|
ŚWIATOWID czyli ... obserwator różnych stron życia
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Wto 7:46, 24 Lip 2007 Temat postu: Wszyscy kiedyś ...umrzemy |
|
|
ale ważne oprócz tego że gdzie i kiedy, to w jakim towarzystwie.
Okazuje się, że .... nie opłaca się umierać w ...samotności
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 12:04, 26 Lip 2007 Temat postu: |
|
|
Zdrowy rozsądek zaginął zupełnie
Z prof. Magdaleną Środą, etykiem z Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Jan Złotorowicz
Czy żałoba trzydniowa jest lepsza, bardziej wnikliwa i refleksyjna niż żałoba jednodniowa?–
To jest oczywiście absurdalne. Robienie trzydniowej żałoby wydaje mi się przesadą. Poza tym ja ciągle zadaję sobie pytanie, czy tu chodzi o liczbę zabitych, czy o to, że to było za granicą, czy może o to, że to byli gwarantowani katolicy. Nawet słyszałam, jak zastanawiano się, czy przed wypadkiem wzięli komunię świętą. Nieszczęśliwych wypadków jest pełno, ale dawno takiego szumu, czy nawet igrzysk nie było. Nasz rząd zrobił z tej żałoby rodzaj spektaklu, pokazują, że są nie tylko władzą opiekuńczą, ale i nadopiekuńczą.
Nie tylko rząd. Media wręcz wymuszały tę żałobę. Gazety tropiły ludzi, którzy jej nie obchodzili, a do telewizji zapraszano muzyków, żeby opowiadali, że w czasie żałoby nie należy dawać koncertów.
A ja z kolei słyszałam w radiu informację o apelach rozsądnych ludzi, którzy dziwili się, skąd taka nagła, nadzwyczajna opieka państwa nad ofiarami. Oburzeni dziennikarze mówili, że takie głosy są tak skandaliczne, że nawet nie będą tego komentować. Zdrowy rozsądek zaginął już zupełnie. Podejrzewam, że ta ostentacja bierze się z tego, że ofiary tej tragedii to pielgrzymi. Łatwiej jest nam żałować ludzi, którzy zginęli podczas wyjazdu na pielgrzymkę, niż ludzi, którzy zginęli na wakacjach – że tak powiem – hedonistycznych.
Liczba zabitych z całą pewnością nie była czynnikiem decydującym. Podczas każdego długiego weekendu na drogach ginie podobna liczba ludzi i żałoby narodowej się nie ogłasza.
Sceptycy już mówili, że jak widzimy słoneczko codziennie, to ono nas nie dziwi, choć jest tak naprawdę bardziej fascynujące i ważniejsze niż kometa, która na niebie pojawia się raz na kilkadziesiąt lat. Być może na rządzie naszym wrażenie robi to, że ta liczba zabitych jest „skumulowana”. Nie wiem, nie jestem w stanie wytłumaczyć tego wszystkiego. Stała się tragedia, jej ofiarom należy oczywiście pomóc. Ale ta tragedia to rzecz prywatna, intymna. Robienie z tego atutów wyborczych, bo nie ulega wątpliwości, że gra tu polityczny cynizm, jest rzeczą żałosną. Tym bardziej przygnębiające jest to, że poszli za tym dziennikarze. Już słyszałam głosy w mediach, że Rolling Stones powinni zmienić swój repertuar itd. Podejrzewam, że gdyby mnie dotknęła taka osobista tragedia, to ten rodzaj rządowo-medialnego spektaklu uważałabym za absolutnie nie na miejscu.
Koncert Rolling Stones jest dobrym przykładem na to, jak żałoba zderzyła się z rzeczywistością. Było oczekiwanie, że będzie on odwołany, co okazało się niemożliwe. Za to Caritas zapowiedział, że nie przyjmie pieniędzy, jakie organizatorzy koncertu mieli przekazać tej instytucji na cele społeczne.
