwzględniać fakt, że język internautów jest dosadny, skrótowy, często odbiega od sposobu komunikacji, jaki obowiązuje w społeczeństwie.
Używanie wulgaryzmów w sieci, które służą podkreśleniu ekspresji wypowiedzi, jest powszechnie akceptowane. Sformułowania, które można by uznać za obraźliwe w powszechnej komunikacji, niekoniecznie naruszają dobra osobiste, jeżeli są użyte na forum internetowym.
Sygn. akt I ACa 949/09
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|