Żałoba jest czymś niesłychanie ważnym, jeśli zachowuje swoją intymność. Trudno mi sobie wyobrazić, że uczestnik koncertu Rolling Stones, czy mieszkaniec Bieszczad, któremu właśnie zmarła mama, serio uczestniczą w żałobie narodowej. Taka żałoba ma sens, kiedy oddaje się honor osobom publicznym. A w tym wypadku to nie powinno być tak eksponowane. To już przybiera rozmiar groteski jak u Mrożka. I wielu ludziom trudno jest poważnie coś takiego traktować. Co gorsza, jest blokada. Nikt tego nie powie na głos, wszyscy udają, że tak właśnie powinno być.
Było takie oczekiwanie, że kraj zamknie się na głucho na te trzy dni. A jak w międzyczasie dwaj posłowie wyszli z klubu Samoobrony, to jeden z nich proszony o komentarz oznajmił, że nie będzie tego komentować, bo trwa żałoba narodowa.
To może należało zabronić oglądania telewizji, albo przynajmniej pokazywania się w niej posłom. Absencja od mediów – to może byłaby dobra forma wyznawania wiary religijnej.
A tak naprawdę, w ludzkich warunkach, w jaki sposób cały naród powinien przeżywać taką żałobę?
Ja nie wiem, czy w ogóle cały naród może przeżywać taką tragedię. Ludzie giną, szczególnie na drogach, cały czas. Gdyby media dostały histerii, to żylibyśmy w permanentnej żałobie narodowej. Dlatego ja nie widzę powodów do ogłaszania tak ostentacyjnej żałoby narodowej. Jeśli już to symboliczna – opuszczenie flag do połowy masztu, kiry na flagach itd. Zamiast żałoby powinna być konkretna, mało medialna pomoc. A tak w ogóle to rząd powinien po tej tragedii zmienić sposób kontroli autobusów wycieczkowych. A to jeżdżenie pana prezydenta do Francji, te głośne deklaracje, ten szantaż emocjonalny to wszystko jest coś okropnego.
Od dzisiaj nie ma już oficjalnej żałoby. Co dalej?
Z całą pewnością rodziny tych ludzi dalej będą w żałobie. A ten szum medialno-polityczny skończy się, jak ręką odjął. Wróci polityka, przecież igrzyska dalej trwają. Za tydzień nikt już nie będzie pamiętał, jak się nazywała ta miejscowość, albo nawet, co się zdarzyło. [b]Prawda jest taka, że największe rzeczy robi się bez potrzeby chwały, w cichości. A to dudnienie trąbami jest czymś sztucznym, absolutnie pozoranckim i przedwyborczym. [/b]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
w51
Administrator
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 5491
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gliwice
|
Wysłany: Czw 20:18, 09 Wrz 2010 Temat postu: |
|
|
Dawcy życia - reportaż [WIDEO]
Minęła północ. Pod izbą przyjęć warszawskiego szpitala na Banacha czeka transplantacyjna karetka. Za chwilę zabierze dwóch chirurgów i instrumentariuszkę - zespół transplantacyjny z Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej Transplantacyjnej i Wątroby. Wszystkich wyrwał z domów telefon od Aleksandry Dołęgi, koordynatora ds. transplantacji. Taki telefon to dobra wiadomość, oznacza, że gdzieś w Polsce jest dawca narządów, czyli dawca życia dla ludzi, dla których przeszczep jest ostatnią szansą - grzybiarzy po sromotniku i gospodyń domowych z nowotworem wczepionym w wątrobę.
Potencjalny dawca jest 300 kilometrów stąd, na północ. To 47-letni mężczyzna. Był zdrowy, w pełni sił. A przedwczoraj po prostu się przewrócił. Potem okazało się, że to tętniak, który pękł w mózgu. Lekarze stwierdzają śmierć mózgu, nie ma wątpliwości, że gdyby nie aparatura podtrzymująca, serce przestałoby bić. Mężczyzna ma żonę i dziecko. Pomimo tragedii było ich stać na tę decyzję. Może śmierć, która zdemolowała ich życie, uratuje tatę lub mamę innego dziecka.
Chirurg, doktor Michał Korba przyjeżdża pod szpital rowerem. Czekają już Marzena Wyrwich, instrumentariuszka i drugi chirurg (dziś będzie asystował) Sebastian Piotrowicz.
W karetce Dr Korba zasypia w ułamku sekundy, Marzena raczej w karetkach nie śpi i bardzo nie lubi siedzieć z tyłu, od czasu, gdy jadąc miała wypadek w "erce". Wszyscy są młodzi, mają około trzydziestki. Które to już pobranie? - Dwusetne? - zastanawia się Korba, ale nie ma pewności, stracił rachubę. Bardzo dobrze pamięta tylko dwa pobrania. Od dzieci. Ale nie chce o tym mówić.
Nie myślimy pacjent, myślimy dawca
Każdy wyjazd to niewiadoma i kop adrenaliny. Już na miejscu, po otwarciu brzucha może okazać się, że wątroba nie będzie się nadawać do przeszczepu, bo jest chora, ma jakieś anomalia albo wyniki badań histopatologicznych są niepokojące. Chirurgom skacze adrenalina, gdy organizm dawcy zaczyna gasnąć pomimo aparatury podtrzymującej krążenie. Jeśli krążenie zatrzyma się zanim wątroba zostanie wyjęta, trzeba odstąpić od pobrania. Wysiłek kilkunastu osób idzie na marne, a choremu, który na nią czekał, trzeba powiedzieć, że "niestety, jeszcze nie teraz".
Szpital w mieście wojewódzkim nad ranem świeci pustkami. Wyludnione korytarze, hałasuje tylko wózek z izotermicznym pojemnikiem na narządy, ciągnięty przez chirurga. Do sali operacyjnej wjeżdża wózek z intensywnej terapii, na nim człowiek przypięty do aparatury, która utrzymuje krążenie krwi. Wygląda jakby spał, ciało ma normalny kolor, paznokcie rosną. To jest trudne i emocjonalnie kosztowne: - Nigdy nie patrzymy na twarze - mówi Marzena Wyrwich. Nie myślimy "pacjent", myślimy "dawca". A jeśli jeszcze trafi się młode ciało, ładne ciało, to robi się tak średnio.....- urywa. - To nie znaczy, że mamy do tego człowieka stosunek instrumentalny, że traktujemy go przedmiotowo. Po prostu musimy zachować dystans do tego co robimy, inaczej byśmy powariowali.
Bardzo ładna wątroba
Czym różni się taka operacja od innej? Tym, że pacjent już nie wraca na salę. Tym, że operując tego człowieka ratuje się zupełnie innego. Samo pobranie wątroby trwa około dwóch godzin, ale cała wyprawa wraz z przygotowaniem dawcy do pobrania to kilkanaście godzin pracy.
Po otwarciu brzucha, wątrobę trzeba wraz z naczyniami odciąć, przepłukać (nie może być w niej krwi dawcy) schłodzić, wyjąć. Wszystkie naczynia wypreparować, tak by kolejny zespół transplanotologów dostał już organ gotowy do wszycia.
W trakcie operacji z Warszawy dzwoni koordynator. Musi się upewnić, czy wątroba dawcy nadaje się do przeszczepu. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tak. - Bardzo ładna wątroba - mówi do telefonu Michał Korba. - nie stłuszczona, ostry brzeg, bierzemy. Ola Dołęga dopytuje o wielkość narządu, bo ta wątroba jest dla Kasi, drobnej czterdziestolatki, ważącej niespełna 50 kilogramów. Z dawcą łączy ją rzadka grupa krwi. To nie koniec testów. Wycinki pobrane przy operacji trafią na błyskawiczne badania jeszcze przed wszyciem, by wykluczyć ryzyko przeniesienia chorób, na przykład nowotworu.
W sali chirurdzy preparują więzadła, a w Warszawie Ola Dołęga budzi kolejnymi telefonami instrumentariuszki, anestezjologów, chirurgów. Kolejne dwa zespoły transplantacyjne, kilkanaście osób musi zacząć przygotowywać się do operacji. Kasia już wie, że wątroba nadaje się do przeszczepienia. Nie zmrużyła oka, zaśnie dopiero na stole, po znieczuleniu przedoperacyjnym.
Zatrzymanie, godz. 6.42
- Muszę wiedzieć dokładnie, która jest godzina - mówi doktor Korba. To druga ważna godzina do zanotowania w papierach. Pierwsza to godzina śmierci, stwierdzonej przez specjalną komisję. Druga to zatrzymanie krążenia na sali operacyjnej. Najbardziej przejmujący moment operacji, gdy rytmiczne pikanie aparatury zastępuje charakterystyczny, zimny długi pisk. Serce już nie bije, nie tłoczy krwi do narządów. Po krótkiej chwili dłoń dawcy wystająca spod zielonego prześcieradła bieleje.
Moment zatrzymania aparatury jest najtrudniejszym momentem pobrania - mówi Edyta Walczak, pielęgniarka anestezjologiczna z dwudziestoletnim stażem pracy - Nie mówię, że mam koszmary po każdym pobraniu, ale to kosztuje.
- Marzena Wyrwich dodaje: - Nie możemy tego rozpamiętywać. My po prostu staramy się jak najlepiej wykonać swoją robotę, staramy się raczej myśleć o tej osobie, która czeka na narząd, bo chcemy jej uratować życie.
Jest 6.42.
Po lód do McDonalda
Od teraz zaczyna się czas tzw. zimnego niedokrwienia, czyli okres, który powinien być jak najkrótszy. Wątroba musi trafić do biorcy w ciągu kilku, najdalej 12 godzin. Potem nie będzie się już nadawać do przeszczepienia.
Do brzucha dawcy chirurdzy wsypują lód, obok na stoliku jest już przygotowana, również wypełniona lodem miska, do której schłodzona wątroba trafi zaraz po wyjęciu jej z brzucha. Marzena Wyrwich tłucze z całej siły w zamrożone torby z lodem.
- Kiedyś jechaliśmy z wątrobą z daleka, w straszny upał - opowiada - na sygnale wjeżdżaliśmy pod McDonalda z prośbą o lód, bo się nam błyskawicznie topił, nawet w izotermicznym pojemniku, w którym transportujemy narządy.
Po wyjęciu wątroby chirurdzy preparują naczynia, a drugi zespół transplantacyjny zaczyna pobranie nerek. Jedną z nich zespół z Warszawy zabierze do centrum Zdrowia Dziecka.
W Warszawie zaczynają się przygotowania do operacji Kasi. Drugi zespół transplantologów będzie wycinał chorą wątrobę, czeka tylko na wyniki badań histopatologicznych pobranych wcześniej wycinków. Trzeci zespół wszyje Kasi zdrowy organ. Karetka jest już w drodze do Warszawy, cały czas na sygnale, bo to już czas porannych korków, a na jest trasie spory ruch. Chirurdzy - Michał Korba i Sebastian Piotrowicz - zasypiają w ułamku sekundy. Nie przeszkadza im niemiłosierne wycie syreny. - Do wycia jesteśmy przyzwyczajeni - mówi Marzena. Jest wykończona, mówi, ze musi "się odmóżdżyć", czyta Chmielewską, w końcu zasypia.
Minęły trzy miesiące od udanej operacji przeszczepu wątroby. Kasia czuje się świetnie.
Niektóre szczegóły dotyczące dawcy i biorcy zostały zmienione.
Autorka dziękuje profesorowi Markowi Krawczykowi i profesorowi Krzysztofowi Zieniewiczowi za umożliwienie nagrań audio i wideo oraz pomoc merytoryczną w realizacji tematu.
Specjalne podziękowania dla:
Chirurga transplantologa, prof. Rafała Paluszkiewicza, Chirurga transplantologa, prof. Pawła Nyckowskiego, chirurga, dr Michała Korby, chirurga dr Sebastiana Piotrowicza, Chirurga, dr Piotra Giereja, chirurga, dr Ireneusza Grzelaka, chirurga dr Michała Skalskiego, chirurga dr Mariusza Grodzickiego, chirurga dr Piotra Smotera, chirurga dr Piotra Kalinowskiego, anestezjologa, dr Aleksandry Święch-Zarzyckiej, koordynatora transplantacji Aleksandry Dołęgi, instrumentariuszek Marzeny Wyrwich, Grażyny Nowakowskiej, Joli Budny, pielęgniarkom anestezjologicznym Edycie Walczak, Joli Waleriańczyk, Anecie Klimaszewskiej oraz całemu zespołowi i personelowi Katedry i Kliniki Chirurgii Ogólnej. Transplantacyjnej i Wątroby Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|